Nr 4 (193) Kwiecień 2021 - Stowarzyszenie CROSS
Baner

Nr 4 (193) Kwiecień 2021

Miesięcznik informacyjno-szkoleniowy Stowarzyszenia Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki Niewidomych i Słabowidzących "Cross"

Adres redakcji:

00-216 Warszawa
ul. Konwiktorska 9,
tel.: 22 412 18 80
e-mail: redakcja@cross.org.pl

Redaguje zespół w składzie:

  • Marta Michnowska - Redaktor naczelna
  • Anna Baranowska - Zastępca redaktor naczelnej
  • Barbara Zarzecka - Korekta

Opracowanie graficzne:

Studio Graficzne Novelart

Skład, druk, oprawa i kolportaż:

EPEdruk Spółka z o.o.
ul. Konwiktorska 9, 00-216 Warszawa

Skład wersji internetowej

Mirosław Liszewski

Nakład:

1000 egzemplarzy

Miesięcznik dofinansowują Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych oraz Ministerstwo Sportu i Turystyki

ISSN 1427-728X

ROK XIX

Nr 4 (193)

Kwiecień 2021 r.

Okładka miesięcznikia nr. 10. 2020
Na okładce: Zawodnicy Stowarzyszenia „Cross” na starcie mistrzostw Polski w narciarstwie biegowym, Zakopane 2021

„Cross” jest bardzo potrzebny

O kulisach powstania Stowarzyszenia „Cross” i początkowych latach jego istnienia ze Stanisławem Kotowskim rozmawia Andrzej Szymański.

członkiem założycielem Stowarzyszenia Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki Niewidomych i Słabowidzących. Był Pan również we władzach Stowarzyszenia w pierwszych latach jego działalności. Myślę, że Pańskie wspomnienia z tamtego okresu będą interesujące dla Czytelników.

Stanisław Kotowski: – Obawiam się, że mogą być z tym problemy. „Cross” ma już 30 lat, a pamięć ludzka jest zawodna.

– Mimo wszystko spróbujmy. Ale najpierw kilka zdań o Pańskiej drodze życiowej i o zainteresowaniu sportem. Mały Staś kończył szkołę w Laskach, uczęszczał na lekcje WF-u. Czy dobrze wspomina Pan nauczycieli tego przedmiotu?

– No i pierwsza trudność. Nie uczyłem się w Laskach ani w żadnym innym ośrodku szkolno-wychowawczym dla niewidomych. Nie uczęszczałem również prawie do szkoły podstawowej ogólnodostępnej. Nigdy też nie miałem lekcji wychowania fizycznego, a więc nie mam żadnych wspomnień z tej dziedziny, żadnych ocen, żadnych doświadczeń.

– Przepraszam, ale czegoś tu nie rozumiem. Wydawało mi się, że ma Pan wyższe wykształcenie, nawet doktorat, a tu nie chodził Pan do szkoły podstawowej.

– To prawda. Ukończyłem studia psychologiczne na Uniwersytecie Jagiellońskim i doktoryzowałem się z zakresu polityki społecznej, a ściślej – rehabilitacji niewidomych – na Uniwersytecie Śląskim.

– No tak, ale co z tą szkołą podstawową?

– Jednak trochę do niej uczęszczałem. Pisać i czytać nauczyłem się w czasie okupacji prywatnie, nielegalnie. Po wojnie podjąłem naukę w drugiej klasie szkoły powszechnej – tak wówczas nazywała się szkoła podstawowa. Następnie miałem operację oczu, wzrok mi się pogorszył, i przestałem chodzić do szkoły. W maju 1958 r. rozpocząłem pracę w spółdzielni niewidomych w Białymstoku. Zostałem zatrudniony pod warunkiem, że będę się uczył. To srogie żądanie postawił mi prezes Józef Stroiński. Co było robić. Od października poprzedniego roku trwał długoterminowy kurs brajla. Zostałem włączony do grona kursantów i zaczęło się. Ale może to nie całkiem na temat naszej rozmowy.

– Myślę, że takie doświadczenia mogą być interesujące. Proszę więc opowiedzieć, jak przebiegała Pańska nauka, ale najpierw może o tym, ile miał Pan lat, kiedy zaczął ten kurs brajla i pracę w Białymstoku.

Zdjęcie portretowe mężczyzny
Stanisław Kotowski

– Miałem 19 i pół roku. To może po kolei. Kurs brajla ukończyłem w czerwcu, ale już wcześniej zacząłem zatrudniać lektorki, porządkować swoją wiedzę z różnych dziedzin, którą zdobyłem, podsłuchując siostry, kiedy się uczyły, i słuchając „toczki”, czyli kołchoźnika. „Toczka” nadawała tylko pierwszy program Polskiego Radia, więc słuchałem wszystkich słownych audycji od rana do wieczora. Wszystko dla mnie było ciekawe, programy historyczne, literackie, przyrodnicze, rolnicze, polityczne, jak leciało. Udało się te informacje jakoś uporządkować, zdałem egzaminy ze wszystkich przedmiotów z zakresu klasy piątej oraz szóstej i we wrześniu 1958 r. rozpocząłem naukę w siódmej klasie szkoły podstawowej dla pracujących. Skończyłem ją w czerwcu następnego roku i od razu rozpocząłem przygotowania do eksternistycznych egzaminów z zakresu ósmej klasy, czyli pierwszej licealnej. Egzaminy zdałem we wrześniu i rozpocząłem naukę w klasie dziewiątej liceum dla pracujących. Po dziesiątej klasie wyjechałem do Krakowa, do szkoły masażu leczniczego. W czerwcu 1962 r. ukończyłem roczny kurs masażu i liceum zaoczne, otrzymałem świadectwo maturalne. W październiku tego roku rozpocząłem studia na UJ. Po pięciu latach studiów podjąłem pracę w Chorzowie. W 1979 r. obroniłem pracę doktorską – i to wszystko.

– No tak, wszystko, ale jak to możliwe, przecież Pan cały czas pracował.

– Nie, w czasie studiów na UJ nie pracowałem. Proponuję jednak nie zatrzymywać się dłużej nad kolejnymi etapami mojego życiorysu, magazyn „Cross” tego nie pomieści, bo na każdym były przeszkody i przeciwności, różne perypetie.

– Spełnił Pan warunek postawiony przez prezesa Stroińskiego z nawiązką.

– Można tak powiedzieć, ale ten warunek mnie nie przestraszył. Miałem trzy siostry, wszystkie się uczyły, a ja nie. Ciężko to przeżywałem. Jak więc okazało się, że mogę się uczyć, to się uczyłem.

– Dobrze, ale czy w studenckim życiu, a potem dorosłym, uprawiał Pan jakiś sport albo uczestniczył w wycieczkach krajoznawczych, rajdach, spływach?

– Na pierwszym roku studiów chodziłem na pływalnię, na drugim uprawiałem wioślarstwo, a potem już nie było wychowania fizycznego. Tylko w wakacje jeździłem na obozy organizowane przez PZN i tam uprawiałem lekkoatletykę, biegi krótkie, skok w dal z miejsca, trójskok i pchnięcie kulą. Wziąłem nawet udział w obozowej spartakiadzie i zająłem w niej drugie miejsce. Dostałem propozycję wyjazdu do Czechosłowacji na zawody lekkoatletyczne, jednak z niej nie skorzystałem, bo nie zamierzałem robić sportowej kariery. Jeździłem też na wycieczki krajoznawcze. Później praca, rodzina, nie było już czasu ani na sport, ani na turystykę. Nadrabiam to na emeryturze, ale tylko w postaci długich spacerów. Mam blisko lasek, a więc do kieszeni odtwarzacz z radiem, słuchawka w ucho, długa biała laska w rękę i – do lasu!

Mężczyźni ściskający dłoń
Stanisław Kotowski w siedzibie PZN w Warszawie wręcza nagrodę Leszkowi Teleszyńskiemu, aktorowi i lektorowi książek nagrywanych dla niewidomych

– Jak odebrał Pan pomysł Tadeusza Milewskiego, by powołać niezależną od „Startu” instytucję dla turystów i sportowców z uszkodzonym wzrokiem?

– Odebrałem bardzo dobrze, ale przede wszystkim uznałem, że ta organizacja odciąży PZN od działalności sportowej oraz turystycznej, by mógł skupić się na pomocy najsłabszym członkom. Uważałem też, że wyspecjalizowane stowarzyszenie będzie mogło lepiej zaspokajać potrzeby niewidomych i słabowidzących sportowców oraz turystów. Oczywiście, uniezależnienie się od „Startu” też było dla nas ważnym celem.

– Czy mógłby Pan coś więcej powiedzieć na ten temat?

– PZN organizował mnóstwo wycieczek, przede wszystkim autokarowych, obozy rehabilitacyjno-sportowe dla młodzieży uczącej się, rajdy piesze i rowerowe, spływy oraz zawody sportowe. Związek w owych czasach zajmował się wszystkim. Nawet określałem to żartobliwie, że nie zajmuje się tylko obroną narodową i więziennictwem, czyli wszystkim, za co odpowiada rząd. Nawet „sądownictwo” było, tj. sądy koleżeńskie, a poza tym PZN zajmował się: rehabilitacją, kulturą, lecznictwem, sportem, turystyką, sprzętem rehabilitacyjnym, pomocą socjalną, domami pomocy społecznej, psami przewodnikami, dziećmi, dorosłymi i osobami w podeszłym wieku oraz szkoleniem instruktorów rehabilitacji. Jak gdzieś pojawił się zapaleniec – Szczuciński w Bielsku-Białej czy Milewski w Olsztynie – tam rozwijała się turystyka i sport, ale były okręgi, w których niewiele działo się w tej dziedzinie. Uważałem też, że jak aktyw mocno angażuje się w działalność sportową i turystyczną, nie ma dostatecznie dużo czasu i sił na zajmowanie się innymi bardzo ważnymi sprawami. Powstanie „Crossu” uznałem za dobry sposób na wzbogacenie działalności na rzecz osób z uszkodzonym wzrokiem.

Okładka książki
SStanisław Kotowski jest autorem licznych publikacji poświęconych środowisku osób z dysfunkcją wzrokuk nagrywanych dla niewidomych

– Widzę, że motywy mogą być różne, a skutki dobre dla wszystkich. Proszę powiedzieć, jaką rolę Pan odegrał przy powoływaniu Stowarzyszenia „Cross”.

– Nie mnie oceniać tę rolę. Mogę tylko powiedzieć, czym się zajmowałem. Otóż moim głównym zadaniem było przygotowanie dokumentacji niezbędnej do zarejestrowania i funkcjonowania Stowarzyszenia, a więc statutu i regulaminów. Poza tym współuczestniczyłem w organizacji spotkań członków założycieli, a następnie władz Stowarzyszenia, przygotowywałem wystąpienia do władz, wspólnie z innymi tworzyłem programy działania i wykonywałem inne prace, które wynikały z bieżącej działalności.

– To takie trochę prawnicze były te zadania.

– Można tak powiedzieć. Pracowałem wówczas w biurze Zarządu Głównego PZN, gdzie zajmowałem się m.in. opracowywaniem różnych regulaminów, programów działania, wystąpień do władz. Miałem więc wprawę w wykonywaniu takich zadań. Oczywiście, nie jestem prawnikiem, co nie ułatwiało mi sprawy, ale dokumenty powstały i Stowarzyszenie działa już 30 lat.

– Kogo Pan namawiał do podjęcia tematu powołania nowej organizacji? A może to Pana ktoś przekonywał, np. Antoni Szczuciński?

– Głównym inicjatorem i twórcą Stowarzyszenia „Cross” był Tadeusz Milewski i to on mnie zwerbował do tej działalności. Ja nie zajmowałem się przekonywaniem o potrzebie powstania „Crossu”. Pracowałem w centrali, a tu nie było takiej potrzeby. Przekonywanie i werbowanie ludzi do pracy, do tworzenia kół, do uczestniczenia w treningach i zawodach, to wszystko było niezbędne, ale raczej w terenie. I tam skrzykiwali się niewidomi i słabowidzący pasjonaci sportu i turystyki.

– Znalazł się Pan w składzie pierwszego zarządu „Crossu”. Z kim się Panu dobrze współpracowało?

– Za moich czasów cały zarząd „Crossu” działał zgodnie, każdy jego członek wykonywał powierzone mu czynności. Oczywiście, wiodącą rolę pełnił przewodniczący Tadeusz Milewski i z nim najwięcej współdziałałem. Poza tym nie chciałbym nikogo wyróżniać, bo wszyscy byli zaangażowani i, jak już powiedziałem, dobrze się nam pracowało.

– A jak odebrał Pan powstanie miesięcznika „Cross” i jakie Pan ma o nim zdanie? Jaki poziom dziennikarski teraz reprezentuje? Może kiedyś był lepszy, ciekawszy?

– Bardzo pozytywnie odebrałem tę inicjatywę. Przez kilka lat byłem nawet w kolegium redakcyjnym. Sport jednak nie jest moją pasją życiową, dlatego nie podejmuję się takich ocen.

– Dlaczego zaprzestał Pan działalności w Stowarzyszeniu „Cross”?

Jak już powiedziałem, sport nie jest moją pasją życiową. Mocno angażowałem się w działalność PZN-u, w działalność publicystyczną i w życie rodzinne. Z żoną wychowaliśmy dwie córki i syna. Wszystko to wypełniało mój czas, niewiele zostawało go na rozrywkę, na czytanie książek, na interesowanie się polityką. Uznałem, że mogę już zrezygnować z uczestnictwa w kolejnych wyborach do władz Stowarzyszenia.

– Ostatnie pytanie, o dalszą przyszłość „Crossu”. Jak dr Kotowski wyobraża sobie kolejne 30-lecie tej organizacji?

– Trudno mi wyobrazić sobie Stowarzyszenie w tak długiej perspektywie. Jak już wspomniałem, od wielu lat nie biorę już udziału w jego działaniach. Mogę tylko powiedzieć, że „Cross” jest bardzo potrzebny i życzyć mu, żeby rozwijał się prawidłowo, by zaspokajał potrzeby osób niewidomych i słabowidzących z zakresu kultury fizycznej. Sport wyczynowy i amatorski, turystyka popularna i kwalifikowana pełnią ważną rolę rehabilitacyjną, sprzyjają utrzymaniu dobrego stanu zdrowia, sprawności fizycznej, dobrego samopoczucia i kontaktów społecznych. Są to sprawy, dla których warto pracować. Życzę więc władzom „Crossu”, tym krajowym i władzom klubów Stowarzyszenia, sukcesów w ich działalności oraz zadowolenia z pracy. Niewidomym i słabowidzącym turystom oraz sportowcom życzę wielu bardzo interesujących imprez turystycznych oraz dobrych treningów i ciekawych zawodów. No i powodów do zadowolenia z osiąganych wyników.

– Dziękuję za rozmowę.

Andrzej Szymański

Do góry

Europa Cup w Ptaszkowej

Dobiegający końca sezon narciarski 2020/2021 na pewno nie przejdzie do historii jako czas wytężonych zmagań sportowych. Pandemia ograniczyła w dużej mierze już końcówkę poprzedniego okresu startowego, a obecny wręcz wywróciła do góry nogami. Mieliśmy jednak tej zimy tygodnie względnego uspokojenia sytuacji, które środowiska sportowe gorliwie wykorzystały.

Zaczęły odbywać się zawody rangi zarówno krajowej, jak i międzynarodowej, i to nic, że z niewątpliwie uciążliwymi „atrakcjami” w postaci przeprowadzanych często testów. Sportowcy mogli zapiąć narty i rozpocząć rywalizację. Jedną z lepszych ku temu okazji był rozgrywany w Ptaszkowej Puchar Europy World Para Nordic Skiing oraz mistrzostwa Polski w paranarciarstwie klasycznym. W weekend między 19 a 21 lutego na malowniczo położonych trasach przy Centrum Sportów Zimowych w Ptaszkowej w Małopolsce zawodnicy stanęli w szranki o jak najwyższe lokaty i trofea.

Mężczyzna na nartach
Piotr Garbowski – reprezentant ZKF „Olimp” w narciarstwie biegowym i biathlonie

– Start w zawodach to pozytywne uczucie, na które się po prostu z wytęsknieniem czeka – mówi Grzegorz Zgłobicki z ZKF „Olimp”, który startował w mistrzostwach Polski. – Cały rok przygotowań, treningów czy sprawdzianów prowadzi nas do tego, by walczyć, a dobre wyniki przynoszą olbrzymią satysfakcję i radość – dodaje.

W ramach samego Pucharu Europy rozegrano łącznie dwa biegi techniką klasyczną i jeden techniką dowolną, na krótkim i długim dystansie. Zawody tej rangi odbyły się w naszym kraju po raz pierwszy. To wymagało dość dużego wysiłku organizacyjnego, jednak doświadczona ekipa z Ptaszkowej podołała zadaniu. Niestety, mimo wstępnych deklaracji z powodu pandemii w rywalizacji europejskiej nie wzięli udziału przedstawiciele krajów Starego Kontynentu, choć liczba zawodników z niepełnosprawnościami miała sięgać nawet stu. Jedynym wyjątkiem, swoistym rodzynkiem, był przedstawiciel Chorwacji kojarzącej się przecież prędzej z upalnym słońcem aniżeli ze śniegiem. Josip Zima rywalizował w kategorii startujących na siedząco.

Mężczyźni na nartach
Piotr z przewodnikiem Jakubem Twardowskim do rywalizacji w Pucharze Europy przygotowywali się właśnie na trasach w Ptaszkowej

– Ogromnie cieszy fakt, że takie wydarzenie sportowe pierwszy raz w historii odbyło się właśnie na terenie naszego województwa, w Ptaszkowej – mówił podczas ceremonii dekoracji marszałek województwa małopolskiego Witold Kozłowski. – Organizatorzy dołożyli wszelkich starań, by imprezę przygotować na jak najwyższym poziomie. Atmosfera i radość zawodników, którzy po blisko rocznej przerwie mogli wziąć udział w sportowej rywalizacji, do której przez wiele miesięcy się przygotowywali, były bezcenne – dodał.

W kategorii osób niewidomych i słabowidzących najlepiej zaprezentował się duet Garbowski – Twardowski, zwyciężając we wszystkich trzech biegach, a jednocześnie pokonując rywali ze znaczną przewagą czasową. Dobry wynik cieszy tym bardziej, że podczas zawodów można było zdobyć punkty kwalifikacyjne do zimowych igrzysk paraolimpijskich, które – przynajmniej według planów – mają odbyć się w przyszłym roku w Pekinie.

– Po tych biegach z nadzieją patrzymy na czekający nas występ w słoweńskiej Planicy, w Pucharze Świata – mówi Piotr Garbowski, paraolimpijczyk, zawodnik ZKF „Olimp”. – To wydarzenie jest tym bardziej ważne, że w końcu uda się nam stanąć w szranki z zawodnikami z całego świata. To bardzo mobilizujące – dodaje.

Mężczyźni z medalami i kwiatami na tle baneru
Zwycięski duet Twardowski – Garbowski w Ptaszkowej zgarnął punkty kwalifikacyjne na paraolimpiadę

Sportowcy, którzy wzięli udział w rywalizacji Pucharu Europy, przyznają, że to nie tylko miejsce magiczne, ale też wymagające. Zróżnicowanie tras, ale też ich dobry stan i przygotowanie powodują, że ścigają się tu chętnie zawodnicy z całej Polski.

– Ptaszkowa, tutejsze Centrum Sportów Zimowych to nasz taki drugi dom – przyznaje Jakub Twardowski, przewodnik Garbowskiego. – Często przyjeżdżamy tu na zgrupowania, korzystamy z dostępnej infrastruktury zarówno w lecie, jak i zimą. To dobre miejsce i do treningów, i do przeprowadzenia zawodów – dodaje.

Wśród pań, które mogą się cieszyć ze zwycięstwa we wszystkich trzech biegach i zdobycia tzw. minimum olimpijskiego, znalazła się Aneta Górska ze swoją przewodniczką Katarzyną Witek.

Organizatorami Pucharu Europy byli: Federacja World Para Nordic Skiing, Polski Związek Sportu Niepełnosprawnych „Start” oraz Gminny Ośrodek Sportu i Rekreacji w Grybowie. Impreza odbyła się pod patronatem Polskiego Komitetu Paraolimpijskiego.

Z kolei podczas rozgrywanych w dniach 20-21 lutego zawodach mistrzostw Polski w biegach techniką klasyczną na 1,3 km oraz techniką dowolną na 5,2 km zwycięzcami w obydwu stylach zostali Filip Łyjak ze „Startu” Białystok, a wśród pań Ewa Obłąk z AZS AWF Kraków.

Sportowcom podczas zawodów rozgrywanych na trasach w Ptaszkowej towarzyszyły niezwykłe emocje, choć brak publiczności doskwierał na pewno każdemu. Jednakże heroiczny wysiłek i rywalizacja fair play sprawiły, że wytęsknione zawody każdy może uznać za swój osobisty sukces. Za kolejne starty i osiągnięcia trzymajmy zatem kciuki.

PeTe

Do góry

Gorące zimowe emocje

W środę ostatniego tygodnia lutego rozpoczęły się w Zakopanem mistrzostwa Polski osób niewidomych i słabowidzących w narciarstwie biegowym i biathlonie. Swoje umiejętności i formę prezentowali nasi najlepsi zawodnicy. Pokazali oni również, że są gotowi do kolejnych startów w sezonie.

Obiekt, na którym rozegrano zawody, to Centralny Ośrodek Sportu w Zakopanym. Wysoka jakość tras oraz przygotowanie torów to podstawa na imprezie tej rangi. Warto dodać, że ośrodek uzyskał homologację Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS), więc miejsce nie było przypadkowe. Przez pierwsze dwa dni odbywały się starty biathlonowe, a w kolejnych zawodnicy rywalizowali w biegach narciarskich. Organizatorem mistrzostw Polski w biathlonie był ZKF „Olimp”, a nad ich przebiegiem czuwał koordynator Stanisław Sęk. Mistrzostwa Polski w narciarstwie biegowym zorganizowało Stowarzyszenie „Cross” pod kierunkiem koordynatora Józefa Plichty. Oba wydarzenia uzyskały wsparcie finansowe Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.

Kto lepiej smaruje, ten lepiej jedzie

Przygotowanie nart na zawody to nie taka prosta sprawa. Podczas treningów można testować różne smary. Na zawodach nie może się tak zdarzyć, by narty były niedosmarowane, bo każdy chce wypaść jak najlepiej. Żeby uzyskać jak najlepsze wyniki, używa się odpowiednich wosków, parafin, terpentyn i specjalnych proszków. W zależności od tego, jakie są przewidywane warunki na trasie, dobiera się metody i środki, by narty mknęły po śniegu tylko po najwyższe laury. Każdy element się liczy. Zawodnicy i przewodnicy nawzajem sobie pomagają.

Mężczyzna na nartach
Józef Plichta z przewodniczką Jadwigą Grynkiewicz na trasie wyścigu

Know-how niewidomych biathlonistów

Na tę dyscyplinę składają się narciarstwo biegowe i strzelectwo. Wszystkie rezultaty są równie ważne, bo dają ostateczny wynik. Sposób i tryb strzelania są inne niż u zawodników pełnosprawnych, choć wizualnie wygląda to bardzo podobnie. Biathloniści pełnosprawni celują z karabinka do tarczy, używając wzroku, podczas gdy niewidomi i słabowidzący używają zmysłu słuchu. Niewidomi, zamiast nabojami, „strzelają” wiązką światła lasera, a podczas namierzania celu otrzymują sygnał dźwiękowy – im bliżej są środka tarczy, tym dźwięk jest głośniejszy. Sygnał emitowany jest ze słuchawek, które zawodnik zakłada, kiedy dociera na matę strzelecką. Po oddaniu strzału musi przeładować broń i oddaje kolejne strzały. Wykonuje ich równo pięć do pięciu celów. Nie ma możliwości, aby dobrać dodatkowy strzał, jeśli któryś się nie uda (jak ma to miejsce w przypadku pełnosprawnych zawodników). W zależności od konkurencji strzały, które nie zostały trafione, są zamieniane na dodatkowy czas wliczany do czasu końcowego (30 sekund albo 45 sekund, zależnie od długości rundy) bądź na dodatkowe rundy o długości 100 lub 75 metrów (w sprintach).

Na zawodach zarówno kobiety, jak i mężczyźni zostali podzieleni na trzy kategorie wiekowe: młodzików, juniorów i seniorów. Długość i trudność trasy, jak i liczba podejść do strzelania były sprecyzowane odmiennie dla poszczególnych kategorii wiekowych.

Ze strzelbą na ramieniu

Starty następują sukcesywnie, a zawodnicy puszczani są na trasę pojedynczo (z przewodnikiem bądź bez niego) co pewien czas, zazwyczaj co 30 sekund, ale czasem także co 1 minutę. Konkurencje przeprowadza się grupami wiekowymi, zdarza się jednak czasem, że grupy są łączone. Aby zachować przejrzystość na trasie, zawodnicy mogą biec równocześnie wyłącznie wtedy, gdy mają do przebycia tę samą rundę. Zazwyczaj po zakończeniu rywalizacji jednej grupy na starcie ustawia się kolejna. Kto potrafi poradzić sobie na trasie bez przewodnika, może jechać samodzielnie, ale większość naszych zawodników potrzebuje wsparcia od startu, przez całą rundę. Nie ma konkretnego obowiązującego ustawienia zawodnika i asystenta względem siebie. Można biec obok siebie, ale zazwyczaj odbywa się to tak, że zawodnik próbuje podganiać swojego przewodnika. Kierowany jest jego głosem i pilnie słucha komunikatów dotyczących terenu, trasy, jak i odległości od innych zawodników. Dla ułatwienia łączności asystent biegnie czasem z małym głośniczkiem podpiętym do pasa. Urządzenie wzmacnia jego głos, jak i emituje regularny dźwięk pozwalający na bieżąco go lokalizować. Asystent stara się, by zawodnik pokonał trasę jak najlepiej, jak najszybciej i jak najbezpieczniej oraz zagrzewa go do walki.

Grupa osób w strojach zimowyh na tle lasu
Pamiątkowe zdjęcie uczestników i organizatorów MP w narciarstwie biegowym i biathlonie, Zakopane 2021

Na biegówkach w dwóch stylach

W piątek Józef Plichta ogłosił rozpoczęcie kolejnej części zawodów – mistrzostw Polski w biegach narciarskich. Organizacja była bardzo sprawna, nie było żadnych zakłóceń. Pierwszego dnia rozegrano konkurencje w stylu klasycznym, a kolejnego w stylu dowolnym. Podobnie jak w biathlonie zawodnicy byli podzieleni na kategorie wiekowe, dla których przygotowano zróżnicowane pod względem trudności i dystansu trasy. Te dla seniorów grupy A i juniorów grupy A były dłuższe od pozostałych. Zawodnicy i ich przewodnicy startowali co 30 sekund i podobnie jak w poprzednich dniach – w grupach wiekowych. Różnicą czwartego dnia było to, iż sportowcy mogli poruszać się na nartach również stylem łyżwowym. Do ostatniego startu zarówno seniorzy, jak i najmłodsi nie kapitulowali i do końca walczyli o wynik. Trudno się dziwić, przecież mistrzostwa Polski są najważniejszymi krajowymi zawodami roku dla każdego sportowca. Ich uczestnicy walczą o tytuł, który można im odebrać dopiero podczas kolejnych zawodów tej rangi. Taka okazja jest tylko raz w sezonie.

Pełnia szczęścia

Kiedy ostatni zawodnik ukończył bieg, przyszła pora na dekorację i oficjalne wyniki. Nikt do samego końca nie był pewny, które zajął miejsce, bo liczony był czas przejazdu. Dlatego właśnie trzeba walczyć, aż minie się linię mety. Szóste mistrzostwa biathlonowe oraz dwudzieste szóste w biegach narciarskich możemy uznać za udane. Szczególne podziękowania należą się organizatorom, animatorom, obsłudze technicznej, ale chyba najbardziej przewodnikom, którzy nieustannie czuwali nad bezpieczeństwem zawodników, zwłaszcza na trasie. Patronat nad imprezą sprawowały miasto Zakopane, TVP3 i Stowarzyszenie „Cross”.

Z roku na rok rosną popularność oraz poziom tych zawodów. Coraz więcej młodych ludzi staje do rywalizacji ze swoimi kolegami i koleżankami. To wspaniała forma rehabilitacji poprzez stawianie sobie ambitnych celów. Otwarta formuła wydarzenia sprzyja integracji osób pełnosprawnych i niepełnosprawnych, a także zawodników, którzy stawiają swoje pierwsze kroki, czy to w biegach narciarskich, czy w biathlonie, z zawodnikami, którzy szykują się na mistrzostwa świata albo Europy. Jakże ważny jest ten moment niepewności, gdy stają w odstępach na starcie i czekają na swoją kolej, na morderczy wysiłek, kolejne mijane rundy, doping innych zawodników, przewodników, kibiców… Tak, by finalnie dojechać do mety i minąć ją resztkami swoich sił. Żeby zaznać tej euforii, że jednak można! Pełnia szczęścia i radości!

Mistrzostwa zakończone, ale nie wszyscy mogą już odpoczywać. Większość rozjedzie się do domów, ale najlepsi jeszcze tego samego dnia wyjadą do Planicy (Słowenia), by za kilka dni podczas Pucharu Świata stanąć w szranki z najlepszymi, pokazać, na co ich stać i powalczyć o kwalifikacje do zimowej paraolimpiady. Podpytywałem przed wyjazdem, czego życzy się narciarzom. Uśmiechnęli się. Ktoś rzucił: „Połamania nart. Ale nie wszystkim!”.

Trzymajmy mocno kciuki za naszych i życzmy im jak najlepszych startów.

Piotr Kieblesz

XXVI Mistrzostwa Polski Niewidomych i Słabowidzących w Narciarstwie Biegowym
26.02-1.03.2021 r., Zakopane

Tabela wyników
Styl klasyczny
Seniorzy A – 10 km (5 x 2 km)
1. Paweł Nowicki — UKS Laski
2. Zbigniew Żygłowicz — „Podkarpacie” Przemyśl
3. Mieczysław Krzyszycha — „Ikar” Lublin
Seniorzy B – 4 km (4 x 1 km)
1. Zbigniew Raczek — „Karolinka” Chorzów
2. Łukasz Skąpski — „Łuczniczka” Bydgoszcz
3. Zdzisław Mądry — „Jutrzenka” Częstochowa
Seniorki – 4 km (4 x 1 km)
1. Aneta Górska — UKS Laski
2. Ewa Obłąk — (niezrzeszona
3. Karolina Koś — „Podkarpacie” Przemyśl
Juniorzy A – 10 km (5 x 2 km)
1. Grzegorz Zgłobicki — „Podkarpacie” Przemyśl
2. Kacper Jażdżewski — „Łuczniczka” Bydgoszcz
Juniorzy B – 4 km (4 x 1 km)
1. Łukasz Śmiech — „Łuczniczka” Bydgoszcz
2. Paweł Franczek — „Łuczniczka” Bydgoszcz
3. Paweł Grodzki — UKS Laski
Juniorki – 4 km (4 x 1 km)
1. Ewa Podlińska — UKS Laski
2. Jolanta Jabłońska — UKS Laski
3. Sara Rakowska — „Łuczniczka” Bydgoszcz
Młodzicy – 4 km (4 x 1 km)
1. Paweł Dudek — „Podkarpacie” Przemyśl
2. Oskar Ludwiczak — „Łuczniczka” Bydgoszcz
3. Nikodem Urban — „Łuczniczka” Bydgoszcz
Młodziczki – 4 km (4 x 1 km)
1. Patrycja Doman — „Łuczniczka” Bydgoszcz
2. Emilia Zelek — „Podkarpacie” Przemyśl
3. Julia Plewka — UKS Laski
Tabela wyników
Styl dowolny
Seniorzy A – 6 km (3 x 2 km)
1. Piotr Garbowski — „Podkarpacie” Przemyśl
2. Paweł Gil — „Podkarpacie” Przemyśl
3. 3. Mieczysław Krzyszycha — „Ikar” Lublin
Seniorzy B – 3 km (3 x 1 km)
1. Ireneusz Stankiewicz — „Zryw” Słupsk
2. Zdzisław Mądry — „Jutrzenka” Częstochowa
3. Zbigniew Raczek — „Karolinka” Chorzów
Seniorki – 3 km (3 x 1 km)
1. Ewa Obłąk — (niezrzeszona)
2. Karolina Koś — „Podkarpacie” Przemyśl
3. Georgina Myler — „Łuczniczka” Bydgoszcz
Juniorzy A – 6 km (3 x 2 km)
1. Łukasz Zgłobicki — „Podkarpacie” Przemyśl
2. Błażej Bieńko — „Podkarpacie” Przemyśl
3. Grzegorz Zgłobicki — „Podkarpacie” Przemyśl
Juniorki – 3 km (3 x 1 km)
1. Ewa Podlińska — UKS Laski
2. Jolanta Jabłońska — UKS Laski
3. Sara Rakowska — „Łuczniczka” Bydgoszcz
Młodzicy – 3 km (3 x 1 km)
1. Paweł Dudek — „Podkarpacie” Przemyśl
2. Oskar Ludwiczak — „Łuczniczka” Bydgoszcz
3. Marcin Gruszczyński — „Łuczniczka” Bydgoszcz
Młodziczki – 3 km (3 x 1 km)
1. Patrycja Doman — „Łuczniczka” Bydgoszcz
2. Emilia Zelek — „Podkarpacie” Przemyśl
3. Julia Plewka — UKS Laski

VI Mistrzostw Polski Niewidomych i Słabowidzących w Biathlonie
23-26.02.2021 r., Zakopane

Tabela wyników
Bieg indywidualny
Seniorzy
1. Piotr Garbowski — „Podkarpacie” Przemyśl
2. Paweł Gil — „Podkarpacie” Przemyśl
3. Filip Łyjak — „Start” Białystok
Juniorzy
1. Łukasz Zgłobicki — „Podkarpacie” Przemyśl
2. Grzegorz Zgłobicki — „Podkarpacie” Przemyśl
3. Kacper Jażdżewski — „Łuczniczka” Bydgoszcz
Młodzicy
1. Paweł Dudek — „Podkarpacie” Przemyśl
2. Oskar Ludwiczak — „Łuczniczka” Bydgoszcz
3. Marcin Gruszczyński — „Łuczniczka” Bydgoszcz
Seniorki
1. Karolina Koś — „Podkarpacie” Przemyśl
2. Magdalena Jankowska — „Podkarpacie” Przemyśl
3. Aneta Bzdek — „Podkarpacie” Przemyśl
Juniorki
1. Ewa Podlińska — UKS Laski
2. Jolanta Jabłońska — UKS Laski
3. Sara Rakowska — „Łuczniczka” Bydgoszcz
Młodziczki
1. Patrycja Doman — „Łuczniczka” Bydgoszcz
2. Emilia Zelek — „Nadzieja” Kraków
3. Julia Plewka — UKS Laski
Tabela wyników
Sprint
Seniorzy
1. Piotr Garbowski — „Podkarpacie” Przemyśl
2. Paweł Gil — „Podkarpacie” Przemyśl
3. 3. Mieczysław Krzyszycha — „Ikar” Lublin
Juniorzy
1. Kacper Jażdżewski — „Łuczniczka” Bydgoszcz
2. Łukasz Śmiech — „Łuczniczka” Bydgoszcz
3. Paweł Franczek — „Łuczniczka” Bydgoszcz
Młodzicy
1. Paweł Dudek — „Podkarpacie” Przemyśl
2. Oskar Ludwiczak — „Łuczniczka” Bydgoszcz
3. Marcin Gruszczyński — „Łuczniczka” Bydgoszcz
Seniorki
1. Aneta Górska — UKS Laski
2. Karolina Koś — „Podkarpacie” Przemyśl
3. Aneta Bzdek — „Podkarpacie” Przemyśl
Juniorki
1. Ewa Podlińska — UKS Laski
2. Jolanta Jabłońska — UKS Laski
3. Sara Rakowska — „Łuczniczka” Bydgoszcz
Tabela wyników
Dwubój
Seniorzy
1. Piotr Garbowski — „Podkarpacie” Przemyśl
2. Paweł Gil — „Podkarpacie” Przemyśl
3. Filip Łyjak — „Start” Białystok
Juniorzy
1. Kacper Jażdżewski — „Łuczniczka” Bydgoszcz
2. Paweł Franczek — „Łuczniczka” Bydgoszcz
3. Łukasz Śmiech — „Łuczniczka” Bydgoszcz
Młodzicy
1. Paweł Dudek — „Podkarpacie” Przemyśl
2. Oskar Ludwiczak — „Łuczniczka” Bydgoszcz
3. Marcin Gruszczyński — „Łuczniczka” Bydgoszcz
Seniorki
1. Karolina Koś — „Podkarpacie” Przemyśl
2. Aneta Bzdek — „Podkarpacie” Przemyśl
3. Magdalena Jankowska — „Podkarpacie” Przemyśl
Juniorki
1. Ewa Podlińska — UKS Laski
2. Jolanta Jabłońska — UKS Laski
3. Sara Rakowska — „Łuczniczka” Bydgoszcz
Młodziczki
1. Patrycja Doman — „Łuczniczka” Bydgoszcz
2. Emilia Zelek — „Podkarpacie” Przemyśl
3. Julia Plewka — UKS Laski
Do góry

Jak co roku w Kościelisku

Niewidomi i słabowidzący sportowcy także tej zimy spotkali się w lutym w Kościelisku, żeby przed mistrzostwami Polski podwyższać na obozie swoje umiejętności w biegach narciarskich.

Organizatorem zgrupowania dofinansowanego ze środków Ministerstwa Kultury, Dziedzistwa Narodowego i Sportu było Stowarzyszenie „Cross”. Pieczę nad wszystkim trzymał Józef Plichta. Z uwagi na rozwijającą się szybko trzecią falę pandemii wirusa SARS-CoV-2 były obawy, że do zimowego obozu w górach może nie dojść. Na szczęście niepełnosprawni sportowcy zdążyli się spotkać przed wprowadzeniem przez Ministerstwo Zdrowia i rząd kolejnych obostrzeń i krajowego lockdownu.

W terminie obozu, między 14 a 26 lutego, pogoda dopisywała, był śnieg, trasy przygotowane, a organizacja jak zawsze na plus. Uczestnicy nie mieli zastrzeżeń, mimo że wszystko musiało odbywać się z zachowaniem obostrzeń i zasad reżimu sanitarnego. Trzydziestu jeden zawodników z całej Polski zamieszkało tradycyjnie już w pensjonacie Willa u Gąsieniców w Kościelisku. To stała baza narciarzy z dysfunkcją wzroku. Towarzyszył im sztab trenerski (trzech instruktorów).

Mężczyzna na nartach biegowych
Pierwsze kroki na biegówkach

– Uczestnicy zostali podzieleni na 3 grupy, dla których zajęcia układane były w zależności od stopnia zaawansowania. Byli początkujący i tacy, którzy kontynuowali swoje poczynania, a także bardziej doświadczeni, którzy jedynie doskonalili się pod okiem instruktorów – relacjonuje Georgina Myler, uczestniczka. – Zajęcia odbywały się dwa razy dziennie, po kolacji zawodnicy szykowali sprzęt na następny dzień. A Stasiu Gąsienica, który ma wypożyczalnię sprzętu do narciarstwa biegowego, codziennie przygotowywał tory od pensjonatu do Chotarzu, gdzie na 2,5-kilometrowej pętli o zróżnicowanej trudności ćwiczyli zawodnicy. Było to o tyle dobre, że nie musieliśmy tracić czasu na przemieszczanie się do miejsca treningu. Wszystko z dala od Zakopanego, od całego tego zgiełku. Był teren płaski, był też długi podbieg, ekstragórka z zakrętami – kontynuuje Georgina Myler. – Jak było jeszcze mroźno, to jeździło się fajnie i szybko. Potem, w drugiej połowie obozu, zrobiło się cieplej, było nawet plus dwanaście stopni, w pewnym momencie chodziliśmy w koszulkach z krótkimi rękawkami. Chotarz to nazwa wielkiej polany, trasa jest odsłonięta, i graniczy z lasem. Jak słońce rozpuszczało śnieg, to z godziny na godzinę było coraz gorzej, trudniej się jeździło, bo śnieg robił się „tępy”, w konsystencji podobny do cukru. Jednak w nocy przychodził przymrozek i rano tory znowu świetnie nadawały się do jazdy.

Obiekt codziennie był przygotowywany przez obsługę techniczną. Były dwa tory: do stylu klasycznego i trasa do stylu łyżwowego. Koordynator dodaje:

Grupa osób na nartach biegowych
Uczestnikom obozu w Kościelisku dopisywała piękna pogoda

– Duża część młodzieży już jeździ łyżwą, ale były też trzy osoby, które zaczęły się dopiero tego uczyć. Wśród początkujących znalazł się Łukasz Skąpski, prezes „Łuczniczki”, do tej pory znany przede wszystkim z showdowna. Na obóz pojechał bez znajomości nowej dla niego dyscypliny, a wrócił podekscytowany.

– Dla mnie był to debiut na nartach, absolutny. Jako dziecko miałem jakieś plastikowe pseudonartki, i to było wszystko. Trudno to było nazwać narciarstwem – wspomina. – Teraz mam trzydzieści osiem lat i po raz pierwszy założyłem prawdziwe narty na nogi. I tak sobie pomyślałem, że będę to robił już co roku. Dziwię się: gdzie ja byłem przez ten czas, że nie odkryłem wcześniej tak fajnej formy spędzania czasu?

Po swoim pierwszym obozie wystartował też w rywalizacji mistrzostw Polski, ale jak mówił ze śmiechem, bardziej jako statysta w tłumie, zawodnik, który chce tylko przejechać trasę. Ciekawe są jego wrażenia z pierwszych kontaktów z nartami.

– Dla mnie, osoby z poważną dysfunkcją narządu wzroku, największym problemem było przyjęcie właściwej postawy, zaufanie nartom, że poprowadzą. To wynika trochę z tego, że osoba z taką niepełnosprawnością lubi czuć grunt pod nogami, mieć przynajmniej jeden pewny punkt podparcia. Jedna noga musi stać stabilnie, a narty to wykluczają, ponieważ żeby mieć ten właściwy krok narciarski, trzeba cały czas balansować ciałem. Przekonać się do tego i jednocześnie się nie wywracać – to klucz do czerpania z tego frajdy. A potem to była już tylko synchronizacja poszczególnych ruchów, nabieranie doświadczenia, wsłuchiwanie się w narty, w śnieg. Oczywiście, tylko styl klasyczny, łyżwą nawet nie próbowałem. Może w przyszłości? Nie będę tego nigdy robił wyczynowo, chodzi o satysfakcję, inną, nową formę aktywnego spędzania czasu. Bardzo mi się to podoba i jak tylko będzie taka możliwość, jeśli ktoś mi tylko zaproponuje: „a może narty?”, to jeśli tylko będę miał czas, to na pewno pojadę.

A jaki był ten obóz dla niego jako prezesa klubu?

– Bajeczka! Po raz pierwszy nie musiałem niczego organizować, po raz pierwszy od nie wiadomo kiedy byłem beneficjentem, uczestnikiem i byłem w jakimś sensie „incognito”. To kompletnie odświeżające. Dawno nie byłem tak przyjemnie zmęczony. Poznałem od kuchni obozowe życie: jedzenie, trening, spanie, i tak przez dwa tygodnie – podsumowuje Łukasz Skąpski, który od lat zajmuje się w klubie showdownem, jest twórcą Polskiej Ligi Showdown – Nie Tylko dla Mistrzów i byłym trenerem kadry Polski w showdownie, z którą zdobywał złote medale mistrzostw świata.

Celem lutowego zgrupowania w Kościelisku było przygotowanie zawodników do mistrzostw Polski w narciarstwie biegowym i biathlonie.

– Po grudniowych i styczniowych obostrzeniach, kiedy nie można było niczego organizować i musieliśmy odwołać inne obozy, to był jedyny moment, kiedy sportowcy z „Crossa” uprawiający dyscypliny zimowe mogli przygotować się do mistrzostw – mówi Józef Plichta z klubu „Sudety” Kłodzko, który również trenował w Kościelisku. – Co roku wyjazd ten jest najważniejszym punktem przygotowań przed rywalizacją o medale. Oczywiście, poza sezonem zimowym zawodnicy trenują na nartorolkach, na bieżni, w siłowni, a lutowy obóz finalizuje przygotowania. Na nim szlifujemy już tylko technikę jazdy na nartach. Ze względu na pandemię różne imprezy, między innymi zawody biathlonowe, były przesuwane z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc. Jako organizatorzy siedzieliśmy jak na bombie, w niepewności. Ale na szczęście się udało.

GM

Do góry

Kuźnia talentów

W drugiej połowie lutego Kościelisko stało się dla młodych sportowców upragnionym miejscem wyjazdu. Uczestnicy projektu „Bliżej sportu 2020”, realizowanego przez ZKF „Olimp”, zjechali tu na szkolenie z zakresu kolarstwa, biathlonu i strzelectwa. Wśród nich byli reprezentanci klubów sportowych i szkół dla uczniów niewidomych i słabowidzących z całej Polski.

W związku z pandemią projekt został zmieniony. Zrezygnowano z obozów sportowych zaplanowanych na lato 2020 i ferie zimowe 2021 r., a termin pierwszego zjazdu był kilkakrotnie przekładany. Pomimo wielu przeciwności udało się rozpocząć konsultacje sportowe, które poprowadził koordynator projektu Józef Plichta. Miejsce na szkolenie zostało wybrane perfekcyjnie – w Kościelisku, obok tras biegowych. Uczestnicy i kadra stacjonowali w ośrodku wypoczynkowym Chotarz, którego obsługa była życzliwa, a wyżywienie i zakwaterowanie dobre. Marek Tokarczyk, trener koordynator reprezentacji Polski niewidomych i słabowidzących, Jadwiga Grynkiewicz, Anna Pitoń, Maria Nędza, Marcela Marcisz, Marek Grzegorczyk i Wojciech Łękawski tworzyli zespół instruktorów z wieloletnim doświadczeniem w pracy z dziećmi i młodzieżą z dysfunkcją wzroku. Zajęcia strzeleckie poprowadził Zbigniew Sebzda, trener z dużą praktyką i osiągnięciami. Ważnym uzupełnieniem kadry szkoleniowców byli ich asystenci, a także wychowawcy i wolontariusze, którzy pełnili funkcję przewodników na trasach biegowych, pomagali młodzieży w przygotowaniu się do zajęć i wspierali wszystkie realizowane działania.

Szkolenie w Kościelisku było pierwszą od wielu miesięcy okazją do spotkania się młodych amatorów sportu. Pierwszego dnia radości, okrzykom i powitaniom nie było końca. Wreszcie, prawie w końcówce sezonu i na koniec zimy, udało się spotkać w gronie przyjaciół i pomimo ograniczeń wrócić do treningów na trasach. Na tę chwilę młodzież, pozbawiona możliwości trenowania i bezpośrednich kontaktów z rówieśnikami, uwięziona w domach czekała wiele miesięcy. Wyjazd w góry był ucieczką w normalność, której wszystkim tak bardzo brakowało. Zima u podnóża Tatr okazała się dla sportowej młodzieży łaskawa. Trasy biegowe na Chotarzu w Kościelisku były dobrze przygotowane, a śniegu leżało pod dostatkiem. Każdego dnia szkolenia uczestnikom towarzyszyły dodatnie temperatury i pełne słońce na tle błękitnego nieba, wspartego o masyw Giewontu, a wieczorem – rozgwieżdżone niebo i lekki przymrozek. Warunki były więc jak na zamówienie i miały znaczący wpływ na cały pobyt i atmosferę, która emanowała radością i zapałem młodych ludzi zmotywowanych do życia i działania. Zawsze po śniadaniu wszyscy szykowali się do zajęć. Smarowanie nart, przygotowanie sprzętu i odpowiedniego do rodzaju treningu ubrania. Grupy reprezentujące kluby i szkoły ruszały pod opieką instruktorów i asystentów sportowych na trasy biegowe. Pierwszym elementem każdych zajęć było przypomnienie zasad zachowania bezpieczeństwa i rozgrzewka, której ćwiczenia były doskonałym wstępem do intensywnego przedpołudniowego i poobiedniego treningu. Zajęcia odbywały się pod opieką trenera w małych, kilkuosobowych grupach lub jeden na jeden. Pod koniec dnia przeprowadzano szkolenie strzeleckie przygotowujące do startu w biathlonie. W tym przypadku dominował aspekt techniczny. Młodzież ćwiczyła prawidłowe ułożenie ciała przy oddawaniu strzału i umiejętność koncentracji.

Grupa osób na nartach biegowych
Uczestnicy projektu „Bliżej sportu 2020” w Kościelisku

Pierwsze dni obozu były dla wszystkich bardzo trudne. Młodzież musiała przestawić się z siedzącego trybu życia i zajęć on-line na aktywność fizyczną w terenie, z całym bagażem ogromnego wysiłku fizycznego. Dla kadry instruktorskiej wyzwaniem było takie poprowadzenie zajęć, by odpowiadały możliwościom kondycyjnym uczestników, którzy byli mniej wydolni po długim okresie przerwy w treningach. Jednak zaangażowanie obu stron szybko zaowocowało poprawą kondycji fizycznej uczestników i techniki poruszania się na biegówkach. Celem było przygotowanie uczestników do mistrzostw Polski w biathlonie, które zaplanowano na końcówkę wyjazdu. Kiedy patrzyło się na pracę instruktorów i zapał zawodników, miało się wrażenie, że to kuźnia przyszłych paraolimpijczyków. Anna Pitoń indywidualnie pracująca na trasie z Sarą Rakowską z „Łuczniczki” Bydgoszcz, Wojciech Łękawski szkolący ekipę z Krakowa, Jadwiga Grynkiewicz ćwicząca z częścią zespołu z Lasek, Marcela Marcisz doskonaląca technikę jazdy chłopców z Bydgoszczy – to tylko kilka przykładów na wielką pracę trenerów i dzieciaków, które na poważnie zaangażowały się w sport. – Aktywność sportowa pozwala mi przestać myśleć o różnych problemach, o niepełnosprawności. Pomaga zapomnieć o pandemii. Skupiam się na samodoskonaleniu i poprawieniu umiejętności – komentuje swój udział w szkoleniu Kamil Szymański z Krakowa. – Jazda na biegówkach to świetna aktywność fizyczna i doskonały sposób na poprawę kondycji. W Kościelisku mogłem nauczyć się dobrze jeździć na nartach biegowych. Treningi uświadomiły mi, że mimo braku wzroku z wielu rzeczy nie muszę rezygnować i że przez sport mogę pokonać własne słabości i lęki. Cieszę się, że na koniec szkolenia mogłem wystartować w mistrzostwach Polski niewidomych i słabowidzących w biathlonie w Zakopanem i sprawdzić, co umiem. Wiem teraz, ile muszę jeszcze zrobić, by kiedyś stanąć na podium. To jest moim marzeniem! Myślę, że takie wyjazdy i takie szkolenia są dla nas, młodzieży z dysfunkcją wzroku, bardzo ważne i potrzebne. Dzięki nim mamy motywację i wiele zyskujemy – przekonuje Kamil.

– Sądzę, że biegówki są dostępne dla każdego. W treningach może uczestniczyć młodzież pełnosprawna i młodzież z niepełnosprawnościami, niewidomi i słabowidzący – podsumowuje realizowany projekt pn. „Bliżej sportu 2020” trenerka Anna Pitoń. – Jestem pod dużym wrażeniem osiągnięć tych młodych sportowców. Wielu uczaestników, pomimo dysfunkcji wzroku, bardzo szybko przyswaja sobie technikę jazdy. Oceniając najlepszych z nich, na przykład Anetę, należy zauważyć, że technikę jazdy mają doskonałą. Mnie bardzo dobrze pracuje się z młodzieżą z niepełnosprawnością wzroku. Mają oni ogromną motywację i wiarę, że trenując biathlon, będą mogli w życiu coś osiągnąć. Mogą jednocześnie wzmocnić się fizycznie i psychicznie, co w dzisiejszych czasach ma ogromne znaczenie. Szkolenie jest także ważnym czynnikiem integrującym młodzież, opiekunów i kadrę instruktorską, uczy współdziałania w zespole. Naszych niepełnosprawnych sportowców stawiam za wzór młodzieży pełnosprawnej, której trudno jest często uwierzyć, że nie widząc lub widząc bardzo słabo, można świetnie jeździć na biegówkach i dojść do mistrzostwa. Podkreślę również ogromną satysfakcję i przyjemność, jaką daje mi praca z młodzieżą niewidomą i słabowidzącą.

W promieniach zachodzącego słońca, w kolorowych kombinezonach mkną na nartach biegowych w wyżłobionych w śniegu torach młodzi biathloniści, którzy rzucili wyzwanie swojej niepełnosprawności i pandemii. Każdego dnia szkolenia stają się silniejsi i doskonalsi.

Dobitnie widać, jak ważną rolę odgrywa sport w życiu młodego człowieka. W dobie wszechobecnych komputerów, smartfonów i internetu dzieci i młodzież zapominają o potrzebie aktywności ruchowej. Tu, w Kościelisku, całą swoją siłę i inwencję twórczą poświęcili treningom. Znaleźli w sporcie radość i kierunek działania. Każdy uczestnik zajęć poprawił koordynację ruchową, wzmocnił swój układ odpornościowy, oddechowy i układ krążenia. Udział w treningach, bezpośredni kontakt z rówieśnikami i kadrą miał również pozytywny wpływ na zdrowie psychiczne, nadszarpnięte izolacją oraz nauką i pracą w trybie zdalnym.

– Jestem zdania, że zrealizowane szkolenie biathlonowe i strzeleckie dofinansowane przez PERON jest dużym sukcesem uczestników i organizatorów – ocenia pobyt w Kościelisku koordynator projektu „Bliżej sportu 2020” Józef Plichta. – Pomimo pandemii i wynikających z niej zagrożeń udało się zrealizować zajęcia na bardzo wysokim poziomie i w stu procentach. To zasługa instruktorów, asystentów sportowych, wychowawców i wolontariuszy oraz przede wszystkim młodzieży, która wykazała się dojrzałością, odpowiedzialnością i zaangażowaniem. Poziom szkolenia znalazł odzwierciedlenie w wynikach osiąganych na mistrzostwach Polski w biathlonie i narciarstwie biegowym.

Piotr Stefański

Do góry

Skitouring w Zawoi

Zorganizowanie narciarskiej imprezy turystycznej w czasie niepewności spowodowanej kolejnymi falami epidemii nastręcza niemało trudu. Na szczęście doświadczenie w realizowaniu wydarzeń rekreacyjnych oraz znajomość ludzi „z branży” narciarskiej umożliwiły, mimo zbliżającej się wielkimi krokami wiosny, przygotowanie wyprawy skiturowej w Zawoi.

Aby znaleźć miejsce do treningu i wyznaczyć trasę skitourową, organizatorzy musieli w poszukiwaniu śniegu sięgnąć po zdjęcia satelitarne rejonu Babiej Góry. Okazało się, że w zaplanowanym terminie wyprawy, czyli między 25 a 28 lutego 2021 r., dni były wyjątkowo słoneczne i ciepłe. Jedynie południowa strona babiogórskiego masywu obfitowała w obszary zaśnieżone, co znawcy zjawisk atmosferycznych tego regionu tłumaczą specyficznymi układami frontów, sprzyjającymi opadom śniegu z tej właśnie strony góry. Miejsce na wyprawę skitourową było, były też kwatery dla uczestników oraz fundusze na eskapadę przekazane przez Fundację Agencji Rozwoju Przemysłu, więc organizatorzy spod szyldu Okręgu Śląskiego Polskiego Związku Niewidomych i koła grodzkiego w Bielsku- -Białej oraz Fundacji Wspierania Inicjatyw Społecznych „Pogranicze Bez Barier” zaprosili nas – osoby niewidome z różnych zakątków Polski, w tym członków Stowarzyszenia „Cross” – do pensjonatu w Zawoi. Tutaj też został dostarczony sprzęt skitourowy, wypożyczony z wyspecjalizowanej bielskiej firmy. W czwartkowy wieczór odbyła się odprawa techniczna, a w piątek rano wyruszyliśmy samochodami do gajówki Śmietanówka, w okolicy której na południowym zboczu Babiej Góry znajduje się polana o tej samej nazwie. Tego dnia panowały niezwykłe warunki pogodowe – pięknie świeciło słońce, a temperatura powietrza sięgała kilkunastu stopni. Większość uczestników, ubranych na cebulkę, mogła poczuć się niczym na słonecznym tyrolskim stoku, gdy po ściągnięciu kolejnych warstw odzieży podchodziliśmy pod stromiznę polany w grubych narciarskich spodniach i… koszulkach z krótkimi rękawami!

Po założeniu nart niektórzy uczestnicy wędrówki udali się na rekonesans najbliższej okolicy, a inni, którzy nie mieli dotychczas doświadczeń ze skitourami, pobierali nauki od instruktorów i pod opieką doświadczonych wolontariuszy z Fundacji „Pogranicze Bez Barier” stawiali pierwsze kroki na nartach. Czuliśmy się bardzo bezpiecznie także z racji obecności dwóch goprowców. Pomaszerowaliśmy trasą wiodącą w górę, w stronę przełęczy Krowiarki. W pewnym miejscu natrafiliśmy na potoczek przecinający polanę. Tu trzeba było skupić uwagę na tym, by go bezpiecznie przekroczyć, ale czuwali nad nami doświadczeni organizatorzy. Chwile przerwy w marszrucie wykorzystywaliśmy na łapanie promieni rozpieszczającego nas słońca. Ukształtowanie terenu zmuszało do stosowania odpowiednich technik wchodzenia na stromych odcinkach trasy, w tych miejscach nic nie dawały foki naklejone na ślizgi nart. Kiedy podchodziliśmy pod górę, trzeba było ustawiać narty prostopadle do zbocza. Po około 40 minutach marszu dotarliśmy do punktu zwrotnego, gdzie przygotowywaliśmy się do zjazdu. Dostaliśmy kolejny instruktaż, tym razem dotyczący manewrów, jakie należy wykonywać podczas zjeżdżania z góry. Jeden z naszych przewodników zwrócił uwagę na ślady, jakie pozostawiliśmy na śniegu oraz jeden szczególny, zrobiony – jak twierdził – kilka godzin wcześniej przez biegnącego wilka, którego na szczęście nie mieliśmy okazji spotkać. Jazda w dół odbywała się pod czujną eskortą wolontariuszy i goprowców. Foki spowalniały szybkość zjazdu, co pozwalało bezpiecznie manewrować nartami. Nie obyło się jednak bez kilku wywrotek, które na szczęście nie były groźne. Po dotarciu w okolice gajówki część uczestników została pod wiatą, gdzie zapłonęło ognisko, natomiast śmiałkowie dysponujący niemałą kondycją ponownie ruszyli w górę, żądni dalszego wysiłku. Cieszyli się długo operującym słońcem, a po powrocie dołączyli do wypoczywających, żeby wspólnie smażyć kiełbaski.

Grupa osób na nartach biegowych
Podejście na polanę Śmietanową

Wieczorem, po obiadokolacji, zasiedliśmy do biesiadnego spotkania z udziałem dyrektora Babiogórskiego Parku Narodowego, który opowiadał między innymi o przyrodzie tych okolic i funkcjonowaniu parku. Radosna atmosfera spotkania zachęcała do wymiany doświadczeń i bliższego poznawania się. W trakcie rozmów okazało się, że wielu z nas to uczestnicy bardzo atrakcyjnych imprez sportowych i turystycznych organizowanych przez Stowarzyszenie „Cross”. Byli wśród nas szachiści, kolarze, nordicowcy, również narciarze biegowi postanowili spróbować swoich sił na skitourach. Niektórzy czuli wieczorem, że lekko piecze ich skóra. To efekt pierwszej silniejszej dawki promieni słonecznych.

Następnego dnia narciarze podzielili się na dwie grupy. Jedna ponownie udała się na polanę Śmietanówka, a druga na stok Czatorza, gdzie w pobliżu siedziby dyrekcji Babiogórskiego Parku Narodowego testowała Skki Trikke [pojazd będący połączeniem kierownicy i nart – przyp. red.] i korzystając z wyciągu narciarskiego, szusowała na nartach, wciąż pod opieką asystentów. Kolejny dzień imprezy kończyło sprawdzanie i pakowanie sprzętu, a ostatnią wieczorną biesiadę przeplatały pełne euforii rozmowy. Bo to była radosna impreza, podobnie jak charakter jej uczestników.

Domyślamy się, że wieść o skitourowej wyprawie rozniesie się szeroko i pojawią się kolejni chętni do uprawiania tej formy turystyki.

Tadeusz Gierycz

Do góry

Jerzy Brycki. Wspomnienie z wykładów

Miłośnikom szachów – i nie tylko – proponujemy lekturę wspomnień Joanny Sobieckiej z wykładów „Szachy jako forma rehabilitacji osób niewidomych”, prezentowanych przez Jerzego Bryckiego w Akademii Wychowania Fizycznego im. Bronisława Czecha w Krakowie.

Wprowadzenie

Moje pierwsze spotkanie z szachami było przypadkowe. Zanim do niego doszło, przeszłam w swojej karierze przez kilka ważnych etapów. Pierwszym z nich było ukończenie studiów na Akademii Wychowania Fizycznego im. Bronisława Czecha w Krakowie. Jako magister rehabilitacji ruchowej dostałam propozycję kontynuowania swoich zainteresowań naukowych i podjęcia pracy na uczelni.

W powyższym aspekcie ważny okazał się fakt, iż na początku lat 80. ubiegłego wieku w programie studiów na kierunku rehabilitacja ruchowa pojawił się nowy przedmiot: sport osób niepełnosprawnych. Po szerokiej dyskusji na jednym ze spotkań naukowych pracowników instytutu tworzenie autorskich treści programowych wspomnianego przedmiotu zostało zlecone właśnie mnie.

Mężczyzna przy szachownicy
Jerzy Brycki podczas meczu

W Polsce w ówczesnym czasie nie było możliwości korzystania z dobrodziejstw internetu. Szukałam wiedzy z zakresu sportu osób z niepełnosprawnością w zbiorach bibliotecznych. Po dokonaniu szczegółowej analizy treści dostępnej literatury zauważyłam, że jedynie podręcznik Jerzego Becka obejmował ogólne zagadnienia dotyczące sportu osób z różnymi dysfunkcjami. Inne natomiast opracowania poświęcone były oddzielnym tematom nawiązującym do historii sportu czy składów polskich reprezentacji powoływanych na letnie i zimowe igrzyska paraolimpijskie w latach 1972-1980. Publikacje te zawierały przede wszystkim dane statystyczne odnoszące się do: płci oraz liczby zawodników biorących udział w igrzyskach, dyscyplin i konkurencji sportowych, w jakich startowali, a także wyników oraz zdobytych medali. Niektóre prace ukierunkowane były na cele, zadania, jak również możliwości podejmowania aktywności sportowej przez osoby z niepełnosprawnością. Jeszcze inne artykuły poświęcone zostały treningom sportowym. Należy podkreślić, że najwięcej z nich opublikowano w czasopiśmie „Biuletyn Informacyjny. Rehabilitacja Zawodowa Inwalidów” wydawanym przez Zakład Badań Rehabilitacji Społecznej i Zawodowej Centralnego Związku Spółdzielni Inwalidów, a następnie przez Centrum Naukowo-Badawcze Spółdzielczości Inwalidów Centralnego Związku Spółdzielni Inwalidów.

Takie zjawisko nie było dla mnie zaskoczeniem, ponieważ do końca lat 80. XX wieku to spółdzielczość finansowała polski sport osób z niepełnosprawnością.

Zapoznając się z informacjami zawartymi w zbiorach, jakie posiadały polskie biblioteki w omawianym temacie, stwierdziłam, że:

– zagadnienia związane z polskim sportem osób z niepełnosprawnością nie cieszyły się specjalnym zainteresowaniem naukowców;

– informacje w codziennej prasie poświęcone sportowcom biorącym udział w zawodach, w tym paraolimpijskich, były bardzo ograniczone;

– naukowa literatura krajowa obejmująca poruszaną problematykę okazała się skromna, a zarazem mało dostępna.

Poza tym trzeba zwrócić uwagę na ówczesną strukturę organizacyjną polskiego sportu osób z niepełnosprawnością. Funkcjonował on wtedy wyłącznie w spółdzielniach inwalidów. W celu zapewnienia osobom z różnymi dysfunkcjami warunków do jego uprawiania powoływano koła sportowe „Start”. Tym samym działalność sportowa została oparta na Zrzeszeniach Sportowych Spółdzielczości Pracy „Start” (ZSSP „Start”), natomiast koordynatorem sportu na poziomie wojewódzkim stały się Rady Wojewódzkie ZSSP „Start” (RW ZSSP „Start”).

W związku z powyższym uznałam, iż na terenie województwa krakowskiego jedynym źródłem aktualnych informacji na temat sportu osób z niepełnosprawnością może być Rada Wojewódzka ZSSP „Start” w Krakowie. Stąd też udałam się na plac Szczepański 4, gdzie mieściła się jej siedziba. Po wielu rozmowach z panią mgr Jolantą Mazur (osobą odpowiedzialną w Radzie za działalność sportową) zostałam wolontariuszem, a w kolejnych latach pracownikiem zatrudnionym na pół etatu. Dzięki temu mogłam korzystać z dostępnej dokumentacji i czerpać szczegółową wiedzę. Co więcej, miałam także możliwość uczestniczenia w treningach sportowych (jako obserwator) we wszystkich dyscyplinach, w jakich odbywały się zajęcia na terenie naszego województwa.

Pierwsze spotkanie z Jerzym Bryckim

Podczas hospitacji licznych zajęć sportowych, prowadzonych dla zawodniczek i zawodników z uszkodzeniem narządu ruchu, jak i wzroku, zainteresowały mnie szczególnie osoby niewidome grające w szachy oraz ich sprzęt – brajlowskie szachownice, bierki oraz zegary – których wcześniej w swoim życiu nie widziałam. Nie mogę również ukryć faktu, że było to dla mnie niesamowite uczucie widzieć ich twarze w głębokim skupieniu, przy absolutnej ciszy panującej na sali. Wśród wielu grających podziwiałam nestora polskich szachistów niewidomych – Jerzego Bryckiego – nie mając jeszcze świadomości o Jego wielkich sportowych dokonaniach.

Mężczyzna przy szachownicy
Jerzy Brycki podczas I Turnieju Szachowego Gry Pamięciowej

Pamiętam, iż systematyczne szkolenia szachowe odbywały się w kole sportowym „Start”, zawiązanym przy Krakowskiej Spółdzielni Niewidomych „Sanel”. To ono zorganizowało w grudniu 1981 roku I Turniej Szachowy Gry Pamięciowej – Memoriał Antoniego Tomasza Starczewskiego – dedykowany również niewidomemu szachiście. Zawody miały nietypowy charakter: na stoliku oprócz zegara szachowego i tabliczki brajlowskiej lub kartki do pisania nie było podstawowego sprzętu (szachownicy i bierek). Rywalizacja odbywała się bez dotyku, a jedynie z pomocą własnej pamięci i wyobraźni grającego. Tak też podczas obserwacji turnieju zrodziło się we mnie pytanie: dlaczego magistrzy rehabilitacji ruchowej nie polecają szachów pacjentom z problemami wzroku, gdy spotykają ich na swojej drodze zawodowej? Tym bardziej że nie każdy pacjent będzie miał możliwości funkcjonalne bądź wskazania lekarskie do uprawiania lekkiej atletyki, pływania, piłki dźwiękowej czy sportów zimowych.

Wykłady

Kiedy analizowałam możliwości programowe nowego przedmiotu, to jedno nurtujące pytanie spontanicznie do mnie powracało. Uznałam, że jedyną, a zarazem wyjątkową osobą, która może zainspirować przyszłych rehabilitantów szachami, jest Jerzy Brycki. Po pewnym czasie podczas kolejnego treningu odważyłam się zapytać naszego mistrza, czy wyrazi zgodę na poprowadzenie wykładu monograficznego dla studentów Akademii Wychowania Fizycznego, w ramach przedmiotu: sport osób niepełnosprawnych. Temat przewodni naszego uczelnianego spotkania miał brzmieć „szachy jako forma rehabilitacji osób niewidomych”. Po chwilowym zastanowieniu odpowiedział: „Jest to możliwe, ale wcześniej muszę porozmawiać z moją Elżbietą, ponieważ żona to moje oczy”. Nie ukrywam, że dług wdzięczności odczuwam do dziś. To dzięki małżonce, która towarzyszyła panu Jerzemu w podróży jako przewodnik, mogły odbywać się niepowtarzalne w historii Akademii wykłady z udziałem wielkiego szachisty.

Każde spotkanie z kreatorem gry w szachy w środowisku niewidomych miało wymiar zarówno teoretyczny, jak i praktyczny. W pierwszej części nasz gość, przedstawiając krótki rys historyczny i zasady gry niewidomego z widzącym zawodnikiem, niejednokrotnie podkreślał, że prezentowany coraz wyższy poziom rywalizacji sportowej szachistów z niepełnosprawnością narządu wzroku pozwala trenującym zyskiwać uznanie w gronie osób pełnosprawnych. Był przekonany, że wszystko to może sprawić uwzględnienie specyfiki nauki gry w szachy, które oznacza jedynie konieczność adaptacji metod, technik i środków nauczania z pominięciem bodźców wzrokowych.

Pasjonat królewskiej gry, trener II klasy zalecał w oparciu o swoje doświadczenia, by zajęcia przygotowywać starannie i pamiętać o ich urozmaicaniu ciekawostkami szachowymi. Sugerował także, iż powinny być one oparte nie na jednej, lecz na różnych metodach nauczania. Cytując pracę Mariana Śnieżyńskiego, szczegółowo charakteryzował oraz wskazywał na metody: podające, poszukujące, eksponujące czy praktycznego działania. Równocześnie zwracał uwagę na aktywne współtworzenie procesu nauczania przez zawodników niewidomych, oczywiście z uwzględnieniem ich możliwości.

Co ważne, uzmysławiał studentom, jak istotne znaczenie dla instruktora szachowego ma umiejętność wykorzystywania kompensacyjnej roli dotyku i słuchu osób z niepełnosprawnością wzroku – od początku nauki. W rezultacie posłuży to ukształtowaniu prawidłowych wyobrażeń oraz pojęć związanych z omawianą grą. Pan Jerzy twierdził też, że schematy dotykowe odgrywają u niewidomych ważną rolę zarówno w procesie tworzenia wyobraźni, jak i w aspekcie myślenia, ponieważ często występuje u nich stereognozja. Przekaz słowny z kolei nie tylko kompensuje braki wzrokowe w bezpośrednim poznawaniu rzeczywistości, lecz informuje również osoby niewidome o niedostępnych dla nich zjawiskach, właściwościach czy sytuacjach.

Na zakończenie swojego wykładu nasz mistrz ocenił, na przykładzie własnej osoby, rolę uprawianej dyscypliny dla obszaru psychicznej adaptacji. Czynił to, wspominając o sferze: intelektualnej, emocjonalnej i społecznej. Uważał bowiem, że wyćwiczenie adekwatnych reakcji emocjonalnych podczas rywalizacji sportowej zaowocowało u niego wytworzeniem odporności na sytuacje nowe i trudne, jakie pojawiały się na co dzień, a także pomagało w układaniu poprawnych relacji w środowisku osób widzących.

Szachownica
Szachownica i bierki brajlowskie

Z perspektywy czasu muszę stwierdzić, że to nie część teoretyczna wykładu przyciągnęła tłumy studentów, lecz jego praktyczne uzupełnienie, które kończył mecz szachowy. Jerzy Brycki grał pamięciowo, a studenci korzystali ze sprzętu. Po drugiej stronie szachownicy, znajdującej się na podwyższeniu katedry, zasiadali przyszli magistrowie rehabilitacji ruchowej, oczywiście po wstępnym zapoznaniu się ze sprzętem brajlowskim, jakże trudnym do wyobrażenia dla osób pełnosprawnych. Pamiętam, że pan Jerzy przyniósł szachownicę i bierki, które znacznie różniły się od tradycyjnych. W polach szachownicy wywiercone były niewielkie otwory, takie, by mogły się w nich utrzymać bierki szachowe i nie przewracać się przy dotknięciu. Poza tym wszystkie czarne pola na szachownicy znajdowały się o kilka milimetrów wyżej od białych. Natomiast dla odróżnienia samych bierek – czarne były ostrzej zakończone.

Mecz rozpoczął się sportowym przywitaniem, a rywalem Jerzego Bryckiego był kapitan, wybrany przez studentów ze swojego grona. Jak przystało na prawdziwych dżentelmenów, pierwszy ruch należał do zaproszonego gościa. Przy czym, za jego przyzwoleniem, wszystkie figury i pionki przesuwał kapitan, równocześnie informując o tym słownie partnera. Niestety, pierwszy mecz trwał krótko, bo studenci popełniali wiele błędów. Fakt ten wzbudził w ich głowach wątpliwości, które po wielu latach wspominam z niesmakiem: uczestnicy wykładu nie dowierzali, że nasz mistrz jest osobą niewidomą – podejrzewali, że w rywalizacji sportowej wspiera się wzrokiem. Mając na uwadze takie opinie studentów, przeprowadziłam z panem Jerzym rozmowę, podczas której zaakceptował ich prośbę o zmiany w sposobie prowadzenia rozgrywki w kolejnym roku. Wyraziłam na nie zgodę. Szachownica leżała na stoliku w środku sali wykładowej, a przyszli magistrzy rehabilitacji ruchowej mieli możliwość zaproszenia kolegów z innych grup, którzy dobrze grali w szachy. Zwyczajem poprzednich zajęć po wprowadzeniu teoretycznym w świat królewskiej gry rozpoczął się niezwykle emocjonujący dla obu stron mecz. Przypominam sobie, iż wymiana posunięć była długa, ale w rezultacie, jak przystało na legendę szachów, rywalizację wygrał Jerzy Brycki. W pamięci utkwił mi okrzyk studentów: „Jak to się stało?!”, na co pan Jerzy z wielkim skupieniem i spokojem odpowiedział: „Państwo popełnili poważny błąd”. Aby wyjaśnić, na czym on polegał, poprosił o ponowne rozłożenie figur i pionków, a następnie wzorem turniejów „gry na ślepo” – czyli w grze pamięciowej bez szachownicy – rozpoczął odtwarzanie meczu. Na Jego polecenie kapitan kilkanaście razy przesuwał po kolei bierki raz po jednej, raz po drugiej stronie. W pewnej chwili gość powiedział: „I teraz drużyna studentów popełniła niewybaczalny błąd”. Kreator gry w szachy w środowisku niewidomych kontynuował swoje przemyślenia: „Gdyby państwo przesunęli figurę na pole takie…, a nie na takie…, to wtedy pokonaną osobą byłbym ja”. Uczestnicy wykładu zaniemówili z wrażenia, po czym wstali i gromkimi brawami nagrodzili mistrza, by oddać mu wielki szacunek.

Podsumowanie

Wykład cieszył się wielkim zainteresowaniem wśród słuchaczy studiów dziennych i zaocznych. Sprawiło to, że nestor niewidomych polskich szachistów wraz z małżonką zostali zaproszeni do przedstawienia swoich doświadczeń zawodniczych i trenerskich podczas ogólnopolskiej konferencji naukowo-metodycznej zatytułowanej „Sport osób niepełnosprawnych w różnych grupach wiekowych”. Jej organizacji podjął się ówczesny Instytut Rehabilitacji Ruchowej Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie, w ramach Problemu Węzłowego 10.7: „Optymalizacje systemu kultury fizycznej jako podstawy kształtowania zdrowia i sprawności fizycznej”. Należy zaznaczyć, iż kierownikiem Problemu był prof. dr hab. Tadeusz Ulatowski, zaś kierownikiem grupy tematycznej (VIII.4: „Wpływ sportu i rekreacji fizycznej na rehabilitację osób niepełnosprawnych”) – dr Tadeusz Kasperczyk. Konferencja odbyła się w 1983 roku, w dniach od 17 do 18 listopada. Obok licznych wystąpień – poświęconych różnym dyscyplinom sportu – podczas pierwszej sesji naukowo-metodycznej państwo Bryccy wygłosili referat pt. „Szachy jako jedna z form rehabilitacji niewidomych”. Po ciekawej dyskusji oraz w wyniku wysokiej oceny poziomu konferencji członkowie Komitetu Naukowego zaprosili autorów prezentacji oraz innych trenerów i naukowców do napisania wspólnej monografii.

Stąd też praca „Znaczenie szachów w rehabilitacji niewidomych”, która ukazała się drukiem w publikacji pt.: „Sport osób niepełnosprawnych w różnych grupach wiekowych” pod redakcją Janusza Orzecha i Joanny Sobieckiej, w ramach serii „Z Warsztatów Badawczych”. Książkę w 1985 roku wydała Akademia Wychowania Fizycznego w Warszawie.

Joanna Sobiecka Akademia Wychowania Fizycznego im. Bronisława Czecha w Krakowie

***

(Artykuł w oryginale opatrzony był bardzo bogatą bibliografią. Na potrzeby jego publikacji w miesięczniku „Cross” zarówno bibliografia, jak i odniesienia do niej zawarte w tekście zostały usunięte)

Do góry

Śp. Antoni Gastoł – wspomnienie

Losy ludzkie są kręte jak ścieżki i drogi w Bieszczadach. Zawsze jednak losy jednego człowieka zależą od drugiego.

Jan Gerhard, „Łuny w Bieszczadach” (fragment)

Członkom „Crossu”, szczególnie tym trochę starszym, Jego nazwisko kojarzy się z Krakowem i „Lajkonikiem”. I słusznie. W roku 1997 grupa aktywnych sportowców powołała do życia Krakowski Klub Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki Niewidomych i Słabowidzących „Lajkonik”. Wśród założycieli był właśnie śp. Antoni Gastoł, a oprócz Niego m.in. śp. Stanisław Spólnik i śp. Jerzy Brycki. Siedzibę dla klubu założyciele znaleźli w Krakowskiej Spółdzielni Niewidomych „Sanel”. Tosiu stanął na czele zarządu klubu. Poznałam Go w 2000 roku, przy okazji organizacji olimpiady szachowej niewidomych, która odbywała się na terenie Małopolski, w Zakopanem. Wtedy rozpoczęła się nasza wspólna praca. Oprócz mnie do działania włączyła się także Basia Juszkiewicz. Realizowaliśmy wspólnie działania statutowe i szybko okazało się, że nasze wizje rozwoju klubu są zbieżne. W miarę upływu czasu coraz lepiej poznawałam Tosia. Zawsze zadziwiała mnie Jego elastyczność, mądrość życiowa, optymizm i ogromny zapał do gry w szachy. Mimo pracy zawodowej zawsze znalazł czas, aby usiąść przy desce czy wyjechać na turniej. Doskonale czuł się wśród szachistów. Był duszą towarzystwa, a Jego umiejętności muzyczne (grał na każdym instrumencie, który wpadł Mu w ręce) i bogaty repertuar sprawiały, że drzwi do pokoju, w którym mieszkał, się nie zamykały. Tosiu kochał ludzi, dawał im to, co umiał najlepiej, a oni odwdzięczali się uśmiechem i dobrą zabawą.

Grupa osób w plenerze
Antoni Gastoł na rozpoczęciu jubileuszowego XV zlotu turystycznego „Biała laska w górach” w 2019 r.

społeczna rola Tośka. Od wielu lat był członkiem kapeli regionalnej „Mogilanie”. Kiedy przeszedł na emeryturę, w 2005 roku wspólnie z gminą Kraków założyliśmy Klub Integracyjny Niewidomego Seniora, w którym Tosiu realizował się aktorsko, muzycznie i szachowo. Funkcję prezesa pełnił do 2014 roku, a po rezygnacji Walne Zgromadzenie Członków przyznało Mu dożywotnio funkcję honorowego prezesa. Działalność „Lajkonika” doceniły władze Krakowa, które w 2014 roku uhonorowały klub odznaczeniem Honoris Gratia.

W styczniu 2021 roku pożegnaliśmy Tosia – Człowieka o wielkim sercu i umyśle, Człowieka, który nigdy nie skarżył się na swój los ani na swoją niepełnosprawność, Człowieka, który patrzył w przyszłość, umiał cieszyć się tym, czym Go obdarował los.

Mężczyzna grający na akordeonie
Tosiu na zajęciach muzycznych w Klubie Integracyjnym Niewidomego Seniora

Nie ma Go wśród nas, ale – jak na pogrzebie powiedział Jego syn Piotr – „Tata pewnie umila czas duszyczkom w niebie śpiewem i muzykowaniem”. A może rozgrywa partię szachów na brajlowskiej desce…?

Danuta Sanetra

Do góry

Król notatek

Czasem mamy potrzebę szybkiego zapisania jakiejś informacji lub notatki. Każdy zabiera się do tego inaczej. Niektórzy przyklejają sobie karteczki na monitor albo na lodówkę, inni mają na biurku stos fiszek lub prowadzą specjalny zeszyt. W ostatnich latach wiele osób korzysta z różnego rodzaju urządzeń do zapisywania notatek głosowych. Jednak gdy mamy do czynienia z większą ilością informacji lub chcemy je potem przetwarzać, wykorzystajmy do tego komputer albo smartfon.

Odkąd w komputerach pojawiły się pierwsze systemy operacyjne, powstawały również edytory tekstu. W systemie Windows od zawsze towarzyszy nam Notatnik. Możemy w nim zapisywać sobie tekst, ale nie możemy go formatować i umieszczać żadnych dodatkowych informacji. Takie notatki możemy potem zapisywać w plikach tekstowych na naszym komputerze. Powstało już bardzo dużo tego typu programów, niektóre są mniej zaawansowane i funkcjonalne, inne bardziej, ale wszystkie mają jeden cel – umożliwić nam sporządzanie notatek.

Zrzut ekranu z oknem programu
Widok programu One Note

Z czasem upowszechniły się urządzenia mobilne, na których również możemy komfortowo przechowywać różnego rodzaju zapiski. Producenci oprogramowania do dziś prześcigają się w aplikacjach tego rodzaju i często są to bardzo dobre rozwiązania. W wielu smartfonach znajdziemy je pod nazwą Notatnik. Narzędzie to jest instalowane od razu z systemem telefonu.

OneNote

Microsoft, który słynie ze świetnego narzędzia, jakim jest pakiet Office, postanowił stworzyć darmową aplikację, która w zamyśle miała służyć studentom do notowania podczas wykładów. Z każdą kolejną wersją program zwiększał swoją funkcjonalność i obecnie jest jednym z najpopularniejszych na świecie narzędzi do robienia notatek. Dzięki prostocie użytkowania oraz dużej liczbie przydatnych funkcji, obsłudze ekranów dotykowych oraz rysików nie ma praktycznie potrzeby korzystania z innych narzędzi, by szybko coś zapisać. Bardzo istotną cechą programu jest wieloplatformowość, dzięki której mamy możliwość pracy w OneNote na różnych urządzeniach oraz pod różnymi systemami operacyjnymi. Powstały wersje na Androida oraz iOS-a, dzięki którym możemy tworzyć notatki na urządzeniach mobilnych. Jest oczywiście również wersja na Windowsa oraz MacOS-a. Ta pierwsza wspiera obsługę rysika, dzięki czemu można wprowadzać notatki odręczne. Kolejną zaletą aplikacji jest przechowywanie informacji w chmurze. Dzięki takiemu rozwiązaniu notatka tworzona na komputerze błyskawicznie pojawia się na smartfonie. Nie trzeba przy tym używać polecenia „Zapisz”, bo jest ona automatycznie synchronizowana na wszystkich urządzeniach, do których jesteśmy zalogowani za pomocą konta Microsoft. Ważną dla wielu osób cechą jest możliwość współdzielenia z innymi użytkownikami i równoczesnej pracy nad notatką. Do tekstu można bowiem wstawiać komentarze i każda zmiana naniesiona przez jedną osobę pojawia się u wszystkich innych wraz z adnotacją, kto tę zmianę wprowadził. Dzięki zaawansowanej wyszukiwarce mamy możliwość szybkiego znalezienia notatki po tytule lub słowie, które jest zawarte w jej treści. Funkcja ta bardzo często jest wykorzystywana wtedy, gdy nasze notesy zaczynają być obszerne.

Zrzut ekranu z oknem programu
Widok listy cekcji w wersji na telefonach

Opis programu

W systemie Windows 10 aplikacja One- Note jest instalowana domyślnie, wystarczy się tylko zalogować do niej za pomocą konta Microsoft i mamy pełny dostęp do naszych notatek i synchronizacji z innymi urządzeniami. Jeśli chodzi o pozostałe systemy operacyjne, trzeba wybrać odpowiedni sklep z aplikacjami i samemu zainstalować OneNote na naszym urządzeniu.

Po uruchomieniu programu wyświetla się jego okno podzielone na kilka sekcji. W przypadku wersji desktopowych w górnej części ekranu wyświetlają się paski narzędzi, a po jego lewej stronie lista sekcji, która została przez nas utworzona. Na prawo od sekcji znajdują się karty z poszczególnymi notatkami. Z kolei na prawo od kart wyświetlana jest notatka z konkretnej karty. Dzięki takiemu rozwiązaniu w łatwy sposób możemy grupować notatki w poszczególne sekcje, a gdy taki podział jest niewystarczający, mamy możliwość tworzenia dowolnej liczby nowych notesów, a w nich znów podziału treści na sekcje i karty.

Zrzut ekranu z oknem programu
Widok karty z pismem odręcznym

Na karcie oprócz zwykłego tekstu możemy umieszczać listy, obrazy i linki. Podczas wklejania do naszej notatki materiału z internetu pojawia się od razu link do źródła strony, z którego on pochodzi. Ponadto mamy również możliwość formatowania tekstu w zakresie wielkości oraz kroju czcionek, jak również jego wyrównania. Jeśli chodzi o pracę z pismem odręcznym, OneNote ma wbudowany mechanizm przekształcania takiego pisma do postaci czcionki komputerowej. Dzięki temu ręcznie zrobione na tablecie notatki można potem edytować w takich programach jak Word. Praca z notacją matematyczną również stała się prostsza. Tworząc notatki odręczne, na przykład z wykładu z fizyki czy analizy matematycznej, możemy je w prosty sposób przekształcić na pismo komputerowe wraz ze wszystkimi indeksami czy znacznikami specyficznymi dla wyrażeń matematycznych.

Polecam OneNote wszystkim osobom, które potrzebują uniwersalnego narzędzia do tworzenie notatek. Program jest prosty w obsłudze, można synchronizować nasze zapiski między różnymi urządzeniami, dzięki czemu są zawsze pod ręką. Aplikacja obsługuje pismo ręczne w języku polskim, co dla niektórych osób może mieć również znaczenie.

Mirosław Liszewski

Do góry

Gramy w szachy

Mężczyzna przy szachownicy
Ryszard Bernard

Myślenie schematami

Szachowe określenie „myślenie schematami” brzmi tajemniczo, choć stosowane jest bardzo często w praktyce silnych graczy. Jego definicja jest mniej więcej taka: „Myślenie schematami to ustalenie optymalnego rozstawienia figur w ciągu najbliższych posunięć”. W jego zakresie trzeba też postanowić, które figury wymienić, a które zostawić na szachownicy. W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że jest to element ogólnego planu gry do zrealizowania w najbliższym czasie. Szachista nie liczy wariantów, ale podejmuje decyzje o najlepszym umiejscowieniu swoich bierek. Termin ten przybliżę na kilku prostych przykładach i anegdotach.

Przykład 1:

W 1936 roku w Moskwie rozgrywany był bardzo silny dwukołowy turniej szachowy z udziałem dziesięciu wybitnych zawodników. Zwyciężył w nim eksmistrz świata, Kubańczyk José Raúl Capablanca, przed wschodzącą gwiazdą rosyjskich szachów Michaiłem Botwinnikiem. Ta para wyraźnie górowała nad resztą stawki (byli w niej m.in. Flohr, Lilienthal, Lasker). W trakcie rund, kiedy przeciwnik obmyślał posunięcia, Capablanca miał zwyczaj przechadzać się po sali i kuluarach. Któregoś dnia zajrzał do małej salki, w której grupka silnych szachistów kibiców zawzięcie analizowała pewną pozycję. Białe stały w końcówce znacznie lepiej, ale nie widać było drogi do wygranej. Poproszony o radę Kubańczyk rozrzucił szachy i zaczął ustawiać bierki na nowo, mówiąc: „Goniec powinien tu stać, skoczek tam, wieża pilnować siódmej linii, a pionki należy ustawić tu, tu i tam”. Po ustawieniu figur według tych wskazówek okazało się, że pozycja jest bardzo prosto wygrana. Genialny Kubańczyk w minutę rozwiązał problem właśnie poprzez myślenie schematami. Niestety, dokładne informacje o spornej pozycji się nie zachowały.

Przykład 2:

W 1960 roku w Moskwie rozgrywany był 24-partiowy mecz o mistrzostwo świata. Tytułu bronił Michaił Botwinnik, doskonały strateg i analityk. Jego przeciwnikiem był młody Michaił Tal, cudowne dziecko szachów, o którego zdolnościach kombinacyjnych krążyły legendy. Tal rozpalał na szachownicach ogień, Botwinnik gasił pożary i starał się wykorzystać swoją lepszą technikę. Oto przebieg jednego z tych pojedynków:

Obrona Caro-Kann

M. Tal – M. Botwinnik
Moskwa 1960

1.e4 c6 2.d4 d5 3.Sc3 de4 4.S:e4 Gf5 5.Sg3 Gg6 Botwinnik często grywał w meczu ten debiut. Gra z reguły ma spokojny, strategiczny charakter, choć pozycja czarnych jest trochę pasywna. Ale nawet w tych pozornie spokojnych sytuacjach Tal potrafił na szachownicy zamieszać 6.S1e2 Sf6 7.h4 h6 8.Sf4 Gh7 9.Gc4 e6 10.0-0 Gd6

Białe: Kg1, Hd1, Wa1, Wf1, Gc1, Gc4, Sf4, Sf3, a2, b2, c2, d4, f2, g2, h4. Czarne: Ke8, Hd8, Wa8, Wh8, Gd6, Gh7, Sbi, Sf6, a7, b7, c6, e6, f7, g7, h6

11.S:e6!? fe6 12.G:e6 Współczesne komputery oceniają poświęcenie skoczka za niezbyt poprawne, ale Tal dostał swoją ostrą pozycję 12…Hc7 13.We1 Sbd7 14.Gg8+ Białe nie mają specjalnego wyboru – czarne groziły zroszowaniem w długą stronę 14…Kf8 15.G:h7 W:h7 16.Sf5 Białe mają tylko dwa pionki za figurę, ale czarne bierki są nieskoordynowane (wieża na h7!) i ciągle możliwy jest atak na króla 16... g6! Czarne oddają trzeciego pionka, ale upraszczają i uspokajają pozycję 17.G:h6+ Niedobre było 17.S:h6? Gh2+ 18.Kf1 Gf4 17…Kg8 18.S:d6 H:d6 Po 18...W:h6 19.We6 W:h4 20.g3! Wh7 21.Hd3 za skoczka znów były tylko dwa pionki, ale inicjatywa białych była bardzo niebezpieczna 19.Gg5 We7 20.Hd3 Kg7

Białe: Kg1, Hd3, Wa1, We1, Gg5, a2, b2, c2, d4, f2, g2, h4. Czarne: Kg7, Hd6, Wa8, We7, Sd7, Sf6, a7, b7, c6, g6

Po partii obaj rywale analizowali tę kluczową pozycję. Tal pokazał sporo możliwych forsownych wariantów, Botwinnik podsumował zaś analizę takim ogólnikiem: „Początkowo wydawało mi się, że białe stoją trochę lepiej, ale potem znalazłem właściwy plan: trzeba wymieniać wieże, a zostawić hetmana”. Trudno o lepszy przykład ilustrujący myślenie schematami. Nie wiadomo, dlaczego akurat taki pomysł na dalszą grę miał mistrz świata. Być może uważał, że hetman, doskonale współpracujący ze skoczkami w ataku, zdoła stworzyć groźby matowe… Ciekawy jest natomiast fakt, że po błędzie Tala białe już w następnym ruchu zaprzeczyły swoim słowom i wymieniły hetmany. Cóż, plany i schematy mogą być zmienione po błędach przeciwnika…

21.Hg3? Równe szanse gwarantowało 21.W:e7+ H:e7 22.Hb3 b6 23.Hc4 i każdy z trzech wyników jest możliwy. Białe proponują wymianę hetmanów w bardzo złej redakcji. Ze zdwojonych pionków na skrzydle królewskim trudno będzie wyrobić wolniaka. Niektórzy komentatorzy, zdziwieni błędem Tala, sugerowali nawet, że być może pretendent stracił zainteresowanie powstałą „nudną” pozycją 21...W:e1+ 22.W:e1 H:g3 Czarne mają przewagę materialną, nie unikają więc żadnych uproszczeń 23.fg3 Wf8!? Utrudnia wejście białego króla do akcji 24.c4 Lub 24.We7+ Wf7 25.W:f7+ K:f7 26.Kf2 Ke6 27.Kf3 Kf5 z technicznie wygraną pozycją 24...Sg4 25.d5 cd5 26.cd5 Sdf6 27.d6 Ten wolniak jest łatwy do zatrzymania 27…Wf7 28.Wc1 Wd7 29.Wc7 Kf7 30.G:f6 S:f6 31.Kf2 Ke6 32.W:d7 K:d7 33.Kf3 Kxd6 34.Kf4 Ke6 35.g4 Sd5+ 36.Ke4 Po narzucającym się 36.Kg5 Kf7 37.h5 Kg7! białym nie udawało się zlikwidować pionków przeciwnika na drugim skrzydle: 38.hg6 Sb4 39.a3 Sd3 40.b3 a5 41.Kf5 Sc1 42.b4 ab4 43.ab4 Sa2 44.b5 Sc3 45.b6 Sa4 46.Ke5 S:b6 47.Kd6 Sc8+ itd. 36...Sf6+ 37.Kf4 Sd5+ 38.Ke4 Sb4 39.a3 Sc6 40.h5 g5 Grozi 41…Se5 41.h6 Kf6 42.Kd5 Kg6 43.Ke6 W przypadku 43.Kd6 Kasparow podaje taki wygrywający wariant dla czarnych: 43…Sa5! 44.Kc7 b5 45.Kb8 Sc4 46.K:a7 (46.b3 a5!) 46...S:b2 47.Kb6 Sc4+ itd. 43...Sa5 44.a4 Sb3 45.Kd6 a5 46.Kd5 K:h6 47.Kc4 Sc1 48.Kb5 Sd3 49. b3 Sc1 50.K:a5 S:b3+ 51.Kb4 Sc1 52.Kc3 Kg6 53.Kc2 Se2 54.Kd3 Sc1+ 55.Kc2 Se2 56.Kd3 Sf4+ 57.Kc4 Kf6 58.g3 Se2 0-1

Przykład 3:

W. Bagirow – J. Rotstein
Gladenbach 1999

Białe: Kb3, Wf5, Sc3, a4, b2, c4, d5, e4, g5. Czarne: Ka5, Hg3, a6, b6, c5, d6, e5

Posunięcie czarnych. Skoczek musi chronić króla i piechotę, wieża z pionkiem nie poradzą sobie z hetmanem, pozycja wydaje się więc remisowa. Po głębszej analizie łatwo znaleźć jednak optymalne ustawienie, dające łatwą wygraną: oddajemy pionka g5 za pionka d6 i ustawiamy wieżę na polu d1, d2 lub d3. Wolnego pionka d5 będzie musiał blokować hetman, ale po tempowym ruchu wieży czarne znajdą się w zugzwangu – hetman będzie musiał ustąpić. Oto przykładowy wariant: 39...Hg2 40.Wf6 H:g5 41.W:d6 Hg7 (Czarne atakują pola f6, g6, h6, utrudniając powrót wieży do swojego obozu) 42.We6 Hg5 43.We8 Hg7 44.Ka3 (zugzwang) 44...Hf6 45.Wg8 Hf2 46.Kb3 Hh2 (Próba uniemożliwienia dotarcia wieży na pola d1, d2, d3 też się nie udaje) 47.Wf8 Hg2 48.Wf5 (Hetman musi teraz wpuścić wieżę na pierwsze linie) 48… Hg7 49.Wf1 Hh6 50.Wd1 Hd6 51.Wd2 i cel zostaje osiągnięty. Być może są inne drogi prowadzące do zwycięstwa, ale ta wydaje się prosta i logiczna. Widziały ją zapewne i czarne, stąd rozpaczliwa próba wyzwolenia króla, która nie zmieniła jednak wyniku: 39...b5 40.ab5 ab5 41.cb5 Hd3 42.Wf6 c4+ 43.Ka2 He3 44.g6 Hc5 45.g7 Hg1 46.Wf7 Kb6 47.Wd7 Kc5 48.Wc7+ Kb6 49.W:c4 H:g7 50.Wc6+ Kb7 51.W:d6 i białe wygrały.

Myślenie schematami najczęściej stosowane jest w spokojnych pozycjach gry końcowej, przy ograniczonej aktywności przeciwnika. Oto dwie kolejne partie na ten temat:

B. Spasski – E. Torre
Hamburg 1982

Białe: Kg3, Wa8, a6, e4, f3, g2, h4. Czarne: Kg6, Wa2, e5, f6, g7, h5

W tej pozycji białe mają dwa plany realizacji przewagi. Pierwszy polega na pozostawieniu pionka na a6 (aby po szachach z tyłu król mógł się schować na a7) i marszu króla na drugie skrzydło, aby za wolniaka zdobyć wieżę. Realizacja tego planu jest jednak związana z koniecznością oddania przynajmniej jednego pionka na skrzydle królewskim, co daje czarnym kontrgrę wystarczającą do remisu, np.: 44.Kh2 Kh7 45.Kg1 Wa1+ 46.Kf2 Wa2+ 47.Kf1 Wa1+ 48.Ke2 Wa2+ 49.Kd3 W:g2 50.We8 (lub 50.Kc4 g5 51.hg5 fg5 52.We8 Wa2 53.Kb5 h4 54.We7+ Kg6 55.a7 h3=) 50... Wa2 51.We6 Wa4 52.Wc6 g5.

Drugi plan to zagrać 44.a7. Czarna wieża nie może wtedy opuścić linii „a”, ale z kolei król po dojściu do b6 będzie odganiany szachami od pionka a7. Taką pozycję można wygrać po ewentualnej wymianie wież i przejściu do pionkówki lub też poprzez wyrobienie drugiego wolniaka na centralnej linii. Obie te możliwości wydają się nierealne, ale Spasski wiedział, do jakiej sytuacji należy doprowadzić, aby przeciwnik wpadł w zugzwang:

44.a7! Kh7 45.Kh2 Wa1 46.g3! Przygotowanie ważnego ruchu f3-f4 46...Wa2+ 47.Kg1 Kg6 48.f4 Kf7 Po 48...ef4 49.gf4 z dalszym e4-e5 powstawał drugi wolniak 49.fe5 fe5 50.Kf1 Wa1+ 51.Kf2 Wa3 52.Ke2 Kg6 53.Kd2 Wa4 54.Kc3 Po 54.We8? W:a7 55.W:e5 Wa3 pozycja jest remisowa 54...Wa1 55.Kc4 Kf7 56.Kd5 Wa5+ 57.Kd6!

Białe: Kd6, Wa8, a7, e4, g3, h4. Czarne: Kf7, Wa5, e5, g7, h5

Właśnie o taką pozycję chodziło białym. Czarne muszą teraz stracić pionka e5 57…Kg6 [57...Kf6? 58.Wf8+] 58.Ke6! Wa1 Lub 58...Kh7 59.Kf5 g6+ 60.Kf6 59.K:e5 Kf7 60.Kf5 Wa5+ 61.e5 g6+ 62.Ke4 1-0

G. Kasparow – R. Hübner
Hamburg 1985

Białe: Kb7, Sf5, c4, d5, g4, h6. Czarne: Kd7, Sf6, c5, d6, e5, g5.

Czarne mogą tylko chodzić skoczkiem po polach h7 i f6, ale forsownej drogi do zwycięstwa nie widać. Nic białym nie daje natychmiastowy atak na pionka e4: 59.Sg3? e3, gdyż pionek d6 przestaje być atakowany i czarny król odzyskuje swobodę. Aby zdobyć pionka e4, trzeba ustawić króla na e2 (skoczek musi stać jak najdłużej na f5, aby czarny monarcha się nie uaktywnił) i dopiero potem zagrać Sg3. Po 59.Kb6! Sh7 60.Kb5 czarne zrozumiały, że biały król udaje się w drogę powrotną: Ka4-b3-c3-d2-e2 z następnym Sg3-e4 i uznały dalszy opór za bezcelowy.

Myślenie schematami występuje też w innych stadiach gry. Ma ono wówczas trochę odmienny charakter. W debiutach, ogólnie rzecz biorąc, myślenie schematami powstaje przy dobrej znajomości typowych planów gry powstających w danym otwarciu. W grze środkowej niezbędna jest znajomość schematów prowadzenia ataku i niektórych pozycji matowych.

Białe: Kg1, Hg4, Wc1, Wc3, Ge3, a2, d4, e5, f2, g2, h3. Czarne: Kh8, Ha6, Wb8, Wc4, Gf8, a5, d5, e6, f7, g7, h6.

Posunięcie białych. Po wydawałoby się nieuchronnej wymianie wież białe mają w perspektywie trochę gorszą końcówkę. Można jednak uzyskać pewne korzyści materialne, jeśli znamy pewien układ sił na skrzydle królewskim, po którym jest nieuchronny mat: 1.G:h6! i okazuje się, że gońca zabić nie wolno: 1...gh6? Lub 1...W:c3 2.W:c3 gh6? 3.Wg3 2.Wg3! To jest właśnie ta pozycja matowa 2...W:c1+ 3.Kh2 i mat na g7 lub g8 jest nieuchronny. Czarne muszą więc pogodzić się z utratą pionka.

Podsumowując, można pokusić się o stwierdzenie, że im większa jest wiedza i wyobraźnia szachisty, tym częściej może on wykorzystywać myślenie schematami.

Ryszard Bernard

Do góry

Gramy w warcaby

Kobieta przy warcabnicy
Natalia Sadowska (autorka rubryki)

W poprzednim artykule zajęliśmy się analizą partii z ostatniego turnieju, który udało się rozegrać przy stolikach, mowa o otwartych mistrzostwach warcabowych Krajowego Zrzeszenia LZS. Zgodnie z tradycją impreza odbywa się co roku w grudniu. Pandemia jej nie przeszkodziła i mogliśmy przyjrzeć się bliżej najciekawszym partiom granym przez czołówkę polskich zawodników. W niniejszym artykule przeanalizujemy pod kątem klasyki te partie, w których poległ nasz rosnący w siłę młody zawodnik Sebastian Wieczorek. Miejmy nadzieję, że Sebastiana w żaden sposób nie urazimy, ale akurat jego porażki przykuły uwagę. Sprawdźmy zatem, gdzie popełniał błędy i jak wykorzystywali to jego doświadczeni i utytułowani przeciwnicy.

Damian Reszka – Sebastian Wieczorek Lututów 2020

1.31-27 Damian rozpoczyna partię, zapraszając do tzw. debiutu polskiego. Jest to dość trudne otwarcie i liczy się tutaj jego głębokie zrozumienie.

1…19-23 2.33-28 17-21 3.28x19 14x23 4.38-33 10-14 5.34-30 14-19 6.30-25 11-17 7.25x14 19x10? Wśród najlepszych graczy rzadko zobaczymy takie bicie. Standardowe zagranie to: 7...9x20! 8.35-30 5-10 9.30-25 10-14 10.40-34 21-26 11.44-40 4-9. W zastałej pozycji możemy znaleźć mnóstwo partii z różnymi kontynuacjami.

8.35-30! Ważna aktywizacja piona.

8…15-20 9.40-34?

Białe: 50, 49, 48, 47, 46, 45, 44, 43, 42, 41,
                    39, 37, 36, 34, 33, 32, 30, 27
                    Czarne: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 12, 13,
                    16, 17, 18, 20, 21, 23

Białe troszkę się zagalopowały. Nie należy pozwalać na wiązanie sobie skrzydła. Zadaniem białych jest przejęcie kontroli na długim skrzydle przeciwnika, a tym posunięciem pozwalają zamknąć sobie krótkie skrzydło. 9.30-25! Prosty, ale poprawny ruch. 9…17-22 10.25x14 22x31 11.37x17 10x19 12.36-31 12x21 13.31-27 Rozbicie było możliwe, ale białe szybko wchodzą w centrum z pięcioma tempami mniej, co powoduje, że pozycja będzie dla nich wygodniejsza.

9...20-25 10.45-40 10-14 11.40-35 5-10 12.33-29 Białe nie zwalniają tempa i ewidentnie dążą do ostrych pozycji, ale jak już wiemy z poprzednich lekcji – ostre zagrania nie zawsze równają się dobrym.

12…6-11 13.39-33 1-6 14.44-39 21-26 Ciekawy wariant mógł powstać po następujących posunięciach: 14...14-20 15.30-24 10-15 16.33-28 21-26 17.28x19 17-21 18.50-44 4-10 I białe byłyby w małych tarapatach.

15.30-24 14-19 16.50-45 19x30

Białe: 50, 49, 48, 47, 46, 45, 44, 43, 42, 41,
              39, 37, 36, 34, 33, 32, 30, 27
              Czarne: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 12, 13,
              16, 17, 18, 20, 21, 23

17.35x24 17…10-14? W ten sposób czarne pozwalają białym wyjść z bardzo trudnego położenia. Lepsze było: 17...17-21 lub 17...17-22, żeby zobaczyć, jak białe spróbują się wywinąć z tej ostrej pozycji.

18.24-19 13x24 19.29x20 8-13 20.45-40 Białe nie chciały zapewne pozwolić na wymianę ukazaną niżej, która jest zwyczajnie remisowa. 20.20-15 23-28 21.32x23 18x40 22.45x34 2-8 23.37-31 26x37 24.41x32 13-18 25.46-41 8-13 26.41-37

20...2-8? Niestety czarne nie wykorzystały niedokładności białych. 20...14-19! 21.20-15 9-14 22.33-28 2-8 Ze strony czarnych grożą różne uderzenia, białe mają pojedyncze ruchy. 23.37-31 26x37 24.42x31 17-22 25.28x17 11x22 26.31-26 22x31 27.36x27 12-17 28.48-42 8-12 29.41-37 Zdecydowanie grę będą prowadziły tutaj czarne. Mają całe centrum, a dodatkowo biały kamień na polu 15 będzie ułatwiał im przeprowadzanie taktycznych planów.

21.42-38 Możliwe było wywiązanie się z pozycji, pod warunkiem że czarne wybrałyby ten wariant: 21.20-15 14-20 22.15x24 23-29 23.34x23 18x20 24.49-44 17-21 25.27-22 9-14 26.32-27 21x32 27.37x28 14-19 28.36-31 26x37 29.41x32. Pozycja białych nie jest jeszcze stabilna, ale za kilka ruchów wszystko powinno się unormować.

21...14-19 22.20-15 19-24 W tym momencie możemy przypomnieć komentarz z początku partii, że zadaniem białych było zajęcie długiego skrzydła czarnych. Tutaj mamy sytuację odwrotną: pola 23, 24 oraz 25 kontrolowane są przez czarne, zatem docelowy plan białych, który powinien mieć miejsce w debiucie polskim, nie powiódł się.

23.47-42 Inny możliwy wariant: 23.49-44 24-30 24.47-42 30-35 25.33-28 13-19 26.38-33 9-13 27.43-38 17-22 28.28x17 11x31 29.36x27 3-9. Pozycja jest dość trudna ze względu na kamień na polu 15, ale póki co jest remisowa.

23...24-30 23...9-14! 24.33-28 13-19 25.27- 21 16x27 26.32x21 23x32 27.37x28 17-22 28.28x17 11x22 29.39-33 26x17 30.33-28 22x33 31.38x9 3x14 I inicjatywa leży po stronie czarnych.

24.33-29?

Białe: Białe: 49, 48, 46, 43, 42, 41, 40, 39, 38, 37,
                          36, 34, 32, 29, 27, 15
                          Czarne: 3, 4, 6, 7, 8, 9, 11, 12, 13, 16, 17,
                          18, 23, 25, 26, 30

Białe ryzykują za wszelką cenę. Ewidentnie chcą wyrwać z tego pojedynku 2 punkty. 24.49-44 9-14 25.33-28 14-19 26.27-21 16x27 27.32x21 23x32 28.37x28 30-35 29.21-16 3-9 30.36-31 26x37 31.41x32 17-22 32.28x17 11x22 Białe stoją nieco gorzej, ale przy dokładnej grze nic nie powinno się tu wydarzyć.

24...30-35 25.38-33 35x44 26.39x50 9-14 27.43-39 25-30 28.34x25 23x43 29.49x38 Widzimy, że białe rozbiły swoje krótkie skrzydło, na którym zostało już tylko kilka pionów.

29…13-19 30.33-28 17-22 31.28x17 11x31 32.36x27 18-23 32...19-24 Nieco sprytniejsze zagranie.

33.48-43 Białe lekką ręką pozbywają się złotego kamienia, a tym samym cennej kolumny na nim opartej. Patrząc jednak na pozycję i poniższy wariant, trudno tak naprawdę znaleźć dla nich dobrą kontynuację. 33.38-33 8-13 34.33-28 23-29 35.50-44 29-34 36.42-38 Inicjatywa należy do czarnych.

33...8-13 34.43-39 19-24 35.38-33 13-19 36.42-38 3-9 Mała niedokładność ze strony czarnych. Należało szybciej budować pozycję. 36...12-18 37.50-44 7-12 38.33-28 3-8 39.41-36 6-11 40.44-40 24-29 41.39-34 11-17 Być może białym udałoby się wywinąć, ale kamienie na polach 36 i 46 wyglądają nieciekawie.

37.50-44 37.41-36 7-11 38.46-41 11-17

37...9-13 38.44-40 12-18? Błąd ze strony czarnych. 38...7-11! 39.41-36 13-18 40.33-28 12-17 41.28-22 17x28 42.38-33 11-17 43.33x13 19x8 44.39-33 8-13 Pozycja białych jest już bardzo trudna, być może przegrana.

39.33-28 7-12 40.41-36 6-11

Białe: Białe: 49, 48, 46, 43, 42, 41, 40, 39, 38, 37,
              36, 34, 32, 29, 27, 15
              Czarne: 3, 4, 6, 7, 8, 9, 11, 12, 13, 16, 17,
              18, 23, 25, 26, 30

Ciekawa remisowa idea mogła powstać po następujących posunięciach: 40...12-17 41.40-35 24-30 42.25x34 14-20 43.15x24 19x30 44.28x8 17-22 45.34x25 22x44 46.8-2 44-49 47.2-7 49x21 48.7x45 21-32 49.45-50 – i zawodnicy zgodziliby się na remis. 41.40-35 11-17 42.39-34 17-21 Okazuje się, że od wygranej do przegranej niedaleka droga. Ostatnie ruchy czarnych nie dość, że niwelują całą przewagę, to jeszcze doprowadzają do klęski. Wyjściem było: 42...23-29! 43.34x23 18x29 44.25-20 14x25 45.28-22 17x28 46.32x14 29-34 47.14-10 34-39 48.10-5 39-44 49.37-31 26x37 50.5x41 13-18 51.41-5 24-29 52.5-14 44-50. Najprawdopodobniej panowie podaliby sobie dłonie na znak zawartego pokoju.

43.34-30 12-17 44.38-33 23-29? Ten ruch przekreśla szanse na remis. Ratunek jeszcze był. 44...4-9 45.36-31 23-29 46.28-23 19x39 47.30x8 39-44 48.8-2 44-49 49.2-7 18-23 50.7-2 49-44 51.35-30 29-33 Są to tylko przykładowe, ale prawdopodobnie najlepsze posunięcia. Zatem remis był możliwy przy odrobinie szczęścia i dobrej kalkulacji. Oczywiście pozycja wciąż jest wymagająca i potrzebna jest ogromna dokładność w grze.

45.28-23 19x39 46.30x8

Białe: Białe: 49, 48, 46, 43, 42, 41, 40, 39, 38, 37,
                  36, 34, 32, 29, 27, 15
                  Czarne: 3, 4, 6, 7, 8, 9, 11, 12, 13, 16, 17,
                  18, 23, 25, 26, 30

46…26-31? Kolejny błąd młodego zawodnika. Szans należało szukać tutaj: 46...29-34 47.8-2 17-22 48.25-20 22x42 49.20x9 4x13 50.2x47 39-44 51.15-10 44-50 52.35-30 34x25 53.32-27 21x32 54.10-5 32-37 55.5x41 50-6. Białe mają piona mniej, ale za to dwie damki, co daje im przewagę.

Zadaniem czarnych będzie znalezienie wymiany, która pozwoli na pozbycie się jednego z białych kamieni.

47.37x26 39-44 48.8-3 Białe również się mylą. Damka powinna stanąć na drugim polu. 48.8-2 44-50 49.2-7 18-22 50.7x45 22x31 51.36x27 14-19 52.35-30 17-22 53.26x28 50x31 54.32-28 31-27 Przewaga materialna białych jest prawdopodobnie wystarczająca, aby przechylić szalę na swoją korzyść.

48...14-19? Czarne nie wykorzystują danej im remisowej szansy. 48...29-34! 49.3x20 44-50 50.20-47 34-39 51.47-29 18-22 52.27x18 50-45 53.29-24 45x1 – i postawienie drugiej czarnej damki wydaje się nieuniknione.

49.3-8 19-23 50.8-30! Grozimy dwoma za trzy.

50…18-22 50...44-49 51.46-41 23-28 52.32x34 21x32 53.41-37 32x41 54.36x47 I po raz kolejny przewaga materialna powinna pozwolić na wykończenie partii.

51.27x18 23x12 52.32-28! 12-18 53.15-10 4x15 54.25-20 15x24 55.30x6 29-34 56.26x17

Białe: 46, 36, 35, 28, 17, damka 6
                      Czarne: 16, 34, 44

Czarne już stoją w beznadziejnej sytuacji. Mimo że są blisko dwóch damek, nie będą w stanie ich postawić.

56…34-39 57.6-1 16-21 58.17x26 44-49 59.1-34! 39x30 60.35x24 Proste rozwiązania są najlepsze. Po burzliwej, pełnej wzlotów i upadków partii 2 punkty na swoje konto wpisał starszy i bardziej doświadczony zawodnik. Ten turniej zdecydowanie nie należał do Sebastiana, ale wciąż pamiętamy o jego świetnym triumfie w Pradze, dlatego głowa do góry i trenujemy dalej!

2-0

Karol Dudkiewicz – Sebastian Wieczorek
Lututów 2020

1.34-29 17-22 2.32-28 2.40-34 11-17 3.45-40 6-11 4.50-45 1-6 5.31-26 16-21 6.32-28 19-23 7.28x19 14x23 Po raz kolejny odmówiono gry w wariancie Kellera

2...20-24? Bardzo dziwne zagranie na starcie partii. 2...19-23 3.28x17 23x34 4.40x29 12x21 lub 2...20-25 3.28x17 12x21 4.37-32 7-12 i przynajmniej coś konkretnego zaczyna się dziać.

3.29x20 15x24 4.28x17 12x21 Proszę zwrócić uwagę, że czarne na samym początku dodały sobie cztery tempa, zatem klasyka nie będzie im sprzyjała.

5.37-32 7-12 6.40-34 1-7

Białe: 50, 49, 48, 47, 46, 45, 44, 43, 42, 41,
                                  39, 38, 36, 35, 34, 33, 32, 31
                                  Czarne: 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12, 13,
                                  14, 16, 18, 19, 21, 24

6...19-23 Niby detal, ale to też bardzo ważny ruch. Dzięki niemu wprowadzamy do gry naszego piona z pola 5.

7.34-30! Białe natychmiast wykorzystują ospałość przeciwnika i zamykają drogę odstającemu kamieniowi.

7…10-15 8.45-40 21-26 9.41-37 Być może to było lepsze zagranie, dzięki któremu białe wyprowadzają swoje skrzydło bez żadnych słabości. 9.32-27 26x37 10.41x32 11-17 11.46-41 18-23 12.41-37 Należy jednak dodać, że logika Karola również jest bardzo zrozumiała. Obaj zawodnicy będą mieli słabe punkty (piony 5 i 46), natomiast białe będą miały mniejszy bilans temp.

9...11-17 10.40-34 7-11 Pion 7 i tworząca się dzięki niemu kolumna są bardzo ważne w wielu typach pozycji. Lepsze było: 10...18-23 11.31-27 14-20 12.30-25 24-29 13.25x14 9x20 14.33x24 20x40 15.50-45.

11.30-25 17-21 12.34-30 Doszliśmy do pozycji, która jest zbliżona dla obu kolorów, ale czarnym zaczyna brakować wolnych temp i to one jako pierwsze muszą podejmować decyzje.

12…18-23 13.33-28! Białe przyjmują zaproszenie do klasyki.

13…12-18 14.31-27 8-12 15.39-33 14-20

Białe: 50, 49, 48, 47, 46, 44, 43, 42, 38, 37,
                                              36, 35, 33, 32, 30, 28, 27, 25
                                              Czarne: 2, 3, 4, 5, 6, 9, 11, 12, 13, 15, 16,
                                              18, 19, 20, 21, 23, 24, 26

To znowu okazanie braku cierpliwości ze strony czarnych. Z poprzednich lekcji powinniśmy wiedzieć, że tę wymianę wykonujemy zwykle wtedy, gdy już nic innego nie możemy zdziałać na drugim skrzydle. Czarne mają już przecież o cztery tempa więcej! 15...2-8 16.44-39 24-29 17.33x24 26-31 18.37x17 11x44 19.50x39 23-28 20.32x23 18x20 21.39-34 6-11 22.46-41 12-18 23.38-33 19-23 24.34-29 23x34 25.30x39 I pozycja zupełnie by się rozwiązała, z czego czarne koniec końców mogłyby być zadowolone.

16.25x14 9x20 17.37-31 Białe mogły również zagrać na tak zwane wyjście Gestema: 17.43-39 20-25 18.49-43 25x34 19.39x30 5-10 20.28-22.

17...26x37 18.42x31 Białe przygotowały tutaj chytry plan...

18…4-9 19.44-39 5-10? Czarne połknęły przynętę. Za chwilę zobaczymy, jak białe czarowały na planszy. Można było oczywiście atakować, czarnym nic nie groziło. 19...21-26 20.47-42 26x37 21.42x31 20-25 22.39-34 5-10 23.34-29 25x34 24.29x40 2-8 Białe mają o dwa tempa mniej, ale pozycja czarnych jest czysta, zatem nic nie powinno się tutaj wydarzyć.

20.28-22!!

Białe: 50, 49, 48, 47, 46, 43, 39, 38, 36, 35,
                                                      33, 32, 31, 30, 27, 22
                                                      Czarne: 2, 3, 6, 9, 10, 11, 12, 13, 15, 16, 18,
                                                      19, 20, 21, 23, 24

Piękny, kreatywny ruch. Nie jest to wygrywające zagranie, jak to często bywa w praktyce, ale trzeba przyznać, że to efektowny sposób uzyskania lepszej pozycji.

20…10-14 Sprawdźmy inne możliwości czarnych. Odpowiedź 1: 20...21-26 21.32-28 23x21 22.30-25 26x37 23.25x5 18x27 24.5x1. Odpowiedź 2: 20...12-17 21.30-25 17x26 22.25x5 21x32 23.38x27 9-14 Ciekawa pozycja z zamkniętą damką. Odpowiedź 3: 20...24-29 21.33x24 20x29 22.22-17 11x22 23.31-26 22x31 24.26x8 3x12 25.36x27 I czarne muszą bardzo uważać, aby nie stracić kamienia.

21.22-17! 11x22 22.31-26 22x31 23.26x8 3x12 24.36x27 Plan białych jest bardzo logiczny. Pozbawiły czarne złotego piona, mają o dziewięć temp mniej, a za chwilę będą próbowały przejąć oba skrzydła.

24…20-25 25.33-28! Inaczej dalibyśmy czarnym wybić się dwa za dwa do tyłu.

25…25x34 26.39x30 14-20 27.30-25 9-14

Białe: 50, 49, 48, 47, 46, 43, 38, 35, 32, 28,
                                                              27, 25
                                                              Czarne: 2, 6, 12, 13, 14, 15, 16, 18, 19, 20,
                                                              23, 24

Na pierwszy rzut oka widzimy, że czarnym przyjdzie mocno się natrudzić, aby wyrównać tę pozycję.

28.46-41 6-11 29.41-36 11-17 30.36-31! Chcemy „nakarmić” przeciwnika kolejnymi tempami, jeżeli zagra na 21.

30…23-29 Czarne czują, że pomału kończą im się ruchy. Muszą decydować się na głębsze wyjścia.

31.49-44 2-8 Niedokładne zagranie. 31...29- 34 32.44-39 24-30 33.35x24 19x30 34.39-33 13-19 35.43-39 34x43 36.48x39 30-35 37.39-34 2-7 Pozycja wciąż jest lepsza dla białych, ale czarne się trzymają i tanio nie sprzedadzą skóry.

32.47-42

Białe: 50, 48, 44, 43, 42, 38, 35, 32, 31, 28,
                                                                      27, 25
                                                                      Czarne: 8, 12, 13, 14, 15, 16, 17, 18, 19,
                                                                      20, 24, 29

32…17-22 Kolejny błąd z rzędu. Znów należało zagrać: 32...29-34 33.44-39 24-30 34.35x24 19x30 35.39-33 20-24 36.43-39 34x43 37.48x39 30-35 38.39-34.

33.28x17 12x21 34.44-39 Białe nie zdecydowały się na wariant damkowy ukazany poniżej. 34.31-26 18-23 35.26x17 23-28 36.32x34 24-30 37.35x24 20x49 38.42-37 49-40 39.50-44 40x49 40.38-32 49x38 41.32x43 8-12 42.17x8 13x2 43.27-22 16-21 44.22-18 19-24 45.43-39 24-29 46.18-13 21-27 47.48-43 27-32 48.37x28 29-33 I chociaż wariant wyglądał bardzo dobrze dla białych, to czarnym udaje się znaleźć ostatnią deskę ratunku.

34...8-12 35.31-26 12-17 36.39-33 36.39-34 29x40 37.35x44 Również z dobrymi perspektywami dla białych.

36...29-34 37.33-28 24-30 38.35x24 20x29 39.43-39 34x43 40.48x39 40.38x49 15-20 41.42-38 29-34 42.50-45 Bicie do tyłu dawało białym kolejne tempa, których czarnym tak brakowało.

40...15-20 41.50-45 19-24 42.28-23 13-19 43.23x34 18-22 44.27x18

Białe: 45, 42, 39, 38, 34, 32, 26, 25, 18
                                                                                Czarne: 14, 16, 17, 19, 20, 21, 24

44…24-29?? Czarne, chociaż miały jeszcze na zegarze nieco ponad 10 minut, popełniają straszliwy błąd, po którym nie ma już żadnego ratunku. 44...19-23! 45.18x29 24x44 46.45-40 44x35 47.34-30 35x24 48.38-33 24-30 49.25x34 Mimo że pozycja wygląda bardzo źle, to czarnym jakimś cudem udałoby się zdobyć 1 punkt w tej partii. 49…20-24

45.34x23 19x48 46.39-34 48x30 47.25x34 14-19 48.38-32! Czarne są już kompletnie zablokowane.

48…20-25 49.45-40 19-24 50.40-35 25-30 51.34x25 24-29 52.18-13 29-34 53.13-9 34-39 54.9-3! Grozi nieunikniona strata dwóch kamieni. Już w tym momencie czarne powinny były wyciągnąć rękę.

54…17-22 55.26x28 39-43 56.32-27 43-48 57.28-23 48-42 58.23-19 42-26 59.19-14 Można było nieco przyspieszyć wygraną poprzez złapanie damki: 59.3-8 26x3 60.19-14 3x20 61.25x14.

59...26-42 60.14-10

I tak oto w pięknym stylu starszy kolega z branży dał lekcję naszej rosnącej nadziei. Po raz kolejny widzimy, jak przewrotna może być gra w klasyce i jak duże znaczenie ma jedno posunięcie. Precyzja i głęboka kalkulacja to nieodłączne cechy pozycji klasycznych.

2-0

Natalia Sadowska

Mężczyźni przy warcabnicy
Karol Dudkiewicz (białe) kontra Sebastian Wieczorek
Do góry
Życzenia świąteczne

Przekaż

podatku i pomóż niewidomym sportowcom

Możesz wesprzeć działania naszego Stowarzyszenia, przekazując 1% swojego podatku!

Numer KRS 0000247136

Stowarzyszenie Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki Niewidomych i Słabowidzących „Cross

Stowarzyszenie Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki Niewidomych i Słabowidzących „Cross” powstało w 1991 roku, a od 2005 roku posiada status organizacji pożytku publicznego. Głównym celem statutowym Stowarzyszenia jest propagowanie i rozwijanie kultury fizycznej oraz sportu wśród niewidomych i słabowidzących. Organizacja ma zasięg ogólnopolski i zrzesza obecnie ponad 4 tysiące członków w 41 jednostkach terenowych zlokalizowanych na terenie całej Polski.

Dzięki Twojemu 1% możemy kontynuować działania na rzecz osób niewidomych i słabowidzących w Polsce.

Dziękujemy!

Materiał promocyjny został sfinansowany/współfinansowany ze środków pochodzących z 1% podatku dochodowego od osób fizycznych.

Do góry

WAŻNA INFORMACJA!

Drodzy Czytelnicy, obecny rok okazał się trudny również dla naszego miesięcznika. Nie udało się uzyskać z PFRON finansowania na jego publikację. Dlatego z przykrością informujemy, że w tym roku wydamy jeszcze tylko cztery numery magazynu „Cross”. Jest to sytuacja przejściowa i gdy tylko będzie to możliwe, powrócimy do formuły miesięcznika. Tymczasem prosimy oczekiwać numeru 5-6, który ukaże się w czerwcu. Zasady prenumeraty pozostają niezmienione, co oznacza, że magazyn nadal będzie wysyłany do Państwa bezpłatnie.

Redakcja