Przy „Crossie” trwa od samego początku. Był jednym z inicjatorów powołania naszej organizacji. I od zawsze oddany jednej dyscyplinie sportu – bieganiu. Utytułowany zawodnik, maratończyk, teraz koordynator sekcji biegowej w Stowarzyszeniu. Zawsze służy radą i pomocą młodszym stażem biegaczom. Bezpośredni, inteligentny, z dużym poczuciem humoru, czasem dosadnym. Przez te wszystkie lata Wiesław Miech nazbierał doświadczeń i wspomnień. O wspólnych sportowych przeżyciach – i nie tylko – w rozmowie z Andrzejem Szymańskim.
– Czy pamiętasz nasz wspólny maraton w 1986 roku, z Brześcia (za przedwojennej Polski – Litewskiego) do Białej Podlaskiej? Biegłeś ty, ja, Radek Dramowicz…
– …i jeszcze Gosia Cieśluk, Piotrek Jankowski, Rysiek Sawa.
– Zgadza się. To było miesiąc po katastrofie w Czarnobylu. Na granicznym moście na Bugu sowieccy pogranicznicy odpinali nam z koszulek plakietki z nazwiskiem i zdjęciem. Stali co 10 metrów, by nikt nie przedarł się z ich „raju” do socjalistycznej Polski. A na mecie w Białej Podlaskiej odchodził niebywały handel pomaratoński. My im oferowaliśmy sprzęt elektroniczny, jakieś małe telewizorki japońskie, a oni nam żółty metal, czyli złoto.
– Tak, ale ja nic wtedy nie zarobiłem. Natomiast rok później biegłem tą samą trasą i pobiłem rekord życiowy – 2:38:08. Zająłem szóste miejsce na 240 startujących. Takie płaskie trasy dają spory napęd, osiąga się dobre rezultaty. Chociaż miałem taki „wyczyn” maratoński w Drawskim Młynie, że po piątym kilometrze usiadłem w rowie i rzekłem do siebie: „W d…e mam ten bieg”. Chwała Bogu, nie skończyło się na tym, bo koledzy mnie pogonili do mety. Nie walczyłem do końca o pozycję, ale dobiegłem.
– No dobrze, ale jak to było, że w 1983 roku spotkaliśmy się na stadionie Warszawianki? Ja do was dobiłem. Trenowaliśmy na potwornej żużlowej bieżni. Ale była siłownia i sauna koedukacyjna!
– Wcześniej paru chłopaków niewidomych i słabowidzących ćwiczyło na małym stadionie w pobliżu Agrykoli, na Myśliwieckiej. Pomógł nam Władek Ręczewski, rehabilitant ze spółdzielni niewidomych na Sapieżyńskiej i członek Rady Wojewódzkiej „Startu”. Dzięki niemu użyczono naszej grupce obiektów na Warszawiance. Oczywiście koszty pokrywał „Start”. I nagle zaczęło tam trenować ze trzydziestu młodych ludzi. W stolicy były cztery spółdzielnie niewidomych i stąd taka gromada. A zaczęli jeszcze dojeżdżać na treningi uczniowie ze szkoły w Laskach… Oczywiście, z biegiem czasu ta grupa się zmniejszyła. Jak zacząłeś z nami biegać, to spotykało się na stadionie z dziesięć, dwanaście osób.
– Pamiętasz swój pierwszy maraton?
– Pokonałem go, to był warszawski Maraton Pokoju, w roku 1982, i uzyskałem czas 3 godziny 15 minut.
– A ja dwa lata wcześniej doczłapałem się do mety na Stadionie Dziesięciolecia w 4 godziny 6 minut. Na starcie kilkuset zawodników wznosiło we wrześniu 1980 roku okrzyki: Lech Wałęsa!, „Solidarność”!
– Mój trener i opiekun Władek Ręczewski doradził mi: nie zgłaszaj się jako słabowidzący niepełnosprawny, bo organizatorzy do tej pory nie mieli do czynienia z takimi ludźmi. Oczywiście, już wcześniej startowali wózkowicze, ale jak postępować z niewidomymi lub słabowidzącymi, to oni nie mieli pojęcia! Skromnie mogę rzec, że otworzyłem sędziom oczy!
– A jaką masz wadę wzroku?
– Od urodzenia mam zwyrodnienie siatkówki. Widzę, ale bardzo nieostro, z dwóch metrów nie rozpoznaję twarzy. Kiedyś, w młodości, jeździłem nawet motocyklem. W 1976 wzrok tak mi siadł, że nawet na treningi po lesie czy w terenie muszę obwiązywać kostki bandażem elastycznym, a zimą nakładać obuwie za kostkę, by nie skręcić stawów skokowych.
– Wróćmy na moment do spotkań na Warszawiance. Przez jakiś czas trenowała was pani Janeczka Bręczewska.
– Tak, pracowała w Spółdzielni Inwalidów „Świt”. Ćwiczyła z nami lekkoatletykę trenowała w pchnięciu kulą dwie dziewczyny – Basię Wardak i nieżyjącą już niewidomą Zosię Bekacz. Kiedyś potrzebowała wsparcia specjalisty i tak zabrała ze sobą na trening męża, kulomiota. To był wysoki, dobrze zbudowany chłop. Podobno w tamtych czasach miał wyniki niewiele gorsze od Władka Komara, naszego mistrza olimpijskiego. Przychodził potem na stadion, stawał na rzutni i w garniturze pchał kulę na 16 metrów. Gdyby nałożył dres, to kula spokojnie lądowałaby na 19. metrze.
– No a jak się znalazłeś w kadrze?
– Przez przypadek. W Spółdzielni „Nowa Praca Niewidomych” rehabilitantką była wtedy Mieczysława Franczyk. Była wioślarką i ze swoją osadą zajęła siódme miejsce na olimpiadzie w Montrealu. Potem zrezygnowała z uprawiania sportu. To ona właśnie wskazała mnie Jurkowi Dąbrowskiemu, trenerowi kadry narodowej niepełnosprawnych na mistrzostwa lekkoatletyczne na Węgrzech. To był przypadek. Miał jechać Heniek Groszkowski, ale zgubił paszport. A ja go miałem. I w 1979 roku wygrałem u Madziarów dwa biegi – na 1500 i 5000 m. I zostałem zaklepany do kadry.
– Podobno miejsca długo tam nie zagrzałeś?
– Tak, to przez moją niewyparzoną gębę na następne starty już mnie nie zabierali. Na obozach sportowych narzekałem, a to na posiłki (na śniadanie salceson albo ryby w oleju z puszki), a to na warunki, w jakich ćwiczyliśmy, czy brak odnowy biologicznej. I wtedy Maciej Skupniewski z Rady Głównej „Startu” doradził mi: „Na odprawie z zawodnikami nie wyrywaj się przed szereg, niech inni krytykują organizatorów, a nie Miech!”.
– To chwila przerwy od tej kadry. W latach 80. i 90. zaliczałeś mordercze biegi 24-godzinne.
– Tak było. Do Poznania pojechałeś nawet ze mną jako reporter „Pochodni”. I nie zapomnę, jak po północy do szatni przyniosłeś mi w termosie kawę. Ja mówię: „Nie wiem, czy wytrzymam do końca”. A ty do mnie: „Nie gadaj głupstw. Zostało ci niewiele, jeszcze tylko 12 godzin, i chcesz się wycofać?!”. Dobiegłem do mety. Pokonałem 158 kilometrów. Odprowadziłeś mnie na dworzec i poprosiłeś jakieś młode dziewczę, by mnie obudziło przed Warszawą Centralną. A ja ze zmęczenia nie mogłem kompletnie zasnąć! W domu otworzyłem oczy po 16 godzinach. Kolejny 24-godzinny maraton zaliczyłem w Zamościu. Ale w Krakowie musiałem zejść z trasy po 36. kilometrze, bo nabawiłem się zapalenia okostnej.
– To ile masz w nogach tych królewskich dystansów? Które z nich były najcięższe?
– Myślę, że ponad sto, czyli jak by nie liczyć – 4200 kilometrów. A najtrudniejsze? Myślę, że na paraolimpiadzie w Seulu w 1988 roku. Rok wcześniej w Moskwie na mistrzostwach Europy zdobyłem srebro w czasie 2 godziny 48 minut. W Korei ostatnie 17 kilometrów biegłem o samej wodzie, a to osłabia organizm. Mój bidon z odżywkami i solami mineralnymi gdzieś zaginął. Wbiegłem na stadion z czasem 2 godziny 42 minuty i zająłem trzecie miejsce. Na mej piersi zawisł brązowy medal!!! Po roku, na mistrzostwach świata niewidomych, zająłem czwarte miejsce z czasem 2 godziny 48 minut. W połowie dystansu zeszło ze mnie powietrze i przez ostatnie trzy kilometry towarzyszył mi trener Andrzej Dąbrowski.
Ciężki był bieg w Los Angeles w marcu 1990 roku. Zaprosiła nas tam organizacja Achilles Truck Club, a sponsorem był dealer Mercedesa na dystrykt Los Angeles. Do Ameryki poleciało ze mną jeszcze dwóch niepełnosprawnych, jeden o kulach – Szczeblewski, nazwiska drugiego gościa nie pamiętam. Trasa była potworna: góra, dół, góra, dół, ze znacznymi przewyższeniami… Dopiero półtora kilometra przed metą był łagodny zbieg. Dla mnie to był trudny start, bo nie miałem wcześniej wybieganych kilometrów.
– W twoim życiorysie jest dwuletni pobyt w Stanach Zjednoczonych…
– Nie będę rozprawiał, jak tam wylądowałem. Po biegach w Toronto, Chicago i Nowym Jorku zaproponowano mi pracę jako rehabilitant. Startowałem w biegach masowych, trenowałem w Central Parku. I tak ten czas zleciał.
– Podobno w historycznym bostońskim maratonie biegłeś w pożyczonych majtkach i koszulce?
– To prawda. Na lotnisku zaginęła moja walizka. Poratował mnie Heniek Groszkowski. Osiągnąłem tam przyzwoity czas – 2 godziny 42 minuty – i to był w maratonie bostońskim rekord wśród niewidomych biegaczy, który przetrwał 14 lat. Dopiero w 2005 roku japoński zawodnik pobił go w 2 godziny 36 minut. Nie zapomnę też biegu nowojorskiego. Trzydzieści tysięcy ludzi zmierzało do mety. Od czwartej rano do dziewiątej kiblowałem w baraczku w oczekiwaniu na start. A 1 listopada temperatura nie jest najwyższa!
– Jak regenerujesz organizm po tak morderczym wysiłku?
– Przygotowując się do imprez, przez sześć najlepszych lat swojej kariery jesienią i zimą biegałem miesięcznie po 480 km, a latem do 300 km. Przez sezon zbierało się około 5 tysięcy kilometrów. Po maratońskim wysiłku trzeba z tydzień odpuścić. Pospacerować, potruchtać na miękkim podłożu, pochodzić do sauny i dietetycznie się odżywiać, najlepiej jeść dużo owoców.
– Z kim ze swych słabowidzących kolegów rywalizowałeś?
– Na początku z samym sobą. Potem przyszedł taki moment, że gonili mnie Tomek Chmurzyński, potem Waldek Kikolski – już niestety świętej pamięci – on był mistrzem i w maratonie osiągał niedostępne dla mnie czasy. Dzisiaj doskonały jest słabowidzący Patryk Łukaszewski z Gniezna. Ten chłopak dwa lata temu pobiegł Orlen Warsaw Marathon w 2 godziny 28 minut. Teraz pracuje w Holandii.
– Miałeś szacunek wśród kolegów z Warszawianki, widziałem to.
– Pomagałem chłopakom niewidomym – Grzesiowi Powałce, Józiowi Krawcewiczowi, obaj już niestety po drugiej stronie. Ja robiłem na tej paskudnej żużlowej bieżni 30 kółek, a oni za mną. Przebiegli jedno czy dwa, a potem odczekali na murawie – i znowu za Miechem… Mówili, że „zawsze lokomotywa leci pierwsza”. Bo faktycznie byłem bardziej wytrzymały niż szybki. Badania wykazały, że mam przerost lewej komory serca, a to oznacza sporą wydolność.
– Trenujesz jeszcze?
– Teraz mało, bo czeka mnie endoproteza stawu biodrowego. Trenuję na rowerze stacjonarnym. W trzy miesiące wykręciłem ponad tysiąc kilometrów.
– A coś o sobie. Skąd pochodzisz?
– Urodziłem się w Koszalinie w 1954 roku. Ojciec był wojskowym i po kilku latach przeniesiono go do Warszawy. Mam starszego o pięć lat brata. Był zawodowym muzykiem. Teraz mieszka w sporej chałupie w Słupsku i prowadzi antykwariat. Ja sam mam dwóch synów, 43-latka i 15-latka, i jestem dziadkiem 12-letniej wnusi.
– Powiedz mi, Wiesław, na koniec tej rozmowy: ponad 45 lat uprawiasz tę dyscyplinę lekkoatletyki, jakie masz refleksje o życiu, o sporcie?
– Nie najważniejsze są nagrody i odznaczenia: Srebrny i Brązowy Krzyż Zasługi, czy ta z syrenką – Odznaka honorowa „Za zasługi dla Warszawy”… Ale cenię ten brąz z paraolimpiady w Seulu. Nie żałuję czasu, który poświęciłem treningom i startom w zawodach. Dzięki temu zwiedziłem sporo zakątków świata, poczynając od Alaski, Chin, Korei, Stanów. Na stadionie w Seulu oklaskiwało mnie 120 tysięcy ludzi. Podczas nowojorskiego maratonu na trasie stały dwa miliony kibiców. Tego się nie zapomina!
– Dziękuję za rozmowę. Życzę zdrowia i pogodnego truchtania.
Bieg, jazda rowerem na trenażerze i znowu bieg. W ten sposób działacze „Łuczniczki” Bydgoszcz znaleźli sposób na przechytrzenie koronawirusa. Nie można było zorganizować klasycznego triathlonu – wpadli na pomysł duathlonu
W lipcu 2020 roku w centrum Bydgoszczy miały się odbyć tradycyjne zawody triathlonowe. W ich ramach start planowali również sportowcy niewidomi i słabowidzący, aby walczyć o mistrzostwo Polski w tej dyscyplinie. Z powodu rozwijającej się pandemii impreza nie doszła do skutku, ale działacze bydgoskiego klubu zamiast tradycyjnego triathlonu zorganizowali na zakończenie roku duathlon. Miejscem rywalizacji był bydgoski hotel Akor i lasek wokół niego. Zawody odbyły się w terminie 4-7.12.2020 roku w ramach projektu „Z ciemności na sportowy Olimp”, a środki na ich organizację przekazał Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.
To był pomysł Krzysztofa Badowskiego, dyrektora „Łuczniczki” Bydgoszcz i wiceprezesa Stowarzyszenia „Cross”, oraz Tomasza Chmurzyńskiego z „Oculusa” Bydgoszcz. W organizacji pomagała, jak zawsze, Georgina Myler – wiceprezes „Łuczniczki”.
– W porozumieniu z PFRON-em zmieniliśmy zasady na duathlon. Zawody okazały się bardzo bezpieczne dla niewidomych, co daje nam przepustkę do tego, aby weszły na stałe do kalendarza imprez sportowych dla osób niewidomych i słabowidzących. W takiej formule pilot asystent tylko w minimalnym stopniu pomaga zawodnikowi. Nie ma handicapu w takim sensie, że na rowerze wstawionym w trenażer siedzi pilot lepszy od innego pilota i dlatego to jego zawodnik wygrywa – mówi Krzysztof Badowski.
Impreza była bardzo udana, uczestnicy zadowoleni, że dostali kolejną szansę rywalizacji, spodobała im się taka formuła.
– My, jako organizatorzy, będziemy się starać, aby w przyszłości te zawody uzyskały w „Crossie” rangę mistrzostw Polski w nowej odmianie triathlonu. Wystarczy dołożyć jeszcze ergometr wioślarski i mamy fajną, urozmaiconą i bezpieczną rywalizację – dodaje Krzysztof Badowski.
W zawodach duathlonowych startowało 10 par (zawodnik i przewodnik), które rywalizowały w kategoriach kobiety open i mężczyźni open.
– Co roku w ramach Enea Bydgoszcz Triathlonu organizowaliśmy mistrzostwa Polski w triathlonie dla niewidomych i słabowidzących. Tym razem też je planowaliśmy, ale z wiadomych powodów nie udało się – mówi Tomasz Chmurzyński. – Jednak żeby tę grupę sportowców zaktywizować, żeby wiedzieli, że o nich cały czas myślimy, podjęliśmy decyzję, że zrobimy zamiennie zawody duathlonowe: bieg, jazda rowerem, bieg – bez pływania. Dostaliśmy zgodę. Było troszkę obostrzeń, nie mogliśmy zrobić klasycznego wyścigu rowerowego, więc wykorzystaliśmy trenażery. Ustaliliśmy, że przewodnik nie siada na rower, bo nie ma takiej potrzeby, skoro nie ma ryzyka wypadku. Niech zawodnik pokaże, na co samemu go stać. Nie określiliśmy dystansu do przejechania, tylko czas na wykonanie pracy na rowerze. Jeden zawodnik jedzie szybciej, drugi wolniej. Kilometr biegu, 10 minut rowerem i znowu kilometr biegu.
Tomasz Chmurzyński opowiada też, jak to może wyglądać w przyszłości.
– Myślimy nad połączeniem trzech dyscyplin. Do biegu i jazdy rowerem doszedłby jeszcze ergometr wioślarski. W wypadku ograniczeń taki trójbój sportowy jest łatwy i bezpieczny do przeprowadzenia. Nam wystarczy wahadło 500 metrów do biegu oraz miejsce do postawienia trzech trenażerów i trzech ergometrów.
Zawody w duathlonie były ostatnimi, jakie w 2020 roku zorganizowała „Łuczniczka” Bydgoszcz.
– Ten rok był inny niż poprzednie. Jasne jest, że dezorganizacja i reorganizacja kalendarza nie wynikały z naszej winy. Bardzo się gimnastykowaliśmy, żeby wszystko zagrało, niektóre imprezy przygotowaliśmy z marszu, w tydzień. Były miesiące, kiedy z powodu koronawirusa nic się nie działo. Dlatego, żeby się wyrobić, musieliśmy skumulować spotkania w krótszym czasie. A były to zawody ligowe, a także rangi mistrzostw Polski – podsumowuje dyrektor Badowski. I wylicza: – „Łuczniczka” w 2020 roku zorganizowała 19 ogólnopolskich imprez sportowych, na co składa się siedem osobnych turniejów w Polskiej Lidze Showdown, zawody w szachach, warcabach, szybkim showdownie, nordic walkingu, bowlingu i duathlonie, a ponadto mistrzostwa Polski w: biegu na 10 km, nordic walkingu, w showdownie (indywidualne i drużynowe) oraz obóz i zawody biegowe w Szklarskiej Porębie. Jak na te koronawirusowe czasy to chyba nieźle, co?
Zwycięzcy duathlonu 2020 4-7.12.2020 r., Bydgoszcz
Ostatnie w 2020 roku zawody kręglarskie organizowane przez Stowarzyszenie „Cross” przyniosły pasjonatom bowlingu fascynujące widowisko. Po raz pierwszy w wieloletniej historii rozgrywek mogliśmy być świadkami osiągnięcia rekordowego wyniku 299 punktów na jednym torze. A mało brakowało, by z powodu pandemii zawody się nie odbyły.
Turniej, zaplanowany przez klub „Hetman” Lublin na początek listopada w Rzeszowie, odbył się faktycznie dopiero pod koniec grudnia. To opóźnienie przyniosło jednak duży plus – inne miejsce rozgrywek. Po ośmiu latach wróciły one do rodzimego Lublina, a tu rywalizacja toczyła się na 8-torowej kręgielni Masters. Koordynatorem imprezy, po raz drugi, był Lucjan Fiuta. Wystartowało 55 zawodników z 18 klubów zrzeszonych w Stowarzyszeniu. Było wśród nich kilku zupełnie nowych graczy, spośród których jeden zajął nawet miejsce medalowe.
Wśród kobiet grających przy barierkach zwyciężyła reprezentantka „Łuczniczki” Bydgoszcz Karolina Rzepa, która z wynikiem 664 p. odskoczyła rywalkom. Obok niej do dekoracji stanęła Barbara Szypuła z „KoMaru” Piekary Śląskie (479 p.) i Alicja Bury z „Syrenki” Warszawa (457 p.). Z kolei w kategorii B1 mężczyzn oba najwyższe stopnie podium zajęli bowlingowcy z „Hetmana” Lublin. Gospodarzy reprezentowali tu Zdzisław Koziej (875 p.) oraz Krzysztof Tarkowski (520 p.). Trzecie miejsce należało do Piotra Ossowskiego. Nowy członek „Pionka” Włocławek po raz pierwszy uczestniczył w turnieju, po raz pierwszy przekroczył poziom 500 p. i po raz pierwszy w życiu wygrał puchar. Debiutantów na tych zawodach było jeszcze kilku. Miejmy nadzieję, że będą oni kontynuować swoją sportową karierę nie tylko na torach bowlingowych.
W kategorii B2 kobiet zwycięstwo odniosła Jadwiga Rogacka z Włocławka (1007 p.), druga była Mirosława Malcherek z Bydgoszczy (805 p.). Niespodziankę sprawiła natomiast trzecia zawodniczka na podium – Renata Socha z „Warmii i Mazur” Olsztyn, która zagrała 780 p. Był to, po Opolu, dopiero drugi jej start turniejowy i – jak sama podkreśla – poprawiła w Lublinie swój rekord życiowy z jednego toru ze 146 na 186 p. Oby tak dalej! Z olsztyńskiego klubu przyjechali także dwaj niezawodni panowie z kategorii B2: Mieczysław Kontrymowicz (1084 p.), który był jednocześnie instruktorem i asystentem Renaty, oraz Stanisław Stopierzyński (1038 p.). Dwie pierwsze lokaty należały oczywiście do nich, zaś trzecia do Mirosława Jemielniaka z „Ikara” Lublin. Wynik Mirka (957 p.) to także jego nowa życiówka. Przepięknie zakończył sezon startowy Krzysztof Paszyna (B3). Wynikiem 1057 p. również i on pobił swój dotychczasowy rekord. Marian Gręzak z „Syrenki” Warszawa (1026 p.) też był blisko swojego najwyższego rezultatu. Powyżej 1000 p. w kategorii B3 zagrał jeszcze Ireneusz Stankiewicz ze „Zrywu” Słupsk.
Na deser została do opisania najwyższa tegoroczna gra z jednego toru. Wyczyn Doroty Kurek („Ikar” Lublin) pewnie długo nie zostanie powtórzony. Byłam na wszystkich zagranicznych wyjazdach naszej reprezentacji bowlingowej, gdzie przecież walczą najlepsi z najlepszych, i nikt nigdy nie zagrał perfect game. Tak nazywa się najwyższy wynik w bowlingu w jednej grze, czyli 300 punktów. Uzyskuje się go, rzucając 12 strike’ów z rzędu. Byłam natomiast trzykrotnie świadkiem 11 strike’ów z rzędu plus 9 zbitych kręgli w ostatniej ramce. Daje to w sumie 299 punktów. Pierwszy raz widziałam taką grę w wykonaniu Masatoshi Kiyosugi z Japonii (B3) na otwartych mistrzostwach Europy w Pradze w 2013 roku. Następnym razem doczekałam się wyniku bliskiego perfect game dopiero w Fukuoce, na mistrzostwach świata. Było to w 2017 roku, a autorką tego wyczynu była Koreanka z kategorii B2. Nareszcie również w Polsce możemy pochwalić się prawie idealną grą! Dorocie zabrakło 1 punktu do perfect game. Jej dotychczasowy rekord wynosił 246 p., a ustanowiła go podczas mistrzostw świata w Łodzi w 2016 roku. Zagrała wtedy 7 strike’ów z rzędu. Na lubelskim turnieju przedstawicielka B3 odniosła jeszcze jeden sukces. Jej wynik 1134 p. to jednocześnie najwyższy rezultat wśród wszystkich uczestników. Dorota Kurek sięgnęła więc zasłużenie po puchar zwycięstwa. Gratulacje i podziękowania za wspaniały sportowy spektakl! Drugą lokatę wśród kobiet w kategorii B3 uzyskała Elżbieta Malinowska z „Hetmana” Lublin (848 p.). Zofia Sarnacka z „Warmii i Mazur” zdobyła 825 p., co równało się z trzecią lokatą.
Nikt nie spodziewał się końcówki sezonu bowlingowego z takimi fajerwerkami. Niech wyczyn Doroty będzie zatem zachętą i nadzieją dla wszystkich grających.
Ubiegłoroczny turniej organizowany przez „Hetmana” odbywał się w Rzeszowie. Pisałam wówczas, iż „czekamy z nadzieją, że być może następne zawody crossowscy bowlingowcy będą mogli rozegrać w samym Lublinie”. Marzenie się spełniło, więc teraz mam kolejne. Życzmy sobie, by w 2021 roku wszystkie zaplanowane spotkania bowlingowe mogły się odbyć bez problemów i by każdy z nas mógł pochwalić się nowym rekordem życiowym.
Impreza mogła się odbyć dzięki dofinansowaniu z Ministerstwa Sportu.
Jadwiga Rogacka
Ogólnopolski turniej niewidomych i słabowidzących w bowlingu 17-20.12.2020 r., Lublin
Tabela wyników - kobiety
Kobiety
Kategoria B1
1.
Karolina Rzepa — „Łuczniczka” Bydgoszcz
664 p.
2.
Barbara Szypuła — „KoMar” Piekary Śląskie
479 p.
3.
Alicja Bury — „Syrenka” Warszawa
457 p.
Kategoria B2
1.
Jadwiga Rogacka — „Pionek” Włocławek
1007 p.
2.
Mirosława Malcherek — „Łuczniczka” Bydgoszcz
805 p.
3.
Renata Socha — „Warmia i Mazury” Olsztyn
780 p.
Kategoria B3
1.
Dorota Kurek — „Ikar” Lublin
1134 p.
2.
Elżbieta Malinowska — „Hetman” Lublin
848 p.
3.
Zofia Sarnacka — „Warmia i Mazury” Olsztyn
825 p.
Tabela wyników - mężczyźni
Mężczyźni
Kategoria B1
1.
Zdzisław Koziej — „Hetman” Lublin
875 p.
2.
Krzysztof Tarkowski — „Hetman” Lublin
520 p.
3.
Piotr Ossowski — „Pionek” Włocławek
505 p.
Kategoria B2
1.
Mieczysław Kontrymowicz — „Warmia i Mazury” Olsztyn
1084 p.
2.
Stanisław Stopierzyński — „Warmia i Mazury” OIsztyn
Przez lata pod koniec listopada do Częstochowy ściągały tłumy bowlingowców na coroczny turniej andrzejkowy. Tym razem miał się on odbyć już po raz dwudziesty. Byłoby wyjątkowo, wesoło i hucznie, gdyby nie to, że poprzedni rok był inny od wszystkich i z niczyimi planami się nie liczył.
Z dwutygodniowym poślizgiem w połowie grudnia do Częstochowy przyjechało niespełna 50 zawodników i zawodniczek z 17 klubów. Jubileuszowy 20. turniej bowlingowy przebiegał niestety w rzeczywistości, jakiej rok wcześniej nikt nawet w andrzejki nie wróżył. N a kręgielni należało zachowywać między sobą dystans, a w hotelu jeść posiłki w pokojach. Jednak zawodnikom nie przysłoniło to celu przyjazdu. To tutaj, w Częstochowie, miał początek sport, który uprawiają obecnie setki niewidomych i słabowidzących osób. Ale teraz, na uroczystym zakończeniu turnieju, było niewielu spośród tych, którzy pamiętają tamte lata. Gdy podczas ceremonii zakończenia imprezy jej koordynatorka Jolanta Maźniak kroiła okolicznościowy tort, przyznała z żalem, że nie takie były założenia obchodów 20. jubileuszu turnieju. Cieszyła się natomiast, że mimo wszystko udało się spotkać.
Koronawirus zaprzepaścił plany organizatorów na huczną zabawę. Pozostała walka o punkty. Udało się za to szczęśliwie rozegrać przed głównym turniejem memoriał Edyty Siwek i Jerzego Więckowskiego – ciągle żyjących w pamięci zawodników klubu „Jutrzenka” Częstochowa.
Specyficzna siedmiotorowa sznurkowa kręgielnia w Częstochowie nie wszystkim graczom trafia w gust. Część osób z czołówki bowlingowej świadomie omija ten turniej, niektórzy ze strachu o gorsze rezultaty, a inni z obawy o swoje kule. Jednak podczas turnieju trzem zawodnikom udało się osiągnąć wyniki powyżej 1000 p. W kategorii B2 mężczyzn 1019 p. zdobył Stanisław Stopierzyński z klubu „Warmia i Mazury” Olsztyn. W kategorii B3 mężczyzn próg 1000 p. przekroczyli Władysław Szymański z „Omegi” Łódź (1039 p., w tym jedna z gier na poziomie 203 p.) i Marian Gręzak z „Syrenki” Warszawa (1024 p.). Wśród pań całkiem niezły wynik (971 p.) uzyskała reprezentantka Olsztyna Zofia Sarnacka, a w kategorii B2 zwycięstwem cieszyła się Jolanta Lewandowska z „Pionka” Włocławek, uzyskując 788 p. W kategorii B1 pań triumfowała Barbara Szypuła z Piekar Śląskich, a wśród panów wygrał Grzegorz Lisiński reprezentujący klub z Włocławka.
Podsumowaniem tego turnieju mogą być słowa jednego z uczestników, który powiedział mniej więcej tak: „Nieważne, jakie uzyskaliśmy wyniki, ważne, że udało się spotkać i wspólnie porzucać do kręgli”. Miejmy nadzieję, że w tym roku będzie można nadrobić stracone chwile częstochowskiego jubileuszu.
PUCHACZ
XX Ogólnopolski Turniej Niewidomych i Słabowidzących w Bowlingu 10-13.12.2020 r., Częstochowa
Tabela wyników - kobiety
Kobiety
Kategoria B1
1.
Barbara Szypuła — „KoMar” Piekary Śląskie
502 p.
2.
Alicja Bury — „Syrenka” Warszawa
453 p.
3.
Zdzisława Siejca — „Jutrzenka” Częstochowa
420 p.
Kategoria B2
1.
Jolanta Lewandowska — „Pionek” Włocławek
788 p.
2.
Ewa Szlachtowska — „Pogórze” Tarnów
727 p.
3.
Danuta Odulińska — „Morena” Iława
724 p.
Kategoria B3
1.
Zofia Sarnacka — „Warmia i Mazury” Olsztyn
971 p.
2.
Łucja Grochowska-Pilzek — „Jutrzenka” Częstochowa
856 p.
3.
Elżbieta Koryciorz — „KoMar” Piekary Śląskie
700 p.
Tabela wyników - mężczyźni
Mężczyźni
Kategoria B1
1.
Grzegorz Lisiński — „Pionek” Włocławek
568 p.
2.
Franciszek Kała ⨳ „Jutrzenka” Częstochowa
527 p.
3.
Tadeusz Kolbusz — „Cross Opole”
499 p.
Kategoria B2
1.
Stanisław Stopierzyński — „Warmia i Mazury” Olsztyn
W pięknej jesiennej scenerii w malowniczych górskich Dusznikach-Zdroju odbyły się V Mistrzostwa Polski Całkowicie Niewidomych w Warcabach Stupolowych. Pomimo trudnego czasu przybyło 12 zawodników całkowicie niewidomych z klubów Stowarzyszenia „Cross” z różnych zakątków Polski.
Mistrzostwa odbyły się w terminie 17-25.10.2020 roku. Ich organizatorem było Stowarzyszenie „Cross”, przy wsparciu finansowym PFRON. Przygotowanie i przeprowadzenie imprezy powierzono Grażynie Wydrych. Uczestnicy mieszkali w pensjonacie Willa Scandia. Nad prawidłowym przebiegiem rozgrywek czuwali sędzia główny Robert Sobczyk oraz sędzia rundowy Jan Chrząszcz. Mistrzostwa rozegrano na dystansie 9 rund systemem szwajcarskim, z tempem gry 120 minut na zawodnika. Wśród 12 grających osób, reprezentantów siedmiu crossowskich klubów, były dwie kobiety. W trakcie trwania zmagań panowała wymagana regulaminem cisza, wszyscy ich uczestnicy prowadzili obowiązkowy zapis partii z pomocą asystentów bądź na dyktafonach. Zawody przebiegły sprawnie. Niewidomi warcabiści grali z zaangażowaniem, a walka o zwycięstwo w końcowej klasyfikacji trwała do ostatnich minut. Nie obyło się bez niespodzianek, często wyżej sklasyfikowani uczestnicy zmagań przegrywali z teoretycznie słabszymi.
Triumfatorką tegorocznych mistrzostw została Barbara Kacprzak z „Syrenki” Warszawa, która zdobyła 16 z 18 możliwych punktów, a przegrała jedynie z Janem Hetnarem. Drugie miejsce przypadło w udziale Wojciechowi Woźniakowi z „Jutrzenki” Częstochowa. Przy dorobku 15 p. przegrał on jedynie ze zwyciężczynią i raz wywalczył remis. Na trzecim miejscu zameldował się Jan Hetnar z klubu „Podkarpacie” Przemyśl, który zebrał 14 p. (raz przegrał i dwukrotnie zremisował). Czwarte miejsce, z 13 p., przypadło w udziale Dominikowi Kasperczykowi („Atut” Nysa). Piąta lokata i o punkt mniej to dorobek Elżbiety Jagieły („Podkarpacie” Przemyśl). Zawodnicy od szóstego miejsca w dół osiągnęli już dużo gorsze rezultaty. Między piątym a szóstym miejscem różnica wynosiła aż cztery duże punkty. Szóstą lokatę wywalczył Wacław Grzegorczyk („Sudety” Kłodzko), który zdobył 8 dużych punktów i 63 małe. Tuż za nim (o jeden mały punkt mniej) uplasował się Tomasz Lech z „Crossu Opole”. Po siedem dużych oczek wywalczyli dwaj następni zawodnicy: Ryszard Kożuch („Razem” Poznań) i Aleksander Ziętara („Syrenka” Warszawa). Zawodnik poznańskiego klubu uzyskał o jeden mały punkt wartościowania więcej (64) i tym samym wyprzedził rywala z „Syrenki”. Dziesiątkę uzupełnił reprezentant „Sudetów” Kłodzko Józef Grochowski (5 p.). Na jedenastej pozycji zameldował się debiutujący na tych mistrzostwach Przemysław Purgal z „Jutrzenki” Częstochowa, który dwie partie zakończył remisem i w końcowym efekcie zgromadził 2 p. Dwunaste miejsce i 1 p. wywalczył Kazimierz Kopeć („Sudety” Kłodzko).
Oceniając zmagania z perspektywy obserwatora, trzeba przyznać, że nie było tu przegranych. Zawodnicy ci – biorąc pod uwagę stan wzroku – mają o wiele trudniejsze zadanie do wykonania. Każdy z nich może zmienić układ tabeli w przyszłości, bo każdy ma w sobie niespożytą energię i głód gry w warcaby. Ten sport ich cieszy, daje satysfakcję oraz pomaga w codziennym życiu. Nawet porażka w partii to wygrana wiedza i nowe umiejętności. Rozegrano łącznie 54 fascynujące, pełne emocji i wspaniałych kombinacji partie, które cechował wysoki poziom oraz dobre, sportowe zachowanie. Kilku uczestników podniosło swój ranking PZWarc, natomiast Elżbieta Jagieła uzyskała normę na II kategorię warcabową.
Podczas uroczystego zakończenia mistrzostw trójce zwycięzców wręczono puchary, medale oraz nagrody rzeczowe, a także dwuosobowe vouchery na pobyt weekendowy w Willi Scandia, ufundowane przez właścicieli hotelu. Medalami uhonorowano również asystentów. Wszyscy uczestnicy otrzymali upominki sfinansowane przez firmę Tauron. Koordynator mistrzostw Grażyna Wydrych podziękowała zawodnikom i ich asystentom za emocje, jakich dostarczali każdego dnia w czasie rund, za wspaniałą atmosferę podczas zmagań. Podziękowała także obsłudze sędziowskiej za pracę, a Józefowi Plichcie, prezesowi klubu „Sudety” Kłodzko, za ogromną pomoc i wsparcie przy organizacji. Serdeczne podziękowania popłynęły również do właścicieli Willi Scandia i jej pracowników za wspaniałe warunki pobytu, pyszne jedzenie, pomoc i fachowość w obsłudze, a także serdeczną atmosferę.
Mistrzostwa były bardzo udane. Słowa uznania dla Grażyny Wydrych za wzorową organizację wydarzenia. Koordynator sprostała potrzebom w tak trudnym czasie. Dobre relacje pomiędzy wszystkimi sprawiły, że uczestnicy chodzili uśmiechnięci i zadowoleni. Dodać także należy, że dopisała pogoda. Można było wyjść na spacer, korzystać z uroków Dusznik oraz wypoczywać na ławeczkach w parku zdrojowym nieopodal Willi Scandia.
Wszystkim zawodnikom serdecznie gratulujemy i życzymy dalszych sukcesów w grze w warcaby. Czekamy z niecierpliwością na następne zawody, by znów spotkać się przy stolikach, zagrać, porozmawiać i powspominać.
Po raz pierwszy w Polskiej Lidze Showdown rywalizowano w 2017 roku. Powołał ją do życia Łukasz Skąpski, obecny prezes „Łuczniczki” Bydgoszcz, a do 31 grudnia 2020 roku trener kadry Polski. Pod koniec listopada w Bydgoszczy odbył się ostatni turniej czwartej edycji.
– Z każdym rokiem liga ewoluowała, dodawaliśmy pewne elementy, poprawialiśmy takie rzeczy, jak system gier, sposoby komunikacji na turnieju. Pojawiało się coraz więcej elektroniki. Mamy własną grupę na komunikatorze i tam idą wszystkie informacje. Każdy z zawodników jest na bieżąco i w kontakcie z organizatorami turniejów – mówi Łukasz Skąpski.
Debel na życzenie
W 2020 roku po raz pierwszy odbył się turniej deblowy, po pierwsze dla urozmaicenia, po drugie w odpowiedzi na oczekiwania zawodników.
– Tak im się ta formuła spodobała na mistrzostwach Polski, że zażyczyli sobie debla na lidze. Zrobiliśmy eksperyment. Pary dla żartu losowaliśmy, nie biorąc w ogóle pod uwagę rankingu ani innych sportowych kryteriów. Przy stole po każdej ze stron grało po dwóch zawodników i największy rywal był czasem partnerem z debla (śmiech). Gra jest tak szybka, że jeden sędzia nie jest w stanie tego ogarnąć. Wcześniej grę w parach testowaliśmy na obozie w Krynicy. Fajnie to zadziałało i w nowym roku planujemy wprowadzić debla do ligi na stałe – mówi trener.
Zestaw ligowy to tradycyjnie turnieje indywidualne i drużynowe.
– W drużynówce nawet ekipa składająca się z przeciętnych zawodników jest w stanie pokonać team, w którym znajduje się jakiś wybitny gracz, bo składową sukcesu jest wspólna moc zawodników. Indywidualna rywalizacja okazała się dobrym poligonem. Ze względu na ten covidowy rok to była jedyna szansa na rozegranie się, posmakowanie atmosfery turniejowej – wyjaśnia twórca PLS.
Czym dla rozwoju dyscypliny w kraju jest liga showdowna?
– To taki papierek lakmusowy poziomu gry. Dla mnie w tym roku celem było to, aby zawodnicy, kadrowicze nie zanotowali spadku formy. I udało się to osiągnąć. Rok 2020 był bardzo trudny. Nie było wyjazdów na turnieje zagraniczne, nikt nie przywoził z zagranicy świeżych zagrywek, nie było tych gór, na które można się wspinać. A ta liga pozwoliła zawodnikom pograć i nie wyjść z technicznej wprawy – podsumowuje Łukasz Skąpski.
Dla sportu i dla zabawy
W minionym roku w Polskiej Lidze Showdown zawodnicy z całej Polski rywalizowali w turniejach indywidualnych, drużynowych, a także deblowych.
– Wystartowało siedem zespołów, przeprowadziliśmy też siedem turniejów – mówi Szymon Borkowski z „Łuczniczki” Bydgoszcz, klubu, który organizował rozgrywki. – Najlepiej wypadli reprezentanci Wrocławia, Przemyśla, Lublina i Bydgoszczy. Od jakiegoś czasu coraz lepiej na naszym podwórku showdownowym poczyna sobie „DoSAN” Wałbrzych. Jest też SMP Chorzów, klub stworzony przez amatorów dla amatorów, i fajnie im idzie. Cieszą się grą, rywalizacją, bawią się tym sportem. Wyniki przyjdą same, wcześniej czy później.
Szymon Borkowski był sędzią głównym mistrzostw Polski w Kutnie.
– Rywalizację na tamtym turnieju oceniam bardzo pozytywnie. Jeśli chodzi o poziom polskiego showdowna, to poszedł w górę, to widać. Cieszy fakt, że zawodnicy się zmieniają, nie ma stagnacji. To nie jest tak, że cały czas jest tylko ta sama dziesiątka zawodniczek czy zawodników, którzy rozgrywają mistrzostwa czy ligę między sobą. Oczywiście, w wypadku liderów wśród pań czy panów zmian nie było i pewnie długo nie będzie (śmiech), bo Ela Mielczarek i Adrian Słoninka obronili tytuły, ale fajnie, że tuż za nimi jest duża rotacja. Pojawili się nowi zawodnicy, a ci, którzy są od jakiegoś czasu, swój poziom też podnieśli i pukają do drzwi kadry.
Liga okiem zawodników
Elżbieta Mielczarek to mistrzyni świata, indywidualnie i w drużynie, oraz wielokrotna mistrzyni Polski. Na co dzień reprezentuje „Sprint” Wrocław. Przyznaje, że...
– Polska Liga Showdown jest ciekawsza od mistrzostw Polski, jest więcej turniejów i więcej możliwości spotkania się z rywalkami, mamy też debla. Na mistrzostwach Europy czy świata też mamy drużynówkę, więc im więcej jest okazji do gry, tym lepiej dla utrzymania formy. Przez koronawirusa mieliśmy ograniczone możliwości trenowania, dlatego cieszyliśmy się na każdy turniej ligowy.
Przemysław Knaź, 29-letni zawodnik przemyskiego klubu „Podkarpacie”, showdown uprawia od 2014 roku. Wcześniej, jeszcze w gimnazjum, trenował piłkę halową dla osób słabowidzących. Obie aktywności sportowe w jego wypadku dzieliło prawie dziesięć lat.
– Gdy zaczynałem z showdownem, wiele rzeczy mnie dziwiło, ale z czasem przyzwyczaiłem się do nich. Szybko opanowałem zasady gry – mówi zawodnik.
Jego największym indywidualnym sukcesem jest trzecie miejsce na mistrzostwach Polski w 2019 roku w Bydgoszczy. Drużynowo klub „Podkarpacie” od lat jest na podium, ale jeszcze nigdy zawodnicy z Przemyśla nie stanęli na jego najwyższym stopniu.
– To jeszcze przed nami, cuda się zdarzają – śmieje się, odnosząc się do dominacji zespołu z Wrocławia. – W 2020 roku nie startowaliśmy, bo nie mieliśmy kompletnej drużyny, zabrakło dziewczyny w składzie, dlatego połączyliśmy siły z „Syrenką” Warszawa.
Przemysław Knaź od 2016 roku jest w kadrze Polski.
– Niestety, gdy w 2019 roku zespół zdobywał mistrzostwo świata w drużynie, mnie w nim nie było, bo byłem czwarty w kadrze. Ale cieszę się z naszych wspólnych sukcesów – wyjaśnia zawodnik z „Podkarpacia”.
Dla każdego coś miłego
Georgina Myler z „Łuczniczki” przy organizacji turniejów Polskiej Ligi Showdown 2020 była od początku. Biuro imprezy znajdowało się zawsze w jej pokoju hotelowym. Tak było też przy okazji ostatniego, siódmego w roku turnieju.
– W całorocznym cyklu wystartowało 56 zawodników z całej Polski. Towarzyszyli im też przewodnicy. Oprócz Bydgoszczy byliśmy też w Dźwirzynie i Kutnie. Grano na trzech stołach, sędziowało pięcioro arbitrów, do pomocy były trzy osoby obsługi technicznej – mówi Georgina Myler.
Ona też, z pomocą kilku osób, m.in. Łukasza Skąpskiego, przygotowała ręcznie wykonane nagrody dla uczestników ligi.
– Trudno znaleźć pamiątki, które jednoznacznie kojarzyłyby się z showdownem, dlatego postanowiliśmy sami je zrobić. Na wejściu była statuetka w kształcie podkowy, do jej podstawy przykręciliśmy oryginalne piłeczki, a wyżej przykleiliśmy oryginalne rakietki do gry – opisuje realizację swojego pomysłu Georgina Myler.
Na mistrzostwach Polski były standardowe puchary. Na zakończenie ligi, która jest klubowym, autorskim projektem ludzi z „Łuczniczki” Bydgoszcz – coś bardziej oryginalnego.
– Każdy z zawodników dostał ozdobny ręcznik z logo turnieju. Staram się też podziękować każdemu z sędziów, pomocników technicznych czy działaczy, którzy mają swój udział w organizacji rozgrywek ligowych – dopowiada Georgina Myler.
Ze względu na pandemię i obostrzenia z nią związane przygotowanie ostatniego turnieju odbywało się na wariackich papierach. Zaledwie tydzień musiał wystarczyć na dopięcie sprawy.
– Zawsze na koniec ligi organizowaliśmy oficjalną galę z kolacją i tańcami. Tym razem musieliśmy stosować się do zasad reżimu sanitarnego. Ale nie byłabym sobą, gdybym nie przygotowała niespodzianki. Na sam koniec zamówiłam fotobudkę, zawodnicy mogli zrobić sobie zdjęcia z różnymi gadżetami. Było wesoło, będzie co wspominać.
Zmiana trenera kadry
Od 2021 roku bydgoszczaninowi Szymonowi Borkowskiemu przybyło nowe zadanie. Od Łukasza Skąpskiego przejął obowiązki trenera kadry narodowej Polski w showdownie.
– W tę funkcję wejdę raczej bezboleśnie, przynajmniej taki jest zamysł. Mam doświadczenie nabyte jako sędzia, działacz, trener w naszym klubie i współpracownik Łukasza. Podglądałem jego pracę, wiele rozmawialiśmy przez miniony rok na ten temat. Oprócz selekcji, prowadzenia kadry od strony sportowej, jest też dużo papierologii, dokumentacji. A z tego, co słyszałem i widziałem, najtrudniejsze zadanie czekać mnie będzie przy pozyskiwaniu funduszy.
Jaka jest przyszłość tej dyscypliny sportu?
– Showdown, niestety, nie jest póki co sportem paraolimpijskim, więc te pieniądze są mniejsze – tłumaczy Szymon Borkowski. – Mam nadzieję, że niedługo to się zmieni, ale to już nie zależy od nas, bardziej od IBSA. Mam kontakt ze światową federacją, z Włochem Massimo Sanapo, który jest odpowiedzialny za showdown w IBSA, i wiem, że działają w tym kierunku. Trwają też konsultacje z sędziami w zakresie zmian w zasadach gry, jakie mają nastąpić w tym roku. Oczywiście nie będą to jakieś wielkie rewolucje, że nagle będziemy grać stojąc na głowach. Chodzi o takie kosmetyczne poprawki, które ułatwią i pracę sędziom, i grę zawodnikom. Ale te zasady muszą być bardziej ujednolicone, aby nie dawały sędziom pola do swobodnej interpretacji. Klarowność przepisów to wymóg, jeśli chodzi o sport paraolimpijski.
A jak będzie wyglądała rywalizacja w showdownie w 2021 roku w Polsce, czy odbędą się imprezy poza granicami naszego kraju, zależeć będzie od przebiegu pandemii na świecie. Bo w 2020 roku wszystko było temu podporządkowane.
Georgina Myler
Polska Liga Showdown – Nie Tylko dla Mistrzów Najlepsi 2020
Kobiety
Elżbieta Mielczarek — „Sprint” Wrocław
Patrycja Kaza — „Syrenka” Warszawa
Paulina Krupa — „Syrenka” Warszawa
Mężczyźni
Łukasz Byczkowski — „Sprint” Wrocław
Daniel Aftyka — „Ikar” Lublin
Adam Wołczyński — „DoSAN” Wałbrzych
Deble
Daniel Aftyka („Ikar” Lublin), Łukasz Skąpski („Łuczniczka” Bydgoszcz)
Paulina Krupa („Syrenka” Warszawa), Daniel Kuźniar („Łuczniczka” Bydgoszcz)
Katarzyna Stenka („Ikar” Lublin), Zbigniew Murawski („Łuczniczka” Bydgoszcz)
Drużyny
„Syrenka” Warszawa/„Podkarpacie” Przemyśl: Patrycja Kaza, Przemysław Knaź, Krzysztof Sobiło
„Sprint” Wrocław: Elżbieta Mielczarek, Monika Szwałek, Tadeusz Sypień
Stanisława Piaska znałem długo. Nie pamiętam, ile lat. Ostatni raz spotkaliśmy się na początku września ubiegłego roku w Sarnówku nad Jeziorakiem. Ponad sto dni przed Jego odejściem. Był wesoły, pełen energii, czuwał organizacyjnie nad przebiegiem mistrzostw Polski w strzelectwie laserowym. Po szefie klubu „Morena” nie widać było przeżytych 78 lat.
Woda to Stanisławowy żywioł. A żagle były Jego pasją od młodych lat, podobnie jak kajakarstwo. Absolwent AWF zaczął tracić wzrok w 1983 roku. Wstąpił do Polskiego Związku Niewidomych i przez wiele lat prowadził w Iławie miejskie koło tej organizacji. Duch wodniaka nie pozwolił mu jednak szwendać się po lądzie. Od 1983 roku zaczął organizować obozy żeglarskie na rynnowym Jezioraku. Pięć lat później 24-osobowa grupa inicjatywna powołała do życia klub „Morena”. W jego zorganizowanie z energią włączyły się przede wszystkim panie: żona Stanisława – Monika, Lena Pawłowska, Małgorzata Kasprzycka, Krystyna Has, Wioleta Zarzecka, Regina Szczypiorska i Klaudia Maria Żelazowska – najmłodsza z nich. Ojcu pomagała też córka Jola, absolwentka AWF, prowadząca zajęcia sportowe w iławskich szkołach.
Podczas naszego spotkania Stanisław wspominał i chwalił się, że w 27 spływach kajakowych i 26 obozach żeglarskich uczestniczyła cała gromada ludzi. Podczas jednego wyjazdu na siedmiu łódkach żeglowało wspólnie średnio czterdzieści osób z dysfunkcją wzroku, na kajakowych około trzydziestu. Bardzo pomocni byli sternicy żeglarscy – Cezary Królik i Bogdan Balewski. Ten pierwszy był uczniem Komandora w technikum budowlanym.
– On się zupełnie nie zmieniał. To był solidny gość, perfekcyjnie organizował regaty, spływy, rajdy piesze – opowiada Cezary Królik. A Balewski dodaje: – Komandor rozdzielał ludzi sprawiedliwie, na załogi mieszane: niewidomi i słabowidzący. Była również zasada: starsi z młodszymi. I załogi się dogadywały, nie było żadnych niesnasek!
Głęboko przeżyły śmierć Stanisława Jego najbliższe współpracownice: Klaudia Żelazowska i Lena Pawłowska. Oddajmy im głos.
Klaudia
Tego nagłego odejścia nikt się nie spodziewał. Dopiero niedawno, 24 października, składaliśmy Mu życzenia urodzinowe z okazji 78 lat. Niedługo potem zaczął się źle czuć i wylądował w szpitalu. Diagnoza – infekcja koronawirusowa. Przyjęliśmy to z wielkim niepokojem, ale stan się ustabilizował i wypuszczono Stasia do domu. Nie na długo, bo po kilku dniach kolejny raz znalazł się na szpitalnym łóżku i pozostał już tam do końca swych dni. Byliśmy w stałym kontakcie z żoną Komandora, Moniką. W sobotę, niedługo przed Jego śmiercią, powiedziała: „Zrobiłam mu krzyż na czole”. Wiedziałam, co to oznacza. Trzy dni później dostałam smutną wiadomość. Przez tych parę świątecznych dni odebrałam dziesiątki telefonów. Niestety, nie z życzeniami, a z kondolencjami dla bliskich i rodziny. To był smutny czas.
Stanisław był osobą bardzo wierzącą. Co niedziela, jak Pan Bóg przykazał, był w kościele na mszy świętej. Na tej ostatniej był z nami na pewno swoją duszą. Podczas mszy żałobnej kazanie wygłosił Jego uczeń, ks. Janusz Krawiecki. Powiedział takie słowa: „Był najlepszą zaprawą, scalał nas wszystkich jak piasek. Prostował nie tylko kręgosłupy, ale był drogowskazem”. Ksiądz nawiązał do swej znajomości ze śp. Stanisławem i ubolewał, że nie spotkał Go podczas ostatnich wakacji, na obozie żeglarskim. Na cmentarzu został odczytany bardzo wzruszający list córki Stanisława, Jolanty. Wspominała w nim o tym, jak bardzo lubił przebywać na działce, słuchać śpiewu ptaków, podkreślała, jak wspaniałym był mężem, ojcem, bratem, dziadkiem, jak ważna była w Jego życiu rodzina i przyjaciele. Nad trumną przemawiał prezes Stowarzyszenia „Cross” Mirosław Mirynowski. Przywołał swoją niedawną rozmowę ze Stanisławem, który mówił, że czas, by młodzi zajęli się naszym społeczeństwem i pociągnęli ten powóz za lejce dalej. Ze smutkiem stwierdził, że już nie zagra z Nim w brydża, którego tak lubił. Na koniec odtworzono utwór „Mazurska kolęda”. Stanisław był autorem słów, a muzykę i śpiew opracowali przyjaciele
Stanisława Piaska znałam od ukończenia liceum w Iławie. Udzielałam się w biurze PCK, a obok była siedziba koła PZN, któremu przewodził właśnie On. Gdy byłam na stażu w Związku, skontaktował się ze mną i zaproponował pracę w biurze „Moreny”. Na początku nie było łatwo. Nieporozumienia, problemy. Może to wynikało z mojej niewiedzy, a może z dużego temperamentu i silnego charakteru Piaska. Z czasem wszystko się ułożyło. W Jego działaniach imponowały mi zdecydowanie i determinacja w dążeniu do celu. Nie bał się ludzi i wyzwań. Gdy trzeba było coś załatwić, brał telefon i łączyłam Go z Ministerstwem Sportu, z marszałkiem województwa czy inną ważną personą na stanowisku. Umiał wyegzekwować to, czego chciał, i pokierować rozmową w taki sposób, że druga stroimna nie miała wyjścia i zgadzała się na Jego plany. Nie poddawał się, walczył o swoje, a raczej o nasze, czyli niepełnosprawnych.
Zdumiewała mnie Jego znajomość świata, historii i nauki. Poznawał świat wszystkimi zmysłami, lubił podróżować, ale zawsze wracał nad ukochany Jeziorak. Był koneserem wina. Po smaku poznawał gatunki i marki. Lampka czerwonego wina na lepsze krążenie – to recepta na wyśmienity stan zdrowia. Z czasem zdałam sobie sprawę, że jestem pierwszą osobą, która słyszy Jego wiersze. Dyktował mi je przez telefon lub wygłaszał osobiście.
No i nie mamy kapitana na łajbie „Moreny”. Popłynął w najdłuższy rejs, na wieczną wachtę. Wiceprezesem jest Krystyna Paczkowska. Z powodu pandemii nie wiemy nawet, kiedy odbędzie się walne zebranie członków klubu.
Komandor zostawił w porcie swą łódkę „Mango”. Na czym żegluje teraz w niebieskich przestworzach?
Lena
Ze Stanisławem poznaliśmy się ponad 30 lat temu. Był przewodniczącym komisji społeczno-kulturalnej rady nadzorczej spółdzielni mieszkaniowej „Praca”, a ja – kierownikiem domu kultury „Polanka” przy tej spółdzielni. Jako instruktor oraz animator rekreacji i turystyki zostałam przez Stanisława zaangażowana do organizacji drugiego ogólnopolskiego spływu kajakowego niewidomych i słabowidzących po Jezioraku. Trwał dwa tygodnie, uczestnicy spali w namiotach i sami przygotowywali posiłki. Ten spływ zapoczątkował naszą znajomość. Komandor na stałe wpisał mnie do kadry przygotowującej spływy, wędrówki po górach i organizującej od A do Z te imprezy. Pływaliśmy kajakami co roku, dalej i dalej po tym Jezioraku, wokół wysp, a później kanałem do Ostródy, Starych Jabłonek, Jeziora Drwęckiego i dużej części Iławki. Uczestnicy byli zawsze wdzięczni i zadowoleni. Niektórzy zostali stałymi bywalcami spływów, m.in. Henryk Thamm – ratownik, Henryk Szumiński, Jerzy Czapiński, Piotr Dudek, Zbigniew Prokopiuk, Henryk Kulig.
Stanisław starał się, aby każdy, kto był uczestnikiem imprezy, aktywnie spędzał czas w miłej atmosferze, ze śpiewem, żeby zabrał ze sobą dobre wspomnienia o ludziach ze środowiska. Udowadniał, że dysfunkcja wzroku nie wyklucza, a nawet pozwala być artystą i mistrzem. Nieskromnie powiem, że wpędzał mnie w dumę, przypisując zasługi rozśpiewania uczestników na biwakach i… Jego samego. Toż to Adam Ćwikła niestrudzenie i pięknie grał na gitarze i porywał grupę do śpiewu. Stanisław darzył Adama szczególną przyjaźnią i sympatią. Bardzo przeżył jego śmierć.
Żal, że odszedł mój kumpel i przyjaciel. Komandorze – czuję wdzięczność za wspólnie spędzony czas wśród zacnych ludzi, wspaniałych żeglarzy, członków i sympatyków „Moreny”. Za słońce, za wiatr, fale, tańce, śmiech, zachwyty poezją i po prostu – prozą życia. Wdzięczność za wielopokoleniową przyjaźń naszych rodzin. To na szlakach wodnych i lądowych z żoną Moniką i z nami pokonywał trudności i cieszył się każdym dniem życia. A wspólne pływanie na „Mango”, koncerty gitarowe z córką Jolantą i jej rodziną były Jego prawdziwą radością.
„Tylko wezmę mój sztormiak i sweter, ostatni raz spojrzę na pirs. Pozdrów moich kolegów, powiedz, że dnia pewnego spotkamy się wszyscy”.
Andrzej Szymański
Mazurska kolęda Stanisław Piasek
Mazurskie niebo nad nami Usiane gwiazdami licznie Skrzypiący śnieg pod butami To są klimaty magiczne Taką grudniową nocą Gdy jesteś ze mną blisko Światła na drzewku migocą I obiecują nam wszystko.
Że będzie pokój na ziemi I zgodę między nami Święty Mikołaj saniami Przybędzie do nas z darami Niech te dziecinne marzenia Zostaną przy nas koniecznie A mała Boża Dziecina Przebywa z nami wiecznie.
W mazurską noc grudniową Pasterzy nie ma na warcie A ciałem staje się słowo I w to wierzymy uparcie.
Niegdyś królowie przynieśli Mirrę, kadzidło i złoto My dzisiaj również pospieszmy Do tej stajenki z ochotą.
Firma Apple od wielu lat rozwija swoją linię komputerów. Do tej pory jej sprzęt (zarówno laptopy, jak i komputery stacjonarne) kojarzył się ze świetną jakością wykonania oraz wysoką ceną. Na MacBooki przesiada się coraz więcej osób niewidomych. Kto się przyzwyczai, docenia prostotę obsługi oraz wbudowanego VoiceOvera, znanego z iPhone’ów.
Chociaż cena nie zawsze odzwierciedla to, co oferuje sprzęt, to kartą przetargową jest tu system operacyjny macOS wraz z zainstalowaną optymalizacją. Wielu twórców, grafików, montażystów oraz programistów korzysta z maców ze względu właśnie na ich wydajność w profesjonalnych zastosowaniach. Jest również grupa osób, dla których komputery Mac stanowią jeden z elementów ekosystemu Apple, dla jeszcze innych posiadanie takiego sprzętu to prestiż.
Rodzaje maców
W chwili obecnej mamy na rynku kilka komputerów Mac i każdy z nich powstał z myślą o innym przeznaczeniu. Jeśli chodzi o komputery przenośne, możemy wyróżnić MacBooki Air oraz MacBooki Pro. Pierwsze odznaczały się do tej pory niezbyt dużą wydajnością, były natomiast dobrze wykonane, lekkie, 13-calowe i miały niezły czas pracy na baterii. Napędzały je procesory Intela o niskim taktowaniu. Ceny tych urządzeń zaczynały się od około 5000 zł. To dużo jak na oferowane wyposażenie i wydajność, bo komputery konkurencji pracujące pod kontrolą Windowsa mogliśmy kupić o wiele taniej. MacBooki Pro były już znacznie wydajniejsze. Pracowały na procesorach Intela i5, i7 oraz i9, miały lepsze matryce, więcej portów oraz można było wybrać konfiguracje z większym dyskiem i większą ilością pamięci operacyjnej. Modele 16-calowe są wyposażone również w przeznaczone dla nich karty graficzne, dzięki którym znacznie zyskały na wydajności, jeśli chodzi o montaż wideo czy pracę z grafiką 3D. Ceny tych modeli zaczynają się od około 7000 zł, a mogą sięgać nawet 34000 zł. Kupują je osoby, które potrzebują komputera do pracy, więc sprzęt musi mieć odpowiednią wydajność przy zachowaniu mobilności.
W kategorii komputerów stacjonarnych znajdziemy w ofercie Mac mini, który do tej pory nie popisywał się specjalnie wydajnością, ale jego zaletą było to, że jeżeli przesiadaliśmy się z komputera stacjonarnego z Windowsem na system macOS, mogliśmy to zrobić za stosunkowo niewielkie pieniądze i przy okazji mieliśmy możliwość podłączenia starego monitora, myszki czy klawiatury.
iMac to komputer typu All in One [AiO, komputer sprzężony z monitorem – przyp. red.] o przekątnej 21,5 cala lub 27 cali. Jego ekran charakteryzuje się wysoką rozrozdzielczością i świetnym odwzorowaniem kolorów, przez co osoby zajmujące się grafiką oraz montażem i obróbką wideo chętnie sięgają zwłaszcza po wersję 27-calową. Komputery te są dobrze wyposażone i można je dodatkowo rozbudować. Cena podstawowej wersji zaczyna się od 9000 zł, a za najmocniejszą konfigurację trzeba zapłacić około 45000 zł. Sprzęt ten może służyć zarówno jako komputer multimedialny, jak i w miarę wydajna stacja robocza.
Do osobnej kategorii komputerów stacjonarnych AiO należy wersja Pro. Tego typu sprzętu nie kupują zwykli użytkownicy, lecz firmy lub osoby zajmujące się profesjonalnie montażem wideo oraz pracami w programach do obróbki grafiki 3D. iMac Pro w wersji 27-calowej wygląda prawie tak samo jak iMac, jednak ze względu na podzespoły jego cena zaczyna się od 24000 zł, by w najmocniejszej konfiguracji sięgnąć 68000 zł.
Wisienką na torcie jest Mac Pro. Jest to typowa stacja robocza dla profesjonalistów, której cena może dochodzić nawet do ćwierć miliona złotych.
Wydajność ARM
Apple od kilku lat przymierzało się do zmiany architektury procesorów z x86 na ARM (ang. Advanced RISC Machine). Nie wchodząc w szczegóły i cyferki, procesory oparte na architekturze ARM są tańsze, bardziej energooszczędne, a mogą być równie wydajne lub wydajniejsze od procesorów x86. W czerwcu 2020 na konferencji WWDC Apple zapowiedziało, że przechodzi na ARM. Już w listopadzie firma wypuściła trzy komputery z procesorem Apple M1. Są to: Mac mini, MacBook Air oraz 13-calowy MacBook Pro. Wszystkie te komputery mają ten sam procesor, mamy natomiast możliwość wyboru ilości pamięci operacyjnej oraz wielkości dysku.
Zmiana reguł gry
Do tej pory było tak, że jeśli chciało się mieć komputer z logiem nadgryzionego jabłka i miał on być wydajny, trzeba było zapłacić minimum 10000 zł. Tymczasem procesor M1 montowany w komputerze Mac mini za 3700 zł ma wydajność podobną do MacBooków Pro poprzedniej generacji. Kupując najtańszą wersję MacBooka Air za 5200 zł, otrzymujemy teraz wydajną jednostkę, która śmiało może konkurować z komputerami PC kosztującymi 7000- -10000 zł. Dodatkowo dzięki architekturze ARM aplikacje pisane na telefony komórkowe czy tablety będą mogły być uruchamiane na MacBookach, gdy developer wyrazi na to zgodę.
Kompatybilność oprogramowania
W związku z tym, że architektura ARM jest całkowicie inna niż architektura x86, trzeba napisać specjalne wersje programów, by w pełni wykorzystać możliwości ARM. Nie jest to prostą sprawą i czas jakiś będzie trwało. Większość dużych dostawców oprogramowania zapowiedziała, że będzie tworzyć wersje na te procesory ale potrzeba na to czasu. Wiele osób w dalszym ciągu korzysta z maców w wersji x86 i przez kilka najbliższych lat to się nie zmieni, więc oba rozwiązania muszą być wspierane.
W swoich komputerach z procesorem M1 Apple wykorzystał emulator Rosetta 2, dzięki któremu można uruchamiać programy, które nie są napisane pod architekturę ARM. Jeśli chodzi o wydajność tego rozwiązania, aplikacje działają o około dwadzieścia procent wolniej niż te przygotowane w wersji na ARM, ale w dalszym ciągu jest ona zadawalająca i praca odbywa się płynnie.
Czy warto kupić teraz maca?
W związku z wysypem MacBooków z procesorami ARM pojawiło się sporo wyprzedażowych ofert na starsze modele. Mimo to najlepszą obecnie opcją dla zwykłego użytkownika komputera wydaje się zakup nowego MacBooka Air w podstawowej konfiguracji. Jest to bardzo wydajny komputer i z powodzeniem będzie służył nam do codziennych zastosowań, a mocy obliczeniowej mu nie zabraknie. Jeżeli natomiast jesteśmy profesjonalistami i musimy mieć pewność, że wszystkie używane przez nas programy będą działać, a chcemy pracować na macu, to albo wybierzmy coś wydajnego z intelem, albo lepiej poczekajmy, aż niezbędne narzędzia będą bez problemu działać na procesorach z ARM.
W swoich artykułach szkoleniowych rzadko poruszam tematy debiutowe, bo zwykle interesują one wąski krąg Czytelników. Tym razem chciałem jednak przedstawić proponowane dla białych plany gry w jednym z typowych ustawień pionków na d4 i c4. Temat ten nie dotyczy bowiem wyłącznie konkretnych debiutów, lecz ma dużo szersze znaczenie.
Obrona Alechina
Debiut ten jest rzadkim gościem w partiach turniejowych i ma opinię niezbyt poprawnego. Nie daje on czarnym wyrównania, ale tylko pod warunkiem, że potrafimy prawidłowo reagować białymi na bardzo liczne możliwe ustawienia czarnych bierek. tutaj rodzi się pytanie, czy warto tak dużo czasu poświęcić na analizę debiutu, który pojawi się na naszej szachownicy raz czy dwa razy w roku? Stąd pomysł, aby wybrać jedną prostą reakcję, która być może nie przyniesie dużej przewagi (zadowolimy się małą), ale jest łatwa do zapamiętania i nikt już nas „Alechinem” nie zaskoczy. Moja propozycja takiej protezy jest następująca:
1.e4 Sf6 2.e5 Sd5 3.d4 d6 4.c4 Sb6 5.ed6 cd6
W przypadku 5...ed6 gramy na ograniczenie gońca c8: 6.h3!? Ge7 7.Sf3 Gf5 (7...0–0 8.Gd3) 8.Sc3 0–0 9.Ge2 Sc6 10.d5! Se5 (10...Sa5 11.b3 Gf6 12.Gb2) 11.Sd4 (skoczek z tempem wchodzi na centralne pole) 11…Gg6 12.b3 z dalszym 0-0, f2-f4-f5. Odbicie na d6 pionkiem c7 jest związane z planem ustawienia gońca na g7 i naciskiem na punkt d4.
6.Sc3 g6 7.Ge3!?
Plan białych jest nietypowy: najpierw rozwijamy bierki ze skrzydła hetmańskiego i jak najszybciej stawiamy wieżę na c1 i pionka na b3. W takiej sytuacji możliwości skoczka b6 są bardzo ograniczone. Pionek na b3 jest po to, aby w przypadku d6-d5 odpowiedzieć c4-c5 i nie pozwolić na Sc4.
Czarnym trudno jest wykorzystać niedorozwój skrzydła królewskiego przeciwnika. Jeśli 9...Sc6, to 10.d5! (przydaje się tu wieża na c1) 10…Sa5 (po 10...Se5 11.Ge2 grozi nieprzyjemne 12.f4, patrz partia uzupełniająca Moldovan – Romcovici) 11.Sf3 Gg4 12.Ge2 i oba czarne skoczki są poza grą. W przypadku 9…f5 10.g3! sytuacja niewiele się zmienia (patrz partia uzupełniająca Pavasovic – Bawart). Pozostaje więc tylko 9...e5, co po 10.de5 de5 11.H:d8 W:d8 12.c5! S6d7 (nie wolno 12...Sd5? 13.Wd1 Ge6 14.Gc4 i czarne tracą materiał) 13.Gc4 prowadzi do lepszej dla białych końcówki, co wykazała poniższa partia:
A. Moreno – C. Rouse Partia korespondencyjna, 2006
Sc6 14.Se4! To jest energiczniejsze od 14.Sf3. Grozi 15.Sd6 i 15.Sg5. Odpowiedź czarnych jest wymuszona 14...Sa5 15.Gg5! Wf8 (15...We8? 16.Sd6) 16.Gd5 Białe chcą koniecznie pozostawić gońca na przekątnej a2-g8 16...h6 17.Gd2!? Sc6 18.Sf3 Se7 Jeśli 18...Sd8, to 19.b4, np. 19…Kh7 (z ideą f7-f5) 20.h4! f5 21.Sfg5+! Kh8 22.Sd6 Sf6 23.Gf7 i pozycja czarnych jest krytyczna 19.Gc4 Kh8 20.Sd6! S:c5 21.S:f7+ Kh7 22.S3:e5 Silniejsze było 22.Gb4!? b6 23.G:c5 bc5 24.h4! 22...Sd7 23.S:d7 G:d7 24.Sd6 Ge5 25.Se4 Gc6 26.0-0! G:e4 27.Wce1 Wad8 28.W:e4 W:d2 29.W:e5 Sc6 30.Wd5 i białe wygrały. Partie uzupełniające:
D. Moldovan – V. Romcovici Rumunia 1999
1.e4 Sf6 2.e5 Sd5 3.d4 d6 4.c4 Sb6 5.ed6 cd6 6.Sc3 g6 7.Ge3 Gg7 8.Wc1 Sc6 9.b3 0–0 10.d5 Se5 11.Ge2 f5 Czarne nie chcą się cofać skoczkiem po f2-f4 12.f4 Sg4 13.G:g4 Nieźle wygląda też 13.Gd4!? e5 14.de6 G:e6 15.Sf3 13...fg4 14.Sge2 e5 Bez tego ruchu trudno się obejść, ale teraz słaby będzie pionek d6 15.de6 G:e6 16.0–0 He7 17.Gd4 Wad8 18.G:g7 H:g7 19.Sd4 Gf5 20.Hd2
20...d5?! Lepsze 20...Wfe8, chociaż po 21.Wfe1 Hf6 22.S:f5 gf5 (22...H:f5 23.W:e8+ W:e8 24.H:d6) 23.Sb5 przewaga białych jest też wyraźna 21.c5 Sc8 Ten skoczek na b6 bardzo się wynudził… 22.b4 a6 23.a4 Se7 24.b5 ab5 25.ab5 Hf6 26.Wfe1 Wf7 27.We5 Naciski białych są coraz bardziej nieprzyjemne 27...Ge4 28.g3 h5 29.Se6 Wa8 30.S:e4 de4 31.Sg5! Wff8 i teraz natychmiast wygrywało 32.Hd7! Wfe8 33.S:e4 Hg7 34.Sd6. Białe zagrały od razu 32.S:e4?!, co po 32...Hg7 33.Hd7 Sf5 pozwoliło czarnym bronić się trochę dłużej
D. Pavasovic – M. Bawart Bled 1998
1.e4 Sf6 2.e5 Sd5 3.d4 d6 4.c4 Sb6 5.ed6 cd6 6.Sc3 g6 7.Ge3 Gg7 8.Wc1 0–0 9.b3 f5 10.g3 e5 Po 10...Sc6 11.d5 Se5 12.Gg2 powstaje przyjemna dla białych wersja struktury pionkowej z obrony holenderskiej 11.de5 de5 12.H:d8 W:d8 13.c5 f4!? Słabsze 13...S6d7 14.Gc4+ Kh8 15.Sb5 itd. 14.Gd2 S6d7 15.Gc4+ Kh8 16.Sb5 S:c5 Prowadzi do komplikacji korzystnych dla białych, ale czarne nie miały już specjalnego wyboru 17.Sc7 b6 18.S:a8 Gb7 19.f3 G:a8 20.b4!? Se4!? Jeśli 20...Scd7, to 21.Sh3 G:f3? 22.Sg5! 21.fe4 G:e4 22.Sh3 G:h1
Czarne przez moment mają przewagę materialną, ale groźby białych są nie do odparcia 23.Sg5! Wd4?! Lepsze 23...Wc8, ale nie zmieniało to wyniku: 24.Sf7+ Kg8 25.Sd6+ W:c4 26.W:c4 Sc6 27.b5 Sd4 28.Wc7 Gf8 29.Se8 itd. 24.Gb3 Sd7 25.Wc8+ Gf8 26.Se6 We4+ 27.Kf2 f3 28.Gc3 g5 (28…We2+ 29.Kg1 f2+ 30.Kf1) 29.S:f8 S:f8 30.W:f8+ Kg7 1-0
Obrona skandynawska
W jednym z wariantów dochodzi tu do identycznej struktury białych pionków: 1.e4 d5 2.ed5 Sf6 (czarne chcą odbić pionka skoczkiem) 3.d4
Gra na utrzymanie pionka jest niebezpieczna: 3.c4 c6! 4.dc6 S:c6 5.Sc3 e5 6.d3 Gf5 i kontrola pola d4 połączona ze słabością pionka d3 daje czarnym wystarczającą rekompensatę. Jeśli jednak mamy w repertuarze atak Panowa w obronie Caro-Kann (1.e4 c6 2.d4 d5 3.ed5 cd5 4.c4 Sf6 5.Sc3), to można przejść do niego po 3.c4 c6 4.d4 cd5 5.Sc3.
3...S:d5 Po 3...H:d5 4.Sc3 Ha5 5.Sf3 gra przechodzi do głównych wariantów obrony skandynawskiej. Czasami czarne wstrzymują się z zabiciem na d5 i grają awanturniczo 3...Gg4, na co dobre jest 4.Gb5+, np. 4…c6 5.dc6 S:c6 (5...G:d1? 6.c7+; 5...bc6 6.Ge2; 5…Ha5+ 6.Sc3) 6.f3 Gf5 7.Se2 lub 4...Sbd7 5.f3 Gf5 6.c4.
4.c4 Ten ruch należy wykonać natychmiast. Po 4.Sf3 Gf5 5.c4?! jest 5…Sb4!
4...Sb6 Możliwe: 4...Sf6 z dalszym g7-g6: 5.Sf3 g6 6.Sc3 Gg7 7.h3 0–0 8.Ge3, ale nie ma wówczas nacisku na d4 i pozycja czarnych jest ścieśniona (patrz partia uzupełniająca Stenzel – Stern).
W porównaniu z obroną Alechina czarne mają pionka na c7, a nie na d6. Ich plan to nacisk na d4 i dojście do e7-e5. Białe rozwijają się naturalnie, zachowując jednak czarnopolaka na c1, gdyż na razie nie wiadomo, na którym polu powinien włączyć się do gry. Posunięcie czarnych Gc8-g4 nie jest groźne, szkoda więc czasu na h2-h3. Również niewskazane jest b2-b3 (bez przygotowania), gdyż przeciwnik ma do dyspozycji c7-c5.
5.Sf3! Niedokładne jest 5.Sc3 e5!? czy 5.Ge3 e5!? 5...g6 Słabe jest 5...Gg4 6.c5! i czarny skoczek b6 powinien odejść na d7, co po 7.Gc4 e6 8.h3 daje białym dużą przewagę w przestrzeni (patrz partia uzupełniająca Byrne – Rogoff). Do bardzo złej pozycji czarnych po 5…Gg4 6.c5! prowadzi 6…Sd5? (zamiast 6…S6d7) 7.Hb3! G:f3 (7…b6? 8.Se5) 8.H:b7! Se3?! 9.gf3 Sc2+ 10.Kd1 S:d4 (10...S:a1 11.Gb5+) 11.H:a8! 6.Ge2 Gg7 7.Sc3 0-0 8.0-0
Kluczowa pozycja wariantu. Głównym argumentem białych jest marsz centralnych pionków, aby ścieśnić przeciwnika lub wyrobić wolniaka. Czarne mają teraz kilka możliwości, które ilustrują poniższe partie.
Ch. Lutz – H. Casagrande Biel 1996
8…Gg4 9.h3! G:f3 10.G:f3 Sc6 Jeśli 10...c6, to 11.c5 Sd5 12.Hb3 z przewagą, np. 12…Hd7 13.Wd1!? (wątpliwe jest 13.S:d5 cd5 14.H:d5 H:d5 15.G:d5 Sc6 i nacisk na d4 równoważy brak pionka) 13...e6 14.Se4 Sa6 15.h4!? lub 12...S:c3 13.bc3 b6 14.Gf4 bc5 (14...b5? 15.a4!) 15.Hb7 11.c5 Sd7 Ciekawe jest 11…Sc4!?, na co białe powinny grać 12.G:c6 bc6 13.Se2 Hd5 14.b3 Sa5 15.Hc2, np.15…Sb7 16.Ge3 e5 17.Wfd1 ed4 18.G:d4 G:d4 19.S:d4 H:c5 20.H:c5 S:c5 21.Wac1 Se4 22.S:c6 lub 15...G:d4?! 16.Wd1 e5 17.S:d4 ed4 18.Gb2 z przewagą w obu wariantach 12.Ge3 e5 13.G:c6 bc6 14.d5 Sb8?! Lepsze 14…cd5 15.H:d5 Sf6 16.Hc4 Hc8 17.Wfd1, chociaż i tutaj białe stoją lepiej 15.Wc1 Zasługiwało na uwagę 15.Hb3!? cd5 16.H:d5 c6 17.Hc4 15...f5 Jeśli 15...e4, to 16.d6 cd6 17.cd6 We8 18.Hb3 i nie wolno 18…H:d6?, bo 19.Hb7 16.Hb3! Kh8 17.Wcd1? Do wygranej pozycji prowadziło 17.Hb7 Sd7 18.dc6, np. 18...Wb8 19.H:a7 Wa8 20.Hb7 Wb8 21.Ha6 itd. 17...Hh4 18.f3 e4 19.f4 g5 20.Se2 i białe wygrały w 34. posunięciu.
8…Sc6 9.d5 Se5 10.S:e5 G:e5 11.Gh6 We8!? 12.Hd2 e6 13.Wfe1 ed5 14.cd5 a6 15.a4 Gf5 Jeśli 15...a5, to 16.f4 Gf6 17.Gf3 16.a5 Sd7 17.Gg5 Gf6 18.Gf4 Białe stoją trochę lepiej dzięki przewadze w przestrzeni 18...Sc5 (18...h5!?) 19.Gc4 Hd7 20.f3 b5? Daje białym silnego centralnego wolniaka. Lepsze 20...Wac8 21.Wac1 (ale nie 21.b4?! Gd3! 22.G:d3 Sb3 23.Hb2 S:a1 24.H:a1 c5=) 21.ab6 cb6 22.d6 b5 23.Gd5 (23.Sd5!? Gh4 24.Gg3) 23...Wac8 24.Se4 G:e4 25.fe4 Przewaga białych ma już rozstrzygający charakter. Czarne próbowały skomplikować grę, ale wyniku to nie zmieniło 25...Se6 26.e5 Gg7 27.Gg3 Sc5 28.b4 Sa4 29.Wf1 Wf8 30.Wae1 Wce8 31.Wc1 W:e5 32.Wc7 W:d5 33.H:d5 Sc3 34.Hd3 Hg4 35.We1 Gd4+ 36.Kh1 Sd5 37.We4 1-0
Partie uzupełniające:
H. Stenzel – T. Stern Partia korespondencyjna, USA 1986
1.e4 d5 2.ed5 Sf6 3.d4 S:d5 4.c4 Sf6 5.Sf3 g6 6.Sc3 Gg7 7.h3 0–0 8.Ge3 Sbd7 9.Hd2 c6 10.Ge2 We8 11.Wd1! Niedokładne było 11.0–0?! e5! 12.de5 S:e5 13.H:d8 S:f3+ 14.G:f3 W:d8= 11...Sb6 Czarne są stłoczone na trzech ostatnich liniach i trudno im dojść zarówno do e7-e5, jak i do c6-c5. Nie mając szans na kontratak, muszą czekać na decyzje przeciwnika 12.0-0 Ge6 13.b3 Hc8 14.Wfe1 Wd8 15.Gh6 Wstęp do ataku figurowo- pionowego na króla 15...Gf5 16.Gf1 Hc7 17.G:g7 K:g7 18.He3 We8 19.Sh4!? Ge6 20.Gd3 Wad8 21.f4 Gc8 22.f5 Sh5 (22...Sbd7 23.fg6 hg6 24.Wf1) 23.fg6 hg6 24.Se2 Obrona przed 24…Hf4 czy 24… Hg3. Energiczniejsze było 24.Wf1 Hg3 25.H:g3 S:g3 26.Wf3 Sh5 27.W:f7+!? K:f7 28.G:g6+ Kg7 29.G:h5 Wf8 30.g4 z przewagą w końcówce 24...Sd7? Powinno doprowadzić do przegranej, i to akurat w tym momencie, gdy czarne były bliskie wyrównania po 24...e5! 25.de5 H:e5 (25...W:e5 26.Hf2) 26.H:e5+ W:e5
W tej pozycji forsownie wygrywało 25.Sf5+!, np. 25...gf5 26.Hg5+ Kf8 27.H:h5 e6 28.Hh8+ Ke7 29.Hh4+ Sf6 30.Sg3; 25...Kf6 26.h4!; 25...Kg8 26.Sh6+ Kg7 27.g4 Shf6 28.g5 Sh5 29.Wf1; 25…Kf8 26.Hh6+ Kg8 27.g4 Sdf6 (27...gf5 28.H:h5 Sf6 29.Hh6 fg4 30.Sf4) 28.gh5 G:f5 (28...gf5 29.Kh1) 29.G:f5 gf5 30.Kh1. Zamiast tego nastąpiło 25.Wf1? Sf8 26.Wf3 Sh7 27.Wdf1 Wf8 28.g4 S5f6 29.Sg3 Hd6 i po dalszych błędach partię wygrały czarne.
R. Byrne – K. Rogoff Mistrzostwa USA, 1978
1.e4 d5 2.ed5 Sf6 3.d4 S:d5 4.c4 Sb6 5.Sf3 Gg4 6.c5! S6d7 7.Gc4! Grozi 8.G:f7+ 7...e6 8.h3! Gh5 Po 8...G:f3 9.H:f3 c6 (9...Sc6 10.Ge3) 10.0-0 Ge7 11.Sc3 białe mają przewagę w przestrzeni i parę gońców 9.Ge3 Sc6 10.Sc3 Ge7 11.a3 Z planem b2-b4-b5, aby ścieśnić jeszcze bardziej czarne bierki 11...e5 12.d5?! Dokładniejsze najpierw 12.g4 i dopiero potem 13.d5, bez obaw przed wariantem 12.g4 ed4 13.S:d4 Gg6 14.S:c6 bc6 15.f4!? Gh4+ 16.Kf1 h5 17.Hf3 itd. 12...Sd4? Czarne mogły tu wykorzystać niedokładność partnera 12…G:f3! 13.gf3 Sd4 14.G:d4 ed4 15.H:d4 G:c5 16.H:g7 He7+ z dalszą długą roszadą i ostrą grą 13.g4! S:f3+ 14.H:f3 Gg6 15.b4 0-0 16.Wd1 e4 17.Hf4 (17.S:e4? Se5) 17...We8? Pogarsza sytuację czarnych. Najlepsze było zaskakujące: 17...Se5! 18.H:e5 Gf6 19.Hg3 G:c3+ 20.Gd2 G:d2+ 21.W:d2 z szansami na wyrównanie 18.Sb5! Wc8 19.d6 (19.S:a7!?) 19...cd6 20.S:d6 G:d6 21.W:d6 Grozi 22.W:g6 21...He7 22.Gd4! Wc6 Po 22...Se5 23.G:e5 H:e5 24.H:e5 W:e5 25.Wd7 b6 26.Ga6 białe też powinny wygrać 23.h4 e3 Rozpacz! Jeśli 23...h6, to 24.h5 Gh7 25.H:f7+! 24.fe3 W:d6 25.cd6 He4 26.0-0 H:f4 27.W:f4 h5 28.gh5 G:h5 29.Wf5 Gg6 30.Wg5 Wc8 31.W:g6 (31… W:c4 32.W:g7+ Kf8 33.Wh7) 1-0
Jak już wspomniałem, układ białych pionków (przy czarnym gońcu na g7) ma uniwersalny charakter i może pojawiać się także w innych wariantach debiutowych. Oto jeden z nich
P. Benko – A. Hoffman USA 1967
1.Sf3 g6 2.e4 Gg7 3.d4 c6 4.Sc3 d5 5.h3 Częściej do tej pozycji dochodzi w kolejności posunięć 1.e4 g6 2.d4 Gg7 3.Sc3 c6 4.Sf3 d5 5.h3. Profilaktyczne h2-h3 ma na celu uniknięcie wymiany gońca c8 za skoczka f3 5...de4 6.S:e4 Sd7 Słabsze 6...Sf6 7.S:f6+ G:f6 8.Gh6 7.Gd3 Sgf6 8.S:f6+ S:f6 9.0-0 0-0 10.We1 We8 11.c4
Dwa skoczki zniknęły z szachownicy. Jest to trochę korzystniejsze dla czarnych, gdyż w poprzednich naszych przykładach skoczek b6 był pasywną figurą 11...Hc7 12.Ge3 Sd7 Czarne próbują dojść do e7-e5 lub c7-c5. Zasługiwało na uwagę 12...Gf5!? 13.G:f5 gf5 14.Hc2 Se4 i osłabienie czarnej piechoty trudno jest wykorzystać 13.Hd2 c5 (13...e5?! 14.Gf4!) 14.d5 Sb6? Tutaj skoczek nie ma perspektyw. Należało wybrać 14...Sf6 15.Gf4 Hb6 lub 14...Se5 15.S:e5 G:e5 16.G:c5 G:b2 15.Gh6 Białeprzystępują do figurowego ataku na króla. W odróżnieniu od partii Stenzel – Stern w natarciu nie biorą udziału pionki 15...Hd6 Lepsze 15...e5!? 16.G:g7 K:g7 17.Sg5! Pojawiają się pierwsze motywy taktyczne: 17...h6? 18.S:f7! K:f7 19.H:h6 Wg8 20.We3 itd. 17...Gd7 Więcej szans dawało 17...Sd7 18.We4 Energiczniejsze było 18.Se4!? Hc7 19.d6 ed6? 20.Hc3+ 18...h6 19.Sf3 Tutaj ofiara skoczka była wątpliwa: 19.S:f7?! K:f7 20.H:h6 Wh8 21.Wf4+ Kg8 19...e5 Zasługiwała na uwagę inna pozycja obronna: 19...e6 20.Wh4 Wh8 21.Hc3+ f6 20.Wae1 f6 21.W4e3 g5 Czarne odparły bezpośrednie zagrożenia dla króla, ale białe dostały silnego wolniaka d5. Wiadomo, że hetman jest słabą figurą blokującą. Do przełamania blokady wystarczy ustawić skoczka na e4 22.Hc2 We7 23.Sd2! Ge8 24.Se4 Hd8 25.S:c5 Wc8 26.Se6+ W:e6 27.de6 Sd5 28.Wg3 Ha5 29.Wa1 Sf4 30.Gf1 i białe zrealizowały przewagę materialną.
Pamiętajmy, że podane wyżej warianty są tylko rekomendacją trenera. Warto je skonfrontować z własnym zdaniem na ten temat, bo przecież repertuar debiutowy jest sprawą bardzo indywidualną
W poprzednich artykułach zajęliśmy się analizą finału 44. Indywidualnych Mistrzostw Polski w Warcabach Stupolowych, który został rozegrany w listopadzie 2020 roku w Sanoku. Dla przypomnienia pierwsza trójka wyglądała następująco: 1. Karol Cichocki, 2. Natalia Sadowska, 3. Damian Reszka. Wybór partii na wysokim poziomie mamy ogromny, dlatego też będziemy kontynuować analizę tych najlepszych. Jako pierwszą na warsztat weźmiemy bardzo teoretyczną partię pomiędzy Damianem Reszką a Mariuszem Ślęzakiem, w której teoria stanowiła ponad dwadzieścia ruchów. Kolejna partia to pokaz siły Karola Cichockiego w centrum. Jego przeciwnik Filip Kuczewski również liczył się w walce o podium, dlatego też postawił wszystko na jedną kartę. Niestety, jak praktyka pokazała, ryzyko nie zawsze się opłaca. Bierzemy zatem swoje warcabnice, siadamy wygodnie i – do dzieła!
Damian Reszka – Mariusz Ślęzak Sanok 2020
1.32-28 20-25 2.37-32 15-20 3.41-37 10-15 4.46-41 5-10 5.31-27 19-23 6.28x19 14x23 Obaj gracze zdecydowali się na teoretyczne rozegranie partii. Ostatnimi laty nie widzimy tego wariantu zbyt często, ale kiedy cofniemy się o 5-8 lat, możemy znaleźć setki partii arcymistrzów w tymże debiucie.
7.33-28 9-14 8.28x19 14x23 9.39-33 10-14 9...13-19 10.27-22 17x30 11.35x22 W historii znajdziemy kilkanaście partii z taką kontynuacją. Czarne, lekceważąc wymianę trzy za trzy, otrzymują zaskakująco słabszą pozycję.
Ruch wydaje się dziwny – podwieszamy w końcu piona?! Jednak jest to wciąż teoretyczna kontynuacja i jest to najlepsze posunięcie.
16…23-29 To jedyne zagranie, które czarne mogą wykonać. Sprawdźmy, co byłoby przy innych ruchach. 16...12-17 17.34-30 25x34 18.40x29 23x34 19.27-21 16x27 20.32x23. Lub: 16...20-24 17.34-29 23x34 18.40x20 15x24 19.44-40 I czarne również mają mało wygodną pozycję. Skrzydło zostaje bez ważnych pionów 4 oraz 15.
17.34x23 18x29 18.33x24 20x29 19.44-39 19-24? To spory błąd, który powoduje, że czarne będą się już tylko bronić. Należało grać: 19...14-20 20.50-44 9-14 21.35-30 25x34 22.39x30 3-9 Ruchy nie są oczywiste, ale grając teoretyczny debiut, należało przygotować tę kontynuację.
20.50-44 14-20 21.39-33 12-17?
Ruch całkowicie oddający inicjatywę w centrum. Zadaniem białych jest jedynie powolne i precyzyjne wykańczanie przeciwnika. Podążając teoretycznymi ścieżkami, dużo lepsze było: 21...13-19 22.44-39 8-13 Pozycja białych wciąż jest przyjemniejsza i to one decydują o kierunku gry. Natomiast do wygranej bardzo daleko.
22.27-21 16x27 23.32x12 8x17 24.31-27 17-22 25.28x17 11x31 26.36x27 Jak to skomentował sam autor partii: „Od tego momentu czułem, że pozycja musi być wygrana”. I zapewne się nie mylił. Przyjrzyjmy się zatem, jaki plan obrać, aby nie wypuścić przeciwnika spod szponów.
26…7-12 27.37-32 6-11 28.44-39 1-6 29. 32-28 11-16 I kolejny pion na bandę... Możliwe było ciekawe zwarcie, pod warunkiem że obaj gracze podążyliby tą drogą. 29...12-17 30.27-22 3-8 31.41-36 9-14 32.42-37 8-12 33.36-31 14-19 34.31-27 12- 18 35.39-34 18-23 36.37-32 24-30 37.35x24 19x39 38.28x8 17x37 39.43x23 37-41 Białe mają piona więcej, ale pozycja jest bardzo niejasna. Prawdopodobnie duże szanse na remis.
30.41-37 9-14 31.37-31! 26x37 32.42x31 Bardzo logiczne zagranie. Białe muszą przenosić siły na krótkie skrzydło przeciwnika. Taka wymiana pozwoliła im przejąć kontrolę.
32…14-19
33.48-42?! Białe mogły wygrać, wykonując jeden ruch, ale przeoczyły proste uderzenie. 33.39-34 16-21 34.34x14 21x23 35.33-29! 24x42 36.48x37 20x9 37.35-30 25x34 38.40x7 I partia zakończyłaby się dużo szybciej. Dość prosty błąd obu zawodników.
33...3-9 34.31-26 Białe widziały kombinację w trakcie partii, jednak ze względu na spore straty materialne zdecydowały się na cierpliwą pozycyjną grę. Ale czy słusznie? 34.35-30 24x44 35.33x24 44x22 36.27x7 20x29 37.7-1 29-33 38.38x29 9-14 39.29-23 19x28 Po dłuższych analizach śmiem zaryzykować stwierdzenie, że kombinacja prawdopodobnie była wygrywająca. Czarne stoją zbyt daleko oraz nie grożą białym żadnymi pułapkami.
34...9-14 35.42-37 12-18 36.37-32 6-11
37.27-21 Białe również i tutaj odrzuciły forsowny wariant, który dawał im damkę, ale niestety z dużą stratą kamieni. 37.39-34 18-23 38.43-39 11-17 39.27-22 16-21 40.22x11 21-27 41.32x21 23x43 42.39x48 29x38 43.11-6 24-30 44.35x24 19x39 45.40-34 39x30 46.6-1 Ta pozycja wygląda na trudniejszą do wygrania od poprzedniej. Natomiast plan, który powinien nam się narzucać, to odcięcie czarnych pionów na dwójniku, a następnie dojście pionem 21 jak najszybciej do damki. Szanse na wygraną oceniłabym na 70 procent.
37...16x27 38.32x21 18-23
39.40-34 Znowuż mamy podobny układ, w którym białe nie decydują się na szybką, ale też niepewną sytuację damkową. 39.35-30 24x44 40.39x50 23x32 41.38x27 29x49 42.21-16 49x21 43.26x6 19-23 44.16-11 23-28 45.11-7 28-32 46.7-2 13-19 47.2x35 32-37 48.6-1 37-41 49.35-2 14-19 50.2x35 41-46 Zadaniem białych jest w tym momencie jedynie wytempowanie przeciwnika, co zmusi go do oddawania swojego materiału.
44.43-38 Białe mogły zagrać dużo lepiej, zatem przyjrzyjmy się i najlepszej, i najgorszej kontynuacji. 44.27-22? 16x27! 45.22x35 25-30 46.35x24 20x40 47.45x34 Remis. Należało grać: 44.45-40 19-23 45.27-22 16x27 46.22x31 14-19 47.17-11 18-22 Czarne są totalnie bez szans.
49…18-23 Walczyć można było jeszcze w następującym wariancie: 49...18-22 50.17x28 14-19 51.28-22 19-24 52.22-17 24-29 53.33x24 20x29 54.17-12 34-39 55.12-7, choć i tutaj zapewne dalsza gra prowadziłaby do podobnej pozycji jak ta mająca miejsce w partii.
50.17-12! Białe ustawiają swojego piona tak, aby mogły atakować damką czarne kamienie od tyłu.
56.29-24! 25-30 57.24x35 39-43 58.31-27 43-49 59.27-22 14-19 60.12-3 19-24 61.3-25 24-29 62.25-39 49-32 63.22-17 32-16 64.17-12 16-2 65.39-6 29-34 66.6-50 I po pięknej partii młodszy kolega uznał wyższość czterokrotnego mistrza Polski.
2-0
Karol Cichocki – Filip Kuczewski Sanok 2020
1.33-29 17-21 2.31-26 Ruch asekuracyjny. Białe ewidentnie nie chcą wchodzić w żadną teorię. 2.39-33 21-26 3.44-39 11-17 4.50-44 7-11 5.32-28 17-21 6.37-32 26x37 7.42x31 19-23 8.28x19 14x23 Z w
2...19-24 Prawdopodobnie to jeden z lepszych ruchów w tym wypadku. 2...21-27 3.32x21 16x27 4.37-32 11-16 5.32x21 16x27 6.41-37 27-31 7.36x27 18-23 8.29x18 13x31 9.37-32 31-36 Jak widzimy, klin mógł się okazać nie tak dobry, gdyż prawdopodobnie prędzej czy później przyszłoby go wybić.
3.26x17 24x33 4.38x29 11x22 5.39-33 14-19 6.44-39 10-14 7.50-44 5-10 8.42-38 6-11 8...16-21 9.32-28 21-26 10.28x17 12x21 Czarne mogły pozbyć się słabego piona 16, ale mocno by to ich pozycji nie upiększyło.
9.37-31 11-17 10.41-37
10…19-23 10...17-21 11.47-42 21-26 12.29-24 20x29 13.33x24 19x30 14.34x25 I sytuacja troszkę przyjemniejsza dla czarnych.
11.35-30 20-25 12.40-35 7-11 13.46-41 23-28 14.32x23 22-27 15.31x22 17x19 16.30-24 19x30 17.35x24 Pozycja szybko nam się zamieniła w klinową. Czarne będą zatem próbowały dobrać się do klina, a białe przejmować centrum.
17…12-17 Czarne mogły wybrać inny plan. 17...11-17 18.37-32 18-22 19.36-31 1-7 20.44-40 14-19 21.40-35 19x30 22.35x24 10-14 23.45-40 14-20 24.32-28 16-21 25.31-26 13-19 26.24x13 9x18 Pozycja się zaostrzyła i ciężko powiedzieć, po czyjej stronie jest inicjatywa. Szanse są równe i już tylko od zawodników zależy, komu uda się przechylić szalę na swoją stronę. Jeżeli nie jesteśmy pewni okrążenia, to zawsze możemy pozwolić na wymianę do tyłu. Naszą jedyną słabością będzie bandowy pion 25. 17...14-19 18.44-40 19x30 19.29-23 18x29 20.33x35
18.45-40 16-21 18...14-19 19.40-35 19x30 20.35x24 10-14 21.44-40 14-19 22.40-35 19x30 23.35x24 9-14 24.24-20 15x24 25.29x9 3x14 I tak jak pisałam wyżej, trzeba wiedzieć, kiedy odpuścić i wyrównać w porę pozycję.
Białe powolutku przejmują całe centrum. Plan czarnych na okrążenie prawdopodobnie nie miał sensu, gdyż białym ani ich klinowi absolutnie nic nie zagraża.
22…1-6 23.47-42 Grozimy wymianą do przodu, zatem czarne znowu są zmuszone do wycofania sił.
23…17-21 24.28x17 21x12 25.33-28 10-14 26.42-38 26.40-35 14-19 27.44-40 19x30 28.35x24 9-14 29.40-35 14-19 30.49-44 19x30 31.35x24 12-18 32.44-40 18-22 33.28x17 11x22 34.32-27 22x31 35.36x27 I za chwilę białe będą kontrolowały wszystkie centralne pola.
26...11-17 27.28-23 13-18 27...13-19 28.24x13 8x28 29.32x23 20-24 30.29x20 15x24 31.38-33 6-11 32.34-29 14-20 33.40-34 2-8 34.44-40 9-13 35.40-35 13-19 36.23x14 20x9 37.29x20 25x14 38.43-38 8-13 Jak widzimy, była jeszcze szansa na wyjście z ciężkiej, defensywnej pozycji. Czarne jednak chciały grać ambitnie do końca, nie biorąc po drodze pod uwagę remisowych rozwiązań.
28.38-33 9-13 29.33-28 6-11 30.43-38
Białe realizują swój plan bez większych problemów i wątpliwości.
33…18-22 33...17-22 34.28x17 12x21 Jak to często bywa w grze przeciwko klinowi, ważne jest zabranie kilku temp, zatem wymiana jest rekomendowana. 35.32-28 9-14 36.37-32 14-20 37.48-42 8-12
34.37-31 26x37 35.32x41 22-27 36.48-43! Białe zrobiły jedną wymianę do tyłu, aby uwolnić skrzydło od natarcia czarnych, ale już przygotowały kolumnę, dzięki której za chwilę zyskają aż cztery tempa.
36…17-21 37.38-32 27x38 38.43x32 Białe mają dziewięć temp więcej oraz idealną pozycję. Czarne zostają już bez jakiegokolwiek planu i punktu zaczepienia. Pozostaje trudna walka o remis.
38…12-17 38...13-19 39.24x13 8x19 Można było pokusić się o wymianę klina. Pozycja dużo gorsza, ale przy dokładnej grze prawdopodobnie do odratowania.
Białe napierają coraz bardziej. W zasadzie to przewaga tempowa sama je do tego zmusza, pozostaje im tylko grać całą siłą do centrum.
42…8-12 43.33-28 2-7 To już taki moment partii, w którym każdy ruch należy dokładnie przemyśleć. 43...4-10 44.36-31 18-22 45.38-33 2-7 46.23-18 22x13 47.31-27 13-18 48.27x16 7-11 49.16x7 12x1 50.37-31 26x37 51.32x41 1-7 52.41-37 7-12 53.28-23 10-14 54.37-32 17-22 55.40-35 Trudny plan, ale możliwy do osiągnięcia. Czarne tutaj już nie przegrają.
44.39-33 18-22 45.40-35 22-27 46.34-30! 25x34 47.29x40 Dobra wymiana, po której tworzymy sobie czystą drogę do przejmowania długiego skrzydła czarnych.
47…7-11 48.40-34 11-16 49.35-30 12-18 50.23x12 17x8 51.30-25 Proszę zwrócić uwagę, że czarne stoją totalnie z tyłu. Białe są coraz bliższe przerywu do damki.
51…8-12 52.34-29 12-17 53.28-23!
Uciekamy spod przygotowanej przez czarne wymiany.
53…9-14 54.23-18 Bardzo ciekawy wariant z oryginalną kombinacją mógł powstać po następujących posunięciach: 54.24-19 4-9 55.19x10 15x4 56.25-20 17-22 57.29-24 4-10 58.20-15 9-13 59.15x4 13-18 60.23x12 27-31 61.36x18 3-9 62.4x13 21-27 63.32x21 26x30. Kombinacja bardzo efektowna, ale niestety okazuje się przegrana. 64.18-12 30-35 65.12-8 35-40 66.8-2 40-44 67.2-19 I czarne nie są w stanie postawić damki.
54...4-9 55.24-20 15x24 56.29x20 14-19 57.20-15 9-13 58.18x9 3x14 Białe nie mogą czekać, muszą się przerywać natychmiast. Sprawdźmy, co by było w przypadku próby dalszej gry bez oddawania kamienia.
59.25-20 59.33-29? 27-31 60.36x27 19-23 61.29x18 17-22 I białe są bezradne. Remis.
59...14x25 60.15-10 25-30 61.10-4 Białe również muszą grać bardzo dokładnie. Jedno przeoczenie mogłoby kosztować utratę punktu. 61.10-5? 26-31! 62.5x6 31x42 63.38x47 27x29
66.28x17 21x12 67.30-34 Znowu atakujemy i wymuszamy ruchy na przeciwniku.
70.37-31!! Białe postawiły kropkę nad i. Przez ostatnie dwadzieścia pięć ruchów wykańczały przeciwnika powoli, nie dając mu żadnej swobody gry.
70…45-50 71.31-27 Pętla jest nie do uniknięcia.
71…17-22 72.27x18 50-11 73.18-13 Czarne się poddały, a nowy mistrz Polski już zapewne poczuł, że jego pierwszy tytuł w karierze jest na wyciągnięcie ręki.
Możesz wesprzeć działania naszego Stowarzyszenia, przekazując 1% swojego podatku!
Numer KRS 0000247136
Stowarzyszenie Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki Niewidomych i Słabowidzących „Cross
Stowarzyszenie Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki Niewidomych i Słabowidzących „Cross” powstało w 1991 roku, a od 2005 roku posiada status organizacji pożytku publicznego. Głównym celem statutowym Stowarzyszenia jest propagowanie i rozwijanie kultury fizycznej oraz sportu wśród niewidomych i słabowidzących. Organizacja ma zasięg ogólnopolski i zrzesza obecnie ponad 4 tysiące członków w 41 jednostkach terenowych zlokalizowanych na terenie całej Polski.
Dzięki Twojemu 1% możemy kontynuować działania na rzecz osób niewidomych i słabowidzących w Polsce.
Dziękujemy!
Materiał promocyjny został sfinansowany/współfinansowany ze środków pochodzących z 1% podatku dochodowego od osób fizycznych.