Nr 4 (157) Kwiecień 2018 - Stowarzyszenie CROSS
Baner

Nr 4 (157) Kwiecień 2018

CROSS 4/2018

ISSN 1427-728X   ROK XVI   Nr 4 (157)   Kwiecień 2018 r.

Miesięcznik informacyjno-szkoleniowy Stowarzyszenia Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki Niewidomych i Słabowidzących "Cross"

Adres redakcji:

00-216 Warszawa
ul. Konwiktorska 9,
tel.: 22 412 18 80
e-mail: redakcja@cross.org.pl

Redaguje zespół w składzie:

  • Marta Michnowska - Redaktor naczelna
  • Anna Baranowska - Zastępca redaktor naczelnej
  • Barbara Zarzecka - Korekta

Opracowanie graficzne:

Studio Graficzne Novelart

Skład, druk, oprawa i kolportaż:

EPEdruk Spółka z o.o.
ul. Konwiktorska 9, 00-216 Warszawa

Nakład:

1000 egzemplarzy

Miesięcznik dofinansowuje Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych


 

Spis treści

Słodko-gorzkie refleksje - Andrzej Szymański

Podsumowanie - opr. AB

Powrót do Rio de Janeiro - Mirosław Jurek

Mocny początek  - Łukasz Skąpski

Czas próby - Marta Michnowska

Półfinał bez niespodzianek - Leszek Stefanek

Wiosna na torach  - Jadwiga Rogacka

Wiadomości

Sport we krwi - Andrzej Szymański

Android - Mateusz Liszewski

Słony rachunek - BWO

Kalendarz imprez

Gramy w szachy - Ryszard Bernard

Gramy w warcaby - Damian Jakubik

Niepełnosprawni skorzystają z nowego systemu SOW

 


 

igrzyska paraolimpijskie

 

Słodko-gorzkie refleksje

 18 marca zakończyła się zimowa paraolimpiada w Pjongczangu. Nasi sportowcy wrócili do kraju z tarczą, Igor Sikorski wywalczył bowiem brązowy medal w slalomie. Z poprzedniej paraolimpiady, w Soczi, nie przywieźliśmy żadnego krążka.

Na polskiej ekipie duże wrażenie wywarły ceremonie otwarcia i zamknięcia igrzysk. Zostały wspaniale i profesjonalnie przygotowane. Wioska olimpijska była nowoczesna, sportowcy mieszkali w 15-piętrowych blokach, w jedno- i dwuosobowych pokojach z aneksem kuchennym i dwoma łazienkami na pięciu mieszkańców. Stołówka mieściła kilkaset osób, posiłki były różnorodne i smacz-ne, nie tylko w wydaniu azjatyckim. W wiosce znajdował się sklep spożywczy, można też było kupić pamiątki. Obsługa wszędzie była bardzo miła i uczynna.

 Jak pisaliśmy już w artykułach poprzedzających igrzyska, do rywalizacji paraolimpijskiej zakwalifikował się zawodnik Związku Kultury Fizycznej „Olimp”, słabowidzący narciarz Piotr Garbowski. Towarzyszył mu przewodnik Jakub Twardowski i trener Kazimierz Cetnarski. Zanim przyszło do startów, Piotrek z Kubą kilka dni trenowali i zapoznawali się z trasami biegowymi. A potem ruszyli do boju. Mogło być lepiej, ale było, jak było.

 W biathlonie w biegu na 7,5 km Piotr zajął szesnaste miejsce, a na 12,5 km – dwunaste. W biegu narciarskim na 1,5 km klasykiem był dziesiąty. Od punktowanego
miejsca i stypendium dzieliły go tylko 4 sekundy. W biegu na 10 km klasykiem – miejsce dziewiąte (39 sekund za wolno do stypendium). Na dystansie 20 km stylem dowolnym – też dziewiąte miejsce (i 29 sekund dzielące go od stypendium). Sztafeta 4 x 2,5 km – znowu dziewiąte miejsce. A przecież po pierwszej zmianie Piotrek przyprowadził sztafetę na 3. miejscu! Ogólnie w biegach Garbowski był drugim zawodnikiem z polskiej ekipy, po Witoldzie Skupieniu (sportowiec bez dłoni).

Na koreańskiej paraolimpiadzie triumfowały reprezentacje Ukrainy, Białorusi, Francji, Kanady, USA, Szwecji, Niemiec, Korei Południowej, Finlandii, Norwegii. Z pozostałymi nasi rywalizowali jak równy z równym. Natomiast co do obsługi wspomagającej (smarowacze i testerzy nart, informatorzy na trasach itp.) Polacy byli daleko w tyle z powodu braku takich osób w ekipie. Ze sprzętem też mogłoby być lepiej.

Co mówi trener Cetnarski…

…o zadaniach na przyszłość dla narciarstwa biegowego i biathlonu.

– Aby dobić do średniego poziomu światowego, musimy zmienić system szkolenia. Trzeba wciągać w te dyscypliny sportowe więcej dzieci i młodzieży. Zwiększyć nabór do tego sportu już od szkoły podstawowej. Po startach krajowych, czyli mistrzostwach Polski, wybierać najlepszych, powołać szerokie kadry juniorów i seniorów. Zabezpieczyć im odpowiednie warunki, czyli stypendia, sprzęt, trenerów, opiekę medyczną, przewodników, obozy letnie i zimowe, odpowiednie starty krajowe i zagraniczne, by zawodnicy nabierali doświadczenia. Dlaczego tak dobrze wypadła na igrzyskach reprezentacja Ukrainy? Bo wielu jej zawodników trenowało w wysokiej klasy ośrodku sportów zimowych w bieszczadzkich Siankach, niedaleko polskiej granicy. My nie mamy u siebie podobnej bazy. A szkoda.

Następna sprawa – finanse. Zawodnikom „Startu” zapewniono dobre warunki do treningów – pięć obozów zimowych na lodowcach w Austrii. A nasz Piotrek był na 10-dniowym obozie na Słowacji, a w styczniu i lutym trenował na 400-metrowych płatach śniegu pod domem, czyli w okolicach Rymanowa i w Ptaszkowej. Po skończonej dniówce w stolarni trenował w warunkach chałupniczych, na pożyczonym sprzęcie. Gdyby miał trochę szczęścia w Korei i zdobył punktowane miejsce i stypendium, to miałby rozwiązaną sprawę na najbliższy rok czy dwa.

Czego potrzeba do solidnego przygotowania się do igrzysk czy mistrzostw świata? Stypendium, obozów letnich i zimowych, opieki medycznej, psychologicznej, dietetyka, odnowy biologicznej i sprzętu najwyższej klasy. Reasumując, Piotr Garbowski jest obecnie najlepszym narciarzem biegowym wśród osób słabowidzących. Jest wzorem dla młodych sportowców. Od lata powinien przygotowywać się do mistrzostw świata w Kanadzie. I być może do następnej paraolimpiady.

Piotr Garbowski mówi, że…

…ma mieszane uczucia co do swoich startów w Pjongczangu.

– Z jednej strony znaleźć się w czterech startach w pierwszej dziesiątce – to jest jednak osiągnięcie. Z drugiej, gdybym w jednym z tych startów pobiegł cztery sekundy szybciej, to byłaby pełnia szczęścia. Miałbym stypendium i mógłbym się spokojnie przygotowywać do następnego sezonu. Nie musiałbym dokładać ze swych ciężko zarobionych pieniędzy na rzeczy potrzebne do treningów i startów. Bez tego zastrzyku finansowego nie da się przygotować do sezonu zimowego i rywalizacji o dobre wyniki. Sponsorów nie miałem i do tej pory nie mam. Chcę jednak podziękować szefowi z pracy, który znalazł mi jednorazowe wsparcie od firmy EXALO DRILLING S.A., oddział w Krośnie. Bardzo też dziękuję wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób pomogli mi w przygotowaniach do paraolimpiady.

Andrzej Szymański

 

aaa

 

Podsumowanie

  • Do rywalizacji w XII Zimowych Igrzyskach Paraolimpijskich Pjongczang 2018 przystąpiła rekordowa liczba 567 zawodników z 49 krajów. Najliczniejszą reprezentację wystawili Amerykanie – 68 zawodników.
  • Sportowcy rywalizowali w sześciu dyscyplinach: narciarstwie biegowym, narciarstwie alpejskim, biathlonie, parasnowboardzie, hokeju na sledgach oraz curlingu na wózkach.
  • Znicz paraolimpijski zapaliła curlingowa para gospodarzy – medalistki paraolimpiady Vancouver 2010 i olimpiady Pjongczang 2018 – co miało podkreślić jedność ruchu.
  • Podczas ceremonii otwarcia sportowcy Korei Południowej i Północnej przemaszerowali pod jedną flagą.
  • Chorążym polskiej reprezentacji na ceremonii otwarcia był mieszkający w Wieliczce 34-letni Kamil Rosiek (ZSON „Start” Nowy Sącz), uczestnik aż trzech ostatnich igrzysk w biegach narciarskich i biathlonie. Podczas ceremonii zamknięcia igrzysk polską flagę niósł Igor Sikorski – zdobywca brązowego medalu w slalomie.
  • Najwyżej w rankingu medalistów uplasowali się Amerykanie, którzy zdobyli 36 medali: 13 złotych, 15 srebrnych i osiem brązowych. Drudzy w kolejności byli neutralni sportowcy paraolimpijscy (NPA), co w praktyce oznacza zawodników z Rosji, na miejscu trzecim uplasowali się Kanadyj Polska z jednym brązowym znalazła się na 25. pozycji w tej klasyfikacji.
  • Aż pięcioro zawodników zawiozło do swych krajów po sześć krążków: Niemka Andrea Eskau, Michalina Łysowa (NPA), Ukrainka Oksana Szyszkowa (wszystkie 2-3-1), Amerykanin Daniel Cnossen (1-4-1) i Kanadyjczyk Mark Arendz (1-2-4).
  • Indywidualnie najwięcej razy na podium stawała słowacka słabowidząca alpejka Henrieta Farkasova, która wraz z przewodniczką Nataly Subrtovą wywalczyła pięć medali – cztery złote i srebrny.
  • Trzynaście złotych medali ma obecnie w swoim dorobku Kanadyjczyk Brian McKeever, który w Pjongczangu zdobył indywidualnie trzy złote medale (i brąz w sztafecie). Ten słabowidzący sportowiec to numer jeden wśród biegających na nartach mężczyzn.
  • Po raz pierwszy złote medale zimowych paraigrzysk zdobyli sportowcy z Chin, Chorwacji, Kazachstanu i Korei Południowej.
  • Po Pjongczangu dorobek startów naszej reprezentacji w zimowych igrzyskach paraolimpijskich to 45 medali: 11 złotych, sześć srebrnych i 28 brązowych.

Opr. AB


Powrót do spisu treści

kolarstwo

 

Powrót do Rio de Janeiro

Najważniejszą imprezą parakolarską na początku tego sezonu były mistrzostwa świata w konkurencjach torowych, które odbyły się w Rio de Janeiro między 22 a 25 marca. W zawodach tych Polskę reprezentował tandem Marcin Polak – Michał Ładosz. Najlepszym wynikiem naszych kolarzy było 5. miejsce w wyścigu na dystansie 4 kilometrów.

Torowe MŚ w Rio były pierwszymi zawodami, w których nasi kolarze mieli szansę zdobyć punkty w kwalifikacjach do igrzysk paraolimpijskich Tokio 2020. Proces kwalifikacji będzie trwał ponad dwa lata, a w ostatecznym rozrachunku każdy punkt może być na wagę złota, czyli decydować o wyjeździe do Japonii. Z tego powodu ZKF „Olimp” planował wysłanie do Brazylii silnej ekipy, w której mieli być również aktualna mistrzyni świata w torowej konkurencji scratch Anna Harkowska oraz czołowy tandem globu Iwona Podkościelna – Aleksandra Tecław. Niestety, plany te pokrzyżowały problemy zdrowotne wymienionych zawodniczek, wykluczające je ze startu. W tej sytuacji reprezentowanie polskiego parakolarstwa w torowych mistrzostwach świata spoczęło na barkach tandemu Marcin Polak – Michał Ładosz. Zawodnicy przygotowali się do tych ważnych wyścigów bardzo solidnie. W styczniu trenowali na torze w Pruszkowie, odbyli badania lekarskie w Centralnym Ośrodku Medycyny Sportowej oraz testy wydolności w warszawskim Instytucie Sportu, od 9 do 23 lutego ćwiczyli na zgrupowaniu szosowym w Lloret de Mar na hiszpańskim wybrzeżu, a w marcu kontynuowali przygotowania torowe. Warto podkreślić, że podczas zajęć w Pruszkowie korzystali z pomocy wybitnego specjalisty w dziedzinie kolarstwa torowego, trenera Grzegorza Krejnera. Marcin Polak i Michał Ładosz, oprócz wielu trofeów wywalczonych na szosie, mają w swoim dorobku również brązowy medal torowych mistrzostw świata, zdobyty w 2015 roku w Apeldoorn w wyścigu na 4 kilometry. Uzyskali wtedy czas 4:22,18. Rok później na mistrzostwach świata w Montichiari nasi zawodnicy pojechali szybciej – 4:19,77 – lecz wystarczyło im to zaledwie do zajęcia 8. miejsca. Podczas igrzysk paraolimpijskich Rio de Janeiro 2016 poziom rywalizacji tandemów na dystansie 4 kilometrów imponująco wzrósł. Zwycięski tandem brytyjski Stephen Bate – Adam Duggleby ustanowił nowy rekord świata, osiągając czas 4:08,146. Marcin i Michał ponieśli w tym wyścigu dotkliwą porażkę – zajęli dopiero 11. miejsce. Jeszcze większy dramat przeżyli na trasie szosowego wyścigu ze startu wspólnego – musieli się wycofać i nie dojechali do mety. Przyczyną tych niepowodzeń była kontuzja Michała, która pokrzyżowała wielkie paraolimpijskie plany i pogrzebała medalowe nadzieje naszego najlepszego tandemu. W 2017 roku kłopoty zdrowotne pilota zostały zażegnane, a duet Polak – Ładosz powrócił do światowej elity, zdobywając na szosowym czempionacie w Pietermaritzburgu tytuł mistrzów świata w wyścigu na czas i brązowy medal w wyścigu ze startu wspólnego. Tegoroczne torowe mistrzostwa świata były dla nich okazją do powrotu do Rio de Janeiro i szansą na odczarowanie tego pechowego miejsca dobrym wynikiem. Na treningach i sprawdzianach w Pruszkowie zawodnicy prezentowali wysoką i stabilną formę, co dawało podstawę do pozytywnych przewidywań przed ich startem w Brazylii. Optymizm nie opuszczał nas po przylocie na miejsce, ponieważ podróż, choć długa i uciążliwa, przebiegła bez zakłóceń, a dobre warunki zakwaterowania i wyżywienia w hotelu usytuowanym w bliskim sąsiedztwie toru kolarskiego pozwoliły dość szybko zregenerować siły. Niestety nie wszystko układało się po naszej myśli, a utrapieniem, które mocno nam dokuczało i nie mieliśmy na nie żadnego wpływu, były warunki atmosferyczne. W Rio panowały bowiem ponad 30-stopniowe upały, które dawały się we znaki również pod dachem welodromu. Nasz czterodniowy pobyt przed startem był za krótki na aklimatyzację. Obawy z tym związane potwierdziły się, niestety, podczas startu na 4 kilometry. Początek był bardzo dobry, bo pierwszy kilometr nasi reprezentanci przejechali z trzecim czasem. Problemy zaczęły się po pokonaniu połowy dystansu. Jak relacjonowali później zawodnicy, zaczęło brakować im tlenu w płucach i siły w mięśniach. Ostatecznie uzyskali czas 4:19,100 i zakończyli rywalizację na piątym miejscu. Lokata całkiem przyzwoita, lecz czas budzi niedosyt. Kolejny swój start, tym razem na dystansie 1 kilometra, nasz tandem ukończył z czasem 1:04,943, co dało mu 12. miejsce. Niedużo lepszą, bo 10. lokatę zajęli rekordziści świata i zwycięzcy na 4 kilometry, Brytyjczycy Bate i Duggleby, co dowodzi, że wyścig na 1 kilometr to domena sprinterów, do których Marcin Polak i Michał Ładosz nie należą.

 Podsumowując, występ naszego tandemu w mistrzostwach świata w Rio de Janeiro wstydu nam nie przyniósł. Piąta lokata w wyścigu na 4 kilometry oraz 64 punkty do kwalifikacji paraolimpijskich mają swoją wartość i niejeden tandem może tylko pomarzyć o takim dorobku. Faktem jest jednak, że chociaż Rio de Janeiro zostało w jakimś stopniu przez Marcina i Michała odczarowane, to tak nie do końca…

Tekst i zdjęcia Mirosław Jurek


Powrót do spisu treści

showdown

 

Mocny początek

Topowi polscy zawodnicy, zdobywcy drużynowego mistrzostwa Europy w showdownie w roku 2016, a także drużynowego mistrzostwa świata oraz licznych złotych, srebrnych i brązowych medali w rozgrywkach indywidualnych przygotowują się do powtórzenia wcześniejszych sukcesów. A okazja jest wyjątkowa, bo w tym roku mistrzostwa Europy w showdownie odbędą się w Polsce.

Tegoroczny kalendarz imprez w tej dyscyplinie obfituje, wzorem minionych lat, w liczne międzynarodowe turnieje odbywające się w całej Europie. Niemożliwością, zarówno organizacyjną, jak i finansową, jest obecność na wszystkich, dlatego reprezentanci polskiej kadry showdownu startują wyłącznie na tych największych i najmocniej obsadzonych. Styczniowy turniej Pajulahti Games w Finlandii oraz marcowy czeski turniej BSC Prague Showdown Cup były pierwszymi imprezami o dużym znaczeniu. Poza oczywistą korzyścią w postaci zdobytych punktów rankingowych, które mogą się przełożyć na liczbę dodatkowych reprezentantów na mistrzostwach Europy, starty w tych zawodach pozwoliły zdobyć wiedzę na temat techniki gry najgroźniejszych rywali i poznać ich słabe strony. A taka wiedza przybliża do sukcesu w postaci upragnionego trofeum – złotego krążka na najważniejszym turnieju sezonu. Najlepsi zawodnicy kadry: Elżbieta Mielczarek, Krystian Kisiel, Adrian Słoninka oraz Łukasz Byczkowski trenują więc intensywnie i startują w zawodach, by ponownie stanąć na podium mistrzostw Europy w showdownie – tym razem w Polsce.

Pajulahti Games to coroczna impreza sportowa dla osób niepełnosprawnych, w trakcie której rozgrywane są turnieje w różnych dyscyplinach. W tym roku, wzorem minionych lat, wzięło w niej udział blisko dwustu niepełnosprawnych sportowców z całej Europy. W turnieju showdownu swoje reprezentacje wystawiło dziewięć krajów: Włochy, Finlandia, Estonia, Rosja, Francja, Holandia, Niemcy, Szwajcaria oraz Polska. Rywalizowało 45 osób – 16 kobiet oraz 29 mężczyzn. Polskę reprezentowali mistrzyni Polski Elżbieta Mielczarek oraz Łukasz Byczkowski, zdobywca czwartego miejsca na ostatnich mistrzostwach Polski. Turniej rozgrywany był na pięciu stołach, pod nadzorem dziesięciu sędziów.

W Finlandii polscy zawodnicy zdani byli jedynie na własne siły, gdyż z powodu ograniczeń finansowych nie towarzyszyli im trenerzy. Było to dla nich dodatkowe wyzwanie, któremu jednak podołali bez najmniejszego problemu, udowadniając swój wysoki poziom sportowy. Elżbieta Mielczarek zajęła drugie miejsce, a Łukasz Byczkowski dwunaste.

Czeski turniej BSC Prague Showdown Cup był drugim w tym sezonie tak silnie obsadzonym wydarzeniem międzynarodowym. Swoje reprezentacje wystawiło aż jedenaście krajów: Słowenia, Włochy, Polska, Finlandia, Francja, Rosja, Czechy, Słowacja, Niemcy, Belgia i Dania. Do rywalizacji stanęło 59 osób, w tym 17 kobiet oraz 32 mężczyzn. Polskę reprezentowali: Elżbieta Mielczarek, mistrz Polski Krystian Kisiel, wicemistrz Polski Adrian Słoninka, druga wicemistrzyni Polski Monika Szwałek, a także zajmujący kolejne miejsca w rankingu: Łukasz Byczkowski, Tomasz Winkler i Wacław Karczewski. Towarzyszyli im trenerzy Lubomir Prask i Łukasz Skąpski. Zawodnicy walczyli na pięciu stołach, a grę oceniało dziesięciu sędziów.

Turniej w Pradze był sprawdzianem formy dla naszej najlepszej trójki – Elżbiety Mielczarek, Adriana Słoninki i Krystiana Kisiela – oraz testem dla pozostałych polskich reprezentantów. Nasi czołowi zawodnicy mieli za zadanie zastosować wyuczone zagrywki, serwy oraz techniki defensywne. Zadaniem Moniki Szwałek, Łukasza Byczkowskiego, Wacława Karczewskiego oraz Tomasza Winklera było samodzielne opracowywanie taktyki na każdy mecz na podstawie posiadanej wiedzy o przeciwnikach.

Czeski turniej okazał się poważnym wyzwaniem dla polskiej reprezentacji. Elżbieta Mielczarek zajęła trzecie miejsce, Adrian Słoninka również trzecie, Monika Szwałek dziewiąte, Krystian Kisiel jedenaste, Łukasz Byczkowski siedemnaste, Wacław Karczewski dwudzieste ósme, a Tomasz Winkler trzydzieste miejsce.

Dwa pierwsze turnieje sezonu pokazały wysoką formę polskiej kadry showdownu. Miejsca zajmowane na poszczególnych imprezach nie do końca odzwierciedlają jednak rzeczywisty poziom gry naszych zawodników. W trakcie turniejów realizują oni bowiem pewne założenia taktyczne, co czasami nie przekłada się na wynik. Należy pamiętać, że najważniejszy turniej to sierpniowe mistrzostwa Europy, do których polscy kadrowicze są właśnie przygotowywani.

W sezonie przed mistrzostwami zaplanowane są jeszcze dwa starty polskiej reprezentacji. Pierwszym z nich jest udział w majowej imprezie Pisa Open – Michal Wrzesinski Memorial. Turniej ten jest ważny z dwóch względów. Po pierwsze ma to być, jak mówią organizatorzy, największa impreza showdownu w historii tej dyscypliny, a po drugie – turniej dedykowany jest Michałowi Wrzesińskiemu, wspaniałemu trenerowi, międzynarodowemu sędziemu showdownu, który opuścił nas niespodziewanie w zeszłym roku. Drugi start zaplanowany jest w czerwcu na Litwie.

Początek sezonu wygląda obiecująco, a wyniki i miejsca zajmowane przez polskich zawodników wydają się doskonałą prognozą na zbliżające się mistrzostwa Europy. Może tym razem uda się sięgnąć po indywidualne złoto? Polskie środowisko showdownu czeka na tę chwilę z wielką niecierpliwością.

Łukasz Skąpski


Powrót do spisu treści

Czas próby

O zbliżających się wielkimi krokami mistrzostwach Europy w showdownie i o wyzwaniach na najbliższy czas – z Łukaszem Skąpskim, trenerem polskiej kadry showdownu i prezesem bydgoskiej „Łuczniczki”, rozmawia Marta Michnowska.

Marta Michnowska: – Wreszcie! Trochę musieliśmy na to poczekać, ale w końcu Polska będzie w sierpniu gospodarzem ważnego showdownowego wydarzenia. Czy długo trzeba było zabiegać o przyznanie organizacji imprezy tej rangi?

Łukasz Skąpski: – Prawdę mówiąc, nie będzie to pierwszy tak duży turniej show-
downu organizowany w naszym kraju. W minionych dwóch latach Polska gościła zawodników z całego kontynentu na European Top Twelve, turnieju uchodzącym za najtrudniejszy w corocznym kalendarzu imprez. To niezwykle prestiżowe wydarzenie, w którym bierze udział 12 najlepszych zawodniczek oraz 12 najlepszych zawodników z europejskiego rankingu showdownu, prowadzonego przez IBSA (International Blind Sport Association).

Osobiście nie prowadziłem negocjacji w sprawie przyznania Polsce mistrzostw Europy, ale z mojego wieloletniego doświadczenia wynika, że w grę mogło wchodzić spełnienie takich warunków, jak: przygotowanie stosownego miejsca do gry (odpowiednio wytłumione sale do ustawienia stołów), właściwa baza hotelowa, zapewnienie odpowiedniej liczby stołów oraz sędziów, a także stosownej komisji lekarskiej nadającej kategorie startowe. Myślę, że fakt wieloletniej już dominacji polskich zawodników na arenie międzynarodowej też nie był bez znaczenia.

– No właśnie – przecież już od lat Polacy, a w szczególności jedna Polka, potrafią nieźle namieszać w europejskich rankingach… Należało nam się, prawda?

– Bez wątpienia Ela Mielczarek, bo pewnie ją ma pani na myśli, to od wielu sezonów jedna z najjaśniejszych gwiazd na showdownowym firmamencie. Trudno wymienić nawet jej wszystkie osiągnięcia. Do pełni szczęścia polskiej ekipie brak tylko indywidualnego złota mistrzostw Europy i świata. Ela nie jest jednak jedyną polską zawodniczką tej klasy. Od pewnego czasu Krystian Kisiel, młody zawodnik z Wrocławia, udowadnia wszystkim, że showdown w Polsce to nie tylko Ela. Jego zeszłoroczne indywidualne srebro mistrzostw świata jest najlepszym tego dowodem. Ponadto nie należy też zapominać o kolejnym wrocławianinie – Adrianie Słonince – który od wielu lat jest graczem z najwyższej półki i obawia się go cały showdownowy światek. Wiele nadziei pokładam też w kolejnych zawodniczkach z polskiego rankingu. Młodziutka Agnieszka Bardzik z Lasek, Monika Szwałek z Wrocławia, a także Joanna Pożarycka z Olsztyna nie powiedziały jeszcze swojego ostatniego słowa. Myślę, że tegoroczny sezon pozwoli im udowodnić, że w Polsce rosną godne rywalki dla światowej kobiecej czołówki showdownu. Jednak i panowie nie pozostają w tyle. Tomasz Winkler oraz Łukasz Byczkowski z Wrocławia, Przemysław Knaź z Przemyśla, Paweł Ejzenberg z Olsztyna oraz powracający w tym roku do kadry Wacław Karczewski z Lublina to także bardzo dobrze rokujący gracze.

– Jak przygotowuje się kadra do mistrzostw? Czy na tę szczególną okazję zaplanowano specjalny plan treningowy?

– Mistrzostwa Europy oraz mistrzostwa świata to imprezy cykliczne, odbywające się naprzemiennie co dwa lata. Pod koniec każdego sezonu, niejako wieńcząc rozgrywki, odbywa się turniej ETT. W trakcie całego roku – począwszy od fińskiego turnieju w styczniu, czeskich marcowych gier, po majowy turniej we Włoszech – odbywają się mniej lub bardziej regularnie liczne imprezy showdownu. Taki układ kalendarza sprawia, że zawodnicy niemal przez cały rok muszą prezentować wysoką formę. W związku z tym przygotowania do tegorocznych mistrzostw Europy nie odbiegają jakoś od cyklu treningowego z minionych lat. Można jednak wyróżnić kilka etapów przygotowań. Są to po kolei: treningi budujące siłę, następnie szybkość oraz wytrzymałość zawodnika. Na tych czynnikach można budować technikę gry. Przy tak napiętym kalendarzu występów bardzo istotne jest właściwe rozmieszczenie poszczególnych faz treningu tak, aby szczyt formy trafił na najważniejszą imprezę sezonu.

Niestety, niewystarczające środki finansowe nie pozwalają mi organizować niezbędnej liczby konsultacji indywidualnych z zawodnikami oraz zgrupowań. W związku z tym od lat radzę sobie z problemem, próbując współpracować ściśle z macierzystymi klubami poszczególnych członków kadry. Turnieje i szkolenia organizowane przez kluby stają się więc okazją do podnoszenia umiejętności kadry.

– Marzą nam się medale właśnie na ME organizowanych na ojczystej ziemi. Czy to trudne zadanie dla trenera? Jakie wyzwania organizacyjne stoją przed Panem?

– Z mojego trenerskiego punktu widzenia mistrzostwa Europy, czy to organizowane w Polsce, czy gdzie indziej, to tak naprawdę takie samo wyzwanie. Staram się nie wywierać dodatkowej presji na zawodników i nie podkreślam tego, że te mistrzostwa, ze względu na ich lokalizację, to jakieś szczególne wydarzenie. Zawodnicy znają swoją wartość i wiedzą, że muszą dać z siebie wszystko. Nie ukrywam jednak, że złoto wywalczone na ojczystej ziemi to jednak coś.

– Wydaje się Pan dość młody, a w Stowarzyszeniu pełni Pan odpowiedzialne funkcje. Jak udało się osiągnąć taką pozycję?

– Po ostatnich wyborach w Stowarzyszeniu „Cross”, nie ukrywam, zostałem zaskoczony propozycją objęcia stanowiska trenera polskiej kadry showdownu, którą złożył mi wiceprezes Mirosław Mirynowski. Nie zagłębiając się w powody podjęcia takiej decyzji przez zarząd, mogę tylko powiedzieć, że w ówczesnej sytuacji uznano mnie za jedyną osobę, która może się podjąć tego zadania. Rozpoczynając swoją współpracę z „Crossem”, byłem przekonany, że będę pełnił funkcję tylko przez krótki czas, niezbędny do powołania na to stanowisko kogoś z pełniejszymi kwalifikacjami. Jak widać, mija trzeci rok, a ja w dalszym ciągu pełnię tę funkcję. Patrząc wstecz, myślę, że były to bardzo trudne lata, jednak osiągnięcia polskiej kadry showdownu napełniają mnie dumą. Cieszę się, że jest mi dane współpracować z tak wspaniałymi sportowcami i całą rzeszą trenerów, instruktorów, sędziów. To właśnie oni są przede wszystkim osobami, którym należy gratulować i dziękować, co, korzystając z okazji, niniejszym czynię.

– Jest Pan nie tylko trenerem, ale i zawodnikiem. Czy jeszcze czynnym? Ile lat już Pan gra? Jakie są Pana największe sukcesy?

– Moja przygoda z showdownem, a następnie wielka miłość do tego sportu rozpoczęła się w 2010 roku. Wtedy właśnie odbyły się pierwsze mistrzostwa Polski w tej dyscyplinie. Showdown ujął mnie tym, że jest od podstaw wymyślony przez niewidomych i dla niewidomych. Nie jest to adaptacja jakiejś dyscypliny sportowej uprawianej przez osoby pełnosprawne, ale właśnie sport, w którym niewidomi mogą w pełni wykorzystać swoje przymioty, do których należy niewątpliwie wyczulony słuch. Cały czas staram się grać w showdown, nie ukrywam jednak, że moja forma jest daleka od ideału. Liczne obowiązki związane z funkcją trenera kadry, a także społecznie pełnione funkcje, w tym funkcja prezesa klubu „Łuczniczka” Bydgoszcz, obowiązki zawodowe, a także najbardziej zaszczytna rola ojca trzyipółletniej córeczki Natalki oraz męża kochanej i nieustannie wspierającej mnie Agnieszki nie pozostawiają mi wiele czasu na treningi. Staram się jednak grać w każdej wolnej chwili. Nawet pół godziny spędzone przy stole jest dla mnie wielką radością i daje mi siłę do dalszej pracy. Moim największym osiągnięciem w showdownie jest brązowy medal z trzecich mistrzostw Polski. Medalem, z którego jestem jednak najbardziej dumny, jest złoty medal drużynowych mistrzostw Polski zdobyty w drużynie Wrocławia, a wręczony mi po turnieju przez Adriana Słoninkę, Łukasza Byczkowskiego oraz Monikę Szwałek jako podziękowanie za mój wkład w rozwój showdownu w Polsce i za wysiłek związany z pełnieniem funkcji trenera kadry. Był to dla mnie wspaniały moment, który daje mi siłę do dalszego działania w chwilach słabości i zniechęcenia.

– Czy warto uprawiać showdown?

– Polskie środowisko showdownu stara się propagować ten sport na różne sposoby. W prasie środowiskowej, ale i w tej ogólnopolskiej, a także na licznych portalach internetowych, w radiu i telewizji pokazują się różne materiały na ten temat. Myślę, że warto poświęcić chwilę czasu i zapoznać się z tymi publikacjami. Nic jednak nie zastąpi kontaktu na żywo. Trzeba poczuć rakietkę w dłoni, usłyszeć piłeczkę, a reszta dzieje się sama. Showdown jest sportem, który zaraża od pierwszego kontaktu. Zapraszam wszystkie zainteresowane osoby do wzięcia udziału np. we wrześniowym turnieju organizowanym przez „Łuczniczkę” w Poddąbiu. Będzie to już druga taka impreza organizowana przez mój klub. Na rozgrywkach pojawi się kwiat polskiej kadry instruktorskiej, która w trakcie nieśpiesznego towarzyskiego turnieju postara się pokazać tajniki showdownu i wyjaśnić wszelkie wątpliwości związane z uprawianiem tej wspaniałej dyscypliny.

Kolejną okazją do spotkania się z showdownem są organizowane przez „Cross” mistrzostwa Polski. Poprzedzają je dwa półfinały, w których w myśl regulaminu może wziąć udział reprezentant każdego klubu zrzeszonego w Stowarzyszeniu. Wszystkie zainteresowane osoby zapraszam oczywiście do mojego klubu, gdzie postaram się pokazać i objaśnić zasady gry. Dokładny kalendarz imprez dostępny jest na stronie internetowej Stowarzyszenia. Informacje dotyczące turniejów organizowanych przez „Łuczniczkę” można znaleźć pod adresem www.łuczniczka.org.pl.

– Czego życzyć Panu i naszej reprezentacji na najbliższy czas – czas próby?

– Myślę, że pierwszym oczywistym życzeniem dla polskiej kadry jest zdobycie worka medali, z wisienką na torcie w postaci kompletu złotych krążków z tegorocznych mistrzostw Europy. A kolejnym życzeniem może być dalszy prężny i niezakłócony rozwój showdownu w naszym kraju. A jeżeli mogę prosić o coś dla siebie, to poproszę o dodatkowy ósmy dzień w tygodniu. I jeszcze może jakieś kilka ekstra godzin w ciągu doby…

– A więc spektakularnego sukcesu! Już dziś trzymamy kciuki. Dziękuję za rozmowę i – powodzenia!

***

Łukasz Skąpski – ur. 22 kwietnia 1983 r., mieszka i pracuje w Bydgoszczy, w Stowarzyszeniu „Cross” pełni funkcję trenera polskiej kadry showdownu i jest prezesem Pomorsko-Kujawskiego Klubu Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki Niewidomych i Słabowidzących „Łuczniczka” w Bydgoszczy. Czynnie uprawia showdown, kolarstwo, biegi, triathlon. Zainteresowania: gra na gitarze.


Powrót do spisu treści

warcaby

 

Półfinał bez niespodzianek

Nowy sezon warcabowy w Stowarzyszeniu „Cross” rozpoczął się w tym roku w Krynicy-Zdroju. W dniach 16-25 marca w tutejszym pensjonacie Gaborek odbył się turniej półfinałowy XXII Mistrzostw Polski Niewidomych i Słabowidzących w Warcabach.

W tym roku odstąpiono od przeprowadzenia fazy ćwierćfinałowej. Do półfinału dopuszczono tylko zawodników z co najmniej II kategorią warcabową, co zapowiadało ciekawą walkę od początku rywalizacji. Stawką było dziewięć przepustek do 12-osobowego finału, który w tym roku odbędzie się w maju w Ustce. W gronie 38 uczestników reprezentujących 14 klubów znajdowało się aż 21 osób, które mają już na koncie przynajmniej jeden finał MP rozegrany systemem kołowym. Do gry nie przystąpił obecny w Krynicy Dominik Kasperczyk, który z powodu problemów zdrowotnych trafił do szpitala. Zawody rozegrano systemem szwajcarskim na dystansie dziewięciu rund. Tempo gry wynosiło 90 minut.

Na starcie zanotowano kilka niespodziewanych rozstrzygnięć. Należy zaliczyć do nich zwłaszcza porażkę Mikołaja Fiedoruka z Tadeuszem Lachem, a także remisy faworytów – Ryszarda Sudera (z Ryszardem Szachniewiczem) i Krzysztofa Pichlaka (z Romanem Januszewskim). Po dwóch rundach z kompletem punktów pozostawało już tylko czterech zawodników: Andrzej Jagieła, Ryszard Biegasik, Michał Czarski i Zenon Sitarz. Dobry start to zwykle potężny kapitał w tak wyrównanym turnieju. Zawodnicy „Podkarpacia” Przemyśl mogą mieć jednak odmienne zdanie na ten temat. O ile Jagieła poszedł za ciosem i pewnie wygrał turniej, o tyle Sitarz zanotował trzy porażki z rzędu (!) i już na półmetku zawodów stracił praktycznie wszelkie szanse na finał. Próbował wprawdzie jeszcze walczyć i po trzech kolejnych zwycięstwach stanął w ostatniej rundzie przed szansą awansu, ale jego nadzieje przekreślił Czarski, który zainkasował dwa punkty, zapewniając sobie drugi stopień podium.

Dużo więcej szczęścia od Sitarza miał Mikołaj Fiedoruk. Zaczął od porażki i dalej też szło mu jak po grudzie. Stracił m.in. po punkcie z Petronelą Dapkiewicz i Andrzejem Gasiulem. Na plus wyszedł dopiero w siódmej rundzie po wygranej z Janem Miecznikowskim. W ostatniej partii potrzebował do szczęścia zwycięstwa. Trafił na Józefa Tołwińskiego, pewnego już awansu kolegę klubowego. Kolega nie zawiódł i Mikołaj, dzięki wygranej, nie tylko wszedł do finału, lecz również … na podium krynickich zawodów.

Tylko trzej zawodnicy uzyskali wynik lepszy niż plus 2 (co najmniej 12 p.), co świadczy o bardzo wyrównanym poziomie, a także – w wielu przypadkach – o asekuracyjnej, pozbawionej większego ryzyka grze. Dla porównania – w ubiegłym roku 12 p. nie wystarczyło Maksymilianowi Karczewskiemu do awansu (był dopiero dziesiąty). W tym roku po 11 p. uzyskało dziewięć osób i tylko trzy z nich odpadły z dalszej rywalizacji.

Przed ostatnią rundą pewni awansu mogli być jedynie Jagieła i Tołwiński. W korzystnej sytuacji znajdowali się Biegasik oraz świetnie dysponowany w Krynicy Mirosław Mirynowski, którzy trafili na siebie i obu urządzał remis. Na kojarzenie nie mogli też narzekać zawodnicy „Victorii” Białystok – Ewa Wieczorek (potrzebowała remisu z Jagiełą) i wspomniany już Fiedoruk. Dwaj Krzysztofowie – Pichlak i Furtak – grali ze sobą i nie mogli być pewni, czy remis im wystarczy. Obaj mieli po 10 p., podobnie jak Suder i Olejnik, którzy zmierzyli się w derbowym pojedynku. Tu remis był korzystny tylko dla Olejnika. Do końca o awans musiał też walczyć Czarski, bo Sitarza, jego przeciwnika, interesowało wyłącznie zwycięstwo. Na debiut w finale kołowym miał nadzieję wicemistrz Polski sprzed dwudziestu lat Ryszard Pawłowski, który zaliczył bardzo udany turniej. Wygrał m.in. z Biegasikiem, po siedmiu rundach zajmował trzecią lokatę, ale po porażce z Jagiełą potrzebował dwóch punktów w ostatniej partii z grającym o pietruszkę Mirosławem Grabskim. Nieszczęśliwie dla siebie wywalczył tylko jeden...

Mimo zaciętej walki w ostatniej rundzie (przynajmniej na kilku stołach) tylko dwie partie zawodników z czołówki zakończyły się wygraną. Zwycięstwa odnieśli, o czym wspomniałem wyżej, Fiedoruk i Czarski. W pozostałych partiach padły remisy, które spowodowały tylko jedną istotną zmianę w tabeli: Furtak wyprzedził Pichlaka lepszym wartościowaniem i zajął ostatnie premiowane awansem miejsce. Zawodnik „Jutrzenki” Częstochowa musi zadowolić się rolą pierwszego rezerwowego, chociaż jego szanse na występ w finale wydają się spore, gdyż uprawniona do gry w obu finałach, kobiet i mężczyzn, Ewa Wieczorek musi z jednego z nich zrezygnować (odbędą się w tym samym terminie).

Inny dylemat ma Ryszard Suder, który należy do kadry „Crossu” w szachach i warcabach. Według najnowszych wytycznych Ministerstwa Sportu i Turystyki z którejś kadry będzie musiał zrezygnować. Gdyby np. w Czechach obowiązywały tak absurdalne przepisy, na igrzyskach zimowych w Pjongczangu Czesi zdobyliby mniej medali. Ester Ledecka wywalczyła bowiem dwa złote medale olimpijskie w dwóch różnych dyscyplinach sportu (narciarstwie alpejskim i snowboardzie). Okazuje się, że w Polsce taki numer by nie przeszedł...

 Przebieg półfinału był na ogół zgodny z oczekiwaniami i nie zanotowano większych niespodzianek. Za taką można uznać chyba tylko awans Mirynowskiego (bez porażki w całym turnieju!), ale on zna już smak udziału w finale. Na początku rozgrywek pozytywnie zaskoczyła Dapkiewicz, która wygrała m.in. z Edwardem Kozłowskim i Suderem oraz zremisowała z Fiedorukiem. Niespodzianki in minus to niewątpliwie brak awansu takich zawodników, jak: Suder (czujący jeszcze chyba trudy finału szachowego), Sitarz (aż cztery porażki!), Kuziel (bez porażki, ale tylko jedna wygrana) czy Grabski (pozbawiony wsparcia swej żony, Ewy).

Skład finału uzupełnią medaliści z roku ubiegłego: Leszek Stefanek („Hetman” Lublin), Stanisław Jędrzycki („Sudety” Kłodzko) i Edward Twardy („Sudety” Kłodzko).

Normy na kandydata na mistrza wypełnili: Olejnik (druga norma), Mirynowski i Furtak. Największe zyski rankingowe zanotowali: Mirynowski (+31), Jagieła (+23), Pawłowski (+20), Furtak (+19) i Lach (+18).

Zawody sędziował Leszek Łysakowski. Koordynatorem imprezy był Jerzy Hanus.

Leszek Stefanek

Zawodnicy, którzy awansowali do finału:

  1. Andrzej Jagieła („Podkarpacie” Przemyśl) 14 p.
  2. Michał Czarski („Hetman” Lublin) 12 p.
  3. Mikołaj Fiedoruk („Victoria” Białystok) 12 p.
  4. Józef Tołwiński („Victoria” Białystok) 11 p.
  5. Mirosław Mirynowski („Zryw” Słupsk) 11 p.
  6. Bernard Olejnik („Warmia i Mazury” Olsztyn) 11 p.
  7. Ryszard Biegasik („Victoria” Białystok) 11 p.
  8. Ewa Wieczorek („Victoria” Białystok) 11 p.
  9. Krzysztof Furtak („Hetman” Lublin) 11 p.

Zawodnicy rezerwowi:

  1. Krzysztof Pichlak („Jutrzenka” Częstochowa) 11 p.
  2. Ryszard Pawłowski („Kormoran” Giżycko) 11 p.
  3. Ryszard Suder („Warmia i Mazury” Olsztyn) 11 p.
  4. Mirosław Grabski („Jantar” Gdańsk) 10 p.
  5. Wacław Morgiewicz („Victoria” Białystok) 10 p.
  6. Zenon Sitarz („Podkarpacie” Przemyśl) 10 p.
  7. Jerzy Czech („Cross Opole”) 10 p.
  8. Tomasz Kuziel („Łuczniczka” Bydgoszcz) 10 p.

 


Powrót do spisu treści

kręgle

 

Wiosna na torach

Ostatnia dekada kwietnia obfitowała na kręgielniach w wydarzenia rangi mistrzostw Polski. Jako pierwsi do ostatecznego boju o tytuły najlepszych ruszyli kręglarze klasyczni.

 Nowy sezon rozpoczął się dla nich w pierwszych dniach marca. Wówczas w eliminacjach wystartowało 84 niewidomych i słabowidzących zawodników z 14 klubów, z czego do finałów dostało się po osiem osób z kategorii B2 i B3 oraz po 6 z kat. B1. Z tej grupy 20 kwietnia br. 44 zawodników kolejny raz musiało oddać po 120 rzutów. Do ścisłego finału, który odbył się następnego dnia, awansowały 32 osoby i dopiero między nimi rozgorzała prawdziwa walka o miejsca na podium. Liczyła się suma punktów uzyskanych podczas czterech gier półfinałowych i czterech finałowych, czyli wynik z 240 rzutów.

Niby nie powinno być przypadkowości, ale niekiedy różnica punktowa była na tyle mała, że o lokacie naprawdę decydował dopiero ostatni rzut. Tak było w kategorii B2, zarówno u kobiet, jak i mężczyzn. Anna Barwińska („Omega” Łódź) rzuciła fenomenalnie w ostatniej grze – 185 p. Do złotego medalu zabrakło jej zaledwie dwóch punktów. Dodać należy, że strąciła prawie 1300 kręgli. Tyle samo pinów zabrakło Stanisławowi Fortkowskiemu („Pogórze” Tarnów) do srebra, czyli do Władysława Wakulińskiego („Łuczniczka” Bydgoszcz), a od nowego mistrza Polski Mieczysława Kontrymowicza („Warmia i Mazury” Olsztyn) dzieliło go tylko 10 kręgli. W B3 kobiet Jolanta Krok-Sabaj („Podkarpacie” Przemyśl) wypracowała sobie w eliminacjach prawie 40-punktową przewagę, którą utrzymała do końca, choć Irena Curyło („Pogórze” Tarnów) dzielnie odrabiała straty. Podobnie było wśród panów w tej kategorii. Grzegorz Kanikuła z „Hetmana” Lublin, który jako jedyny na tych mistrzostwach pokonał barierę 700 p., nie oddał najwyższej lokaty. Za nim na podium stanęli Daniel Jarząb z „Tęczy” Poznań i Albert Sordyl z „Pogórza” Tarnów. Panie w kategorii B1 pozostały na pozycjach wywalczonych w półfinałach. Królowała Regina Szczypiorska („Morena” Iława), druga była Mieczysława Stępniewska („Omega” Łódź), a z brązowym medalem powróciła do domu dawno nie widziana na torach Agnieszka Smoła („Morena” Iława). Z największym spokojem mógł walczyć o medal Zdzisław Koziej („Hetman” Lublin), ponieważ po pierwszych czterech grach miał sto punktów, i to z nawiązką, więcej niż Szczepan Polkowski („Morena” Iława). W finale zagrał rewelacyjnie jak na zawodnika z grupy startowej B1 (639 p.) i z miażdżącą przewagą po raz kolejny został mistrzem Polski.

Wszyscy medaliści stanęli na podium, by odebrać swoje krążki z rąk koordynator zawodów Moniki Grzybczyńskiej. Z kolei sędzię główną Bożenę Polak, po dwóch dniach intensywnej pracy na torach, czekała następna rola – tym razem selekcjonera. Kilka dni po zakończonych mistrzostwach trener wybrała z kadry 14-osobową reprezentację Polski (tyle kobiet ilu mężczyzn) na mistrzostwa Europy, które od 1 do 8 czerwca będą odbywały się w rumuńskiej miejscowości Targu Mures. Życzymy wybranym pobicia indywidualnych rekordów, a całej drużynie sukcesów!

Jadwiga Rogacka

 

Mistrzostwa Polski niewidomych i słabowidzących w kręglach klasycznych

20-21.04.2018 r., Tomaszów Mazowiecki

Kobiety

B1

  1. Regina Szczypiorska („Morena” Iława) (518 + 481) 999 p.
  2. Mieczysława Stępniewska („Omega” Łódź) (486 + 461) 947 p.
  3. Agnieszka Smoła („Morena” Iława) (451 + 384) 835 p.

B2

  1. Jadwiga Rogacka („Pionek” Włocławek) (657 + 638) 1295 p.
  2. Anna Barwińska („Omega” Łódź) (627 + 666) 1293 p.
  3. Jadwiga Szamal („Omega” Łódź) (595 + 630) 1225 p.

B3

  1. Jolanta Krok-Sabaj („Podkarpacie” Przemyśl) (635 + 614) 1249 p.
  2. Irena Curyło („Pogórze” Tarnów) (593 + 632) 1225 p.
  3. Emilia Sawiniec („Hetman” Lublin) (597 + 614) 1211 p.

Mężczyźni

B1

  1. Zdzisław Koziej („Hetman” Lublin) (623 + 639) 1262 p.
  2. Szczepan Polkowski („Morena” Iława) (484 + 460) 944 p.
  3. Stanisław Chmura („Podkarpacie” Przemyśl) (404 + 490) 894 p.

B2

  1. Mieczysław Kontrymowicz („Warmia i Mazury” Olsztyn) (651 + 636) 1287 p.
  2. Władysław Wakuliński („Łuczniczka” Bydgoszcz) (635 + 644) 1279 p.
  3. Stanisław Fortkowski („Pogórze” Tarnów) (641 + 636) 1277 p.

B3

  1. Grzegorz Kanikuła („Hetman” Lublin) (713 + 668) 1381 p.
  2. Daniel Jarząb („Tęcza” Poznań) (692 + 685) 1377 p.
  3. Albert Sordyl („Pogórze” Tarnów) (691 + 668) 1359 p.

 


Powrót do spisu treści

wiadomości

 

Biegi

Najważniejsza piątka roku

W Łapach koło Białegostoku odbył się kolejny bieg pamięci Waldemara Kikolskiego, wybitnego słabowidzącego biegacza, triumfatora maratonów na paraolimpiadach w Atlancie i Sydney, mistrza Europy i świata. Bieg to jednocześnie mistrzostwa Polski niewidomych i słabowidzących na 5 km.

W imprezie startowali biegacze pełnosprawni, z dysfunkcją wzroku oraz z innymi niepełnosprawnościami. Sygnał do startu dała zawodnikom Krystyna Grabowska, była dyrektor Ośrodka Kultury Fizycznej w Łapach i inicjatorka powstania biegu. Pełna długość biegu w Łapach to 5,5 km, dlatego pomiar czasów dla dystansu 5 km, na jakim odbywały się mistrzostwa Polski, był wykonywany przez obsługę techniczną. Trasa prowadziła ulicami Łap. Od początku do końca utrzymywało się bardzo duże tempo, każdy czuł wewnętrzną presję, by właśnie tutaj dać z siebie wszystko, na co go stać.

Na mecie w kategorii open pierwszy był Andrzej Leończuk, który na dystansie 5,5 km zwyciężył z czasem 18 minut i 34 sekundy. Najlepszym słabowidzącym zawodnikiem był Tomasz Chmurzyński. Wśród niewidomych triumfował Grzegorz Powałka. Bieg ukończyła także jedna słabowidząca zawodniczka – Maria Dobies. W kategorii niepełnosprawnch z powodu ogólnego stanu zdrowia na pierwszym miejscu przybiegł Maciej Dąbrowski.

 Od organizatorów biegu w Łapach najlepsi zawodnicy otrzymali nagrody, a od Stowarzyszenia „Cross” – puchary. Miłym akcentem kończącym wydarzenie było również przekazanie Wiesławowi Miechowi książki o historii Łap, którą wręczył mu sam jej autor Stanisław Kosicki. Prosił on, by przekazać książkę Ryszardowi Sawie, niewidomemu uczestnikowi wielu biegów im. Waldemara Kikolskiego – o czym zresztą w niej wspomina.

Organizację mistrzostw Polski niewidomych i słabowidzących w biegu na dystansie 5 km dofinansował PFRON w ramach projektu Stowarzyszenia „Cross” „Wspólny start 2018 (…)”.

Mistrzostwa Polski niewidomych i słabowidzących w biegu na 5 km

27-29.04.2018 r., Łapy

Kobiety

  1. Maria Dobies („Syrenka” Warszawa) 00:27,58

Mężczyźni

Słabowidzący

  1. Tomasz Chmurzyński („Łuczniczka” Bydgoszcz) 00:19,18
  2. Zenon Dudka („Syrenka” Warszawa) 00:20,21
  3. Zdzisław Żemajko („Syrenka” Warszawa) 00:20,27
  4. Sławomir Jeżowski („Syrenka” Warszawa) 00:26,29
  5. Paweł Petelski („Jantar” Gdańsk) 00:28,05
  6. Wiesław Miech („Syrenka” Warszawa) 00:32,37

Niewidomi

  1. Grzegorz Powałka („Syrenka” Warszawa) 00:27,53
  2. Dariusz Cholewczyński („Łuczniczka” Bydgoszcz) 00:32,38

AB

 

Kluby

Mamy nowe kluby

Do grona organizacji zrzeszonych w Stowarzyszeniu „Cross” dołączyła niedawno kolejna. To powstałe w marcu 2017 r. Dolnośląskie Stowarzyszenie Aktywizacji Niepełnosprawnych. Inicjatorami jego utworzenia byli Adam Wołczyński i Michał Madaliński, a głównym powodem powstania była chęć gry w showdown i upowszechnienia tej dyscypliny sportu w regionie wałbrzyskim. W tym roku organizacja trafiła pod skrzydła Stowarzyszenia „Cross” i uchwałą zarządu powołała klub sportowy „DoSAN” Wałbrzych. Pod takim właśnie szyldem prezentują się w rozgrywkach zawodnicy sekcji showdownu, bowlingu i strzelectwa laserowego wałbrzyskiego stowarzyszenia.

Życzymy powodzenia i sukcesów sportowych!

Kontakt dla osób zainteresowanych ofertą sportową klubu „DoSAN”:

Dolnośląskie Stowarzyszenie Aktywizacji Niepełnosprawnych,

  1. M. Wańkowicza 15/8,

58-304 Wałbrzych,

tel. 608 101 752,

dosan.walbrzych@gmail.com

Inny nowo powstały klub to:

Inegracyjne Stowarzyszenie Aktywności Fizycznej Niewidomych, Słabowidzących i Przewodników „Guide” Wrocław – pan Dariusz Rutkowski, tel. 507 067 266, drutkowski@iz.pl

AB

 

Warcaby

Znamy szczęśliwą dziewiątkę

W dniach 6-15 kwiatnia 2018 r. we Władysławowie odbył się półfinał mistrzostw Polski kobiet niewidomych i słabowidzących w warcabach stupolowych.

Do współzawodnictwa, z wielką ochotą i – jak zawsze – z wiarą w zwycięstwo przystąpiło 39 zawodniczek. Panie przygnało tu zamiłowanie do gry w warcaby, ale nie bez znaczenia był też wybór miejsca zawodów, o co zadbał koordynator przedsięwzięcia Piotr Łożyński. Po raz pierwszy nasze warcabistki gościł ośrodek Willa Pomorzanka we Władysławowie. W wolnych od gry chwilach panie relaksowały się i budowały tężyznę fizyczną, spacerując brzegiem skąpanego w kwietniowym słońcu Bałtyku.

Gra w warcaby jest na pewno wielką pasją wszystkich zawodniczek, które przyjechały na ten półfinał. Poświęcają one wiele czasu na treningi w swoich klubach i na udział w zawodach krajowych czy – jak te najlepsze – w turniejach mistrzostw Europy i świata. Uczestniczki z wielką determinacją, zapałem i nadzieją na zdobycie kolejnych dwóch punktów przystępowały do każdej gry. Po kilku rundach utworzyła się czołówka, która do ostatniej minuty walczyła o zdobycie upragnionych nominacji. Również po zakończonych partiach emocjom nie było końca. Była wielka radość po wygranej i chwile smutku po porażce. Panie z uwagą analizowały przebieg gry, szukały błędów, ale też zagrań, z których mogą być dumne.

Do finału MP w warcabach stupolowych zakwalifikowały się:

  1. Teresa Bonik
  2. Teresa Borowiec
  3. Władysława Jakubaszek
  4. Alina Renkowska
  5. Grażyna Skonieczna
  6. Dorota Szela
  7. Barbara Wentowska
  8. Irena Wnuk
  9. Barbara Wójcik

Wyrazy uznania i podziękowanie należą się głównemu sędziemu turnieju, panu Janowi Kotkowi, który z wielkim zaangażowaniem, profesjonalizmem i znajomością rozgrywek osób z dysfunkcją wzroku sędziował nasze zawody.

W miłej i koleżeńskiej atmosferze czas mijał wyjątkowo szybko. Wróciłyśmy do naszych klubów, żeby pogłębiać umiejętności i czekać cały rok na kolejne spotkanie w tak dużym gronie miłośniczek warcabów stupolowych. Ja na pewno będę czekała.

Alicja Pogorzelska


Powrót do spisu treści

sylwetki

 

Sport we krwi

Ze Sławkiem Jeżowskim, facetem, który się nie poddaje, rozmawia Andrzej Szymański.

– Wiem, że w ciągu ostatnich dwóch lat miałeś problemy ze zdrowiem.

– W 2016 roku, po mistrzostwach Polski w kolarstwie, zaczęły się kłopoty z nogami. Ból mięśni nie pozwalał mi wejść na czwarte piętro do mieszkania. Ja, facet wysportowany, siadałem na schodach i ciężko dyszałem. Lekarz skierował mnie na badanie morfologii. I co się okazało? Wskaźnik hemoglobiny wynosił cztery jednostki, podczas gdy norma jest powyżej dwunastu. Medycy szybko postawili diagnozę – szpiczak mnogi. I zaczęła się walka o zdrowie. Byłem osłabiony, kaszlałem, miałem wysoką gorączkę. W szpitalu wojskowym na Szaserów w Warszawie przyjąłem w lutym zeszłego roku dwie serie chemii. Dobrze na nią reagowałem, lepiej niż inni chorzy. Jesienią lekarze zdecydowali o przeszczepie moich komórek macierzystych. Trzy tygodnie leżałem w izolatce, faszerowany chemią. Przez dziesięć dni byłem wyłączony z życia, podłączony do kroplówki. Po trzech tygodniach wyniki badania krwi były na tyle zadowalające, że wypisano mnie ze szpitala.

– Całkowicie wyrwałeś się tej paskudnej chorobie?

– Myślę, że tak. Doktor powiedział mi, że w pewnym sensie sport mnie uratował. Poza tym, będąc tak osłabionym, nigdy nie poddawałem się, nie miałem czarnych myśli. Nie siedziałem w fotelu, coś tam robiłem – odrobinę pływałem, wolniutko pedałowałem na rowerze, truchtałem.

– Ile masz lat?

– Mój rocznik to 1961. Jako sześciolatek miałem wypadek i nie widzę na jedno oko. Skończyłem szkołę i w 1989 roku zacząłem pracę w stolicy w spółdzielni niewidomych na ulicy Jana Kazimierza, w której przepracowałem 25 lat. Zawsze ciągnęło mnie do sportu, więc w 1990 roku wystartowałem w Kielcach na mistrzostwach Polski niewidomych. Biegałem na 100, 200 i 400 metrów – bez sukcesu. Rok później wywalczyłem srebrny medal na 400 m i brązowy na 200 m.

– No dobrze, ale jak się przestawiłeś z tych sprintów na długie dystanse?

– To w pewnym stopniu zasługa Ani Grotkowskiej, obecnie Baranowskiej. To ona namówiła mnie na treningi na stadionie Warszawianki. Tam była bieżnia, zresztą podła, siłownia, sauna. Poznałem fajnych chłopaków: Wieśka Miecha, Ryśka Sawę i ludzi z Lasek. Później na obozach trenowała nas Ania Bukis.

– Wiem, znam te klimaty. Przez kilka lat razem trenowaliśmy…

– Nie pamiętam, kto mnie namówił na pierwszy maraton. To był 1994 rok. Nigdy nie zapomnę, jak po pięciu kilometrach zostawiłem za sobą tytanów: Waldka Kikolskiego i Tomka Chmurzyńskiego. I co dalej? Zapłaciłem za ten durny sprint i wysiadłem po trzydziestym kilometrze. Oni byli już na mecie, a ja jeszcze człapałem. Zameldowałem się po 3 godz. i 40 minutach. Na początku nie miałem sukcesów, ale satysfakcję z ukończenia biegu.

– Ile ich zaliczyłeś do tej pory?

– Czterdzieści trzy maratony i drugie tyle półmaratonów. Przebiegłem również w Kaliszu sto kilometrów.

– Czterdzieści dwa kilometry to morderczy dystans. Według mnie wystarczy jeden bieg w ciągu roku…

– W najlepszym okresie, tzn. w 2008 roku, zaliczyłem cztery maratony. Nie każdy był na sto procent, ale średnio miałem czasy w granicach trzech godzin. A najlepszy to 2 godz. 51 min. Co ciekawe, wszystkie moje rekordy padały w maratonie warszawskim.

– Gdzie startowałeś poza Polską?

– W Europie były to: Berlin, Londyn, Paryż, Barcelona, Wiedeń, Praga, Frankfurt, Koszyce. W USA: Boston i Nowy Jork.

– Który maraton najmilej wspominasz? Nie chodzi o wynik, a o atmosferę zawodów.

– Wszystkie te biegi były dla mnie fajnym przeżyciem. Te zagraniczne to niemożliwy do wyobrażenia doping na ulicach. Kibicowały nam setki tysięcy ludzi. Pamiętam, że we Frankfurcie nad Menem ostatnie sześć kilometrów trasy prowadziło przez starówkę. Ludzie zrobili taki wąski szpaler, poklepywali cię, dotykali, dopingowali. To była niesamowita mobilizacja do finiszu!

– Wtedy świetne czasy w grupie osób z dysfunkcją wzroku osiągali Waldek Kikolski i Tomek Chmurzyński…

– Tak, oni byli najlepsi, a ja zawsze byłem tym trzecim. Żeby się przygotować, przebiegałem rocznie około pięciu tysięcy kilometrów. Ważne było obuwie sportowe. Jak zaczynałem biegać maratony, to była mizeria, ale teraz rynek jest tak bogaty, że można przebierać jak w ulęgałkach.

– Miałeś jakieś kontuzje?

– Chwała Bogu, nie. Teraz, po trzydziestu latach, czuję ścięgna Achillesa, szybciej się męczę.

– Co ci dało bieganie, czy tylko szczupłą sylwetkę?

– To też, ale również systematyczność w życiu codziennym i umiejętność planowania.

– Kiedy po raz ostatni pokonałeś maraton?

– W 2013, w Bostonie i w Poznaniu. Czasy na mecie były już nie najlepsze – w granicach 3,5 godziny. W Bostonie zająłem z moim przewodnikiem 3. miejsce w swojej kategorii wiekowej.

– Oprócz biegania również sportowo tańcowałeś. Opowiedz o tym.

– Do tej dyscypliny też namówiła mnie Ania Baranowska. Zjawiłem się na pierwszym obozie treningowym w Smardzewicach nad zalewem Sulejowskim, który wtedy prowadził Lubomir Prask z Wrocławia. I zaczęła się przygoda na parkiecie, która trwała od 2001 do 2012 roku. Trenował nas w Warszawie Marcin Błażejewski z żoną Dorotą. Niestety, w 2012 roku lekarz ortopeda zabronił mi łączenia biegów z tańcami, bo nogi nie wytrzymają.

– Jakie mieliście sukcesy?

– Spore. Samych pierwszych miejsc zdobyliśmy z Anią ze 20 w kategorii tańców standardowych i latynoamerykańskich.
W 2008 roku udało się nam wygrać wszystkie finały w kategoriach senior zaawansowany  i open na mistrzostwach Polski w Warszawie.

– Przechodzimy do trzeciego rozdziału twych sportowych wyczynów, czyli do kolarstwa.

– Lekarz zabronił mi tańczyć w 2010 roku (miałem wtedy zrobioną artroskopię kolana), ale zalecił mi rower. Myślał, że będę kręcił po dziesięć kilometrów dziennie, ale to nie leży w moim charakterze. Zacząłem się ścigać, na początku sam, a potem na tandemie. Nie było różowo. Koledzy cykliści mówili mi: jak przejedziesz dziesięć tysięcy kilometrów w sezonie, to zobaczymy, co z ciebie wyrośnie. Nie miałem wielkich sukcesów jako kolarz i wtedy pomyślałem: a może spróbować triathlonu?

– No, to mamy już czwarte wyzwanie w twym sportowym życiorysie.

– Pierwszy triathlon, a właściwie taki minisprint, zaliczyłem w Płocku w 2013 roku. Imprezę organizował klub „Delta” Płock: 375 m pływania, 8 km rowerem i 2,5 km biegu. Zająłem 55. miejsce z czasem 48 minut. Najsłabszy byłem w pływaniu. Najbardziej koszmarny start miałem w Siedlcach, też na podobnym dystansie. Dla faceta słabowidzącego najgorsza była trasa rowerowa w lesie, między drzewami i krzakami. Ile razy ja tam glebę zaliczyłem, nie pamiętam.

– A twój najdłuższy triathlon – gdzie miał miejsce?

– Zanim o nim opowiem, to dodam jeszcze, że miałem epizod z tzw. ćwiartką Ironmana, czyli 950 m pływania, 45 kilometrów na rowerze i 10 km biegu. Osiągnąłem czas 3 godz. 6 min.

– Pozwól, Sławek, że się pochwalę. Ja na tym dystansie skończyłem zawody w 2 godz. 50 min. A startowałem razem z Wieśkiem Miechem. Pokonał mnie nieznacznie w biegu. W ilu triathlonach startowałeś?

– W dziewięciu. A jeżeli chodzi o ten najdłuższy, to historia jest nieprawdopodobna. W listopadzie 2017 wypisano mnie ze szpitala i od razu przyszła myśl, by wystartować w połówce triathlonu. Tylko kiedy? Organizm wyjałowiony, osłabiony, więc trzeba powolutku wracać do formy. Ale decyzja zapadła. Kolega triathlonista, Leszek Bukowski z Płocka, zaczął mnie stopniowo przygotowywać do startu. Od stycznia tego roku biegałem po 5 km, 20 km na rowerze w piwnicy, od marca pływanie. Dystans niebagatelny: 1900 metrów pływania, 90 km rowerem i 21 km biegu. Założenie było takie, by ukończyć zawody, ale się nie napinać. Pokazać ludziom, że pokonałem chorobę i potrafiłem się zmobilizować. 20 maja, w Płocku, Leszek cały czas mi towarzyszył. Dla niego to był trening, jest młodszy i dłużej startuje. Ze 145 osób nie ukończyło zawodów 25. Ludzi wykańczały na trasie rowerowej strome podjazdy o nachyleniu 12 proc. A ja najgorzej wypadłem w pływaniu. Dobiegłem do mety w 7 godz. i 6 min. I już wybiegam myślami w przyszłość i widzę się na starcie tego prawdziwego Ironmana: 3,6 km pływanie, 180 km rower, 42 km bieg.

Sławek, powiedz mi, co robisz z tymi zdobytymi przez lata pucharami? Trzymasz je w piwnicy?

– Tak, część jest w piwnicy: te taneczne, biegowe, rowerowe, triathlonowe. Ale najważniejsze ustawiłem w mieszkaniu na czterometrowej półce.

– Podsumowując naszą rozmowę: pokonałeś chorobę i w pięć miesięcy po opuszczeniu szpitala szarpnąłeś się na ciężki start. I cel został osiągnięty. Przez 30 lat zmagasz się ze sobą i realizujesz swoje plany.

– Tak, jestem takim zdyscyplinowanym typem. Musiałem wszystko sobie ułożyć – życie rodzinne, pracę i sport. I chyba sporo mi się udało.

– Twój znak zodiaku to…

– Baran, ten łagodny, kwietniowy.

***

Sukcesy Sławka na długich dystansach

Biegi 100-kilometrowe. Ukończył ich 5, jego najlepszy czas to 9 godz. 25 min. 

Bieg 24-godzinny. W takiej imprezie startował dwukrotnie. W 2008 r. w Krakowie pobił swój rekord życiowy – przebiegł 161,302 km i znalazł się w pierwszej dziesiątce amatorów w Polsce.

Maratony polskie i zagraniczne. W 1994 r. wystartował w maratonie po raz pierwszy. Najlepszy czas w maratonie polskim to 2 godz. 51 min. 47 sek. Od 1999 r. – dziewięciokrotny mistrz Polski w kategorii T12/B2 (słabowidzący). Ogółem przebiegł 43 maratony, w tym 15 zagranicznych (Londyn, Praga, Frankfurt nad Menem, Walencja, Luksemburg, Rzym, Berlin, Paryż, Wiedeń, Nowy Jork, Boston (tutaj w 2013 r. zajął 3. miejsce wśród słabowidzących biegaczy). Podczas 30. maratonu w Berlinie uzyskał najlepszy swój czas za granicą: 2:55,18.

Czteroetapowy Bieg Pokoju Pamięci Dzieci Zamojszczyzny. Wziął udział w 13 takich biegach. Jego najlepszy czas, w jakim pokonał 100 km, to 7 godz. 5 min. 14 sek.

Pozostałe dystanse w biegach ulicznych, z jakimi się mierzy, to 5, 10, 15 i 21 km. Zdobywał tytuły mistrza Polski również i na tych dystansach. Jego najlepszy czas w półmaratonie to 1:15,07. 

Triathlon. Zaczął startować w tej dyscyplinie w 2013 r. Już w tym samym roku wziął udział w dwóch triathlonach: w Płocku (na 127 zawodników zajął 57. miejsce) i w Siedlcach, gdzie zajął 2. miejsce w kat. osób niepełnosprawnych. Łącznie przebiegł dziewięć triathlonów na różnych dystansach: cztery w Płocku, po jednym w Poznaniu, Bydgoszczy, Olsztynie, Nieporęcie i Siedlcach.

 


Powrót do spisu treści

technologie

 

Android

Telefony z ekranem dotykowym stały się w Polsce popularne na początku 2008 roku. Każdy producent oferował urządzenia z innym systemem operacyjnym. Przy wyborze telefonu kierowaliśmy się wtedy nie tylko jego parametrami, lecz także tym, który system najbardziej nam się podoba. Na szczęście całkiem spora firma ze Stanów postanowiła zakończyć rozpasanie w tym temacie.

Android wchodzi do gry

Google stworzyło Androida w 2008 roku jako system, który miał być uniwersalny i instalowany na wszystkich telefonach dotykowych, a wkrótce na smartfonach. Dzisiejszy rynek smartfonów pokazuje, że plan Amerykanów się powiódł. Założeniem twórców Androida było przede wszystkim ułatwienie korzystania z dostępu do internetu. Starsze telefony niby miały już dostęp do internetu, a nawet wbudowane aplikacje Facebooka czy YouTube’a, ale wszystko to chodziło topornie i często potrzebny był drogi pakiet internetowy od operatora, bo o WiFi nie każdy producent pomyślał. Już w pierwszym urządzeniu z Androidem był wbudowany moduł WiFi, dzięki czemu mogliśmy obejrzeć film na YouTubie, napisać czy odebrać maila, skorzystać z popularnej wyszukiwarki Google bez konieczności korzystania z pakietu danych, który trzeba zakupić u operatora sieci. Pierwszym urządzeniem z tym innowacyjnym systemem był telefon Era G1 od producenta HTC – dotykowy telefon z wysuwaną, pełnowymiarową klawiaturą, która w kolejnych modelach została zastąpiona przez klawiaturę ekranową systemu Android.

Ułatwienia dostępu w Androidzie

Początkowo ułatwienia dostępu nie były proste w obsłudze, jak np. w dostępnych wersjach Symbiana, jednak w aktualizacji 4.0.3 wszystko zostało poprawione. Przede wszystkim ułatwienia dostępu dla niewidomych dostały nazwę TalkBack. Czytnik ekranowy działa szybko i sprawnie, a jedyne, co trzeba zrobić, żeby go uruchomić, to włączyć jedną opcję w ustawieniach lub przytrzymać oba klawisze głośności przez trzy sekundy. W najnowszych wersjach Androida można, poza funkcją screen readera, znaleźć w ustawieniach opcje wysokiego kontrastu albo pogrubienia, zmiany lub powiększenia czcionki. Można również zmienić parametry czytającego głosu oraz sposób, w jaki chcemy np. odbierać telefon. Możemy to zrobić za pomocą naciśnięcia właściwych klawiszy fizycznych telefonu lub klikając w odpowiednie miejsce na ekranie. Generalnie androidowe ułatwienia dostępu pozwalają dostosować działanie smartfona do upodobań i potrzeb użytkownika. Oprócz tego producent systemu umożliwił programistom innych firm dodawanie do systemu aplikacji jeszcze bardziej ułatwiających życie codzienne osób niepełnosprawnych. Powstały aplikacje umożliwiające rozpoznawanie kolorów za pomocą aparatu, monet i banknotów, czytanie tekstu z książki, broszury czy nawet dokumentu. Programy można pobrać z systemowego sklepu, który również jest świetnie udźwiękowiony przez zintegrowany z Androidem „czytak”. Oczywiście do obsługiwania większości funkcji smartfon potrzebuje stałego dostępu do internetu.

Lepiej nie oszczędzać

Niestety, jak wszyscy dobrze wiemy, są rzeczy lepsze i gorsze, w tym przypadku droższe i tańsze. Kupując smartfona z Androidem za 500 zł, nie powinniśmy spodziewać się, że TalkBack będzie działał bez zacięcia. Tanie smartfony nie radzą sobie z tego typu oprogramowaniem, ponieważ mają komponenty zbyt słabej jakości. Zbyt ciche głośniki i wolny procesor cechują urządzenia z niższej półki. Jeśli chcemy mieć funkcjonalnego smartfona, który wytrzyma kilka dobrych lat, powinniśmy wybierać spośród modeli ze średniej lub najwyższej półki. Takie smartfony kosztują nawet do 4 tys. złotych, ale są wykonane z najlepszych komponentów i mają najnowsze procesory, dzięki czemu obsługa udźwiękowienia nie będzie stanowiła żadnego problemu. Dodatkowo producenci dają wsparcie swoim topowym modelom na kilka lat. W Polsce najpopularniejsze marki produkujące smartfony z Androidem to Samsung i Huawei. Samsung produkuje smartfony z wygiętym wyświetlaczem, co oznacza, że ekran kończy się na bokach telefonu. Huawei natomiast projektuje prostsze konstrukcje, przez co jego produkty są tańsze.

Podsumowując…

Android jest innowacyjnym systemem operacyjnym dla smartfonów. Może go bez problemu obsłużyć każdy. Deweloperzy aplikacji cały czas pracują nad możliwie jak najlepszym rozwojem swoich produktów w tym systemie, bo jest on obecnie najpopularniejszy na rynku smartfonów.

Mateusz Liszewski

 


Powrót do spisu treści

zdrowie

 

Słony rachunek

 Niegdyś była towarem na wagę złota, dostęp do niej mieli tylko możni. Dziś jest najtańszym konserwantem żywności, ale cena, jaką płacimy za jej nadużywanie, jest bardzo wysoka.

Sód jest niezbędny dla prawidłowego funkcjonowania naszego organizmu. Reguluje gospodarkę wodno-elektrolitową, umożliwia przenoszenie impulsów nerwowych, zapewnia prawidłowe działanie mięśni. Rzecz w tym, że na jego niedobory właściwie nikt z nas nie cierpi. Odwrotnie – problemem jest nadmiar tego pierwiastka w naszej diecie. Dziś spożywamy go czterdzieści osiem razy więcej niż w czasach prehistorycznych. Nasze ciało, głównie zaś mózg, nie jest przystosowane do tak dużej jego ilości. Dlatego lista chorób spowodowanych przedawkowaniem sodu ciągle się wydłuża: nadciśnienie tętnicze, udar mózgu, zawał serca, kamica nerkowa, osteoporoza, rak żołądka, otyłość, astma, a według ostatnich badań – także demencja. Bo, jak tłumaczą naukowcy, nadciśnienie tętnicze prowadzi do uszkodzenia tzw. istoty białej w mózgu i utraty dróg przewodzenia impulsów nerwowych. Te mikrouszkodzenia powodują znaczne obniżenie sprawności umysłowej. Dochodzą do tego niezauważalne minizawały w mózgu (nazywa się je niemymi klinicznie) mogące być przyczyną zaburzeń czucia, niedowładu kończyny, zespołu niezgrabnej ręki. Zaburzenia funkcji naczyń krwionośnych prowadzą do coraz większej ich sztywności i włóknienia – taka jest naczyniowa droga do demencji i choroby Alzheimera. Sód w naszej diecie pochodzi głównie z chlorku sodu, czyli popularnej soli kuchennej. Sól powoduje utratę jonów wapnia z organizmu, co może wywołać demineralizację kości, czyli ich kruchość. Jej wysokie spożycie uszkadza też wyściółkę żołądka, a to zwiększa ryzyko zakażenia Helicobacter pylori – bakterią, którą wiąże się z rozwojem raka żołądka.

Instytut Żywności i Żywienia przeprowadził niedawno wśród osób w wieku od 18 do 60 lat ankietę, z której wynika, że 87 procent Polaków zdaje sobie sprawę z tego, że nadmiar soli jest szkodliwy. Na ogół nie wiemy jednak, w jakich produktach sól się ukrywa i czym ją zastąpić, by nasze kubki smakowe miały satysfakcję. Niektórzy wierzą, że sole: morska, kamienna czy wędzona są zdrowsze od zwykłej. To nieprawda – mówią naukowcy – nie ma bezpiecznej soli. 60 procent badanych zastępowało ją przyprawami typu vegeta, w których również jest sód. Prawie 80 procent respondentów przyznawało, że soli potrawy w ciemno, bez uprzedniego spróbowania.

Jak wybierać produkty mniej słone? Dietetycy radzą, by patrzeć na kolejność składników wymienionych na opakowaniu. Jeśli sól figuruje wysoko na tej liście (na wielu jest na pierwszym miejscu!), powinno się nam zapalić w głowie światełko ostrzegawcze. Dla przykładu: w serze twarogowym ziarnistym zawartość soli w 100 gramach może wynosić 0,95 g, gdy w chudym już tylko 0,1 g. Ser salami pełnotłusty zawiera 1,46 g soli w 100 gramach produktu, tłusta gouda ma już ponad 2 g, rokpol – ponad 3 g, a parmezan – ponad 4 g. Spośród wędlin najmniej soli zawierają mortadela, polędwica sopocka, kiełbasa zwyczajna i szynka wieprzowa gotowana. Zdecydowanie więcej mają salami, kabanosy, kiełbasy suszone lub polędwica luksusowa. Wędliny podrobowe zawierają średnio od 1,56 g do 2,69 g soli w 100 gramach produktu, drobiowe – 1,15-3,02 g, ryby wędzone 1,25-3,69 g, margaryny – 0,15-0,31 g, produkty śniadaniowe (np. płatki) – 0,01-2,9 g, przetwory warzywne (keczup, ogórki kwaszone, warzywa konserwowe, oliwki) – 0,08-6 g. Popularne chipsy to 1,73-2,15 g soli. A majonez i musztarda – 0,99-1,9 g. Hamburger z porcją frytek dostarczy nam średnio 2,8 g soli, czyli 56 procent rekomendowanego przez dietetyków dziennego spożycia. Średnia pizza to prawie 8 g soli (o 3 g więcej od normy). Prawdziwą bombą sodową są przyprawy warzywne w proszku oraz kostki rosołowe – te mogą mieć nawet od 21,5 do 70,8 g soli w 100-gramowej porcji. Zawsze solone jest pieczywo (0,32-1,78 g). Mniej soli mają chleb żytni razowy na miodzie i chleb żytni wileński. Więcej – bułki pszenne i bagietki. Wyliczanka może się wydawać nudna i bezużyteczna, ale jej autorom, specjalistom z Instytutu Żywności i Żywienia, chodziło o uzmysłowienie konsumentom, w jaki sposób, zupełnie bezwiednie, dosalają swój organizm każdego dnia. Bo, jak szacują znawcy problemu, 1 gram soli dziennie całkowicie wystarcza do zaspokojenia zapotrzebowania naszego organizmu na sód. A w przypadku dzieci – jeszcze mniej. Dietetycy apelują o ograniczenie spożycia soli do maksymalnie 5 g dziennie dla dorosłych (jedna płaska łyżeczka do herbaty), a dla dzieci i młodzieży – do 1,9-3,75 g. Chodzi o całą sól, jaką w ciągu dnia zjadamy z pożywieniem. Z badań statystycznych wynika, że pochłaniamy jej średnio dwa, trzy razy więcej. Skutki widać gołym okiem, chociażby na ulicy, gdzie tzw. puszyści dorośli oraz ich przy tuszy latorośle nie należą do rzadkości. Warto wiedzieć, że spożycie soli zaledwie o 1 g dziennie ponad rekomendowany poziom to wzrost ryzyka nadwagi i otyłości u dzieci i młodzieży o 28 procent, a u dorosłych o 26 procent.

Sól mogą z powodzeniem zastąpić zioła, ponieważ poprawiają smak i aromat potraw. Dr Ewa Rychlik, specjalistka z zakresu żywienia człowieka z warszawskiego Instytutu Żywności i Żywienia („Tylko zdrowie” z kwietnia br.) radzi: – Jajka zyskują na smaku, kiedy podajemy je z dodatkiem posiekanej natki pietruszki czy szczypiorku. Można też spróbować wariantu z posiekaną kolendrą bądź lubczykiem. Ugotowane na twardo można także przyprawiać słodką papryką. Dania z drobiu dobrze smakują z dodatkiem cebuli, czosnku, majeranku, oregano, rozmarynu, bazylii, tymianku i szałwii. Pasztet wiele zyskuje po przyprawieniu gałką muszkatołową. Do jego przyprawienia używa się też ziela angielskiego, liści laurowych i czosnku. Przyprawami pasującymi do pasztetu są również rozmaryn, tymianek, majeranek. Jeśli ktoś lubi orientalne smaki, może spróbować dodatku kolendry bądź imbiru. Do pasztetu z dziczyzny dobrym dodatkiem będzie jałowiec.

Zamiast ryby smażonej w panierce bądź solonego śledzia możemy przygotować rybę pieczoną (np. łososia, dorsza, sandacza) albo gotowaną na parze. Rybę warto przyprawić sokiem z cytryny czy z limonki oraz rozmarynem, szałwią, koperkiem, bazylią i natką pietruszki. Jeśli gotujemy na parze, możemy wrzucić zioła do kąpieli wodnej. Jeśli to możliwe, najlepiej dodawać je pod koniec przygotowywania danej potrawy. I drobno posiekać – łatwiej uwalniają się z nich wtedy cenne składniki.

Stosowanie ziół przynosi również inne korzyści. Luteolina w oregano, rozmarynie, szałwii i tymianku ma działanie antyoksydacyjne i przeciwzapalne. Cenne są też imbir i kurkuma, wcześniej rzadko stosowane w naszej kuchni, ale coraz popularniejsze i szeroko dostępne, również jako korzeń.

 Szacuje się, że przestrzeganie normy spożycia soli mogłoby zmniejszyć liczbę incydentów sercowo-naczyniowych o 17 procent, co zapobiegłoby 3 mln zgonów rocznie na całym świecie. Jest więc o co walczyć.

BWO


Powrót do spisu treści

kalendarz imprez

 

Kalendarz imprez Stowarzyszenia „Cross”

maj – wrzesień 2018 r.

Lp.

Nazwa imprezy

Termin

Miejscowość

Koordynator

1

IMP w brydżu sportowym

10-13.05.2018

Ustka

Mirosław Mirynowski

2

DMP juniorów w szachach

11-13.05.2018

Warszawa

Adam Baranowski

3

FMP kobiet w warcabach

13-22.05.2018

Ustka

Wacław Morgiewicz

4

FMP mężczyzn w warcabach

13-22.05.2018

Ustka

Wacław Morgiewicz

5

Ogólnopolski turniej w bowlingu

18-20.05.2018

Łódź

Monika Grzybczyńska

6

Ogólnopolski turniej w szachach

20-27.05.2018

Lidzbark

Piotr Łożyński

7

MP w półmaratonie

26-28.05.2018

Ostrołęka

Wiesław Miech

8

Ogólnopolski obóz sportowy

3-17.06.2018

Kołobrzeg

Michał Czarski

9

Ogólnopolski turniej w kręglach klasycznych

13-17.06.2018

Puck

Joanna Staliś

10

Ogólnopolskie zawody w nordic walkingu

15-17.06.2018

Złoty Potok

Zdzisław Mądry

11

Szkolenie z zakresu brydża sportowego

16-30.06.2018

Ustka

Wacław Morgiewicz

12

JMP juniorów

23.06-01.07.2018

Bocheniec

Jerzy Hanus

13

MŚ w nordic walkingu

29.06-02.07.2018

Mosina

Józef Plichta

14

DMP + MP par w brydżu MAXY

30.06-06.07.2018

Ustka

Wacław Morgiewicz

15

Szkolenie z zakresu bowlingu

30.06-14.07.2018

Zakopane

Kazimierz Curyło

16

PP w warcabach

7-15.07.2018

Wicie

k. Jarosławca

Jolanta Maźniak

17

Ogólnopolski obóz sportowy

z zakresu żeglarstwa

13-27.07.2018

Siemiany

Stanisław Piasek

18

Ogólnopolski turniej w bowlingu

19-22.07.2018

Opole

Joanna Staliś

19

Szkolenie z zakresu warcabów

22.07-05.08.2018

Suwałki

Wacław Morgiewicz

20

Ogólnopolski obóz sportowy

z zakresu kajakarstwa

27.07-10.08.2018

Siemiany

/ Iława

Stanisław Piasek

21

Szkolenie z zakresu showdownu

27.07-10.08.2018

Żarnowska

k. Łeby

Mirosław Mirynowski

22

MP w nordic walkingu

2-5.08.2018

Osielsko k. Bydgoszczy

Georgina Myler

23

MP w kajakarstwie

10-13.08.2018

Iława

Stanisław Piasek

24

Ogólnopolski obóz sportowy

dla seniorów 50+

11-25.08.2018

Krynica-Zdrój

Antoni Szczuciński

25

Szkolenie z zakresu sportu dla dzieci

i młodzieży

16-30.08.2018

Dźwirzyno

Józef Plichta

26

Ogólnopolskie zawody w biegach

24-27.08.2018

Jakuszyce

Krzysztof Koc

27

Ogólnopolski turniej w szachach

i warcabach

25.08-01.09.2018

Sielpia

Władysław Hudziec

28

Szkolenie z zakresu kręgli

27.08-10.09.2018

Puck

Joanna Staliś

29

Ogólnopolski obóz sportowy

z zakresu biegów i nordic walkingu

29.08-08.09.2018

Muszyna

Wiesław Miech

30

Ogólnopolski turniej w kręglach klasycznych

30.08-02.09.2018

Brzesko

Kazimierz Curyło

31

DMP mężczyzn w warcabach

31.08-09.09.2018

Suwałki

Wacław Morgiewicz

32

PP w nordic walkingu

1-3.09.2018

Porażyn

Dariusz Rutkowski

33

Ogólnopolski turniej w szachach

i warcabach

3-10.09.2018

Krynica Morska

Janina Maksymowicz

34

Szkolenie z zakresu nordic walkingu

9-23.09.2018

Wągrowiec

Lidia Piechowicz

35

MP w biegach długodystansowych – sztafeta maratońska (oraz bieg na 10 km)

8-10.09.2018

Krynica-Zdrój

Wiesław Miech

36

Ogólnopolska spartakiada dzieci

i młodzieży

14-16.09.2018

Warszawa

Adam Baranowski

37

Ogólnopolskie zawody w nordic walkingu

15-17.09.2018

Częstochowa

Zdzisław Mądry

38

Ogólnopolski turniej w szachach

i warcabach

15-22.09.2018

Ustka

Mirosław Mirynowski

39

PP w showdownie

20-23.09.2018

Bydgoszcz

Łukasz Skąpski

40

Ogólnopolski obóz sportowy

z zakresu szachów i warcabów

17-27.09.2018

Chłopy

Józefa Jóźko

41

Ogólnopolski turniej w brydżu sportowym

21-24.09.2018

Firlej

Michał Czarski

42

DMP kobiet w warcabach

22-30.09.2018

Jastarnia

Jerzy Dzióbek

43

PP w szachach

23-30.09.2018

Krynica-Zdrój

Jerzy Hanus

44

Ogólnopolski turniej w szachach

i warcabach

23-30.09.2018

Wilkasy

Andrzej Gasiul

45

Ogólnopolskie zawody w biegach przelajowych i nordic walkingu

28-30.09.2018

Soczewka

Wiesław Miech

46

MP w biegu na 10 km

28-30.09.2018

Bydgoszcz

Krzysztof Badowski

 


Powrót do spisu treści

szkolenie

 

Gramy w szachy

Doskonalenie szachisty (2)

Na zajęciach poświęconych szkoleniu młodych szachistów usłyszałem kiedyś bardzo interesujący pogląd, że umiejętności grającego składają się z części warsztatowej i z części twórczej. Część warsztatowa to inne określenie znajomości teorii szachowej. Jest to pojęcie bardzo szerokie i obejmuje wszystkie stadia gry. Szachista musi mieć opracowany repertuar debiutowy i powinien znać podstawowe teoretyczne zasady w grze środkowej i końcowej. Dopiero na podstawie takiej bazy może skutecznie rozwijać własną twórczość.

Jaki powinien być repertuar debiutowy? Magnus Carlsen w swoich partiach wydaje się nie przywiązywać wagi do debiutu. Grając białymi, często rezygnuje z poszukiwań przewagi na rzecz stworzenia w miarę złożonej pozycji ze wzajemnymi szansami. Mistrz świata jest tu jednak wyjątkiem. Światowa czołówka dużo czasu poświęca temu stadium gry, zgodnie z zasadą „im silniejszy gracz, tym więcej czasu powinien poświęcać debiutom”. Ostatnio duże wrażenie zrobiła na mnie poniższa partia, którą przytaczam, wykorzystując komentarze grającego białymi.

Obrona sycylijska

  1. Mamedow (Azerbejdżan – 2678) – D. Dubow (Rosja – 2677)

Drużynowe mistrzostwa Europy,

Hersonissos 2017

1.e4 c5 2.Sf3 Sc6 3.Gb5 g6 4.0-0 Gg7 5.We1 Sf6 6.e5 Sd5 7.Sc3 Sc7 8.G:c6 dc6 9.Se4 b6 (9...Se6!?) 10.Sf6+ Kf8 11.Se4 Gg4 12.d3 G:e5 Bezpieczniejsze było 12...Se6 13.S:e5!?:e5!? G:d1 14.Gh6+ Kg8 15.S:c6 G:c2 Wymuszone. Po 15...Hd7 16.Sf6+ ef6 17.Se7+ H:e7 18.W:e7 Sd5 19.Wd7 Sb4 20.W:d1 białe uzyskiwały dominującą pozycję prawie za darmo 16.S:c5 Mamedow: „Nowość, którą miałem przygotowaną na partię, ale przeciwnika tym nie zaskoczyłem. On też znał to posunięcie”. W źródłowej partii J. Timman – W. Kramnik (Ryga 1995) grano 16.Sc3 e6 17.S:d8 W:d8 18.Gg5 Kg7 19.G:d8 W:d8 20.Wac1 G:d3 z wyrównanymi szansami 16...bc5 17.S:d8 W:d8 18.W:e7 Se6 19.We1 Mamedow: „Do tego momentu obaj graliśmy błyskawicznie i dopiero teraz Dubow na długo się zamyślił. Widać było, że od tej pory zmuszony będzie do samodzielnej gry. Ja miałem tę pozycję przeanalizowaną jeszcze dalej. Obiektywnie po 19...G:d3 20.Wd1 c4 21.b3 czy 19...a5 20.We3 pozycja jest równa. Przeciwnik jednak zrobił w tym momencie błąd” 19...Ga4? 20.W:a7 Gc6 21.h4 Wa8 22.W:e6! fe6 23.Wc7 Wd8 Mamedow: „Czarne mają wieżę więcej, ale są całkowicie sparaliżowane. Dubow decyduje się oddać gońca, aby częściowo wyzwolić się z nacisków. W przypadku 23...Gd5 24.a4 e5 25.a5 białe maszerują pionkiem do a7, potem zaś włączają do akcji jeszcze króla”. Ewentualny radykalny wariant 25...W:a5 26.Wg7+ Kf8 27.Wa7+ Ke8 28.W:a5 nie zmieniał wyniku partii 24.W:c6 Kf7 25.Wc7+ Ke8 26.Gg5 Wb8 27.We7+ Kf8 28.Gf6 Wa8 29.a3 h5 30.Wc7 Wg8 31.f4 i białe wygrały. Mamedow: „Tę partię wygrałem dzięki lepszej znajomości debiutu. Łatwo było grać z remisem w kieszeni (zawsze możliwe było W1:e6 i Wh7+ z wiecznym szachem)”. Pozycja była równa, ale czarne musiały grać ją dokładnie i nie wywiązały się z tego zadania. Partia pokazuje, jak daleko sięgają debiutowe przygotowania arcymistrzów do gry.

Szachista na naszym poziomie powinien mieć w repertuarze minimum dwa debiuty, np. czarnymi – jeden agresywny (przykładowo obrona sycylijska) do gry na wygraną, drugi – solidny, spokojny (np. po 1.e4 1….e5 czy 1…c6) w sytuacjach, kiedy remis nie jest nieszczęściem. Oprócz ulubionych i dobrze opracowanych wariantów z własnego repertuaru, szachista powinien być także bardzo uniwersalny i w miarę poprawnie radzić sobie w każdym otwarciu. Często bowiem do partii wybiera się wariant pod przeciwnika: „Ja gram zawsze sycylijską, ale z analizy partii partnera wynika, że najsłabsze wyniki ma w obronie francuskiej. Zagram mu więc 1...e6 i wariant, w którym ma dużo porażek”. Przeciwnik przy partii może jednak też wykazać się sprytem: „Zawsze grał sycylijską, a dzisiaj wybrał 1…e6. Pewnie liczy na 2.d4 d5 3.e5 c5 4.c3 Sc6 5.Sf3 Hb6 6.Gd3, jak było w przegranej partii z Kowalskim. To ja go też zaskoczę i po 2.d4 d5 zagram 3.Sc3…”. W ten sposób obaj zawodnicy grają z głowy już od trzeciego posunięcia, a wtedy uniwersalność debiutowa jest jak najbardziej przydatna… Dobra znajomość własnego podstawowego repertuaru ma duże znaczenie w sytuacjach, kiedy przeciwnik nie ma czasu na przygotowania, np. pierwsza runda w turnieju (jest mały odstęp czasu między kojarzeniem a rozpoczęciem gry), partie turniejów w szachach szybkich czy błyskawicznych itp.

Czy wariantów debiutowych należy się uczyć na pamięć? To zależy od charakteru debiutu. Są takie otwarcia, gdy wystarczy znajomość podstawowego planu gry.

Obrona Philidora

  1. Petrosjan – W. Gusjew

Moskwa 1968

1.e4 e5 2.Sf3 d6 3.d4 ed4 4.S:d4 Sf6 5.Sc3 Ge7 6.Gf4 W tym odgałęzieniu obrony Philidora najbardziej nieprzyjemny dla czarnych jest plan z długą roszadą: Gf4, Hd2, 0-0-0 z dalszym szturmem pionków: f2-f3, g2-g4-g5, h2-h4-h5 itd. Goniec powinien stać właśnie na f4 (a nie na e3), gdyż przy ewentualnych próbach kontrataku czarnych, po ruchu pionkiem c7 (aby „wyskoczyć” hetmanem) słabość na d6 będzie natychmiast atakowana6...0-0 7.Hd2 a6 Po 7...d5 8.Sdb5! Gb4 9.0-0-0! powstają korzystne dla białych komplikacje. Jeszcze jeden powód, dla którego goniec powinien stać na f4 8.0-0-0 b5 Lepsze 8...d5, chociaż po 9.ed5 S:d5 10.S:d5 H:d5 11.Sb3 H:d2+ 12.W:d2 końcówka jest dla czarnych wyraźnie gorsza 9.f3 b4 10.Sd5 S:d5 11.ed5 a5 Atak samymi tylko pionkami, bez wsparcia figur, nie ma dużych szans powodzenia 12.g4! Gb7?! (12...We8) 13.Sf5 Gf6 14.h4

 

14...Hd7? Przyspiesza przegraną, ale i po 14...Sd7 15.g5 Ge7 (Po 15…Ge5 16.Ge3 grozi f3-f4) 16.Hd4 f6 17.h5 Se5 18.g6 atak białych rozwijał się błyskawicznie 15.Gg5! Hd8 Po 15...G:g5 16.hg5 rozstrzyga atak po linii „h” 16.We1 Sd7 17.We7! Kończące uderzenie 17…Kh8 Lub 17...G:e7 18.S:e7+ Kh8 19.Sg6+ 18.W:d7 G:b2+ 19.K:b2 H:d7 20.Gf6! i czarne skapitulowały: po 20...gf6 lub 20...Wg8 nastąpi 21.Hh6. Plan białych w tej partii jest jasny i logiczny. Znajomość konkretnych wariantów nie jest w zasadzie potrzebna, wystarczy znajomość samego planu.

Zupełnie inaczej wygląda sytuacja w drugiej analizie debiutowej, którą zaczerpnąłem z książki „Eksperci przeciwko sycylijskiej” z komentarzami mm. J. Aagaarda:

Obrona sycylijska – wariant związania

1.e4 c5 2.Sf3 e6 3.d4 cd4 4.S:d4 Sf6 5.Sc3 Gb4 6.e5 Se4?!

Lepsze i częściej grywane jest 6...Sd5 7.Gd2 S:c3 8.bc3 Ga5 9.Hg4 0-0!? Ruch 6...Se4?! uniemożliwia odpowiedź 7.Gd2, ale prowadzi do ostrych, forsownych wariantów dających białym przewagę 7.Hg4! S:c3 Na 7...Ha5 należy grać 8.H:g7! G:c3+ 9.bc3 H:c3+ 10.Ke2 i po dalszym 10…b6!? (grozi 11…Ga6+) 11.H:h8+ Ke7 12.Ga3+! H:a3 (12...d6 13.Sb3) 13.H:c8 Hb2 jest jedyne wygrywające posunięcie 14.Ke3!, np. 14...H:a1 15.K:e4 He1+ 16.Kf3 H:e5 17.Hb7 H:d4 18.H:a8 Sc6 19.h4 i król ucieka przed szachami 8.H:g7! Nic białym nie daje natychmiastowe 8.a3 Gf8 8...Wf8 9.a3 Sb5+ Inne możliwości czarnych: 9...Sc6 10.ab4 S:d4 11.bc3 S:c2+ 12.Kd1 S:a1 13.Gg5! f6 (13...Hc7 14.Hf6) 14.ef6 z wygraną; 9...Ga5 10.Gh6 He7 11.Sb3 i białe odbierają figurę, a potem zabierają jeszcze jakość na f8; 9...Ha5 10.Sb3 Hd5 (10...Se4+ 11.ab4 H:b4+ 12.c3 S:c3 13.Gh6!) 11.Gd3 Sa2+ 12.ab4 S:c1 13.W:c1 z wyraźną przewagą białych 10.ab4 S:d4 11.Gg5! To jest dokładniejsze od 11.Gh6 He7 11…Hb6 Po 11...S:c2+ 12.Kd2 Hb6 13.Gh6 H:b4+ 14.K:c2 białe zostają z jakością więcej w końcówce 12.Gh6 H:b4+ 13.c3 Sf5! 14.cb4 S:g7 15.G:g7 Wg8 16.Gf6 Sc6 Lub 16...d5 17.ed6 Sd7 18.Gc3 Sb6 19.g3 Kd7 20.Gd3 f5 21.Ge5 17.b5 Polecane przez niektórych teoretyków 17.Wa3 Sb4 18.Wh3 b6 jest słabsze 17…Sb4 18.Wa4 Sd5 19.Gh4 z lepszą końcówką białych.

Między 7. a 16. posunięciem jest wiele forsownych odgałęzień. Kończą się one zawsze pomyślnie dla białych, ale droga do tego jest kręta i usiana często jedynymi posunięciami. Bez pamięciowej wiedzy, chociażby o wstępnych ruchach, szachista przy partii sobie z problemem nie poradzi. Powstaje pytanie: po co się uczyć tak skomplikowanych rzeczy? Przecież nikt rozsądny nie wybierze tego wariantu czarnymi, skoro jest on prawie przegrany. Mogę zapewnić, że takich „hazardzistów” nie brakuje. Sam kiedyś, przygotowując podopiecznego do gry, powiedziałem nieopatrznie: „Tu jest taki ciekawy wariant. Czarne dostają przegraną końcówkę bez piona, ale białe muszą wykonać cztery niełatwe, jedyne posunięcia, bo inaczej wynik jest odwrotny”. Zawodnik natychmiast zdecydował: „Wchodzę w to!” i nie dał się przekonać do bardziej poprawnych odgałęzień. Szukaliśmy jeszcze ratunku we wspomnianej końcówce bez pionka… Przeciwnik zboczył jednak wcześniej z wariantu i do dziś nie wiem, czy taka nierozsądna jednorazowa decyzja była opłacalna…

Opanowanie zasad teorii gry środkowej opisane było już w poprzednim numerze czasopisma. Konieczne jest natomiast wyjaśnienie pewnych reguł gry końcowej. Nie wszyscy szachiści lubią końcówki. Kiedyś młoda, kilkunastoletnia mistrzyni Polski juniorek na zarzut nieznajomości pionkówek odpowiedziała lekceważąco: „Mnie końcówki pionkowe nie interesują, bo w moich partiach jeszcze nigdy do nich nie doszło…”. Pewnie mówiła prawdę, ale z tym problemem zetknie się prędzej czy później i będzie to na pewno kosztowny kontakt. Tak samo zapewne mówili niektórzy o matowaniu gońcem i skoczkiem, by potem skompromitować się niewiedzą, kiedy mieli już tytuł arcymistrza.

Wszystkie końcówki podzielić można na elementarne i złożone. Elementarne pozycje to takie, których ocena jest znana i znany jest również sposób udowodnienia tej oceny. Zaliczamy do nich podstawowe końcówki pionkowe, wieżowe itd. Wiemy na przykład, że goniec i skoczek mogą zamatować samotnego króla, a dwa skoczki tego nie potrafią zrobić. Każdy szachista ma w swojej pamięci kilkadziesiąt (kilkaset?!) takich układów, które są pewnymi drogowskazami dla rozgrywanych końcówek złożonych. W rzadkich przypadkach z pozycji złożonych szybko można przejść do elementarnych:

Białe: Kd6, Gc4, g6

Czarne: Kf8, g7
To jedna z remisowych pozycji elementarnych. Mimo przewagi gońca białe nie mogą wygrać, gdyż czarne znajdują ratunek w motywach patowych. Dodam, że gdyby goniec był czarnopolowy, to pozycja też jest remisowa, ale gdyby na c4 stał skoczek, to już białe wygrywają. Ten przykład był mi doskonale znany, ale w ferworze walki grający czasami traci czujność.

  1. Bernard – J. Żyła

Porąbka-Kozubnik 1989

Białe: Kb3, Wa7, Gc4, c2, e4, f5, g6, h5

Czarne: Ke8, Wd6, Ge7, a6, e5, f6, g7, h6

Pozycja jest łatwo dla białych wygrana. Najprościej było zabić na a6 gońcem. Ja jednak wyliczyłem sobie, że po wymianie wież czarne będą musiały oddać figurę za pionka c2 i wynik partii będzie taki sam 1.W:a6? W:a6 2.G:a6 Kd7 3.Kc4 Kd6 4.Kb5 Kc7 5.c4 Ga3 6.c5 Do tego momentu się doliczyłem. Sprawa wydawała mi się prosta. Król białych nieuchronnie stanie na d5, z groźbą marszu do pionka g7. Wobec tej groźby czarne będą zmuszone trzymać króla na e7 czy f8, a wtedy pionek c5 pomaszeruje dalej. Odpowiedź partnera była dla mnie szokiem: 6…G:c5! Po tym ruchu natychmiast podpisałem remis. Analogicznie do wyżej podanej pozycji elementarnej czarne ratują się patem. Obecność trzech dodatkowych, zablokowanych pionków niczego nie zmienia. Dodam, że wbrew moim spekulacjom pozycja była remisowa i bez poświęcenia gońca, ale ruch czarnych najprościej prowadził do celu…

Oczywiście problem rozgrywania końcówek jest bardziej złożony i nie polega tylko na orientowaniu się na pozycje elementarne, zwłaszcza jeśli na szachownicy jest więcej figur. O ogólnych i szczegółowych zasadach gry w tym stadium oraz o pozaszachowych czynnikach sukcesu będzie mowa w kolejnym numerze „Crossa”.

Ryszard Bernard

 


Powrót do spisu treści

szkolenie

 

Gramy w warcaby

Tym razem analiza ciekawej partii z II Mistrzostw Polski Niewidomych w Warcabach Stupolowych. Z ogromnym szacunkiem i podziwem spoglądam zawsze na osoby, które tak dobrze wykształciły wyobraźnię, by zagrać w pamięci całą partię.

Wojciech Woźniak – Zygfryd Loroch

II MP Niewidomych w Warcabach Stupolowych

25.10.2017 r., Lądek-Zdrój

  1. 33-29

Białe wybrały ostre rozpoczęcie w schemacie Kellera.

1… 18-23 2. 29x18 12x23

Czarne szybko odeszły od książkowych wariantów.

  1. 39-33 23-29 4. 33x24 19x39 5. 44x33 7-12 6. 32-28 1-7 7. 37-32 17-22 8. 28x17 12x21 9. 31-26 7-12 10. 26x17 12x21

Białe: 46, 47, 48, 49, 50, 41, 42, 43, 45, 36, 38, 40, 32, 33, 35

Czarne: 2, 3, 4, 5, 6, 8, 9, 10, 11, 13, 14, 15, 16, 20, 21

Mamy dziesiąty ruch, a już po pięć pionów z każdego koloru zostało wymienionych. Obaj zawodnicy muszę teraz podciągnąć swoje siły, cała gra dopiero przed nami.

  1. 41-37 13-18 12. 46-41 21-26

Ten ruch można uznać za błędny. Pion na polu 21 był bardziej aktywny niż bandowy 26.

  1. 50-44 9-13 14. 44-39 14-19 15. 32-28 10-14 16. 37-32 16-21 17. 41-37 21-27 18. 32x21 26x17

Częsta wymiana w celu osłabienia długiego skrzydła białych.

  1. 47-41

Taki ruch niczemu nie służy, a pion na bazowym polu 47 może się jeszcze przydać.

19… 8-12 20. 37-32 2-8 21. 41-37 17-22 22. 28x17 12x21

Wydaje się, że lepiej jest agresywnie walczyć o centrum i zbić na pole 22.

  1. 33-28 18-23

Białe: 48, 49, 42, 43, 45, 36, 37, 38, 39, 40, 32, 35, 28

Czarne: 3, 4, 5, 6, 8, 11, 13, 14, 15, 19, 20, 21, 23

Przed tym ruchem pozycję można było określić jako równą. Niekorzystnie dla czarnych zdecydowały się one wejść w typowy schemat, zwany klasyką. Ten rodzaj związania, często widziany w partiach, charakteryzuje kilka czynników, między innymi aktywność na skrzydłach. Czarne mają przeciążone swoje długie skrzydło, a krótkie może stać się celem ataku.

  1. 37-31 4-10

Kolejny ważny pionek, którego nie warto ruszać, jeśli na głównej linii znajdują się inne piony.

  1. 31-27 11-16 26. 36-31 8-12

Czarne bronią się, by nie oddać swojego krótkiego skrzydła. Złoty pion na polu 3 wspomoże ich w tym planie.

  1. 31-26 3-8 28. 26x17 12x21 29. 39-33 20-24 30. 49-44

Białe: 48, 42, 43, 44, 45, 38, 40, 32, 33, 35, 27, 28

Czarne: 5, 6, 8, 10, 13, 14, 15, 16, 19, 21, 23, 24

Większe możliwości dawał ruch 43-39, z późniejszą decyzją 39-34 lub 40-34. Poza tym ruch 43-39 pozwala na przeprowadzenie kombinacji nazywanej uderzeniem królewskim, np. w wariancie: 30. 43-39 8-12 31. 42-37 21-26 32. 37-31 26x37 33. 32x41 23x34 34.40x7.

30... 24-30 31. 35x24 19x30 32. 28x19 13x24

Bardzo ryzykowne zagranie.

  1. 40-35 24-29 34. 35x24 29x20

Białe: 48, 42, 43, 44, 45, 38, 32, 33, 27

Czarne: 5, 6, 8, 10, 14, 15, 16, 20, 21

Popatrzmy i oceńmy sytuację. Białe mają skonsolidowaną pozycję, z nieco odstającym pionem na polu 45. Czarne również mają odstającego piona na polu 6,
a piony z ich długiego skrzydła powinny znajdować się w środku warcabnicy. Takie osłabienie centrum może spowodować przeryw właśnie w tym rejonie planszy.

  1. 27-22 21-26

Nie należało znowu oddawać przestrzeni.

  1. 43-39

Białe muszą wykorzystać taki błąd i zagrać natychmiast 32-27.

36… 6-11 37. 42-37 11-17 38. 22x11 16x7 39. 45-40

Uaktywnienie piona ze skrajnego pola.

39… 14-19 40. 32-28 19-24

Niestety trudno powiedzieć, czym kierował się zawodnik, zmierzając znowu na bandowe pole.

  1. 40-34 20-25 42. 28-22

Już czas, by odważniej wejść na pole przeciwnika.

42… 8-12 43. 48-42 24-30

Białe: 42, 44, 37, 38, 39, 33, 34, 22

Czarne: 5, 7, 10, 12, 15, 25, 26, 30

Na planszy pozostało po osiem pionów. Czarne mają jedno tempo więcej niż białe. Widać jednak ogromną dysproporcję w rozwoju pozycji. Białe dysponują zwartą formacją z kolumnami. Czarne pochowane są na bandach i ekstremalnie trudno będzie im szukać ścieżki remisowej.

  1. 33-29

Świetny ruch – nacisk w centrum.

44… 7-11 45. 22-18 12x23 46. 29x18

Białe: 42, 44, 37, 38, 39, 34, 18

Czarne: 5, 10, 11, 15, 25, 26, 30

Zgodnie z przewidywaniami, białe przerwały się w centrum i zmierzają do damki. Czarne już się nie uratują.

46… 11-17 47. 18-13 30-35 48. 13-8 15-20

Sprytne zagranie w beznadziejnej pozycji. Teraz białe nie mogą postawić damki na żadnym z pól przemiany.

  1. 38-32 10-14 50. 42-38 20-24 51. 38-33 24-30 52. 32-27

Białe w końcowej fazie grają bardzo cierpliwie, by nie popełnić błędu.

52… 5-10 53. 27-21 17-22 54. 8-3 26x17 55. 3x26 14-19 56. 37-32 19-23 57. 32-27

22x31 58. 26x5.

Białe wygrały.

2-0

Damian Jakubik

 


Powrót do spisu treści

Niepełnosprawni skorzystają z nowego systemu SOW

Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych (PFRON) uruchomił system informatyczny, dzięki któremu osoby z niepełnosprawnościami oraz ich opiekunowie będą mogli aplikować o pomoc finansową ze środków PFRON w sposób całkowicie elektroniczny, bez konieczności wizyt w urzędach.

Z rozwiązania skorzystają także instytucje i organizacje uprawnione do ubiegania się o pomoc ze środków PFRON oraz pracodawcy zatrudniający osoby niepełnosprawne. Docelowo „System Obsługi Wsparcia finansowanego ze środków PFRON” (SOW) zostanie wdrożony we wszystkich jednostkach samorządu terytorialnego w Polsce.

– Celem tego przedsięwzięcia jest zwiększenie dostępności pomocy finansowej dla osób niepełnosprawnych. Chcemy umożliwić zarówno zainteresowanym beneficjentom, jak i podmiotom działającym na ich rzecz, załatwianie na drodze elektronicznej wszystkich formalności, koniecznych do uzyskania wsparcia ze środków PFRON – mówi Dariusz Łazar, kierownik projektu w PFRON. – W 2017 w województwie małopolskim największa liczba wniosków o dopłaty dotyczyła tworzenia warsztatów terapii zajęciowej. Wierzymy, że uruchomienie systemu przyczyni się do realnej poprawy jakości życia osób niepełnosprawnych i ich rodzin, a także zwiększy zainteresowanie środkami PFRON wśród osób, które mogą na nich skorzystać – dodaje kierownik projektu.

Projekt realizowany przez PFRON to nie tylko nowoczesne narzędzie informatyczne, pomocne w aplikowaniu o pomoc finansową. W ślad za systemem uruchomiony zostanie także portal informacyjno-edukacyjny, na którym na bieżąco publikowane będą materiały użyteczne dla wszystkich beneficjentów programów pomocowych PFRON. Niepełnosprawni w całej Polsce będą mogli także skorzystać z indywidualnego wsparcia Mobilnych Asystentów ON, którzy dotrą do osób niepełnosprawnych w miejscu zamieszkania i przy pomocy urządzeń mobilnych pomogą w składaniu wniosków za pośrednictwem systemu.

Projekt współfinansowany z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Programu Operacyjnego Polska Cyfrowa.


Powrót do spisu treści