W 2020 roku sezon szosowych wyścigów parakolarskich rozpoczął się w Polsce z dużym opóźnieniem, dopiero w lipcu, i trudno było przewidzieć, do kiedy potrwa. Do tej pory kres ścigania się następował dopiero z końcem babiego lata. W tym roku kalendarz imprez kolarskich został podporządkowany sytuacji epidemicznej, a jego realizacja wciąż stała pod znakiem zapytania. Kolarze ścigali się z koronawirusem i starali się zdążyć z rozegraniem wszystkich najważniejszych wyścigów przed spodziewaną na jesień drugą falą pandemii.
Po serii imprez kolarskich w Poznaniu i Lublinie, w drugiej połowie lipca odbyło się zgrupowanie w Zieleńcu mające podnieść poziom przygotowania wytrzymałościowo- -siłowego zawodników, a na początku sierpnia kolarze trenowali na welodromie w Pruszkowie, przygotowując się do mistrzostw Polski w konkurencjach torowych. Niestety, uczestnicy tego obozu mieli kontakt z osobą zarażoną koronawirusem i w terminie zaplanowanych mistrzostw, zamiast uczestniczyć w zawodach, musieli przebywać na domowej kwarantannie. W miejsce sportowych emocji związanych z wyścigami przeżywali jeszcze większy stres, monitorując swój stan zdrowia i oczekując na wyniki testów. Na szczęście wszyscy okazali się zdrowi i mogli wziąć udział w mistrzostwach Polski w kolarstwie szosowym, które odbyły się w terminie 20-23 sierpnia. Po kilku latach przerwy zawodnicy ZKF „Olimp” znów mieli zaszczyt uczestniczyć w największym święcie kolarskim w naszym kraju, jakim są mistrzostwa organizowane przez Polski Związek Kolarski. Znaleźli się w doborowym towarzystwie najlepszych zawodników z kategorii elita kobiet i elita mężczyzn oraz juniorek i juniorów. Pierwszą konkurencją szosowych mistrzostw Polski była indywidualna jazda na czas, rozegrana w Busku-Zdroju na dystansie 22 km. Trasa wyścigu nie była zbyt wymagająca ani technicznie, ani pod względem ukształtowania terenu, a jedynym utrudnieniem było niewielkie jej pofałdowanie. Zawodnikom sprzyjała też ciepła, słoneczna pogoda. Te korzystne warunki nie sprawiały jednak wcale, że wyścigi były łatwe. Chcąc osiągnąć dobry wynik, trzeba było jechać bardzo szybko, a to nie jest prosta sprawa. Należy dysponować odpowiednią siłą, aby używać twardych przełożeń (duża tarcza z przodu i małe tryby z tyłu), oraz wytrzymałością szybkościową, niezbędną do utrzymania dużej prędkości przez długi czas. W rywalizacji tandemów kobiet wyniki były następujące:
Dominika Putyra⁄Ewa Bańkowska — „Syrenka” Warszawa — 27:39,50
Zwycięski tandem osiągnął imponującą średnią prędkość 47,740 km/h i stał się sensacją zawodów, tym bardziej że był to pierwszy wspólny start Dominiki i Ewy. Ten wspaniały debiut może być początkiem interesującej i obfitującej w sukcesy kariery tandemowej obu zawodniczek
W rywalizacji mężczyzn medale zdobyli
Marcin Polak⁄Michał Ładosz — KKT „Hetman” Lublin — 24:57,07
Adam Brzozowski⁄Tomasz Bala — KKT „Hetman” Lublin — 27:52,68
Piotr Kołodziejczuk⁄Paweł Kowalkowski — „Warmia i Mazury” Olsztyn — 29:31,33
W tym wyścigu nie było niespodzianki, zwyciężyli murowani faworyci, wielokrotni medaliści mistrzostw świata i czołowi specjaliści globu w jeździe na czas – Marcin Polak i Michał Ładosz. Mistrzowie zaprezentowali bardzo dobrą formę, pokonując 22-kilometrowy dystans z przeciętną prędkością 52,906 km/h, czym udowodnili, że pomimo ograniczeń treningowych w okresie pandemii można utrzymać wysoki poziom sportowy. Po dwóch dniach przerwy rozegrano drugą konkurencję mistrzostw – wyścigi ze startu wspólnego. Trasa została wytyczona w Kazimierzy Wielkiej, na krętej rundzie o długości 24,4 km, obfitującej w stosunkowo krótkie, lecz dość trudne podjazdy. Zarówno tandemy kobiet, jak i mężczyzn rywalizowały na dystansie 73,2 km. Poranne wyścigi odbywały się po intensywnych opadach deszczu, które spowodowały, że nawierzchnia była śliska, a ściganie się w tych warunkach stało się wręcz niebezpieczne. Potwierdził to już początek wyścigu tandemów kobiecych, co panie odczuły bardzo dotkliwie. Najpierw upadek zaliczył tandem Dominika Putyra – Ewa Bańkowska, czego skutkiem były bolesne stłuczenia zawodniczek i awaria roweru. Szybka pomoc techniczna i hart ducha obu kolarek pozwoliły im kontynuować wyścig. Kolejny dramat rozegrał się niebawem i miał miejsce na ostrym zakręcie znajdującym się na końcu szybkiego zjazdu.
Przewróciły się tam dwa tandemy: Angelika Biedrzycka – Edyta Jasińska i Iwona Podkościelna – Klaudia Cichacka Mocno potłuczone Angelika i Edyta z trudem podniosły się z szosy, natomiast Iwona i Klaudia odniosły mniejsze obrażenia, lecz miały poważne problemy techniczne z rowerem. Po kilkunastu minutach wszystkim zawodniczkom udało się wsiąść na tandemy, jednak nie dały rady kontynuować jazdy zbyt długo i musiały wycofać się z rywalizacji. Nie był to jednak koniec nieszczęśliwych zdarzeń w tym wyścigu, a główną rolę odegrał w nich znów duet Dominika Putyra i Ewa Bańkowska, który próbował dogonić liderujący tandem w składzie Justyna Kiryła – Aleksandra Tecław. Na drugim okrążeniu, kiedy dystans między rywalkami zmniejszył się do zaledwie 150 metrów, w rowerze goniących spadł łańcuch i niefortunnie zakleszczył się tak, że trudno go było założyć z powrotem. Nie do uwierzenia, lecz problem ten przytrafił się echowemu tandemowi jeszcze dwukrotnie i pogrzebał ostatecznie jego nadzieje na złoty medal. Po zwycięstwo niezagrożone zmierzały do mety Aleksandra Tecław i Justyna Kiryła, które zaimponowały w tym wyścigu zarówno doskonałym przygotowaniem fizycznym, jak i perfekcyjną techniką. Ostatecznie kolejność w wyścigu kobiet była następująca:
W wyścigu mężczyzn zabrakło dramatycznych wydarzeń i wielkich emocji, natomiast wszyscy uczestnicy solidnie napracowali się na trudnej i niebezpiecznej trasie, a na największe uznanie zasłużyli medaliści:
Marcin Polak⁄Michał Ładosz — KKT „ — KKT „Hetman” Lublin
Piotr Kołodziejczuk⁄Paweł Kowalkowski — Warmia i Mazury” Olsztyn
Adam Brzozowski⁄Tomasz Bala — KKT „Hetman” Lublin
Kolejną imprezą kolarską był European Paracycling Cup, który odbył się w Puchovie na Słowacji w terminie 12-13 sierpnia. Polską kadrę w tych zawodach godnie reprezentowali: Dominika Putyra i Ewa Bańkowska (WB) oraz Zbigniew Maciejewski (MC3) i Sławomir Turonek (MC4), którzy zwyciężyli w swoich kategoriach, natomiast klubowy team „Sudetów” Kłodzko w składzie Józef Plichta – Oskar Pastor Pastor (MB) zajął trzecie miejsce. Już w następny weekend odbyły się górskie mistrzostwa Polski, a areną zmagań kolarzy była dobrze znana nam z poprzednich lat 14,5-kilometrowa runda Sosnówka Górna – Podgórzyn – Sosnówka Dolna – Sosnówka Górna, której najtrudniejszym odcinkiem jest ponad 4-kilometrowy podjazd pod Sosnówkę. Medalistami tej imprezy zostali:
Kobiety
Dominika Putyra⁄Ewa Bańkowska — „Syrenka” Warszawa
Piotr Kołodziejczuk⁄ Mariusz Kowalkowski — „Warmia i Mazury” Olsztyn
Józef Plichta⁄Jan Zugaj — „Sudety” Kłodzko
Henryk Groszkowski⁄Jakub Baranowski — „Syrenka” Warszawa
W następny weekend (25-27 września) przyszedł czas na rozegranie w hali Arena Pruszków zaległych torowych mistrzostw Polski. W poszczególnych konkurencjach medale zdobyli:
Marcin Polak⁄Michał Ładosz — KKT „Hetman” Lublin — 04:21,88
Dennis Srokosz⁄Kamil Kuczyński — KKT „Hetman” Lublin — 04:52,12
Tomasz Olechno⁄Adam Marciniak — Omega” Łódź — 05:11,06
Czasy podane przy nazwiskach medalistów to wyniki uzyskane w eliminacjach, natomiast wyścigi finałowe rozstrzygnięte zostały poprzez doścignięcie rywali, bez przejechania pełnego dystansu
Największą gwiazdą tych zawodów był tandem Angelika Biedrzycka – Edyta Jasińska, który zdobył trzy złote medale w konkurencjach sprint, 1 km i 3 km, a do tego wyniki, które uzyskał, były doskonałe i stanowią nowe rekordy Polski. Taki hat trick nie zdarza się często i zasługuje na wielkie gratulacje. Bardzo cieszy postęp obu zawodniczek, co rokuje dobrze na arenie międzynarodowej. Na wyróżnienie zasługują również debiutanci w zawodach torowych – tandem Dominika Putyra i Ewa Bańkowska (cztery srebrne medale i bardzo dobry czas na 3 km) oraz Dennis Srokosz, który z pilotem Kamilem Kuczyńskim zdobył trzy medale (dwa złote i jeden srebrny) i w konkurencjach szybkościowych osiągnął obiecujące czasy, dające nadzieje na awans do światowej czołówki.
Do zakończenia kolarskiego sezonu 2020 brakuje jeszcze dwóch imprez – Pucharu Polski na szosie i Pucharu Polski na torze. I mimo że są to wydarzenia nieco mniejszej rangi, wszyscy mają nadzieję, że one również dojdą do skutku. Każdy wyścig w tym dziwnym czasie jest na wagę złota i daje wielką satysfakcję uczestnikom. W okresie pandemii dobitniej poczuliśmy, jak bardzo kochamy kolarstwo i jak wielką stratą byłaby rezygnacja z tej pasji.
Prezes klubu „Morena” Iława Stanisław Piasek przypomina, że pierwotnie mistrzostwa Polski niewidomych i słabowidzących w strzelectwie laserowym miały się odbyć w maju. – Cóż, okrutna pandemia koronawirusa zmusiła nas do szukania innego terminu i, co najważniejsze, miejsca. Ale nie mogło się nie udać! – mówi prezes.
Sytuacja w mieście była trudna. Zajazd Wielka Żuława został sprzedany, w Leśnej im odmówiono. W końcu zapukali do ośrodka TVP w Sarnówku. Stanisław i jego „kapela” znali to miejsce nad Jeziorakiem, bo w czasie mistrzostw Polski w kajakarstwie właśnie tam na krótko się zatrzymywali. W Sarnówku są dobre warunki do zawodów w strzelaniu. Organizatorom udostępniono dwie sale, restaurację, noclegi oraz pomosty żeglarskie i kajakowe. W końcu czerwca dograli sprawę wynajęcia ośrodka od 3 do 6 września. I to był ostatni moment, bo były już plany, żeby w tym terminie kręcić tu kolejny odcinek serialu „Sanatorium miłości”. Kierownictwo obiektu z jego szefem Andrzejem Peplińskim włączyło się w organizację imprezy i nawet zafundowało nagrody – gry planszowe, a dla najlepszego zawodnika trzydniowy bezpłatny pobyt dla dwóch osób. Medale i puchary ufundowało Starostwo Powiatowe w Iławie, nagrody przekazali: Urząd Miasta Iławy, sklep Sport A-Z, Michał Błaszkowski, firma Jacques Battini. W sierpniu, w czasie tegorocznych mistrzostw Polski w kajakarstwie, Stanisław Piasek spotkał się w Sarnówku z prezesem TVP Jackiem Kurskim, który zainteresował się zawodami i obiecał przysłać we wrześniu ekipę telewizyjną. I tak się stało, migawki o wydarzeniu wyemitowano w Teleexpressie, a dłuższy reportaż w TVP3 Olsztyn.
To były kolejne, chyba już piętnaste, mistrzostwa w strzelectwie laserowym. Dyscyplinę rozpropagował u nas Jerzy Gorczyński, założyciel i wieloletni prezes klubu „Cross Opole”. Niestety, nie ma go już z nami, odszedł pod koniec sierpnia tego roku.
Do Sarnówka przyjechało 45 strzelców i strzelczyń z 12 klubów. Dziesięć osób zrezygnowało w ostatniej chwili z udziału. Organizatorem zawodów był ZKF „Olimp” wraz z klubem „Morena” Iława i koordynatorem Stanisławem Piaskiem. Zawodnikom pomagało dziesięciu asystentów. Sędzią głównym był Janusz Licznerski. Wspierali go: Marek Rudnicki, Arkadiusz Szewczyk i Leonarda Pawłowska. Organizację mistrzostw dofinansowały Ministerstwo Sportu i PFRON. Zawodnicy wnosili opłatę startową w wysokości 60 zł, choć byli szczęściarze, za których płaciły ich kluby.
Wśród mężczyzn w dwuboju triumfował Jarosław Czapski z „Moreny” Iława, który poza tym w pistolecie zdobył srebro, a w karabinie brąz. W strzelaniu z karabinu najlepszy był Tadeusz Kolbusz z Opola, a z pistoletu – Arkadiusz Gęstwiński z bydgoskiej „Łuczniczki”.
Z dużym zainteresowaniem przyglądałem się zmaganiom pań w karabinie. Mój podziw wzbudziła Ewa Bosek z „Łuczniczki”. Każda jej seria to 95 i 94 punkty. Czerwony laserowy punkcik majestatycznie oscylował wokół środka tarczy. W karabinie zajęła piąte miejsce, w dwuboju również
— Pani Ewo, skąd to zainteresowanie strzelectwem? – pytam wysoką, postawną dziewczynę. – Od pięciu lat trenuję strzelectwo pneumatyczne i laserowe, ale tak bez napinki. Natomiast bardzo mnie rajcuje nordic walking. Największy mój sukces w strzelaniu to ubiegłoroczne wicemistrzostwo drużynowe kraju. Nie jestem w kadrze, ta dyscyplina jest dla mnie relaksem.
Klaudia Żelazowska ma 31 lat i mówi o sobie, że jest „panienką na wydaniu”. W Warszawie jest na studiach magisterskich z zarządzania, a pracuje na etacie w „Morenie” Iława. Wcześniej była kelnerką, potem recepcjonistką, pracowała w lokalnym Czerwonym Krzyżu. Kilka lat temu Stanisław Piasek wyszedł z ofertą pracy w biurze klubu. Zdecydowała się. Sześć lat temu szefowa koła PZN w Iławie namówiła młodą dziewczynę do uczestnictwa w zawodach strzeleckich. Pierwszy raz miała broń w ręku – i zdobyła puchar! Potem już nie było tak kolorowo. Na zawodach w pneumatyku w Ustce uplasowała się dopiero na dziewiątym miejscu. Miała na sobie pożyczoną kurtkę, ale pasa, butów, rękawic już nie… Teraz to wszystko ma, kosztowało ponad 3 tysiące złotych. I odnosi sukcesy. Nie ogranicza się do strzelania, lubi kajaki i żeglarstwo. Wzrok ma kiepski, po zmroku boi się sama poruszać. Od dziecka ma ograniczone pole widzenia oraz powypadkowe uszkodzenie lewego oka. – Nie lubię się sama chwalić, ale myślę, że jestem osobą ambitną, prowadzę w biurze księgowość, koordynuję imprezy sportowe, zajmuję się ich organizacją. A nawet przepisuję wiersze prezesa Piaska… On jest stanowczym facetem i nie wolno mi popełniać błędów – podsumowuje „panienka na wydaniu”. Jej prezes zajął w dwuboju mężczyzn 7. miejsce, zaliczając 459 p. A ona wygrała karabin, pistolet i dwubój, pokonując mistrzynię Basię Moskal. Natomiast moja koleżanka, szefowa miesięcznika „Cross”, była w dwuboju szesnasta.
Wspaniałą atrakcją były rejsy żaglówkami po malowniczym Jezioraku. Każdy zawodnik po zakończeniu strzelania mógł relaksować się na dwugodzinnym rejsie. Sternicy zawieźli swoich pasażerów na drugą stronę jeziora, na zakupy do sklepu w Szałkowie. Spisali się wspaniale. Siwobrody sternik Grzegorz Sikorski snuł barwne opowieści żeglarskie, a sterniczka Jolanta Kopczyńska (z domu Piasek, córka Moniki i Stanisława), obdarzona delikatną urodą, prowadziła swoją łódkę z niedoścignioną gracją.
Na sobotnim wieczornym ognisku redakcji, niestety, już nie było, co nie znaczy, że uczestnikom nas brakowało! Długo bawili się przy pieczonych smakołykach, a śpiewy niosły się po Jezioraku na drugi brzeg, podobno aż hen, do Elbląga!
Mistrzostwa Polski niewidomych i słabowidzących w strzelectwie laserowym 3-6.09.2020 r., Sarnówek
W tym roku mistrzostwa Polski niewidomych i słabowidzących w warcabach stupolowych przeprowadzono nietypowo, bo z wiadomych przyczyn nie odbyły się półfinały mężczyzn i kobiet zaplanowane na marzec i kwiecień. Pierwszy i ostateczny bój o tytuł najlepszego w tym roku warcabisty zgodnie z postanowieniem prezydium Stowarzyszenia „Cross” zawodnicy stoczyli w dniach 16-27.08.2020 r. w Ignatkach koło Białegostoku. Areną zmagań były sale centrum konferencyjnego Sosnowe Zacisze.
Z uczestnictwa w zawodach wycofało się kilku czołowych graczy, m.in. Stanisław Jędrzycki, Stanisław Mazur i Zenon Sitarz. Trzeba było dokooptować warcabistów z niższymi niż II kategoriami, choć komunikat organizacyjny tego nie przewidywał. Ostatecznie do warcabnic zasiadło 41 zawodników i zawodniczek. Mistrzostwa były rozgrywane systemem szwajcarskim na dystansie 11 rund. Rozgrywki profesjonalnie i ze spokojem sędziowali arbiter Ewa Grabska oraz arbiter rundowy Mirosław Grabski.
W pierwszej rundzie zawodnicy z najwyższymi rankingami nie mieli problemu z wygraniem swoich partii, bo grali z niżej notowanymi przeciwnikami. Po czterech rundach czołówkę mistrzostw tworzyli: Andrzej Jagieła i Edward Twardy – po 8 p., Józef Tołwiński, Tomasz Kuziel i Włodzimierz Karoliński – po 7 p. i Leszek Stefanek – 6 p. Tu warto nadmienić, że Włodzimierz Karoliński wrócił do gry w warcaby po wieloletniej przerwie. Po ośmiu rundach nastąpiły jednak przetasowania. Na prowadzeniu z 14 p. utrzymał się Jagieła, ale na pozycję drugą wskoczył już Stefanek (13 p.), za nim znaleźli się Fiedoruk i Twardy (po 12 p.), a dalej Tołwiński i Kuziel (po 11 p.). Ostatecznie po jedenastu rundach zaciętej walki mistrzem Polski został Andrzej Jagieła, który zebrał 18 p. Trzy punkty remisowe zabrali mu zawodnicy „Victorii” Białystok – Józef Tołwiński, Mikołaj Fiedoruk i Ryszard Biegasik – wielokrotni zwycięzcy drużynowych mistrzostw Polski. Tytuł wicemistrza zachował Leszek Stefanek (17 p.), którego również ta sama trójka zawodników „Victorii” pozbawiła trzech punktów w remisowych grach. Tytułu nie obronił natomiast Józef Tołwiński, który z 15 p. został drugim wicemistrzem. Również 15 p. i czwarte miejsce zdobył Tomasz Kuziel. Kolejne lokaty, z 14 p., zajęli Antoni Ignatowski, który szedł jak burza i z jedenastej pozycji rankingowej wśliznął się na piątą, Mikołaj Fiedoruk, Edward Twardy i Ryszard Biegasik. Wśród ośmiu startujących kobiet najlepsza była Ewa Wieczorek, która zajęła 15. miejsce.
Należy zauważyć, że aż trzech mistrzów drużynowych znalazło się w pierwszej ósemce najwyżej sklasyfikowanych warcabistów tegorocznych mistrzostw. Bardzo dobry turniej zaliczyli Jan Biskupski ze „Zrywu” Słupsk, który z dwudziestej pozycji startowej trafił na dziewiąte miejsce, i Włodzimierz Karoliński, którego przebojowy comeback z ostatniej pozycji rankingowej na miejsce jedenaste na pewno wielu zaskoczył. Obserwatorom rywalizacji nie mogło umknąć również, że w pierwszej dwunastce zawodników znalazło się aż pięciu warcabistów „Victorii” Białystok. Pięć osób uzyskało normy na wyższe kategorie Polskiego Związku Warcabowego: Andrzej Jagieła – na M, Tomasz Kuziel – na K, Antoni Ignatowski – na K, Alicja Pogorzelska – na II i Stanisław Niećko – na III kategorię.
Uczestnicy mistrzostw wykazali duże zaangażowanie i wolę walki, grali fair play. Koordynatorem wydarzenia był Wacław Morgiewicz. Panowała koleżeńska, przyjazna atmosfera i czuło się ulgę, że znienawidzony COVID-19 nie przeszkodził nam w święcie warcabistów, jakim są mistrzostwa Polski.
W dniach 20.09-1.10.2020 r. spotkamy się w Giżycku na drużynowych mistrzostwach Polski, oby w równie dobrej atmosferze.
Bliski kontakt z przyrodą, porządna dawka ruchu i witaminy D oraz przyjazna atmosfera wśród uczestników – to wszystko jak magnes przyciąga ludzi z całej Polski nad najdłuższe jezioro w Polsce. Również w tym roku, w dniach 24.07-7.08.2020 r. na Jezioraku odbywał się ogólnopolski obóz kajakowy osób niewidomych i słabowidzących
Wieś Siemiany leży mniej więcej w połowie długości Jezioraka, na trasie Iława – Zalewo, na terenie krainy historycznej Prusy Górne. Jej swoisty mikroklimat sprzyja wypoczynkowi na łonie natury. Ze stojącej w sąsiedztwie baru Na Skarpie wieży widokowej rozciąga się malownicza panorama otoczonego lasami rozlewiska Jezioraka. Dostrzec stąd można zarysy leżących na przeciwległym brzegu wiosek Wieprz i Gubławki oraz wyspy: Kępy Rybackie, Lipową, Zieloną, Bukowiec, Gierczak Duży, Gierczak Mały… Uroki Siemian wpływają na ludzi tak mobilizująco, że niektórzy pobyt na wodzie planują jako pierwszy punkt wakacji i swojego urlopu. Do tych entuzjastów należą m.in.: Grzegorz Pietrakiewicz, Ewa Szlachtowska, Małgorzata Kasprzycka czy Katarzyna Majewska.
Podczas obozu łapią każdą chwilę, bo czas płynie błyskawicznie. O ósmej rozbrzmiewa wołanie: „Pobudka, kajakarze!” (dla śpiochów, żeby nie spóźnili się na śniadanie). Niby jeszcze rano, a słońce już mocno daje o sobie znać, pogoda zapowiada się doskonale. To pierwszy dzień obozu. W pensjonacie U Dzidka odbyły się zajęcia instruktażowe. Zapoznanie z regulaminami, podział na osady, odbiór sprzętu – i można zaczynać przygodę z kajakami. Krótki rejs zapoznawczy pokazał, jaki jest poziom umiejętności i wytrzymałości każdej z osad. Kolejnego dnia przegrupowanie i wiosłowanie na Wieprz – punkt obowiązkowy dla każdego kajakarza. Plaża jest tu cudowna, znajduje się przy wyspie Bukowiec, na którą można dostać się groblą, pieszo bądź autem. Ławeczki, boisko do gry w piłkę. Wymarzone miejsce na wypoczynek
Pogoda jakby znała potrzeby kajakarzy – zero wiatru i pełne słońce, aż trzeba było chronić się w cieniu albo smarować kremem z filtrem. Skutki upałów dało się łagodzić kąpielą w punktach docelowych. Przed każdym wypłynięciem była obowiązkowa rozgrzewka, prowadziły ją Klaudia Żelazowska lub Jolanta Kopczyńska. Zdyscyplinowanie grupy już od początku trwania obozu to przepis na udaną i bezpieczną wyprawę na wodę. Komandor Stanisław Piasek niestrudzenie przypominał wszystkim znaczenie poszczególnych dźwięków gwizdka. Jak niewiele potrzeba, aby cieszyć się mirem i uzyskać efekt samodyscypliny w grupie! Wystarczy wymagać od siebie punktualności i realizować program, który się zapowiedziało. Skutek jest taki, że nie trzeba wzywać uczestników do nadzwyczajnych raportów. Jak co roku nad płynącym kolorowym wężem z kajaków czuwał jacht „Mango” ze sternikiem Arkadiuszem Szewczykiem i ratownikiem. To bardzo potrzebne, zwłaszcza podczas długich dystansów. Umożliwia odpoczynek na łodzi bądź, kiedy trzeba, holowanie kajaka. Ważną rolę szlakowych pełniły Leonarda Pawłowska i Jolanta Kopczyńska, co znaczy, że dbały o odpowiedni kierunek płynięcia, nadawały tempa
grupie i szukały bezpiecznych miejsc na odpoczynek.
Sporym zainteresowaniem niewidomych cieszyły się zajęcia z dużą dotykową mapą Jezioraka. Orientacja na wodzie nie jest łatwą sprawą. Kajakarze dobrze wiedzą, że czasami trudno rozróżnić ląd od wyspy. Z kajaka jezioro wygląda przepięknie, ale trzeba się trzymać wytyczonych tras, by nie zgubić się między wysepkami. Codziennie rano, w zależności od pogody, była podawana marszruta. Każdy z uczestników mógł przestudiować ją na mapie, by obrać azymut i wiedzieć, z której strony kajaka powinno znajdować się słońce. Stało się regułą, że po zakończeniu zajęć powtarzano trasę na mapie. Należało opisać, co mijało się po drodze, co było na brzegu i jak on wyglądał. I jeszcze tego samego dnia opracowywano trasę na dzień następny
p>Pogoda pozwalała nie tylko doskonalić sztukę kajakarstwa, sprzyjała także podnoszeniu umiejętności pływackich. Najchętniej uczęszczanym miejscem było jezioro Urowiec. Do tego niewątpliwie urokliwego miejsca prowadzi najpierw brukowana, a później piaszczysta droga. Idąc, mija się stary cmentarz, nagrobki ocienione koronami wysokich drzew oraz kościół wybudowany w latach osiemdziesiątych XX wieku. Obozowicze chętnie się tu modlili. Blisko dwukilometrowa droga wiedzie pośród łąk, pól, lasów i starych owocowych drzew. Marsz można wykorzystać na trening nordic walkingu. Wreszcie wchodzi się w lasek, na końcu którego rozpościera się pośród drzew upragnione jezioro. Jego balsamiczna woda ma zbawienny wpływ na skórę
Podczas kolejnych dni kajakowe wyprawy stawały się coraz dłuższe. Obozowicze zahaczyli raz o wysunięty półwysep na wyspie Zielonej, nazwany przez mieszkańców „Hawaje”, parę kilometrów dalej zawitali w przystani Chmielówka. Po dopłynięciu do brzegu komandor Stanisław Piasek często opowiadał o walorach przyrodniczych danego miejsca. Tak było np. na wyspie Czaplak. Jest to trzecia co do wielkości wyspa na Jezioraku, po Wielkiej Żuławie i Bukowcu, i jest użytkiem ekologicznym. Na odległych krańcach jeziora komandor opowiadał o historii tych okolic oraz o połączeniu Jezioraka z Zalewem Wiślanym. To doskonały punkt startowy do wodnych eskapad kanałami, którymi można dopłynąć aż do Bałtyku. Klaudia Żelazowska opowiedziała o wyspie Lipowy Ostrów i oprowadziła po jej zakątkach. Powiodła obozowiczów do pozostałości gospodarstwa Schulzów oraz do słynnych i tajemniczych dwóch grobów leżących na wzniesieniu. Od nich wzięła się miejscowa legenda o kochankach z lipowej wyspy… Tylko jednego celu nie udało się osiągnąć – tutejszych Krupówek. Wiatr okazał się zbyt silny i postanowiono zawrócić z Jeziora Płaskiego, na wysokości wyspy Samotna.
Miłośnicy szant codziennie wieczorem wyśpiewywali przy tawernach albo ognisku swe żeglarskie pieśni. Popis umiejętności wokalnych dali w amfiteatrze siemiańskim podczas odbywającego się akurat festiwalu Stachuriada. W latach 70. poeta Edward Stachura często do Siemian przyjeżdżał. Wieś była dla niego miejscem wypoczynku i twórczej pracy. Wiesław Niesiobędzki i Zbigniew Nienacki zabiegali, żeby osiedlił się tu na stałe, lecz niestety nie zdążyli – plany przekreśliła samobójcza śmierć poety. Tegoroczny festiwal rozpoczął się występem zespołu Grasz Band, działającego przy GOK Laseczno. Kapela zaprezentowała specjalnie przygotowany na ten dzień repertuar z akcentem dla uczczenia 76. rocznicy wybuchu powstania warszawskiego. Po tym koncercie był konkurs wiedzy o zespole Czerwony Tulipan, który w Siemianach obchodził jubileusz 35-lecia działalności artystycznej. Publiczkajakarstwo ność wraz z zespołem śpiewała ich popularne piosenki.
Nie lada atrakcją dla chętnych była również wycieczka do Malborka i Krynicy Morskiej. W niedzielny, bardzo upalny dzień część obozowiczów schładzała się w murach krzyżackiej twierdzy. Każdy dostał audioprzewodnik – i to był strzał w dziesiątkę. Nawet osoby niewidome z owodzeniem poruszały się po tym wielkim zamczysku. Od Siemian jest tu tylko godzina drogi autobusem. Starczyło jeszcze czasu, by pojechać nad Bałtyk, do Krynicy Morskiej, zjeść rybkę i wykąpać się w morzu.
Trzy dni przed zakończeniem obozu zmieniło się miejsce zakwaterowania. Kajakarzy przyjął ośrodek wypoczynkowy TVP w Sarnówku. Warunki są tu rewelacyjne. Oczywiście trasa na nowe miejsce pokonywana była kajakami przez Jeziorak, z przystankiem na wyspie Gierczak i plaży Jażdżówki. Szlak wyznaczał nam zaprzyjaźniony jacht „Drewniak” z Radosławem Drzewieckim na pokładzie, a za kajakami płynęło wspomniane już „Mango”. Wypracowana kondycja i zgranie wszystkich osad pozwoliły na szybkie dotarcie do celu. Tego dnia pogoda była doskonała, bezwietrzna, a słońce nie paliło za bardzo. Nazajutrz każdy mógł powiosłować na kajaku albo pożeglować na naszych jachtach. Załogantów szukał zwłaszcza świeżo przybyły Grzegorz Sikorski z „Betoniksa”. Amatorzy spacerów odkryli za ośrodkiem piękny, rozłożysty Jesion Toeppena – tutejszy pomnik przyrody. Obwód jego pnia to aż 520 cm, a wysokość 27 m. Znajduje się on na trasie turystycznej wiodącej śladami Maxa Toeppena, niemieckiego historyka i pedagoga. Każdy mógł się delektować promieniami słońca na pięknej plaży należącej do ośrodka. Mimo że zajęcia popołudniowe były fakultatywne, duża część osad wypływała na jezioro, aby szykować formę na mistrzostwa Polski. Wystartowała w nich większość uczestników obozu. Tegoroczni nowicjusze, tacy jak Andrzej Patatyn, tak zwykle mówią o kajakowaniu na Jezioraku: „Niepotrzebne mi drogie wczasy na Seszelach, przyjeżdżam tu za rok, bez dwóch zdań”. Świętej pamięci Henio Szumiński – odkrywca szlaku na Jezioraku – tak mawiał: „To najlepsze sanatorium. Lekarze zawsze się dziwią, skąd mam tak dobre wyniki”.
Kajakarstwo to świetny sport uzupełniający dla biathlonistów i narciarzy biegowych, atrakcyjny i możliwy do zastosowania w czasie przerwy między startami. Niewątpliwie przyniósłby im wiele pożytku. Szczególnie w ośrodkach wielkomiejskich czy regionach posiadających szkoły dla niepełnosprawnych wzrokowo powinien być szeroko promowany jako forma usportowiania osób niewidomych. Nagromadzenie innych imprez organizowanych przez Stowarzyszenie „Cross” w terminie obozów oraz, jak wiadomo, pandemia COVID-19 spowodowały, iż wielu chętnych nie mogło skorzystać w tym roku z tej bardzo atrakcyjnej formy rehabilitacji zdrowotnej – dodaje koordynator obozu Stanisław Piasek.
Od zera do bohatera, czyli pierwsze kroki w bieganiu
Jedni dopiero zaczynają biegać, inni mają okazję poprawić swoją technikę, jeszcze inni przygotowują się do startu na 2 i 5 kilometrów, a ci najbardziej doświadczeni do dłuższych dystansów – mistrzostw Polski na 10 km, do półmaratonu, a nawet maratonu. Ale to nie przeszkadza im wszystkim spotkać się w tym samym czasie i miejscu na wspólnym treningu.
Od 10 do 24 sierpnia 2020 r. w Szklarskiej Porębie odbywał się szkoleniowy obóz biegowy dla osób niewidomych i słabowidzących, przewidziany w projekcie „Krok naprzód 2020” Stowarzyszenia „Cross”, a dofinansowany przez Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Uczestniczyła w nim młodzież z ośrodka szkolno-wychowawczego im. L. Braille’a w Bydgoszczy, która stawiała pierwsze kroki w tej dyscyplinie, oraz doświadczeni biegacze z całej Polski. Zajęcia składały się z części teoretycznej i raktycznej. Uczestnicy mogli wysłuchać trzynastu godzin wykładów i brać udział w porannych i popołudniowych sesjach treningowych. Tematyka wykładów była bardzo szeroka: historia i rozwój dyscypliny w Polsce i na świecie, anatomia i fizjologia wysiłku, metody nauczania treningu na potrzeby dyscypliny, cele i metody treningu, urazowość i procesy odnowy biologicznej, żywienie, przepisy sędziowskie i zasady rozgrywek. Po treningowym wysiłku na wszystkich chętnych czekała sauna, po której przybywało sił, a oczyszczony organizm znów był gotowy do nowych wyzwań.
Pieczę nad sprawnym przebiegiem obozu trzymali koordynator Krzysztof Badowski, dyrektor „Łuczniczki” Bydgoszcz i wiceprezes Stowarzyszenia „Cross”, oraz Tomasz Chmurzyński, prezes „Oculusa” Bydgoszcz – główny szkoleniowiec zgrupowania w Szklarskiej orębie. Obaj, dając dobry przykład, pokonywali codziennie na górskich trasach wiele kilometrów.
W góry z wiolonczelą na plecach
Na początku każdy wspólnie z instruktorem sportu albo trenerem musiał skonstruować swój indywidualny plan działania. Tak też zrobił niewidomy Sebastian Greń z Dąbrowy Chełmińskiej. W Szklarskiej Porębie był tego lata dwukrotnie. W lipcu wystartował w zawodach biegowych, a w sierpniu wziął udział w obozie szkoleniowym. Pierwszy pobyt w Karkonoszach i start na górskich trasach był jego debiutem biegowym. Kilka tygodni później, na obozie, czuł się już pewniej. I miał co porównywać.
– Za drugim razem więcej tego wszystkiego, a jednak jakoś lepiej się czuję. Na pewno miałem w nogach więcej kilometrów Dopracowywałem to, czego nauczyłem się wcześniej. Ale nowością była rozgrzewka, taka przedstartowa, typowo przed biegiem. Po szesnastce, która była moim najdłuższym dystansem, czułem się
wyśmienicie, byłem najmniej zmęczony
Sebastian jest też adowolony z tego, że na tej samej trasie, którą pokonał podczas zawodów w lipcu, poprawił teraz czas o prawie dwie minuty. Co ciekawe, biegacz z Dąbrowy Chełmińskiej przyjechał do Szklarskiej Poręby nie tylko trenować biegi. Jest muzykalny, sam uczył się grać na gitarze elektrycznej, a teraz od jakiegoś czasu na warsztat wziął wiolonczelę. W wolnych chwilach grywał na niej w swoim pokoju i umilał czas innym uczestnikom
– Staram się ćwiczyć regularnie. I bieganie, i grę na wiolonczeli – uśmiecha się Sebastian.
Zaczęła od strzelectwa, dołożyła biegi
Słabowidząca Edyta Kazberuk na obóz do Szklarskiej Poręby przyjechała z Białegostoku. Zaczynała od strzelectwa pneumatycznego, w którym rywalizuje już od dziesięciu lat.
– Dlaczego strzelectwo? Bo ze względu na wadę wzroku nie mogłam uprawiać innych dyscyplin. Został mi taki spokojny sport jak strzelectwo – tłumaczy zawodniczka, która wielokrotnie stawała na podium mistrzostw Polski z medalami w każdym z możliwych kolorów. – Mam też na koncie mistrzostwo świata, więc trochę tego było – dodaje jakby mimochodem. W końcu uznała, że samo strzelectwo to jednak za mało. – Kondycja fizyczna nie była już taka, jak należy, potrzebowałam trochę ruchu. Trzy, cztery lata temu wybrałam się na obóz biegowy, podobny jak ten w Szklarskiej Porębie, i tak mi zostało (śmiech), spodobało mi się – wspomina. Mimo kilkuletniego doświadczenia Edyta nie uważa, że biega perfekt. – Cały czas popełniam błędy, chyba każdy je robi. Nie biegamy codziennie, nie trenujemy codziennie, choć by się chciało, bo wielu z nas pracuje, ma rodziny.
Zawodniczka z Białegostoku, jeśli startuje w zawodach, to maksymalnie na 5 lub 10 kilometrów. Uważa, że mogłaby też pobiec i ukończyć półmaraton lub maraton, ale brakuje jej na to czasu. A i samo przygotowanie do takich dystansów wymaga innych środków.
– Treningi są mi potrzebne do utrzymania formy. Chodzi o to, żeby być sprawnym, że jak pobiegnę te dziesięć kilometrów, to nie z bólem. Ma to być dla mnie przyjemność. Ta wiosenna przerwa związana z koronawirusem wielu z nas wytrąciła z trybów normalnego treningu, ale ja mieszkam przy lesie, więc nie miałam z tym problemów, biegałam choćby z psem (śmiech). A strzelectwo też trenowałam, tak na sucho, bo mam takie możliwości.
Edyta Kazberuk, która jest też psycholożką sportu, przyznaje, że obozy takie jak ten w Szklarskiej Porębie to nie tylko treningi, ale też dobra forma integracji środowiska, a także rehabilitacji. – Przecież większość tych ludzi, szczególnie niewidomych, nie ma z kim biegać, nie ma na co dzień przewodnika. Gdy ich pytam, jak oni biegają tam, gdzie mieszkają, to mówią, że na bieżni w domu. A i tak nie wszyscy mają do dyspozycji taki sprzęt. Dwa tygodnie na obozie to dla nich inny świat, kontakt z ludźmi, wspólne treningi i wyjścia z przewodnikami na górskie trasy. Nic lepszego nie mogło ich w tym zakresie spotkać.
Uczą, biegają, sędziują, organizują
Wielu instruktorów sportu bądź trenerów samemu biega albo nawet organizuje zawody, a także sędziuje. Do nich należą m.in. Maria i Grzegorz Grabowscy z Trzemeszna – ona instruktor, on trener lekkiej atletyki, a poza tym oboje sędziowie PZLA i menadżerowie sportu. Co było ich zadaniem podczas pobytu w Szklarskiej Porębie?
– Z jednej strony była to trenerska pomoc młodzieży w zajęciach koordynacyjnych, a z drugiej, w przypadku dorosłych, stymulowanie rozwoju w kontekście biegowym – tłumaczy Maria
Jak zaczynali przygodę z bieganiem ci, którzy teraz szkolą innych? Grzegorz, który jest też fotografem sportowym, biega od 1984 roku, ma zaliczone 62 maratony, a tych krótszych dystansów nawet nie liczy.
– Zacząłem biegać, bo kolega dał mi do przeczytania książkę pt. „Reguła przetrwania”. Dotyczyła tego, jak zwierzęta radzą sobie ze stresem. Przełożyłem to na człowieka, czyli konkretnie na siebie, i uznałem, że najlepszym sposobem na odstresowanie będzie bieganie. Po dwóch miesiącach trenowania wystartowałem w Biegu Lechitów w Gnieźnie. Tak się rozkręciłem, że po dwóch latach przebiegłem w jednym roku setkę i zaliczyłem bieg 24-godzinny.
– Ja biegam krócej, od 12 lat – dodaje Maria. – Po drodze były maratony, ultramaratony, np. Bieg Rzeźnika w Bieszczadach na 80 kilometrów. Ale już zmądrzałam (śmiech) i nie startuję na takich ekstremalnych dystansach.
Oboje na początku nie mieli trenerów, sami poznawali tajniki biegania
– Kiedyś nie było takich technologii jak dziś, internetu, specjalistycznych zegarków, wszystko robiło się na czuja. Zapisałem się do amatorskiego klubu, był kontakt z innymi biegaczami, podpatrywanie starszych. Zaczęliśmy się wymieniać planami treningowymi, były rady, podpowiedzi. I tak się zaczęła nasza przygoda z bieganiem amatorskim, bo my cały czas biegamy amatorsko. Bardziej dla radości biegania, bo przecież pracujemy zawodowo. To jest taki nasz styl życia – opowiada Grzegorz.
A jak wspomina to Maria? – Ja nie znosiłam biegać. Ale po wizycie u lekarza wyszły mi w badaniach bardzo złe wyniki. I miałam wybór: albo zacznę się leczyć i brać tabletki, albo zmienię dietę i zacznę biegać w sensie ruchu aerobowego. Zdecydowałam się na to drugie i po pół roku wyniki się poprawiły. Zaczynałam podobnie jak Grzegorz, ale ja zawsze miałam starszych kolegów, którzy mi podpowiadali różne rzeczy. Do pierwszego maratonu przygotowywałam się dwa lata, bo uznałam, że muszę być gotowa fizycznie na maksa. Pierwszy maraton pobiegłam z Torunia do Bydgoszczy, pamiętam, że były problemy organizacyjne, był upał, brakowało wody na trasie i w Fordonie piłam wodę z hydrantu
Bieganie uzależnia, organizm szybko przyzwyczaja się do tego, że potrzebuje wysiłku, a nagrodą bywa zawsze wystrzał endorfin. Pierwsza myśl po ukończeniu pierwszego maratonu?
– „Nigdy w życiu nie pobiegnę kolejnego”. Po czym obudziłem się na drugi dzień i już szukałem informacji, gdzie i kiedy jest następny bieg, żeby można go było zaplanować – wspomina Grzegorz.
– Po tym maratonie z metą w Bydgoszczy pomyślałam, że bieganie takich dystansów to jest głupi pomysł, że coś jest nie tak. Ale potem oczywiście mi to przeszło i było już OK.
Kiedy Maria i Grzegorz Grabowscy wyjeżdżali z obozu w Szklarskiej Porębie, mieli już do zrealizowania kolejne plany startowe i organizacyjne
Bieganie to nie tylko technika
Szefem wyszkolenia na obozie w Karkonoszach, gdzie przebywały trzy grupy uczestników – szkolnych adeptów i dorosłych początkujących oraz zaawansowanych biegowo – był Tomasz Chmurzyński z Bydgoszczy.
– I wśród młodzieży, i wśród dorosłych są mniej lub bardziej sprawni, część ma deficyty ruchowe, w postawie, w koordynacji ruchowej – tłumaczy czterokrotny paraolimpijczyk w maratonie. – Ale ćwiczenia wstępne obowiązują wszystkich takie same. Chodzi o to, żeby nauczyć się prawidłowo wykonywać kilka podstawowych schematów. Potem dopiero można przejść do techniki biegania. Zajęcia ruchowe składają się z dwóch, a najlepiej z trzech części: przygotowania do zasadniczego treningu, czyli rozgrzania organizmu, treningu zasadniczego i na koniec delikatnego schłodzenia organizmu, rozprężenia mięśni – tłumaczy trener. Poza tym uczestnicy obozu korzystali z siłowni. – Tu kładliśmy nacisk na poprawność wykonywania ćwiczeń. Źle zrobione ćwiczenie szkodzi i lepiej go w ogóle nie robić, jeśli ma być wykonane byle jak. Na początek dobrze jest się nauczyć, jak siadać, jak wstawać, jak się schylać. Jeśli człowiek nie potrafi tego poprawnie zrobić, to później jako zawodnik te złe nawyki powiela, uprawiając swoją dyscyplinę sportu.
Dwa tygodnie to dużo czasu, więc natężenie i jakość zajęć na obozie ewoluowały.
Zasada jest taka: przede wszystkim sobie nie zaszkodzić. Znam część zawodników, tych zaawansowanych, więc trening jest dopasowany do możliwości każdego z nich. Muszę przeprowadzić wywiad, co ten człowiek robił w ostatnim czasie, na jakim jest aktualnie etapie przygotowania motorycznego. Dopiero wtedy mogę zaplanować i zaproponować określony trening. Niekiedy musiałem hamować czyjeś zapędy. Brak wiedzy powoduje, że męczymy się, a para idzie w gwizdek. Ale żeby każdy z uczestników miał świadomość swoich możliwości, wieczorami były wykłady. Uprawianie sportu to jest sposób na życie, a sposób na życie to nie jest tylko trening. Dochodzi też odżywianie, fizjologia. I kształtowanie charakteru, bo tylko systematyczność przynosi efekty. A efekt to suma wielu dobrze wykonanych drobnych elementów.
Co z takiego obozu adepci biegania powinni wynieść?
– Przede wszystkim powinni spojrzeć na siebie jak na bardziej złożony układ. Zaawansowana, regularna aktywność w danej dyscyplinie to nie tylko wyjście na trening i byle jakie bieganie. Jeśli idę na trening, to w określonym celu, nie po to, żeby już zaraz biegać szybciej albo więcej. Musi być aklimatyzacja do obciążenia, pewnych rzeczy nie można przeskoczyć – i kropka. Ja to nazywam planem „od zera do bohatera”. Nic nie robiłem, to nie mogę nagle zrobić dwustu procent normy, tylko muszę bardzo spokojnie dawkować obciążenia. Steruję więc częstotliwością treningu, potem jego długością, a na końcu dopiero jakością. Robię wszystko z głową, tak żeby sport nie wyszedł mi bokiem.
Tomasz Chmurzyński jest dobrym przykładem dla początkujących, jak mądrze zarządzać swoją karierą biegacza. Ale co ciekawe, bieganie to nie była miłość od pierwszego wejrzenia, bo w czasach szkolnych unikał on lekcji wychowania fizycznego!
– Zawsze miałem predyspozycje, ale pomiędzy predyspozycjami a talentem czy tym, co się później prezentuje, jest długa droga. A moje sportowe początki nie były ciekawe, bo w szkole podstawowej na WF-ie chodziłem na wagary. Taka przewrotność losu. To nie tak, że nie lubiłem tych zajęć, ale jak ktoś ma wadę wzroku, to słyszy tylko „nie rób tego, nie rób tamtego”. Wtedy ze sportem nie było mi po drodze, ale zmieniło się to pod koniec lat 80. Wtedy, jak się widziało kogoś biegającego, a nie daj Boże jeszcze na wsi, to się psem szczuło.
Kiedy i dlaczego przekonał się do biegania?
– Gdy poleciałem na maraton do Nowego Jorku, to było po roku treningów. Z osobami towarzyszącymi poszliśmy sobie pobiegać do Central Parku, a tam kilka tysięcy ludzi biega, o trzeciej w nocy! To był inny świat, tam dopiero złapałem tego bakcyla. A już taki jestem, że jak się za coś biorę, to drążę temat. I tak mi zostało do dziś. Bieganie to jest bardzo indywidualna sprawa, ja muszę to chcieć robić, nic na siłę. Praktycznie biegam codziennie, a biegam, bo to lubię – podsumowuje.
Ciekawe, ilu tych młodych uczestników obozu w Szklarskiej Porębie pójdzie w ślady Tomasza Chmurzyńskiego i skorzysta z jego fachowych rad?
Z bydgoskiego „Braille’a” na biegowe szlaki
Młodzieżą ze szkoły w Bydgoszczy zrzeszoną w „Łuczniczce” opiekowały się Wiesława Bielińska-Sych i Małgorzata Hawrylewicz-Pieńkowska
– Pracowaliśmy nad formą, doskonaliliśmy techniki biegowe, jazdę na nartorolkach, pokonywaliśmy górskie szlaki, ćwicząc biegi w terenie, wieloskoki z kijkami do nordic walkingu. W ramach ćwiczeń ogólnorozwojowych pokonaliśmy najtrudniejsze trasy w parku linowym Trollandia, doskonaliliśmy techniki pływackie w cieplickich termach. Obóz w Szklarskiej Porębie pozwolił nam przygotować się do sezonu zimowego w dyscyplinie, którą z pasją uprawiamy, czyli w narciarstwie biegowym – opowiadają zadowolone opiekunki.
Młodzież tym bardziej była ukontentowana, bo po sportowych zajęciach cała grupa znajdowała jeszcze czas na zwiedzanie okolic, Gór Izerskich i Karkonoszy. Wybrali się też na krótki wypad do Czech – do Skalnego Miasta i do Pragi.
Sportowe zajęcia i przygotowania do biegania tak spodobały się uczniom, że nauczycielki jeszcze przed wyjazdem z obozu ustaliły z Tomaszem Chmurzyńskim plan zajęć treningowych na najbliższe tygodnie i miesiące. Cel: przygotowanie młodych adeptów biegania do pierwszych startów. Na razie na krótkich dystansach dwóch, trzech kilometrów. A potem się zobaczy
W najpiękniejszej porze roku, w samym środku lata dwie bratnie organizacje przeprowadziły w tym samym miejscu trzy imprezy sportowe. W okresie od połowy lipca do połowy sierpnia odbyły się: obóz w zakresie warcabów stupolowych i nordic walkingu oraz szkolenie warcabowe zorganizowane przez Stowarzyszenie „Cross”, a także obóz ZKF „Olimp” w obszarze strzelectwa pneumatycznego i biathlonu letniego
Koordynatorem tych trzech zadań był prezes klubu „Victoria” Białystok Wacław Morgiewicz, który na miejsce realizacji obozów wybrał hotel Hańcza położony nad pięknym zalewem Arkadia w Suwałkach. Miejsce było już znane wielu uczestnikom tegorocznych szkoleń, więc przyjechali tu z ochotą, aby znów doskonalić swoje umiejętności, spotkać się z przyjaciółmi, odpoczywać i podziwiać piękną okolicę. Dużą atrakcję stanowi sam zalew, zasilany wodami płynącej obok malowniczej Czarnej Hańczy. Jego głębokość dochodzi do 5,5 m, a powierzchnia to prawie kilometr kwadratowy. Zbudowany został już w XVIII wieku, później stracił na znaczeniu i był zasypany, a w latach 70. XX wieku został odbudowany i ponownie otwarty. Uroku dodaje mu położona pośrodku wyspa, na którą prowadzi drewniany, oświetlony wieczorem pomost. Arkadia stanowi wielką atrakcję dla mieszkańców Suwałk i turystów przyjeżdżających w te okolice, zwłaszcza w letnie, upalne dni, bo są tu: wydzielone strzeżone kąpielisko, piaszczysta plaża, a obok całoroczna siłownia na powietrzu, plac zabaw dla dzieci, skate park, wypożyczalnia sprzętu wodnego oraz kawiarnia i lodziarnia. Wokół zalewu ciągną się ścieżki rowerowe i trakty dla pieszych. Uczestnicy obozów pokonywali je rano i wieczorem nawet kilka razy, bo trzeba dodać, że w wolnych od szkoleń chwilach wykazywali dużą aktywność, o czym świadczy choćby popularność porannej gimnastyki usprawniającej.
Tyle o urokach okolicy, które z pewnością sprawiają, że i ciało zdrowsze, i duch bardziej ochoczy. A co zyskiwali uczestnicy na obozowych zajęciach?
ZKF „Olimp” przygotował bogaty program zajęć w zakresie biathlonu letniego. Treningi siłowe, biegi na nartorolkach, doskonalenie techniki jazdy stylem klasycznym i łyżwowym na wspaniale przygotowanych trasach rowerowych. Ćwiczeniami poprawiano kondycję fizyczną i wytrzymałość. Zajęcia ze strzelania miały poprawić celność strzałów i przygotować uczestników do startu w Pucharze Polski i mistrzostwach Polski w biathlonie letnim, które odbędą się w Przemyślu. Trener Kazimierz Cetnarski opracował program działań na każdy dzień. Trening podstawowy uzupełniał pływaniem, jazdą na rowerze, ćwiczeniami koordynacji w pływaniu na kajakach oraz treningiem siłowym wykorzystującym wiosłowanie na łódkach. Doskonała pogoda i humor nam dopisywały, posiłki były dobre i obfite, co przy dużym wydatku energii stanowiło wielki plus.
Równolegle na strzelnicy klubu „Wigry” Suwałki odbywały się zajęcia ze strzelania z broni pneumatycznej w dwóch postawach – stojąc i leżąc. Pracowano nad wytrzymałością, precyzją i szybkością znajdowania najwyższego dźwięku na tarczy oraz celnością. Również strzelcy codziennie wzmacniali ćwiczeniami kondycję fizyczną i uczyli się relaksacji, która pomaga w zachowaniu spokoju podczas oddawania strzałów. Szkolenie prowadził trener Adam Dobosz, który z wielkim młodzieńczym zapałem przekazywał uczestnikom swoją wiedzę i pomagał w opanowaniu sztuki strzelania.
Na pierwszym z obozów sportowych Stowarzyszenia „Cross” prowadzone były zajęcia zarówno z nordic walkingu, jak i warcabów stupolowych. Wiele osób czekało na możliwość poznania tej gry, a kilku uczestników pogłębiało umiejętności zdobyte na szkoleniach we wcześniejszych latach. Warcabiści, wielce skupieni, poznawali: właściwości pól warcabnicy i ustawienia pionków, podstawy strategii i techniki gry, najczęściej stosowane debiuty, takie jak polski, Rosenburga i holenderski, podstawowe typy pozycji (klasykę, rogatkę, półrogatkę, klin i kleszcze), jak też popularne uderzenia, np. królewskie, Napoleona, Filipa, bombę i rykoszet. Omawiano idee w grze końcowej (pętlę, opozycję, widełki i słupek) i wiele innych zagadnień. Były też miniturnieje, symultany, rozwiązywanie zagadek warcabowych i rozgrywanie końcówek partii na podstawie gry słynnych warcabistów. Głównym instruktorem tych zajęć był oddany całym sercem ukochanej dyscyplinie Kamil Kryger
Na tym samym obozie inni jego uczestnicy, uwielbiający ruch na świeżym powietrzu i ceniący zdrowy styl życia, zgłębiali tajniki prawidłowego chodzenia z kijami nordic walking. Miejsca na wędrówki nie brakowało, bo aż kusiły słoneczne bulwary nad Czarną Hańczą, piękny deptak nad Arkadią pełen drzew i krzewów, wierzb płaczących sięgających swymi warkoczami lustra wody, szuwarów nad brzegami. Inne miejsca też zapraszały, by je odwiedzić, jak choćby barwnie ukwiecone parki, place i uliczki tego spokojnego, zatopionego w słońcu miasteczka. Codzienne treningi zawsze rozpoczynały się rozgrzewką i dopasowaniem kijków do wzrostu osoby, która używała ich danego dnia. Na początku omówiono i pokazano prawidłową postawę ciała podczas marszu. Uczestnicy poznali technikę chodu z wydłużonym krokiem od pięty i skoordynowanym ruchem rąk i nóg. Na dalszym etapie nauki dowiadywali się, jak prowadzić kije pod właściwym kątem, używając wyprostowanych w łokciach rąk, jak znaleźć odpowiednie miejsce na odepchnięcie się kijami, aby uzyskać oczekiwaną dynamikę chodzenia, jak zaktywizować całe ciało. Nordic walking to sport dla każdego, który bardzo dobrze wpływa na zdrowie całego organizmu Aby korzyści były jak największe, potrzebna jest odpowiednia długość kijów i stosowanie właściwej techniki chodu. Mam nadzieję, że wiele się nauczyłam i cele mojego szkolenia zostaną osiągnięte
Na drugim z obozów Stowarzyszenia „Cross” także zgłębiane były tajniki gry w warcaby stupolowe. Z pasją i zaangażowaniem zajęcia prowadzili instruktorzy Damian Reszka i Marta Bańkowska, wielokrotni mistrzowie Polski i świata. Tu także uczestnicy poznawali podstawowe strategie, uderzenia, typy pozycji, idee w grze końcowej, różne debiuty czy metody na wygranie partii. Kluczem do zwycięstwa jest zwarty układ pionów i zdolność do abstrakcyjnego myślenia, przewidywania kolejnych ruchów, stosowanie skutecznych trików, które ułatwią pokonanie rywala. Podczas szkolenia rozegrano wiele partii, a potem prowadzono ich analizy. Bardzo pouczające były analizy partii wielkich mistrzów, zagadki warcabowe i szukanie kombinacji – dla siebie i przeciwnika. Pogłębiano wiedzę, jak rozgrywać końcówki partii, stosując pętlę, opozycję, widełki czy słupek. Było to pożyteczne szkolenie i bardzo potrzebne, bo wiedzy nigdy za wiele, tak samo jak ćwiczeń i dobrych rad instruktorów.
Obozy sportowe Stowarzyszenia „Cross” i ZKF „Olimp” mogły odbyć się dzięki dofinansowaniu z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.
W dniach 28.08-6.09.2020 roku rozegrano w Krynicy-Zdroju ogólnopolski turniej szachowy o Puchar Stowarzyszenia „Cross”. Miejscem pobytu szachistów i areną dla toczących się rozgrywek był pensjonat Gaborek znany ze znakomitych warunków zakwaterowania i wyżywienia, które oferuje swym gościom. Koordynatorem imprezy był niezawodny organizator turniejów krynickich Jerzy Hanus, a sędzią Leszek Bakalarz. Organizację zawodów dofinansowały PFRON, w ramach realizacji projektu „Wspólny start 2020”, oraz Ministerstwo Sportu. W turnieju wzięło udział trzydziestu szachistów i sześć szachistek. Najlepsze rezultaty uzyskali:
Sylwester Barnowski 8 p
Marian Kowalczyk 7,5 p.
Mieczysław Kaciotys 6,5 p.
Rajmund Filipiak 6 p.
Janusz Jeleń 6 p.
Józef Cebula 5,5 p.
Mirosław Miodoński 5,5 p.
Michał Racis 5,5 p.
Stanisław Niećko 5 p.
Antoni Niedźwiedź 5 p.
Podkreślić należy dobrą grę juniorów – Michała Racisa i Weroniki Racis oraz sympatycznego Dominika Biskupka. Niemało problemów przysporzyło koordynatorowi i sędziemu arcynaganne zachowanie dwóch grających, którzy swe boje szachowe toczyli w podsycanym nawzajem zgiełku bitewnym. Niestety, przeszkadzali wszystkim grającym, na co nie zważali. Padały niecenzuralne słowa i inwektywy. W przypadku tych zawodników przepadły gdzieś etos szachistów i zwykłe dobre wychowanie. Pomimo kary nałożonej przez sędziego po pierwszym incydencie – awantury eskalowały. Jak zawsze w takich sytuacjach wina nie leży po jednej stronie. Może Sąd Koleżeński naszego Stowarzyszenia zbada ten przypadek i wyciągnie konsekwencje? Bo wyobraźmy sobie nie szachowe, ale myśliwskie czy wędkarski koło, w którym jacyś członkowie są tylko hałaśliwi i tłumaczą się swoim charakterem czy zamiłowaniem do śpiewu. Muszą się zmienić lub odejść bo płosząc zwierzynę, odstraszając ryby – szkodzą wszystkim wokół i kompromitują organizację na zewnątrz
Wyjeżdżałem z turnieju z przeświadczeniem, że piękna Krynica posmutniała i poszarzała. Jakby zawiodła się na szachistach.
Stanisław Niećko
Kręgle Szkolenie w Pucku
Zainteresowani już wiedzą, że początek września to czas na udział w szkoleniu kręglarskim, jakie odbywa się w Pucku w ramach projektu „Krok naprzód 2020”. Dzięki dofinansowaniu z PFRON w tym roku możliwe będzie zorganizowanie dwutygodniowych szkoleń z ośmiu dyscyplin wiodących w Stowarzyszeniu „Cross”.
Kręgle klasyczne to jeden z najpopularniejszych sportów wśród osób niewidomych i słabowidzących, więc nic dziwnego, że lista zgłoszeniowa zapełniła się bardzo szybko. Tak duże zainteresowanie cieszy koordynatorkę szkolenia i jednocześnie wiceprezes „Crossu” Joannę Staliś, która z zaangażowaniem organizuje od lat imprezy kręglarskie.
W tym roku ze względu na zagrożenie epidemiczne zajęcia nie odbywały się w utarty sposób. Dla uczestników była to nowa sytuacja, część z nich musiała nieco bardziej liczyć na siebie. Przez konieczność zachowania dystansu osoby niewidome mogły na kręgielni korzystać wyłącznie z pomocy zaufanego asystenta. Nie było możliwości pełnej interakcji w trakcie zajęć. Ma to jednak swoje dobre strony, bo to sytuacja podobna do tej na zawodach, kiedy gracz w trakcie startu musi liczyć na siebie i swojego asystenta i nie ma możliwości kontaktu z innymi osobami
Po zajęciach na kręgielni nie brakowało chętnych do spędzania wolnego czasu na świeżym powietrzu i zwiedzania jakże urokliwych okolic Zatoki Puckiej. Dla wielu osób Puck to idealna przystań do wypadów pieszych czy transportem publicznym. Ładna pogoda, która towarzyszyła kręglarzom przez większość pobytu, zachęcała do aktywności.
Pod koniec szkolenia nie mogło zabraknąć sprawdzianu umiejętności nabytych w trakcie dwóch tygodni wspólnych treningów. Po wynikach wielu uczestników widać było, że ten czas był bardzo dobrze wykorzystany. Na szczególną uwagę zasługuje postawa oraz wyniki Marcina Święckiego z klubu „Pionek” Włocławek, który wspaniale wypadł na sprawdzianie. Bardzo duże postępy zrobili także panowie startujący na co dzień w kategorii B3, m.in. Krzysztof Paszyna, Ireneusz Stankiewicz czy Zbigniew Strzelecki.
Sposobność sprawdzenia w praktyce nabytych umiejętności nadarzy się już niebawem, na przełomie września i października, właśnie w Pucku, podczas dwóch imprez kręglarskich. Oby zawodnikom udało się opanować stres!
Mówi się, że szczęśliwi czasu nie liczą, ale w obecnej dobie, kiedy życie tyle od nas wymaga, znajomość aktualnej godziny istotnie się przydaje. Przez dobre kilka stuleci sprawę odliczania upływającego czasu załatwiały nam różnego rodzaju czasomierze. W ostatnich paru latach rozwój technologiczny sprawił, że również zegarki stają się bardziej wszechstronne.
Oprócz wskazywania godziny mogą teraz mierzyć nam puls, liczbę kroków czy długość i jakość snu. Możemy również za ich pomocą wykonać sobie badanie EKG, zbadać ciśnienie krwi oraz poziom jej nasycenia tlenem. Na wyświetlaczu sprawdzimy prognozę pogody czy ostatnie wiadomości z Facebooka bądź innego komunikatora. Niektóre modele pozwalają na prowadzenie rozmów telefonicznych. Smartwatche mają również wbudowanych szereg funkcji treningowych dla osób dbających o formę. Do niektórych możemy nawet podłączyć słuchawki bluetooth i słuchać muzyki podczas treningów. Do prawidłowego działania urządzenia te potrzebują smartfona z systemem Android lub iOS wraz z zainstalowaną obsługującą je aplikacją. Jeśli chodzi o żywotność baterii, musimy się liczyć z tym, że w zależności od modelu będziemy ładować taki zegarek co drugi dzień lub nawet codziennie.
Smartbandy
Inteligentne zegarki możemy podzielić na kilka kategorii. Do najprostszych urządzeń należą różnego rodzaju smartopaski, które tak jak inne smartwatche zakłada się na rękę. Mają wyświetlacz (czasem dotykowy), który spełnia podstawowe funkcje, czyli zlicza kroki, mierzy puls, wskazuje godzinę i wyświetla powiadomienia z telefonu. Ekrany są w nich małe i nie mamy możliwości instalowania na urządzeniu dodatkowych aplikacji. Gadżety te można kupić za 100-300 zł. Królują tu głównie chińscy producenci z Xiaomi i Huawei na czele oraz Samsung ze swoim Galaxy Fit. Plusem takich opasek jest na pewno czas pracy baterii, gdyż może on wynieść w niektórych przypadkach nawet kilka tygodni
Zegarki sportowe
Kolejną kategorią są zegarki, które pozwalają łączyć się z telefonem i odbierać powiadomienia, ale ich głównym przeznaczeniem jest wspomaganie aktywności fizycznej i profesjonalnego treningu. Tu wiodą prym Garmin, Sunto i Polar. Dokładny pomiar pulsu czy wytyczenie trasy za pomocą wbudowanego GPS-u to minimum, które posiada każdy z nich. Ponadto, w zależności od modelu, możemy wybierać spośród kilkudziesięciu dyscyplin, dla których uzyskamy szczegółowe statystyki treningu, takie jak strefy tętna, dystans, średnią prędkość, wysokość i wiele innych parametrów. Dzięki funkcji trenera będziemy mogli skorzystać z profesjonalnie przygotowanych treningów pod konkretny dystans, z rozpisaniem całego cyklu przygotowawczego. Niektóre z modeli są specjalnie dostosowane do pracy w ekstremalnych warunkach, np. w wysokich górach, na głębokości albo też w niskich temperaturach. Droższe wersje potrafią przy odpowiednich ustawieniach wytrzymać na jednym ładowaniu nawet kilkadziesiąt dni, o czym w przypadku zwykłych smartwatchy można tylko pomarzyć. Ponadto zegarki Garmina mają swój system płatności Garmin Pay, który coraz więcej banków w Polsce obsługuje, dzięki czemu da się płacić bezpośrednio zegarkiem. Możemy również wgrać ulubioną playlistę i słuchać muzyki podczas treningu. Jeśli zajmujemy się bieganiem chociażby amatorsko, chcemy przygotować się do maratonu albo uprawiamy triathlon czy inną dyscyplinę sportu, to zegarek taki będzie bardzo użytecznym narzędziem. Naszymi wynikami i osiągnięciami możemy dzielić się z innymi użytkownikami za pomocą różnego rodzaju platform, takich jak Endomondo czy Strava. Niestety, jeśli chodzi o ceny, tu już rozrzut jest dosyć duży. Tańsze modele można kupić za około 500 zł, natomiast modele Garmina z najwyższej półki potrafią kosztować więcej niż 4000 zł. Jednak cena w tym przypadku ma duże uzasadnienie, jeżeli weźmie się pod uwagę możliwości i przeznaczenie danego modelu.
Chińska ofensywa
W ostatnich kilku latach na rynku pojawiła się cała masa bardzo popularnych smartwatchy chińskich producentów. Nierzadko są to produkty dobrze wykonane i ładnie wyglądające, poza tym mają sporo użytecznych funkcji, które każdy szanujący się smartwatch mieć powinien. A więc mierzą puls, kroki, obsługują powiadomienia z telefonu, niektóre modele pozwalają nawet na odbieranie połączeń telefonicznych i mają rozbudowane funkcje treningowe. Większość z tych zegarków ma przyzwoity czas działania na jednym ładowaniu, w niektórych przypadkach dochodzący do dwóch tygodni. W zależności od funkcji i jakości wykonania modele te możemy kupić w cenie od 200 zł do nawet 1000 zł. Wszystkim im brakuje jednak kilku podstawowych cech, by nazywać je pełnoprawnymi smartwatchami. Nie można na przykład instalować na nich dodatkowych aplikacji, nie da się nimi płacić, nasze treningi będą dostępne tylko na zegarku, a to i tak nie wszystko
Google i Wear OS
Firma z Mountain View, twórca Androida, chciała mieć również swój udział w rynku zegarków. Stworzyła system operacyjny, który w założeniu ma wszystko, co porządny smartwatch musi mieć. Jest tutaj Sklep Play z aplikacjami, obsługa płatności Google Pay, Asystent Google, więc można wydawać polecenia głosowe bezpośrednio do zegarka. Ponadto obsługuje TalkBack, dzięki czemu może być również udźwiękowiony. Niektóre modele mają możliwość samodzielnej obsługi połączeń telefonicznych. Niestety, w praktyce już tak pięknie to nie wygląda. System jest powolny, a zki na jednym ładowaniu wytrzymują często tylko jeden dzień. Tymczasem we wrześniu br. chińska firma OPPO zaprezentowała całkiem ciekawy model, który ma wszystkie ww. funkcje i przy tym chodzi płynnie i działa na baterii podobnie długo jak urządzenia konkurencji. W tym samym czasie firma TicWatch pokazała swój model Pro 3, którego działanie opiera się na nowym procesorze przeznaczonym dla zegarków z Wear OS. Google zapowiedział aktualizację, która ma znacząco zwiększyć szybkość działania systemu oraz zoptymalizować go pod kątem pracy na baterii, więc być może w niedalekiej przyszłości zegarki te, ze względu na swoją funkcjonalność, staną się bardzo ciekawą propozycją dla elefonów z Androidem.
Samsung i Tizen
Samsung od kilku lat jest na rynku inteligentnych zegarków, ale w związku z problemami z oprogramowaniem dla zegarków od Google postanowił stworzyć własny system – Tizen. Jest on lekki i przyjazny w obsłudze. Zegarki Koreańczyków są również bardzo dobrze wykonane i miłe dla oka, a przy tym wyposażone we wszystkie funkcje, które rasowy smartwatch mieć powinien. W sierpniu firma pokazała nowy model – Samsung Galaxy Watch 3 – który wykonuje między innymi pomiar nasycenia krwi tlenem, pomiar ciśnienia tętniczego, EKG oraz ma funkcję wykrywania upadków. Poza tym robi wszystko to, co typowe smartwatche, czyli monitoruje treningi, obsługuje powiadomienia, wykonuje płatności za pomocą Samsung Pay oraz korzysta z asystenta głosowego Bixby. Dzięki funkcji Voice Assistant jest on również w pełni udźwiękowiony. Niestety, niektóre z ww. funkcji nie są dostępne w Polsce, co znacznie ogranicza przydatność tego zegarka w naszym kraju. Nie są np. dostępne płatności zegarkiem, ze względu na brak certyfikatów medycznych nie ma możliwości przeprowadzenia badania EKG (choć i tak ma ono znaczenie jedynie orientacyjne i możemy co najwyżej udać się do lekarza, kiedy wykryjemy nieprawidłowości w wynikach), a asystent Bixby nie mówi po polsku. Generalnie jednak zegarki od Samsunga są dobrze wykonane, możemy na nich instalować aplikacje ze sklepu Galaxy Store. Za ich pomocą możemy odczytywać wiadomości i na nie odpisywać, prowadzić rozmowy telefoniczne. Wersje z eSIM dają możliwość prowadzenia rozmów bez konieczności podłączenia do telefonu. Jeśli chodzi o ceny zegarków smart tego producenta, mieszczą się w przedziale 800-2200 zł.
Apple Watch
jest producentem, który sprzedaje najwięcej tego typu urządzeń na świecie. Jego zegarki są kompatybilne tylko z telefonami iPhone, więc użytkownicy Androida nie mogą podłączyć ich do swoich urządzeń. Jeśli chodzi o funkcjonalność, to Apple Watch 6, który miał premierę we wrześniu tego roku, ma wszystko, co należy: EKG, pulsoksymetr, wykrywanie upadków, funkcje treningowe, sklep z aplikacjami, opcję wykonywania płatności za pomocą Apple Pay, możliwość prowadzenia rozmów telefonicznych oraz asystenta głosowego Siri, który niestety nie obsługuje języka polskiego. Zegarki te są również udźwiękowione za pomocą VoiceOvera. Jakość wykonania jest na wysokim poziomie, natomiast jeśli chodzi o wygląd koperty, to jest ona kwadratowa, co niekoniecznie każdemu musi się podobać. To jedne z droższych urządzeń na rynku, ceny oscylują, w zależności od modelu czy wielkości, w przedziale 1400-2500 zł.
Czy warto?
Bez smartwatchy niewątpliwie można żyć, jednak wiele funkcji, które posiadają, może być niezwykle użytecznych. Jeśli jesteśmy osobą lubiącą dbać o zdrowie czy kondycję fizyczną, chcemy kontrolować i analizować swoje parametry zdrowotne, to smartwatch nam się przyda. Jeśli jesteśmy sportowcem, który przygotowuje się do zawodów, to też zdecydowanie tak. Jeśli nie możemy żyć bez telefonu i dostajemy mnóstwo powiadomień, a nie zawsze mamy możliwość sięgnięcia po smartfon, to również jest to opcja dla nas. Musimy jednak pamiętać, że bez tego typu zegarków czy opasek dalej możemy spokojnie funkcjonować, że jest to kolejny wydatek, no i że trzeba ładować je zdecydowanie częściej, niż wymieniać baterie w klasycznych zegarkach.
Jedną z podstawowych zasad gry w końcówce jest włączenie do akcji króla. Jeśli wśród bierek przeciwnika na szachownicy nie ma hetmana, to monarcha może w miarę bezpiecznie wspomóc w centrum własne figury. Musi tylko uważać, aby ewentualne szachy nie były połączone z atakiem na inne obiekty. W końcówce możliwość dania mata królowi znajdującemu się w centrum jest znikoma. Jest natomiast rzeczą paradoksalną, że pozostawienie najważniejszej figury „w domku” lub gdzieś na skraju szachownicy może zakończyć się katastrofą. Większość przykładów na skuteczny atak w końcówce ma miejsce właśnie w sytuacjach z nieprzyjacielskim królem na pierwszej lub bocznej linii. Ma on tam za mało pól do dyspozycji i łatwo jest stworzyć groźby matowe. Atakują najczęściej wieża (wieże) z lekką figurą (lekkimi figurami). Częstym efektem walki w gorszej pozycji jest wymuszenie remisu przez powtarzanie posunięć.
G. Flear – M. Gurewicz Clichy 1993
Białe mają pionka więcej, ale jedyny czarny piechur grozi szybszym dojściem do hetmana i w dodatku wspomaga atak na nieprzyjacielskiego monarchę: 53...d4! Przedwczesne było 53...Kg3 54.We8 Wc1+ 55.We1 i białe skutecznie się bronią 54.Sc4 Próba włączenia skoczka do obrony. Inne ruchy też nie ratowały: 54.b4 Kg3 55.We8 d3 56.Sb3 (56.We3+ Kf4 57.Sc4 d2) 56…Wb2 57.Sc5 Wb1+ 58.We1 Gh3+ lub 54.Wd8 Kg3 55.Ke1 We2+ 56.Kf1 Wd2 57.We8 d3 58.We1 Gf3 z następnym Wh2 54... Kg3 55.We8 Po 55.Ke1 d3 nie ma obrony przed groźbą 56…d2+! i 57…Wc1+ 55...d3 56.We3+ Gf3 57.W:f3+ To wymuszone (57.W:d3 Wc1+) oddanie jakości przedłuża partię, ale nie zmienia jej wyniku 57…K:f3 58.Ke1 Ke4 59.Kd1 Kd4 60.Ke1 Kc3 0–1
W. Smysłow – A. Tołusz Moskwa 1943
1.Wh8+ Ka7 2.Wc8! Po obronie pionka c5 grozi 3…Sb6. Nic nie dawało natychmiastowe 2.Sb6? W:c5 3.Sc8+ Kb8 i białe mają tylko wieczny szach 2...Wh2 Czarne walczą o pole c7 dla skoczka 3.Sb6 Wh7+ 4.Ke6 Sc7+ 5.Kd6! Sb5+ 6.Ke5 Sc7 7.b4 Bezpośrednie groźby matowe zostały odparte, ale wszystkie czarne bierki są sparaliżowane 7...a5 Próba ucieczki króla przez pole a6 8.b5! a4 9.Wd8! Teraz pojawia się inna groźba: 10.Sc8+ Kb8 11.Sd6+ Ka7 12.b6+ 9...We7+ 10.Kf5 Ładny mat był możliwy po odejściu królem na d6: 10.Kd6!? We8 11.K:c7 W:d8 12.K:d8 a3 13.Kc7 a2 14.c6! bc6 15.Sc8+ Ka8 16.b6 a1H 17.b7x 10...We8 11.W:e8 S:e8 12.S:a4 i czarne poddały się.
V. Beim – A. Szieberth Budapeszt 1995
Czarny pionek jest już bardzo blisko pola przemiany. Białe muszą się śpieszyć z natarciem na króla. Walka była niezwykle dramatyczna 41.S:h6+ Kh7 42.Wd6 Wc6 Wymiana jednej wieży powinna złagodzić skutki ataku. Po 42...Wc7 partia mogła zakończyć się remisem: 43.Sg4 a2 44.Wh6+ Kg8 45.Wa5 Wc1 46.W:a7 a1H 47.Wg6+ z wiecznym szachem 43.We7+ Kh8 44.Wg6! a6 Po 44...W:g6? 45.hg6 nie ma obrony przed Wh7x. W przypadku 44... a2 45.W:a7 białe zatrzymywały pionka, zachowując groźby, np. 45...Wc1 46.Wgg7! lub 45...Wc2 46.Sg4. Posunięcie w partii ma na celu zabezpieczenie się przed Wa7 45.Wf7! Jedyne. Inne ruchy prowadziły do porażki: 45.Wa7 a2 46.W:c6 S:c6! (46... a1H? 47.Wcc7) 47.W:a6 Sb4 48.Wa7 Wf6 lub 45.Sf7+ W:f7 46.W:f7 W:g6 47.hg6 a2 48.Wh7+ Kg8 49.Wh1 Sc2 45...W:g6? Przegrywający błąd.
Czarne nie chcą się pogodzić z remisem po 45...W:f7! 46.S:f7+ Kh7 47.S:g5+ Kh8 48.Sf7+ i przeceniają swoje możliwości 46.W:f8+ Kg7 Lub 46... Kh7 47.hg6+ K:h6 48.Wf5 K:g6 (48...Sc6 49.Wf3) 49.Wa5 a2 50.Kf3 itd. 47.Wg8+ K:h6 48.W:g6+ K:h5 (48...Kh7 49.W:g5) 49.Wb6 a2 Jeśli 49...a5, to 50.f3 g4 51.Wb5+ Kh6 52.fg4 a2 53.W:a5. Po ruchu w partii wydaje się, że czarne triumfują (50.f3 g4!), ale… 50.g4+! i czarne uznały się za pokonane z uwagi na warianty 50...K:g4 51.W:b4+ Kf5 52.Wa4 i 50...Kh4 51.Kf3 a1H 52.Wh6x.
W. Smysłow – H. Bouwmeester Olimpiada FIDE, Lipsk 1960
56.We5!? Możliwe było spokojne 56.Wb8 Sc6 57.G:c6 bc6 58.Wb6 z technicznie wygraną pozycją, ale białe skupiły swoją uwagę na nieprzyjacielskim królu 56...Sc6 Jeśli 56...Sg8, to 57.G:b7!? W:b7 58.W:g8+ K:g8 59.K:f6 57.W5e6 W:e6 Inne posunięcia nie zmieniały obrazu sytuacji: 57...Sd4 58.W:f6 W:f6 59.Wd8 Sc6 (59...Wg6+!? 60.fg6 Se6+ 61.Kf5 S:d8 62.Ke5) 60.Wd7+ Wf7 61.f6+ Kf8 62.G:c6 lub 57...S:a5 58.W:f6 W:f6 59.Gd5 Wd6 60.f6+ 58.W:e6 Mniej przekonujące było 58.fe6 Wc7 59.G:c6 W:c6 (59...bc6 60.Wd8!) 60.We7+ Kf8 61.Kf6 Wc1 62.W:b7 Wf1+ 63.Ke5, choć i wtedy białe powinny wygrać 58...Wc7 59.Wh6 Kf8 Nie ratowało 59...S:a5 60.f6+ Kf8 61.Gd5 czy 59...Sb4 60.f6+ Kg8 61.Kg6 Wd7 62.Wh4 Wc7 63.Gf5 Wc6 64.Wd4 60.f6 Se7 (60... Kg8 61.Gd5+) 61.Wh8+! Sg8 62.Gd5 1-0
I. Zilber – Y. Seirawan Hastings 1980
W tej pozycji białe zagrały błędnie 53.Gc3?, co pozwoliło czarnym wymienić ostatniego pionka i zremisować z wieżą przeciwko tandemowi wieża plus goniec: 53...g5 54.Wh8+ Kg6 55.Wg8+ Kh7 56.Wg7+ Kh8 57.Ge5 We3 58.W:g5+ Kh7 59.Wf5 Kg6 60.Kc5 We4 61.Wf6+ Kg5 62.Kd5 W:g4 itd.
Można było jednak wygrać dzięki stworzonym małymi siłami groźbom matowym: 53.g5! Wb3+ (Po 53...hg5 54.Gc3 tylko oddanie wieży za gońca ratuje przed matem) 54.Ka6! (54.Kc5? hg5 55.Kc4 Wf3 56.Gc3 f6) 54…Wa3 (Przegrywa też 54...f6 55.gf6 lub 54...hg5 55.Gc3 W:c3 56.W:c3 g4 57.Kb5 f5 58.Kc4 Kh6 59.Kd3 itd.) 55.Kb5 Wb3+ 56.Kc4 z następnym Gc3.
A. Mołłojarow – W. Samoczanow Partia korespondencyjna 1974
Po narzucającym się 1.W:a5? Kg3 2.Wa8 K:g2 3.Wh8 Ge2 4.Ke3 Gg4 5.Kf4 Ge2 wygrana była mało prawdopodobna. Białe znalazły jednak sposób na… zamatowanie króla: 1.Wg6! Odcina czarnego monarchę na skraju szachownicy 1...a4 2.Ke3 a3 3.Kf4 a2 4.Wg3 Grozi 5.Wh3x 4…Ge6 5.Wh3+! Mimo wszystko! 5…G:h3 6.g3x
S. Hamann – J. Bednarski Drużynowe mistrzostwa Europy, Aarhus 1971
Białe mają daleko zaawansowanego, groźnego wolniaka. Czarne (na posunięciu) mogą forsować remis poprzez znany „wahadłowy” wieczny szach skoczkiem, ale czy coś więcej? 27...S:h2! 28.a6 Sf3+ 29.Kf1 (29.Kh1?? Wh2x) 29...g5!? Mając zapewniony remis (29...Sh2+ 30.Ke1 Sf3+), czarne próbują walczyć o zwycięstwo 30.a7? A po tym błędzie białe powinny przegrać. Należało grać 30.S:c6 i groźba 31.Sd4 wymusza forsowanie remisu 30...h4! Okazuje się, że po 31.a8H?? hg3 nie ma obrony przed matem 31.gh4 g4! Wypuszczało wygraną 31... gh4? 32.a8H i trzeba remisować 32…Sh2+ i 33…Sf3+, bo na 32...h3? nastąpi 33.H:c6 32.Wa5 W przypadku 32.We1 Wa2 33.We2 W:a7 (33…Wa1+!? 34.Kg2 Se5) 34.S:c6 Wc7 35.Sa5 Wc5 zwycięstwo czarnych jest oczywiste. Białe próbują odciągnąć skoczka poprzez Wg5+ 32...g3 Wygrywało też 32...e5 33.W:e5 S:e5 34.Sd7!? (34.a8H g3 35.Ha1 f6)) 34…Wa2 35.S:e5 W:a7 36.S:g4 Wa5, natomiast do remisu prowadziło 32... f6? 33.Wf5! Wa2 34.S:c6 Sh2+ 35.Kg1 (35.Ke1?! g3) 35...Sf3+ itd. 33.Wg5+ S:g5 34.hg5 (34.a8H? g2+) 34...Wa2 35.S:c6 Białe powinny łatwo zrealizować przewagę jakości, ale w obustronnym niedoczasie obaj grający popełniali błędy 35...e6 36.c5 Wa6? Ten ruch jest stratą tempa, a ponadto pozwala białemu królowi wejść do gry. Prosto wygrywało 36...Kg6 37.Sb4 W:a7 38.Kg2 K:g5 37.Kg2 Kg6 38.Se5+? A po tej z kolei pomyłce białe tracą szanse na ratunek. Prawidłowe było 38.K:g3 K:g5 39.Kf3 f5 40.Ke2 e5 (40...Wa3 41.Sd4= lub 40...Kf6 41.Kd3 e5 42.Kc4 f4 43.Kb5 W:a7 44.S:a7 fe3 45.c6 e2 46.c7 e1H 47.c8H=) 41.S:e5 W:a7 42.Kf3 i powstaje remisowa pozycja, w której pionek c5 nie jest białym w ogóle potrzebny 38...K:g5 39.S:f7+ Kh4 40.Kf3 W:a7
0-1
J. Bałaszow – L. Szabo Soczi 1973
Czarne są bez dwóch pionków, ale z bardzo aktywnym królem. Stwarzając ciągłe groźby pasywnemu przeciwnikowi, łatwo uzyskują remis: 44...Ke4 45.Wg2 Jeśli 45.a4 Kf3 46.a5, to 46…Wc1+ 47.Kh2 Wc2+ 48.Kh3 (Lub 48.Kh1 We2 49.a6? Sg3+) 48...Wc1 49.Wg2 Wh1+ 50.Wh2 Wg1 51.Wc2 Wh1+ z powtórzeniem posunięć 45...Wc1+ 46.Kh2 Sh4 47.Wg7 Sf3+ 48.Kg2 Lub 48.Kh3 h5! 49.a4 Wh1+ 50.Kg3 (50.Kg2 Wh2+ 51.Kf1 Ke3 z groźbą 52…Wf2x) 50...h4+ 51.Kf2 Wh2+ 52.Wg2 Wh1 53.Wg4 (53.a5? h3) 53…Wh2+ itd. Po ruchu w partii białe uwalniają się od gróźb matowych, ale za cenę ważnego pionka i remis staje się nieuchronny 48...S:e5 49.fe5 Wc2+! 50.Kh3 W:b2 51.e6 Kf5 52.e7 We2 Remis.
M. Narciso Dublan – N. Medvegy
Po 54...h4 lub 54...Sg7+ 55.Kf7 Sf5 czarne zachowywały szanse na remis. Zagrały jednak nieostrożnie 54...Sh4? i dostały nieoczekiwanego mata po 55.W:h4! K:h4 56.K:f6 g5 Lub 56...Kg4 57.K:g6 h4 58.h3+ Kg3 59.Kg5 57.Kf5 g4 58.Kf4 (58… g3 59.hg3x) 1–0
Jak już wspomniałem na wstępie, król w centrum rzadko wpada w siatkę atową w końcówce bez hetmanów. Często takie zakończenie bywa jednak skutkiem nieuwagi:
R. Bernard – A. Kuligowski Mistrzostwa Polski, Poznań 1975
Czarne są pod nieprzyjemnymi naciskami. Ulżyłaby im wymiana wież, ale na 35…Wbd6? nastąpi 36.W4:e5+! ze stratą pionka. Czekają więc z propozycją wymiany, aż biały król znajdzie się na linii „e” 35… Wbc6 36.Ke3 Wcd6?? Wydaje się, że teraz już można, bo przecież po 37.W4:e5?? odbicie wieży nastąpi z szachem, ale… 37.Wf4 Mat
W dniach 16-27 sierpnia 2020 roku w Ignatkach koło Białegostoku zostały rozegrane XXIV Mistrzostwa Polski Niewidomych i Słabowidzących w Warcabach Stupolowych. W zawodach wzięło udział 41 graczy z różnych zakątków Polski. Tytuł mistrza zdobył Andrzej Jagieła, reprezentant klubu „Podkarpacie” Przemyśl. Na swoim koncie zgromadził 18 punktów, co oznacza zaledwie cztery remisy na dystansie całego 11-rundowego turnieju. Tuż za nim uplasował się jeden z najbardziej utytułowanych graczy „Crossu”, Leszek Stefanek z klubu „Hetman” Lublin, ustępując zaledwie jednym punktem nowemu mistrzowi Polski. Podium, z 15 zebranymi punktami, zamknął Józef Tołwiński z „Victorii” Białystok, który oddał tytuł zdobyty w ubiegłym roku. Partie były bardzo ciekawe, zatem zaczniemy od tej najlepszej, aby uhonorować zwycięstwo pana Andrzeja.
Leszek Stefanek – Andrzej Jagieła MP, Ignatki 2020
1.32-28 17-21 2.37-32 12-17 3.31-26 7-12 4.41-37 19-23! 5.28x19 14x23 Dobra wymiana w teoretycznym wariancie. Czarne wykorzystują chwilowy brak piona 46, aby przygotować się do wstawienia klina oraz ataku na centrum.
6.46-41 21-27 7.32x21 16x27
I w ten sposób czarne w siedmiu posunięciach zdobyły aktywną pozycję. W tym temacie znajdziemy bardzo dużo partii, gdyż jest to jedno z popularniejszych otwarć ostatnich lat.
8.34-29 23x34 9.39x30 1-7 10.44-39 10-14 Inna możliwa kontynuacja: 10...18-23 11.37- 32 11-16 12.32x21 16x27 13.42-37 7-11 14.37-32 11-16 15.32x21 16x27 16.41-37 I białe próbują atakować klina do momentu, aż czarne będą musiały się go pozbyć.
11.50-44 14-19 12.30-25 19-23 13.25x14 9x20 14.40-34 13-19 15.34-30 Białe powinny doprowadzić do rozbicia centrum czarnych i nazbierać nieco temp. 15.34-29 23x34 16.39x30 18-23 17.44-39 17-22 18.30-25 4-9 19.25x14 9x20 20.33-29 23x34 21.39x30 15...8-13 16.33-28 23x32 17.37x28 2-8 18.39-33 Dokładniejsze dla białych było: 18.38-33 17-22 19.28x17 11x22 20.33-28 22x33 21.39x28 12-17 22.42-38 I jak widzimy, białe nie odpuszczają tak łatwo walki o centrum. Pamiętajmy, że kilka pasywnych ruchów z rzędu pozwoli przeciwnikowi przejąć inicjatywę i trudno będzie podjąć równą walkę.
Bardzo dobre zagranie czarnych. Nie zdecydowały się one na wymianę do tyłu, lecz aktywnie pokusiły się o cztery tempa. Ich pozycja staje się z każdym ruchem silniejsza. 22.41-37 10x19 23.37-31 Doszliśmy do pozycji, w której białe zgodziły się na grę przeciwko klinowi i okrążanie go. Czarne praktycznie nie mają minusów (poza brakiem kamienia 2). Przewaga temp nad przeciwnikiem wynosi aż osiem oczek.
23…5-10 24.44-39 10-14 25.35-30 25.33- 29 23x34 26.39x30 18-23 27.38-32 27x38 28.42x33 Białe powinny były zgodzić się na nieco pasywniejszą pozycję i powoli wracać do gry. Kiedy prześpimy moment możliwych wymian, może nie być łatwo uratować pozycję.
25...14-20 26.30-25 20-24! Kolejne dobre zagranie. Czarne nie pozwalają a wymianę do tyłu i utratę temp. Starają się jak najbardziej zdusić białe w ich dalekim ustawieniu.
27.45-40 3-9 28.40-35 Białe powoli tracą plan gry, rozprowadzając swoje kamienie po bandach. Lepsze było: 28.42-37 7-11 29.49-44 23-28 30.37-32 28x37 31.31x42 19-23 I mimo pewnych słabości wciąż mają kolumny i są w grze.
28...9-14 29.49-44 7-11
Dokładniejsze ze strony czarnych było: 29...6-11 30.47-41 12-17 31.41-37 8-12 32.33-29 23x34 33.39x30 Przewaga w centrum jest bardzo duża i nie wiadomo, jak białe miałyby wyrównać pozycję
30.47-41 11-17 31.33-29 24x33 31...23x34! 32.39x30 18-23 Jednokrotne bicie było zdecydowanie lepsze. Czarne zostawiłyby swój kamień 24 i kontrolowały wszystkie centralne pola
32.38x29 23x34 33.39x30 6-11 33...19-23 Należało uciec spod ewentualnej wymiany białych i zostawić ich trzy bandowe kamienie na bandzie
34.42-38 Białe również nie wykorzystały danej im szansy. 34.30-24 19x30 35.35x24 Należało choć trochę oswobodzić swoje nieaktywne piony
Czarne nie zdołały utrzymać klina, zatem był to moment, aby wybić się z wciąż bardzo aktywną pozycją. 37...22-28 38.31x22 28x39 39.43x34 17x28.
38.37-32 8-12 39.32x21 22-28 40.33x22 18x16 Pozycja czarnych nadal jest dobra, ale przewaga nie jest już tak duża, jak miało to miejsce kilka ruchów wcześniej.
41.43-39 41.38-32! Oczywiście należało jak najbardziej ograniczać przeciwnika i grać na słabego podwieszonego piona 11.
41...13-18? Błąd czarnych, po którym partia powinna była zakończyć się remisem. 41...23-28 Należało iść za ciosem. Białe, mimo dużej liczby bandowych kamieni, zbliżyły się do wyrównania pozycji. Zdołały również zmniejszyć przewagę w tempach czarnych z ośmiu do jednego, a to wbrew pozorom nie jest takie proste. 42.48-42 12-18 43.42-37 17-22 44.37-32 28x37 45.31x42 18-23 I jeśli białym udałoby się zremisować tę pozycję, to tylko przy niedokładnej grze czarnych.
42.39-33! Białe zmierzają w dobrym kierunku
42…18-22 43.31-27 22x31
44.26x37?? Kiedy analizujemy cały przebieg partii, wydaje się, że właśnie ten ruch zaważył na wyniku. 44.36x27! Oczywiście, że do przodu! Prawdopodobnie białe przestraszyły się wbicia czarnych na pole 28, ale zaraz zobaczymy, że prowadziłoby to do czystego remisu. 44…23-28 45.33x22 17x28 46.48-43 12-18 47.43-39 24-29 48.39-34 29x40 49.35x44 11-17 50.44-39 28-32 51.26-21 32x34 52.21x23 19x28 53.30x39 Możliwych wariantów po drodze było kilka, natomiast wszystkie prowadziły do remisów.
44...23-28! 45.33x22 17x28 Czarne nie mylą się i naprawiają swój błąd sprzed kilku ruchów
46.48-43 24-29 47.38-32 28-33! 48.32-27 12-18 49.36-31 11-17 50.31-26 19-23 51.37-32 33-38 Przewaga czarnych jest już tak ogromna, że nawet najlepsze ruchy białych nie są w stanie doprowadzić do tego, by pojawił się choć cień szansy na remis.
52.32-28 23x21 53.43x32 18-23
53...18-22!! Czarne mogły zakończyć partię poprzez dwa ruchy! 54.30-24 29x20 55.35-30 22-27 56.32-28 27-32 57.28x37 21-27 I białym przyszłoby oddać wszystkie pionki
Czarne przeoczyły prostą łapankę damki. 64...21-27! 65.49x8 33-17 66.8x21 16x27 65.49-32 20-25 66.32-43 33-28 I znowu! 66...21-27 67.43x8 33-17 68.8x21 16x27 67.43-34 21-27 68.34-18 28-22? Tym razem przeoczenie innej łapanki. 68...28-14 69.18x36 17-22 70.36x20 25x14
69.18-4 25-30 70.4-10 30-34 71.10-19 34-40 72.19-14 40-45 73.14-41 45-50 74.41-46 50-44 75.46-41 44-49 76.41-46 49-40 77.46-41 40-1 78.41-14 1-6 79.14-41 22-4 Kolejna możliwa łapanka: 79...27-31 80.26x37 22-31 81.37x26 17-21 82.26x17 6x46. 80.41-47 4-15 Po burzliwej 80-ruchowej partii dwa punkty trafiły na konto nowego mistrza Polski. Gratulacje! 0-2
Józef Tołwiński – Mikołaj Fiedoruk MP, Ignatki 2020
1.34-30 20-25 2.32-28 2.30-24 19x30 3.35x24 18-22 4.31-26 14-19 5.40-35 19x30 6.35x24 10-14 7.24-20 15x24 8.33- 28 22x33 9.38x20 12-18 10.42-38 7-12 11.36-31 14-19 12.20-15 To jeden z najczęściej rozgrywanych wariantów w tym debiucie klinowym. Pozycja z pozoru wydaje się prosta, ale tak naprawdę w praktyce dochodziło do wielu zaciętych pojedynków. Pamiętajmy, że pozycje z pionem 15/36 zawsze prowadzą do bogatych taktycznie partii
2...25x34 3.39x30 18-23 3...16-21! Ostre i popularne zagranie, wykorzystujące chwilowy brak kamienia 39. Po związaniu czarne mogą spokojnie wstawiać klina. 4.31-26 21- 27! I białe muszą być bardzo uważne, gdyż grozimy dwa za trzy po głównej oraz późniejszym dwa za trzy, jeśli zagramy 11-16. Praktyka pokazuje, że wiele osób, lekceważąc tenże debiut, już na samym starcie traci kamień. 5.30-25 11-16 itd
4.30-25 23x32 5.37x28 12-18 6.41-37 17- 21 Najpierw wyciągnijmy siły... Nie musimy na samym początku rozbiegać się na bandy, 6...7-12 7.37-32 1-7 8.46-41 19-23 9.28x19 14x23
7.37-32 7-12 8.31-26 Oddajemy niepotrzebnie tempa i osłabiamy swoje skrzydło. 8.46- 41 15-20 9.41-37 21-26 10.44-39 11-17 Spokojnie budujemy pozycję
12.32x41? Niektórych ciężko odzwyczaić od bicia do tyłu... Oczywiście, że do przodu! W tym momencie mamy otwartą pozycję i oba kolory próbują przejąć stery w centrum, zatem bicie zupełnie nie w temat. 12.42x31 12...1-7 13.41-37 7-12 14.46-41 19-23 15.28x19 14x23 16.25x14 10x19 Teraz dokładnie widzimy, że białe, oddawszy cztery tempa kilka ruchów wcześniej, stoją pasywniej i ustępują centrum przeciwnikowi.
17.50-44 5-10 18.37-32 10-14 19.41-37 Białe mogły pokusić się o próbę wciągnięcia przeciwnika w klasykę, biorąc pod uwagę, że mają cztery tempa mniej. 19.32-27 12-17 20.42-37 8-12 21.41-36 Zadaniem czarnych będzie oczywiście unikanie pozycji klasycznych i dążenie do silnego centrum
19...16-21! 20.33-29 23x34 21.40x29 12-17
21...14-20 22.44-40 4-10 23.39-33 10-15 Być może był to nieco lepszy plan czarnych. 22.44-40 17-22 23.39-33 21-26 24.32-28 22-27 24...4-10 25.28x17 11x22 Należało wziąć kolejne dwa tempa i umacniać centrum.
25.38-32 27x38 26.43x32 W tym momencie białe zamiast minus cztery są na plus dwa tempa, a zatem dwa ostatnie ruchy czarnych były nieudane
26…8-12 27.42-38 12-17 28.49-44 28.40-34 2-8 29.34-30 18-23 30.29x18 13x22 31.45-40 9-13 32.30-24 19x30 33.35x24 3-9 34.37-31 26x37 35.32x41 8-12 36.38-32 11-16 37.41-37 I można powiedzieć, że to białe są w posiadaniu lekkiej inicjatywy
28...18-22 29.44-39 17-21 30.28x17 21x12 30...11x22 Nie lubię się powtarzać, ale czasem muszę... Oczywiście, że do przodu! Mamy otwartą pozycję, zatem jeśli nic nam nie grozi, to przeciągajmy naszą siłę naprzód.
31.32-28 12-17 32.47-42?
Bardzo nieodpowiedzialne zagranie. Białe mają już lekko osłabione skrzydło, a tym ruchem dają czarnym kolejną szansę na atak. 32.35-30 2-7 33.40-34 17-22 34.28x17 11x22 35.45-40 I pozycja jest zupełnie równa.
32...2-8 33.29-24 Nie jest to najlepszy z możliwych plan białych. Czarne wciąż mają kamień na polu 4, a zatem bez większego problemu będą w stanie pozbyć się białego piona z pola 24. Lepszym planem było powiększanie przewagi temp, jak ukazane poniżej
33.37-31 26x37 34.42x31 8-12 35.35-30 Mimo słabego długiego skrzydła przewaga temp wynosi aż plus osiem, zatem niełatwo byłoby czarnym podjąć równą walkę
33...19x30 34.35x24 13-18 35.39-34 W ten sposób białe stworzyły sobie trzy niegrające piony – 45, 40 oraz 34 – których wyprowadzanie zajmie nieco czasu. 35.40-34 8-13 36.38-32 14-19 37.37-31 26x37 38.42x31 19x30 39.34x25 Tutaj przewaga białych jest już bardzo duża.
35...8-13 36.34-29 17-22 37.28x17 11x22 38.38-32 22-27 39.32x21 26x17 40.37-32 6-11 41.32-28 18-22 41...17-21 42.42-37 21-27 43.28-23 11-16 44.23x12 13-19 45.24x13 9x7 46.48-42 7-12 47.42-38 16-21 48.40-34 14-19 I panowie najpewniej po niedługim czasie zgodziliby się na remis.
42.28-23 11-16 43.40-34 17-21 44.45-40 21-27?? Należało grać: 44…22-27.
45.42-37?? 45.23-19! 14x23 46.29x18 Białe przeoczyły wygrywającą wymianę. 46… 16-21 47.34-29 21-26 48.42-37 I czarne wkrótce będą zmuszone oddać kamień
45...13-18 46.23x12 14-19 47.24x13 9x7 48.29-23 7-12 49.34-29 16-21 50.40-34 21- 26 51.29-24 3-9 Czarne mogły wymusić na przeciwniku szybki remis ukazany poniżej, wolały natomiast zaryzykować i poczekać na jego błąd. 51...26-31 52.37x26 27-32 53.48-42 32-38 54.23-18 38x40 55.18x7
52.23-19? Białe najwyraźniej nie zdają sobie sprawy z powagi sytuacji. 52.34-29! 27-31 53.48-43 31x42 54.33-28 22x33 55.29x47 Widzimy, że mamy już na planszy tylko po cztery kamienie, aczkolwiek na pierwszy rzut oka remisu dla czarnych nie widać...
Co ciekawe, białe w tym momencie się poddały. Po głębszych analizach okazuje się jednakże, iż pozycja jest bardzo bliska remisu. Spójrzmy zatem na najlepszą kontynuację z obu stron.
55…31-37 56.32x41 36x47 57.19-13 9x18 58.48-42 47x38 59.33x42 22-28 60.20-15 18-22 61.29-24 28-33 62.24-19 22-28 63.19-14 12-18 64.14-10 28-32 65.10-5 32- 38 66.42-37 38-43 67.5-14 Końcówka na pewno toczyłaby się jeszcze długo, więc nie odgadniemy, co mogłoby się tu jeszcze wydarzyć. Wiemy jedynie, że wciąż mogło być zaskakująco! Tak czy siak gratulacje dla pana Mikołaja za pokonanie ubiegłorocznego mistrza Polski! 0-2
Jeśli miałeś kontakt z osobą chorą lub zakażoną koronawirusem, to bezzwłocznie powiadom telefonicznie stację sanitarno-epidemiologiczną. Infolinia czynna całą dobę
22 250 01 15
Jeśli masz objawy sugerujące infekcję koronawirusem, skontaktuj się ze swoim lekarzem podstawowej opieki zdrowotnej za ośrednictwem teleporady. Lekarz może zlecić Ci test na obecność koronawirusa
Jeśli Twój stan jest ciężki, nie czekaj. Zadzwoń na numer alarmowy 112 lub 999 i uprzedź, że możesz mieć koronawirusa
Jeśli masz pytania związane z koronawirusem, zadzwoń na infolinię Narodowego Funduszu Zdrowia
800 190 590
Kiedy nie możesz wyjść z domu…
Jeśli masz więcej niż 70 lat i potrzebujesz wsparcia, bo nie wychodzisz z domu dla własnego bezpieczeństwa, zadzwoń: 22 505 11 11. Skontaktuje się z Tobą lokalny ośrodek pomocy społecznej w twoim mieście i zaoferuje pomoc wolontariusza
Jeśli jesteś osobą niepełnosprawną i potrzebujesz pomocy, również skontaktuj się z najbliższym ośrodkiem pomocy społecznej
Pod numerem infolinii 22 267 17 17 osoby potrzebujące pomocy w codziennych sytuacjach (takich jak zrobienie zakupów czy wyprowadzenie psa) mogą skontaktować się z wolontariuszami. Jest to element sieci pomocy sąsiedzkiej powiązanej z aplikacją