Ależ to był turniej! Dwa finały i… dwa zwycięstwa, a do tego polski mecz o brąz. Fantastyczne występy Biało- -Czerwonych w łotewskim turnieju zostały okraszone trzema medalami w odcieniach bałtyckiego bursztynu: dwoma najcenniejszymi, złotymi, i jednym nieco ciemniejszym, brązowym.
Międzynarodowy turniej Amber of Liepaja 2024 był piątym w tym sezonie. Rozegrany został w nadmorskim mieście Lipawa na Łotwie. Brało w nim udział 61 zawodników – 18 kobiet i 43 mężczyzn. Swoje reprezentacje wystawiło aż 14 państw: Łotwa, Włochy, Estonia, Francja, Finlandia, Litwa, Bułgaria, Czechy, Słowacja, Belgia, Holandia, Wielka Brytania, Mołdawia oraz Polska. Kobiety i mężczyźni rywalizowali oddzielnie, zgodnie z regulaminem IBSA oraz według systemu opracowanego przez Komisję Showdowna IBSA. Turniej rozgrywany był na pięciu stołach jednocześnie, a mecze punktowało 10 międzynarodowych sędziów, w tym Polak Marcin Załucki.
W kategorii mężczyzn został spełniony wymóg IBSA minimum 10 zawodników z topowej dwudziestki, co pozwoliło liczyć wygraną za maksymalne 400 p. Z kolei w kategorii kobiet zwycięstwo było warte 300 p. Reprezentowało nas ośmioro graczy: Agnieszka Bardzik, Dominika Czuj, Weronika Szynal, Katarzyna Pietruszyńska, Szymon Budzyński, Przemysław Knaź, Adrian Słoninka i Krzysztof Sobiło. Zawodnikom towarzyszył trener kadry Szymon Borkowski.
Finałowy mecz Weronika Szynal kontra Sonia Tranchina
Panowie pierwszą rundę zaczęli doskonale! Adrian i Krzysztof wygrali swoje grupy bez straty seta: trzy mecze i każdy zakończony wynikiem 2:0! Bardziej skomplikowana sytuacja była w grupie C, w której spotkało się dwóch Biało-Czerwonych, Przemysław i Szymon, a trzecim przeciwnikiem był brązowy medalista mistrzostw Europy, Francuz Pierre Bertrand. Między tą trójką toczyła się walka do ostatniego punktu o to, który z nich przejdzie do kolejnej rundy. Mecze zakończyły się w taki sposób, że wszyscy oni zdobyli po trzy punkty i mieli na swoim koncie po trzy wygrane i po jednej porażce, bowiem Szymon wygrał z Pierrem, ale przegrał z Przemkiem, Przemek wygrał z Szymonem, ale przegrał z Pierrem, a Pierre wygrał z Przemkiem, ale przegrał z Szymonem. Jakby tego było mało, wszystkie mecze między nimi kończyły się wynikami 2:1. Sędziowie mieli więc co liczyć i z tych obliczeń wynikało, że triumfatorem grupy został Przemek, tuż za nim uplasował się Pierre, a Szymonowi pozostała trzecia lokata. Sytuacja w grupie C dowodzi tylko, jak wyrównał się poziom showdowna w Europie i w jak świetnej dyspozycji są nasi reprezentanci.
Panie walczyły w dwóch grupach i aby trafić do ćwierćfinału, musiały zająć miejsca w pierwszej czwórce. I tak też zrobiły! Weronika wygrała swoją grupę, oddawszy tylko jeden mecz – z Sonią Tranchiną z Włoch. Dominika zajęła drugie miejsce (trzy zawodniczki miały tyle samo punktów i tutaj też, jak u panów z grupy C, decydowały tzw. małe punkty). Agnieszka zajęła trzecie miejsce, a Kasia czwarte, o czym również zdecydowały małe punkty. Zacięte pojedynki i zbliżone wyniki – to wszystko zwiastowało, że kolejna część turnieju będzie jeszcze ciekawsza!
Drugą rundę jak burza przeszedł „Słoniu”, który znów bez straty seta wygrał wszystkie trzy mecze. Sztuka ta, niestety, nie udała się pozostałym naszym panom, którzy w swoich grupach zajęli trzecie lub czwarte lokaty. Pecha miał Krzysiek, który trafił na mistrza świata Denissa Ovsjannikovsa i wspomnianego już wcześniej Pierra Bertranda.
Polski mecz o brązowy medal – Katarzyna Pietruszyńska kontra Dominika Czuj
W ćwierćfinałach kobiet los sparował ze sobą dwie nasze reprezentantki – Dominikę i Agnieszkę. Lepsza okazała się ta pierwsza, która wygrała 3:0. Kolejną parę tworzyły Weronika z Pauline Eilers z Francji i tu również pojedynek zakończył się pewnym zwycięstwem naszej zawodniczki w stosunku 3:0. Najbardziej zacięta rywalizacja to mecz między Kasią a Mai-Li De Reaymaeker z Belgii. Set za set, punkt za punkt! Pierwszy set pewnie, bo 12:6, wygrała nasza zawodniczka, drugi, bardzo zacięty, padł łupem Belgijki – 16:14. W trzecim rywalka szybko rozprawiła się z Kasią 11:4, a czwarty set to istna wojna nerwów wygrana przez popularną „Pietruchę” 13:10. Nadszedł tie-break i całkowita zmiana u Mai-Li, która zaczęła grać bardzo szybko i precyzyjnie, przez co prowadziła już 8:0. Czas wzięty przez polskiego trenera, całkowita zmiana taktyki i ustawienia przez Kasię i… 8:8! Następnie czas wzięła Belgijka, aby jeszcze uspokoić emocje, ale na nic się to zdało. Jej błąd, a po nim szybka bramka zdobyta przez naszą zawodniczkę dały Biało-Czerwonym trzeci półfinał!
Ćwierćfinał Adriana nie był już może aż takim spacerkiem jak jego poprzednie mecze, ale i tak zakończył się bardzo dobrze. Wygrana 3:1 z Pavolem Kubosko ze Słowacji zapewniła mu awans do półfinału. A w nim trafił na Fina Jouniego Viitamaki, z którym miał już okazję spotkać się w pierwszej grupie. Rywal nie wziął odwetu za wcześniejszą porażkę i tym razem uległ „Słoniowi” 1:3. Finał dla Polaka!
Jeden z najbardziej zaciętych pojedynków łotewskiego turnieju – Pierre Bertrand z Francji w meczu z Przemysławem Knaziem
A w półfinałach kobiet kolejny pojedynek Polek, bo naprzeciw sobie stanęły Weronika i Dominika. Mecz okazał się bardzo szybki i zwycięsko wyszła z niego Werka (3:0), meldując się w finale! Drugi półfinałowy pojedynek to mecz Kasi z Sonią Tranchiną. Tym razem lepsza była Włoszka, która pokonała „Pietruchę” 3:1. Taki układ sprawił, że w meczu o brązowy medal ponownie spotkały się dwie nasze reprezentantki. Warto podkreślić, że mimo wagi tego spotkania naszych zawodniczek nie opuszczał dobry humor i potrafiły żartować ze swoich błędów oraz nagradzać brawami przeciwniczkę. Ten bardzo fair play pojedynek zakończył się wynikiem 3:0 dla Dominiki i to ona mogła zawiesić na szyi brązowy medal!
Kobiece podium. Od lewej: Sonia Tranchina (Włochy), Weronika Szynal i Dominika Czuj
Dwa najważniejsze mecze turnieju Amber of Liepaja 2024 to dwa pojedynki Biało-Czerwonych.
W finale kobiet naprzeciw sobie stanęły Weronika Szynal i Sonia Tranchina. Obie spotkały się już w pierwszej rundzie, gdzie górą była Włoszka. Ale tamten mecz nie miał tu znaczenia. Ten był nowy, inny, o dużo większej wadze. Znakomicie rozpoczęła go nasza zawodniczka, która pewnie wygrała pierwsze dwa sety 12:7 i 12:5. Trzeci set przyniósł przełamanie Tranchiny i jej zwycięstwo 11:7. Czwarty set to walka punkt za punkt, bramka za bramkę i wynik 10:10. Weronika wraz z trenerem wzięli czas, dzięki czemu mogła się uspokoić i zastanowić nad najlepszym możliwym zagraniem. I to zadziałało. Tuż po gwizdku nastąpiła jedna wymiana piłki, zagranie po przekątnej Werki i… bramka dająca jej złoty medal! To największy sukces w dotychczasowej karierze Weroniki, karierze, która dopiero nabiera rozpędu.
Podium mężczyzn. Od lewej: Alisher Hozanijazov (Estonia), Adrian Słoninka, Deniss Ovsjannikovs (Łotwa)
Finał mężczyzn to pokaz siły spokoju i opanowania Adriana Słoninki. Spotkał się w nim z Estończykiem Alisherem Hozanijazovem, który dość niespodziewanie wygrał pierwszego seta 12:7. „Słoniu” pokazał jednak, że to była dla niego tylko rozgrzewka i nie zamierza oddawać rywalowi więcej punktów. 11:4, 12:2 i 12:6 – takimi rezultatami zakończyły się trzy kolejne sety i tym samym złoty medal powiększył kolekcję Adriana!
Warto zaznaczyć, że pozostali nasi reprezentanci również dzielnie walczyli o jak najwyższe lokaty, Szóste miejsce zajęła Agnieszka, dziewiąte Krzysztof, czternaste Przemysław i dwudzieste drugie Szymon. Łotewski turniej został więc całkowicie zdominowany przez Biało-Czerwonych i mogliśmy aż dwa razy wysłuchać „Mazurka Dąbrowskiego”!
Amber of Liepaja 2024 3-7.07.2024 r., Lipawa, Łotwa
Kobiety 1. Weronika Szynal Polska 2. Sonia Tranchina Włochy 3. Dominika Czuj Polska 4. Katarzyna Pietruszyńska Polska (…) 6. Agnieszka Bardzik PolskaMężczyźni 1. Adrian Słoninka Polska 2. Alisher Hozanijazov Estonia 3. Deniss Ovsjannikovs Łotwa (…) 9. Krzysztof Sobiło Polska 14. Przemysław Knaź Polska 22. Szymon Budzyński Polska
Puchar Świata FMJD (Światowej Federacji Warcabowej) to seria międzynarodowych turniejów rozgrywanych w różnych zakątkach globu. Przełom czerwca i lipca (lub początek lipca) to utarty już termin turnieju Riga Open. W tym roku odbyła się jego dziesiąta edycja. W łotewskim etapie pucharowych rozgrywek nie zabrakło reprezentantów Stowarzyszenia „Cross”.
Kraje bałtyckie są mocno zaangażowane w sport warcabowy, zarówno od strony organizacyjnej, jak i zawodniczej, od lat są kuźnią bardzo solidnych graczy. Stąd też zapewne stolica Łotwy co roku przyciąga wielu warcabistów.Warto nadmienić, że polsko-łotewska współpraca ma się bardzo dobrze. W ubiegłym roku nasi juniorzy licznie walczyli w Jełgawie w turnieju Baltic Open Youth przeznaczonym dla graczy z Estonii, Łotwy, Litwy, Ukrainy i Polski. Kilkudniowe turnieje tego typu dają świetną możliwość ogrywania się na arenie międzynarodowej bez dalekich i kosztownych podróży. Tegoroczna edycja odbędzie się w estońskim Tallinnie, z kolei Jełgawa na początku sierpnia ugości uczestników mistrzostw Europy juniorów.
W tym roku rywalizacja Pucharu Świata rozpoczęła się w styczniu w Afryce, a dokładnie w stolicy Burkina Faso, Wagadugu. Z uwagi na wiele czynników ten turniej jest często pomijany przez czołowych zawodników. W kwietniu w holenderskiej prowincji Flevoland, znanej z kolorowych upraw tulipanów, odbył się drugi turniej cyklu. Szczególnie udanie zaznaczył na nim swoją obecność aktualny mistrz Polski Filip Kuczewski, który jako pierwszy mężczyzna z Polski (wcześniej ta sztuka udawała się wyłącznie Natalii Sadowskiej) stanął na trzecim miejscu podium. Natomiast druga połowa roku to dwa azjatyckie turnieje, z których pierwszy odbędzie się w sierpniu w mieście Xintai w Chinach (Państwo Środka ma do dyspozycji fundusze zdecydowanie przewyższające budżety europejskich federacji, co przekłada się na wysokie pule nagród, a to z kolei na duże zainteresowanie najlepszych warcabistów). Cykl ma zakończyć się w Polsce turniejem Polish Open 2024.
Partia Alise Misane – Jurij Anikiejew
Przejdźmy jednak do naszej relacji. Wyjazd reprezentacji zawodników z dysfunkcją wzroku do Rygi miał dość burzliwy początek – i to dosłownie. Piątek 28 czerwca, pociąg z Warszawy do Białegostoku ma wyruszyć z Dworca Centralnego punkt dwudziesta pierwsza i za niecałe trzy godziny dotrzeć do celu. Niestety, chwilę przed odjazdem stolicę nawiedza potężna nawałnica, która zrywa trakcję na stacji Warszawa Wschodnia. Na naprawienie usterki przyszło nam czekać około trzech godzin. W efekcie planowany nocleg na Podlasiu znacząco się skrócił, a przecież o siódmej dnia następnego mieliśmy już ruszać w kierunku Łotwy. Po zaledwie drzemce, ale za to sycącym śniadaniu wsiedliśmy w komplecie do busa. W skład naszej grupy wchodzili: zawodnicy – Ewa Wieczorek, Bernard Olejnik, Andrzej Sargalski, Barbara Kacprzak, Dominik Kasperczyk, Barbara Gołębiowska-Fryga, ich przewodnicy, Wacław Morgiewicz zapewniający obsługę techniczną wyjazdu, a także autor niniejszej relacji, który odpowiadał za aspekty trenerskie. Ta część podróży przebiegała już spokojnie, więc nadrabialiśmy niedobory snu z poprzedniej nocy, a około szesnastej lokalnego czasu (plus godzina względem czasu polskiego) zameldowaliśmy się w hotelu Radisson Blu Daugava.
Otwarcie turnieju zaplanowano na godzinę dwunastą ostatniego dnia czerwca. Przywitał nas na nim Vladislavs Vesperis, prezydent Łotewskiej Federacji Warcabowej pełniący też funkcję sekretarza generalnego FMJD. Zawodnicy przed rozpoczęciem ceremonii otrzymali upominki, by chwilę później wysłuchać przemówień organizatorów i występu zespołu muzycznego wykonującego choćby legendarny utwór „What a Wonderful World” Louisa Armstronga. Zawodnicy w dobrych nastrojach czekali potem na pierwszą rundę, która miała się rozpocząć o godzinie piętnastej. (Na moim anglojęzycznym kanale checkersTV można obejrzeć film z otwarcia).
Na liście startowej przedstawiono aż 106 zawodników. Ta fenomenalna frekwencja byłaby może jeszcze większa, ale maksymalnie wypełniona przestrzeń hotelowej sali gry już na to nie pozwoliła. Wśród faworytów ryskiego turnieju wymieniani byli Aleksander Szwarcman, reprezentujący Izrael pięciokrotny mistrz świata, Jurij Anikiejew, aktualny mistrz świata z Ukrainy, czy jego rodaczka Wiktorija Motriczko, obecnie najlepsza warcabistka globu wśród kobiet. Łącznie w Rydze zagrało ośmiu arcymistrzów międzynarodowych, dwie mistrzynie międzynarodowe i aż dwunastu mistrzów federacji, a całkowita liczba warcabistów z tytułami to trzydziestu trzech! Liczną grupę stanowili lokalni zawodnicy, wśród nich młodzież, czyli przyszłość łotewskich warcabów. O ich sile stanowi przykład Alise Misane, zaledwie dziesięciolatki, która na początku maja w Portugalii wywalczyła z koleżankami tytuł drużynowych mistrzyń świata, a w Riga Open 2024 zremisowała z Anikiejewem! Niesamowite jest to, co ona wyprawia na planszy w tak młodym wieku.
Ewa Wieczorek
Bardzo silna obsada nie pozostawiła złudzeń reprezentantom Stowarzyszenia „Cross”, którym przyszło w ogromnym trudzie bić się o punkty. Ostatecznie dziewięciorundowy dystans, gdzie pojedyncza partia trwała około czterech godzin, pozwolił na następujące zdobycze i lokaty: Ewa Wieczorek zajęła 96. miejsce (6 p. na 18 możliwych – 2 zwycięstwa, 2 remisy i 5 porażek); Bernard Olejnik zakończył występ z 98. lokatą (6 p. – 1 zwycięstwo, 4 remisy i 4 porażki); Andrzej Sargalski był 100. (5 p. – 5 remisów i 4 porażki); Barbara Kacprzak 103. (4 p. – 1 zwycięstwo, 2 remisy i 6 porażek); Dominik Kasperczyk 104. (4 p. – 1 zwycięstwo, 2 remisy i 6 porażek); Barbara Gołębiowska-Fryga 105. (4 p. – 1 zwycięstwo, 2 remisy i 6 porażek). Niemniej naszym zawodnikom należą się brawa i gratulacje za bardzo dobrą postawę w tak wymagających okolicznościach!
Reprezentanci Stowarzyszenia „Cross” na turnieju warcabowym Riga Open 2024. Od lewej: Barbara Gołębiowska-Fryga, Barbara Kacprzak, Bernard Olejnik, Andrzej Sargalski, Ewa Wieczorek i Dominik Kasperczyk
Zwycięzcą Riga Open 2024 został holenderski arcymistrz Wouter Sipma, który sztuki wygrania turnieju z cyklu Pucharu Świata dokonał po raz pierwszy w swojej karierze. Na drugim miejscu uplasował się jego rodak Jitse Slump, a podium uzupełnił Łotysz Guntis Valneris, mistrz świata z 1994 roku. W klasyfikacji kobiet wygrała, zgodnie z oczekiwaniami, Wiktorija Motriczko. Zamieszczony tu link odsyła do pełnej tabeli wyników:
Latem przerwy między rundami warto wykorzystać na podziwianie uroków położonej u ujścia Dźwiny stolicy Łotwy, w tym zabytkowego Starego Miasta wpisanego na Listę światowego dziedzictwa kulturowego i przyrodniczego UNESCO. Znaleźć tu można również polskie akcenty. W 1605 roku 25 km od Rygi miała miejsce słynna bitwa pod Kircholmem, w której wojska polsko-litewskie pod dowództwem hetmana Jana Karola Chodkiewicza pokonały ponad trzykrotnie liczniejszą armię Szwedów.
I tak w sobotę 6 lipca, po równo tygodniu warcabowej walki i turystycznych odkryć, udaliśmy się w drogę powrotną. Hotel, dworzec autobusowy, przesiadka w Wilnie, Białystok, a nad ranem w niedzielę – Warszawa. Niektórzy skończyli podróż wcześniej, niektórzy jechali dalej, ale co najważniejsze, wszyscy spokojnie i bezpiecznie wrócili do domów. Ryska przygoda dobiegła końca, dostarczywszy nam solidnej dawki przykładów do analiz i nauki (kilka z nich znaleźć można na ostatnich stronach tego numeru), co ma się przełożyć na medale w nadchodzących mistrzostwach świata osób z niepełnosprawnościami. A te już we wrześniu.
Już po raz czwarty nadbałtycka Ustka gościła najlepsze warcabistki i warcabistów Stowarzyszenia „Cross” rywalizujących o medale w indywidualnych mistrzostwach Polski niewidomych i słabowidzących.
W tym roku odbyła się dwudziesta ósma edycja mistrzostw. Podobnie jak w latach poprzednich w tym samym miejscu i czasie rozgrywane były dwa turnieje: kobiecy i męski. Uczestników obu finałów, toczących się w dniach 11-23 czerwca 2024 roku, gościł ośrodek wypoczynkowy Przystań u Kapitana. Grano systemem kołowym, tj. „każdy z każdym”. Tempo gry wynosiło 80 minut na starcie, a po każdym wykonanym posunięciu zegar doliczał automatycznie minutę. W praktyce oznaczało to, że partia mogła trwać nawet pięć godzin. Na szczęście w programie przewidziano tylko jedną rundę dziennie, która zawsze rozpoczynała się o godzinie dziewiątej. Kilka razy zdarzyło się jednak, że zawodnicy nie wyrobili się przed wyznaczonym na trzynastą obiadem. Głód zwycięstwa okazywał się więc czasem silniejszy niż głód fizyczny. Ten ostatni nam nie groził, gdyż jedzenie było smaczne i serwowane obficie.
Pora przejść do przebiegu rywalizacji.
Finał kobiet
Cała uprawniona do gry dwunastka pań stawiła się w Ustce w komplecie. Faworytka do zwycięstwa była jedna – 13-krotna mistrzyni Polski Ewa Wieczorek z „Victorii” Białystok. Do pozostałych krążków kandydatek było wiele. Aż dziesięć finalistek stawało już na podium IMP, jedynie Irena Wnuk i Grażyna Skonieczna nie poznały jeszcze smaku takiego sukcesu. Finał kobiet sędziował Jan Chrząszcz.
Ewa Wieczorek wystartowała zgodnie z przewidywaniami i po dwóch rundach została samodzielną liderką z kompletem 4 p. Prowadzenia nie oddała już do końca turnieju. Pierwszy punkt straciła w czwartej rundzie po remisie z Dorotą Szelą, drugi w siódmej rundzie urwała jej Barbara Wójcik, a pozostałe dwa „sprezentowała” rywalkom w ostatnich dwóch partiach, gdy miała już zapewniony złoty medal.
Po pięciu rundach na drugim miejscu, ze stratą 3 p. do Ewy, plasowała się Barbara Gołębiowska-Fryga, która miała już 8 p. (plus 3) i o dwa oczka wyprzedzała Barbarę Wójcik i Jadwigę Mróz. Niestety, obrończyni tytułu nie wytrzymała tempa i w kolejnych pięciu rundach poniosła aż trzy porażki. Najpierw, w piątej rundzie, pokonała ją brązowa medalistka z roku ubiegłego Teresa Borowiec. Potem zmusiły ją do kapitulacji Wieczorek i Wójcik. Mimo to przed ostatnią rundą zachowywała jeszcze realne szanse na medal.
Po słabym starcie (porażka w pierwszej partii z Ireną Ostrowską) systematycznie w górę tabeli pięła się Wójcik. Mistrzyni Polski z 2016 roku po ósmej rundzie miała już 11 p. O dwa oczka wyprzedzała Gołębiowską-Fryga, Mróz i Skonieczną, a o trzy Szelę i Ostrowską. Po dziewiątej rundzie do Wójcik na jeden punkt zbliżyły się Gołębiowska-Fryga i Skonieczna. W przedostatniej, dziesiątej rundzie, obie te zawodniczki, widząc już zarysy podium, poniosły porażki (odpowiednio z Wójcik i Borowiec), a Wójcik, dzięki zwycięstwu, zapewniła sobie srebrny medal.
Barbara Wójcik (z prawej) gra z Barbarą Gołębiowską-Frygą
W grze o brąz pozostawały trzy zawodniczki mające po 11 p.: Skonieczna, Szela i Gołębiowska-Fryga. Skonieczna grała z Szelą, a Gołębiowska-Fryga z Heleną Poliniewicz. W przypadku remisu w pierwszym z wymienionych pojedynków wygrana zapewniłaby obrończyni tytułu brąz. Warcabistka „Atutu” Nysa nie wykorzystała szansy, jej partia zakończyła się remisem. O medalu decydował zatem pojedynek Skoniecznej z Szelą. Szela musiała wygrać, Skoniecznej wystarczał remis. Partia trwała niemal do obiadu (ponad cztery godziny) i zakończyła się wygraną Szeli, która tym samym po trzech latach przerwy wraca do kadry.
Ewa Wieczorek sięgnęła po swój dwudziesty medal (14 – 3 – 3). Tytuł odzyskała po roku przerwy. W tabeli wszech czasów pozostaje niezagrożona, nie tylko w najbliższych latach. Również po roku przer- wy na drugie miejsce wróciła Barbara Wójcik, przypomnijmy – aktualna mistrzyni świata kobiet słabowidzących w grze szybkiej. Jej dorobek w IMP niewidomych i słabowidzących to siedem medali (1 – 4 – 2). Dorota Szela na trzecie miejsce powróciła po trzech latach, ale już wcześniej była druga. Jej dorobek to trzy medale (0 – 1 – 2). Barbara Gołębiowska-Fryga nie obroniła tytułu, ale do końca walczyła o medal i była blisko podium. Zanotowała też wzrost rankingu, czym potwierdziła stabilną formę. Grażyna Skonieczna znowu blisko medalu i ponownie poza podium. Słaby start oraz porażki w dwóch ostatnich pojedynkach sprawiły, że zanotowała znaczne straty rankingowe. Bardziej jednak boli brak krążka. To zawodniczka grająca bezkompromisowo: tylko jeden jej pojedynek zakończył się podziałem punktów. Brązowa medalistka z roku 2023, Teresa Borowiec, wystartowała fatalnie. Najpierw dwa remisy z koleżankami klubowymi, a potem trzy porażki z rzędu. W pozostałych sześciu partiach ugrała aż 9 p., ale wystarczyło to dopiero na zajęcie 6. miejsca. Irena Ostrowska swój ostatni medal wywalczyła w 2010 roku. Do rywalizacji na krajowym podwórku wróciła niedawno i jak na brak ogrania wypadła przyzwoicie. Jako jedyna zmusiła do kapitulacji srebrną medalistkę Barbarę Wójcik. Wypełniła normę na kandydatkę na mistrzynię. Jadwiga Mróz to dwukrotna brązowa medalistka tych mistrzostw. Pierwszy medal zdobyła już w 2001 roku. W Ustce wypadła nieco poniżej oczekiwań. Helena Poliniewicz, brązowa medalistka sprzed 11 lat, uzyskała najwyższy wzrost rankingu ze wszystkich uczestniczek finału (plus 14). Do historii turnieju w Ustce przejdzie też jako królowa remisów. Aż osiem jej partii zakończyło się pokojowo. Barbara Wentowska, wicemistrzyni Polski sprzed trzech lat, tym razem zanotowała słabszy występ, ale zdołała zmieścić się w czołowej dziesiątce mistrzostw. Teresa Bonik to brązowa medalistka z Ustki z 2018 roku. Teraz nadmorski kurort nie przyniósł jej warcabowego szczęścia. Jedno zwycięstwo i pięć porażek to bardzo skromny dorobek. Tabelę zamknęła warcabistka „Sudetów” Kłodzko Irena Wnuk. Ktoś musiał być ostatni. Padło na zawodniczkę z najniższym rankingiem, jedynym poniżej 2000 p.
XXVIII Mistrzostwa Polski Kobiet Niewidomych i Słabowidzących w Warcabach Stupolowych 11-23.06.2024 r., Ustka
Ewa Wieczorek „Victoria” Białystok 18 p. (7 zwycięstw)
Barbara Wójcik „Hetman” Lublin 15 p. (5)
Dorota Szela „Podkarpacie” Przemyśl 13 p. (3)
Barbara Gołębiowska-Fryga „Atut” Nysa 12 p. (4)
Grażyna Skonieczna „Syrenka” Warszawa 11 p. (5)
Teresa Borowiec „Podkarpacie” Przemyśl 11 p. (3)
Irena Ostrowska „Atut” Nysa 11 p. (2)
Jadwiga Mróz „Atut” Nysa 11 p. (2)
Helena Poliniewicz „Podkarpacie” Przemyśl 10 p. (1)
Barbara Wentowska „Jantar” Gdańsk 8 p. (1)
Teresa Bonik „Jantar” Gdańsk 7 p. (1)
Irena Wnuk „Sudety” Kłodzko 5 p. (1)
Finał mężczyzn
W stawce finalistów w ostatniej chwili nastąpiła jedna zmiana. Bernarda Olejnika zastąpił pierwszy rezerwowy Mikołaj Fiedoruk. Napisać, że zastąpił godnie, to nic nie napisać… Ale nie uprzedzajmy faktów. Turniej mężczyzn sędziował Leszek Łysakowski. Tegoroczne rozgrywki można spokojnie podzielić na dwie fazy. Pierwsza to rundy od pierwszej do siódmej, a druga to rundy ósma do jedenastej.
Leszek Stefanek (z lewej) kontra Michał Ciborski
Początkowo rywalizacja toczyła się w zasadzie zgodnie z przewidywaniami. Na czoło wysunęli się faworyci, mistrzowie z ostatnich czterech lat – Andrzej Jagieła, Leszek Stefanek i Tomasz Kuziel. Pierwsze trzy rundy to komplet punktów dla Stefanka i Kuziela. Jagieła w tym czasie stracił dwa oczka po remisach z Andrzejem Sargalskim i Mieczysławem Kaciotysem. W czwartej rundzie Stefanek pokonał Kuziela i został samodzielnym liderem, bo wyprzedzał pościg o dwa punkty. W piątej rundzie doszło do pojedynku głównych faworytów – Stefanka i Jagieły. Zawodnik z Podkarpacia lepiej wyszedł z debiutu i osiągnął sporą przewagę pozycyjną, ale ostatecznie nie zdołał jej zrealizować i partia zakończyła się remisem. Kolejne dwie rundy nie przyniosły większych zmian w tabeli. Po siedmiu rundach prowadził Stefanek (13 p.) przed Jagiełą (11 p.). Kolejni zawodnicy mieli po 9 p. (Fiedoruk i Kuziel). Wydawało się, że walkę o tytuł, podobnie jak w poprzednich dwóch latach, stoczą ze sobą Leszek z Andrzejem.
Ostatnia runda. Tomasz Kuziel (z lewej) w partii z Andrzejem Jagiełą
Jednak druga faza turnieju nie przebiegała już według zakładanego scenariusza. Pierwszą niespodziankę sporego kalibru zanotowaliśmy w rundzie ósmej. Niepokonany dotąd lider uległ Józefowi Tołwińskiemu. Tym samym mający już na koncie trzy porażki zawodnik „Victorii” Białystok zgłosił swe medalowe aspiracje. Na potknięciu Stefanka skorzystał Jagieła i zrównał się z nim punktami. Warcabista „Hetmana” Lublin prowadził jeszcze dzięki większej liczbie zwycięstw. Za dwójką mających po 13 p. liderów plasowało się trzech zawodników z dziesięcioma punktami – Tołwiński, Fiedoruk i Kuziel, a za nimi mający zgromadzonych 9 p. Edward Twardy.
I nadeszła runda dziewiąta – runda sensacji: polegli w niej trzej kandydaci do medali. Jedyny zawodnik pozostający bez porażki, Jagieła, wpadł na prostą kombinację i uległ Fiedorukowi. Michał Ciborski, jeden z outsiderów turnieju (4 p. w ośmiu partiach) ograł Kuziela mimo kamienia straty (!). Do walki o medale włączył się też Twardy, który wygrał damkową końcówkę trzy na jeden z Tołwińskim. Taką sytuację wykorzystał oczywiście Stefanek, który po wygranej z Antonim Ignatowskim znowu odskoczył na dwa punkty i zapewnił sobie medal. Do tytułu potrzebował jeszcze tylko jednego zwycięstwa w dwóch ostatnich partiach. Długo nie trzeba było czekać, bo już runda dziesiąta przyniosła pierwsze, ale za to najważniejsze rozstrzygnięcie. Stefanek po prostej kombinacji w klasyce ograł Twardego i pozbawił go medalowych szans, a sobie zapewnił szósty tytuł mistrza Polski. Ale wydarzeniem rundy była sensacyjna, druga z rzędu porażka Jagieły. Tym razem jego pogromcą okazał się najmłodszy w stawce Ciborski.
Przed ostatnią rundą na drugą pozycję awansował Fiedoruk (13 – 4), który zepchnął na trzecią lokatę Jagiełę (13 – 3). Czwarty był Tołwiński (12 – 5), a piąty Kuziel (12 – 3). Ta czwórka walczyła o dwa medale.
Fiedoruk grał z Kaciotysem, Tołwiński z Biskupskim, a Kuziel z Jagiełą. Najpierw swoje partie skończyli ci pierwsi. Mikołaj wygrał i zapewnił sobie srebrny medal, pierwszy w swojej karierze. Józef nie dał rady przeżywającemu w tym turnieju trudne momenty, również z przyczyn zdrowotnych, Janowi Biskupskiemu i zaprzepaścił szanse na pudło. O brąz walczyli w ostatniej partii mistrzostw Tomasz z Andrzejem. Znając już inne wyniki, Andrzej spokojnie doprowadził partię do zwycięskiego dla siebie remisu.
Medalistki mistrzostw. Od lewej: Barbara Wójcik, Ewa Wieczorek i Dorota Szela
Leszek Stefanek w swym dziewiętnastym starcie zdobył 19 (!) medal (6 – 11 – 2). Już tylko jednego tytułu brakuje mu do objęcia prowadzenia w rankingu wszech czasów, na którego czele nadal znajduje się Jan Sekuła (7 – 2 – 0). Z sześciu tytułów trzy ostatnie Leszek zdobył w Ustce. Od zdobycia przez niego pierwszego tytułu (Murzasichle 2009) minęło w maju 15 lat.
Mikołaj Fiedoruk z pozycji rezerwowego sięgnął po największy laur w karierze – wicemistrzostwo Polski. Przypomina się historia piłkarzy Danii, którzy w 2004 roku, ściągnięci z wakacji, udali się na Euro w miejsce wykluczonej Serbii i zdobyli sensacyjnie mistrzostwo Europy. Zawodnik „Victorii” po trzech rundach miał już dwie porażki (ze Stefankiem i Twardym), ale potem był nie do zatrzymania. Wypełnił przy okazji pierwszą normę mistrzowską. (Oprócz srebra Mikołaj ma na koncie dwa medale brązowe).
Andrzej Jagieła nie obronił tytułu, chociaż jeszcze trzy rundy przed końcem miał na to realne szanse. Niestety, dwie zaskakujące porażki sprawiły, że w ostatnim starciu nie wszystko już zależało od niego. Dopisało mu szczęście, któremu potrafił pomóc. Jego dorobek w mistrzostwach to 8 medali (3 – 3 – 2), co plasuje go na trzecim miejscu na liście wszech czasów.
Józef Tołwiński, dwukrotny mistrz Polski, zajął miejsce jakby zarezerwowane dla niego. Czwarty był w ostatnich latach wielokrotnie. Podobnie jak Grażyna Skonieczna grał bezkompromisowo. Zanotował tylko jeden remis, i to paradoksalnie w partii, w której najbardziej potrzebował dwóch punktów – w ostatniej rundzie, z Biskupskim.
Medaliści mistrzostw. Od lewej: Mikołaj Fiedoruk, Leszek Stefanek i Andrzej Jagieła
Edward Twardy, dwukrotny brązowy medalista, znowu poza podium. Trzy porażki to jednak za dużo, by myśleć o medalu. Na osłodę pozostaje wypełniona pierwsza norma mistrzowska.
Tomasz Kuziel, mistrz Polski z Ustki z 2021 roku, rozpoczął od trzech zwycięstw, ale potem było już gorzej. Tomek miał już dwie normy mistrzowskie, więc wypełnienie jej po raz kolejny nie dało mu pewnie takiej satysfakcji jak Mikołajowi czy Edkowi.
Michał Ciborski był czarnym koniem tego turnieju. Najmłodszy zawodnik w stawce po siedmiu rundach miał zaledwie 2 p. i walczył, by nie być czerwoną latarnią. Tymczasem piorunujący finisz – cztery zwycięstwa w czterech ostatnich partiach, w tym z Kuzielem i Jagiełą – zapewnił mu siódmą lokatę w turnieju i miejsce w kadrze narodowej na przyszły rok.
Mieczysław Kaciotys nie zaliczy tego turnieju do najbardziej udanych. Stracił nieco punktów rankingowych, ale wydaje się, że cel minimum, jakim było utrzymanie miejsca w kadrze narodowej, osiągnął.
Pamiątkowe zdjęcie uczestników mistrzostw
Jan Biskupski miał w tym turnieju lepsze i gorsze dni. Przy lepszej dyspozycji zdrowotnej i koncentracji mógł poprawić swoje najlepsze osiągnięcie w karierze, jakim było dziewiąte miejsce w 2020 roku, kiedy finał rozgrywano systemem szwajcarskim. W finale kołowym był debiutantem.
Antoni Ignatowski już w pierwszej rundzie był bliski pokonania Jagieły. Najstarszy zawodnik turnieju nie wytrzymał chyba kondycyjnie. Ostatnie punkty zdobył w piątej rundzie (remis z Kaciotysem). Potem były już tylko porażki.
Andrzej Sargalski zagrał poniżej oczekiwań, ale w niektórych partiach postawił się faworytom. Zremisował m.in. z Jagiełą, a w rozgrywce ze Stefankiem doprowadził do remisowej końcówki, tyle że mając mało czasu, nie znalazł właściwej kontynuacji. Tuż po partii remisowy wariant pokazał nam... Michał Ciborski, na ten moment ostatni w tabeli.
Antoni Lewek był drugim, obok Biskupskiego, debiutantem w finale. Już sam awans z drugiego miejsca półfinału to dla niego duże osiągnięcie. Podobnie jak jego imiennik Ignatowski punkty zdobywał tylko w pierwszej fazie turnieju.
Zaskoczeniem jest bardzo duża rezultatywność turnieju wynosząca 73 procent. Z sześćdziesięciu sześciu rozegranych partii tylko osiemnaście zakończyło się remisem.
XXVIII Mistrzostwa Polski Niewidomych i Słabowidzących w Warcabach Stupolowych 11-23.06.2024 r., Ustka
Leszek Stefanek „Hetman” Lublin 19 p. (9 zwycięstw)
Mikołaj Fiedoruk „Victoria” Białystok 15 p. (6)
Andrzej Jagieła „Podkarpacie” Przemyśl 14 p. (5)
Józef Tołwiński „Victoria” Białystok 13 p. (6)
Edward Twardy „Syrenka” Warszawa 13 p. (5)
Tomasz Kuziel „Łuczniczka” Bydgoszcz 13 p. (4)
Michał Ciborski „Jutrzenka” Częstochowa 10 p. (4)
Mieczysław Kaciotys „Jantar” Gdańsk 10 p. (3)
Jan Biskupski „Zryw” Słupsk 9 p. (2)
Antoni Ignatowski „Jaćwing” Suwałki 6 p. (2)
Andrzej Sargalski „Łuczniczka” Bydgoszcz 6 p. (1)
Antoni Lewek „Warmia i Mazury” Olsztyn 4 p. (1)
Mistrzostwa w Ustce przeszły do historii. W tym roku medale zdobywali tylko przedstawiciele trzech klubów z miast położonych na tzw. ścianie wschodniej, czyli zdecydowanie na prawo od Wisły. Kluby te solidarnie zainkasowały po dwa krążki: „Victoria” Białystok złoty i srebrny, „Hetman” Lublin również złoty i srebrny, a „Podkarpacie” Przemyśl dwa brązowe.
Wszystkie rundy przebiegły w sportowej atmosferze. Mimo dużych emocji nie zanotowano żadnych konfliktowych sytuacji. Ładna, choć może dla niektórych zbyt chłodna pogoda sprzyjała długim spacerom, jeździe na rowerze (Kuziel), treningom nordic walkingu (Kaciotys) czy nawet morskim kąpielom. Niektórzy zwiedzili też bunkry Blüchera – położone na wydmie tuż obok portu w Ustce niemieckie bunkry wybudowane w latach trzydziestych ubiegłego stulecia. Kibice piłkarscy, a była ich wśród uczestników turnieju większość, śledzili transmisje z meczów Euro 2024. Niestety, polscy piłkarze nie dostarczyli nam zbyt wielu pozytywnych emocji i odpadli z rozgrywek jeszcze przed naszym wyjazdem z Ustki.
Uczestnicy mistrzostw mieli bardzo dobre warunki do gry i wypoczynku, o co zadbał koordynator imprezy Wacław Morgiewicz. Zawody zorganizowane przez Stowarzyszenie „Cross” zostały dofinansowane przez Ministerstwo Sportu i Turystyki oraz PFRON.
W dniach 20 i 22 czerwca 2024 r. kolarze tandemowi ZKF „Olimp” rozegrali dwie konkurencje szosowych mistrzostw Polski – wyścigi na czas i ze startu wspólnego. Była to impreza podsumowująca pierwszą część sezonu szosowego, którego kulminacją będą wrześniowe igrzyska paralimpijskie w Paryżu i mistrzostwa świata w Zurychu.
UCI (Międzynarodowa Unia Kolarska) już od wielu lat rekomenduje końcówkę czerwca jako czas rozgrywania mistrzostw krajowych. W tym okresie nie odbywają się żadne ważne wyścigi międzynarodowe i praktycznie w całej Europie kolarze ścigają się o medale na własnym podwórku. (Odstępstwa od tej reguły zdarzają się na innych kontynentach, gdzie układ kalendarza wyścigowego federacji narodowych może różnić się z powodu specyficznych dla danego regionu warunków klimatycznych).
Otylia Marczuk i Ewa Bańkowska na linii startu do wyścigu na czas
Z tej przyczyny ZKF „Olimp”, mimo że ma w kwestii parakolarstwa dużą autonomię w sprawach finansowych i organizacyjnych, działa zgodnie z procedurami i zaleceniami oraz według przepisów sportowych wytyczonych przez UCI i Polski Związek Kolarski. W wielu obszarach „Olimp” sam zabiega o zacieśnienie współpracy z naszą narodową federacją, dążąc do większej integracji ze środowiskiem kolarskim. Najlepszym przykładem tej tendencji są szosowe mistrzostwa Polski, organizowane pod auspicjami Polskiego Związku Kolarskiego. Zawodnicy „Olimpu” od wielu lat biorą udział w tej największej oraz najważniejszej krajowej imprezie polskich kolarzy i ścigają się o mistrzowskie tytuły w towarzystwie najlepszych cyklistów z kategorii elita, U-23 i junior.
Wyścig na czas – Karol Kopicz i Marcin Białobłocki
Tegoroczne mistrzostwa Polski odbywały się trzeci raz z rzędu na Mazowszu – tym razem w Płocku i jego okolicach. Pierwszą konkurencją był wyścig na czas na dystansie 14,9 km, rozegrany na rundzie ze startem i metą w Radzanowie. Trasa była niemal całkowicie płaska i niezbyt wymagająca pod względem technicznym, a jedyne utrudnienie stanowił dość silny wiatr. Nie znaczy to jednak, że rywalizacja była łatwa. Wyścigi na czas, niezależnie od długości dystansu, konfiguracji terenu czy też warunków pogodowych, zawsze wymagają od zawodników jazdy na granicy własnych możliwości oraz umiejętności „wyjechania się na maksa”. Aby osiągnąć taki stan, trzeba być w dobrej formie fizycznej, bo tylko wtedy udaje się wprowadzić organizm na najwyższe obroty. Ponadto potrzebna jest silna psychika, żeby poradzić sobie w chwilach słabości, które zdarzają się nawet najlepszym. Tegorocznymi medalistami MP w wyścigu na czas zostali:
Kobiety
Otylia Marczuk i Ewa Bańkowska „Warmia i Mazury” Olsztyn 00:19:18,42
Dominika Putyra i Anna Rząsowska „Syrenka” Warszawa 00:20:38,93
Katarzyna Orzechowska i Kamila Wójcikiewicz „Warmia i Mazury” Olsztyn 00:20:57,67
Mężczyźni
Karol Kopicz i Marcin Białobłocki UKS Laski 00:17:26,68
Piotr Kołodziejczuk i Michał Podlaski „Warmia i Mazury” Olsztyn 00:18:19,30
Marek Torla i Tomasz Bala KKT „Hetman” Lublin 00:19:01,16
Po dniu odpoczynku zawodnicy przystąpili do rywalizacji w wyścigu ze startu wspólnego na dystansie 69 km, podzielonym na trzy okrążenia ze startem i metą w Płocku. Tym razem warunki do ścigania były znacznie trudniejsze – na trasie znajdowały się niezbyt długie, lecz uciążliwe podjazdy, odcinki kostki i betonowych płyt z poprzecznymi dosyć wysokimi ogranicznikami prędkości, które skutecznie wyhamowywały tandemy niemal do zera. Nie sprzyjała też pogoda, gdyż przed wyścigiem nad miastem przeszła gwałtowna, ale na szczęście krótkotrwała burza. W momencie startu kolarzy już nie padało, lecz nadal było mokro i na niektórych odcinkach trasy niebezpiecznie. Pomimo tych niedogodności udało się uniknąć nieszczęśliwych zdarzeń, poza pechowym defektem sprzętu, który przytrafił się reprezentantom „Łuczniczki” Bydgoszcz jadącym w składzie Jakub Żubkowski i Adam Łowigus. Po wymianie koła zawodnicy ambitnie kontynuowali wyścig i ukończyli go na wysokiej 6. pozycji, za co należą im się specjalne gratulacje. Medale w wyścigu ze startu wspólnego zdobyli:
Kobiety
Otylia Marczuk i Ewa Bańkowska „Warmia i Mazury” Olsztyn
Katarzyna Orzechowska i Kamila Wójcikiewicz „Warmia i Mazury” Olsztyn
Patrycja Kuter i Katarzyna Kornasiewicz „Prorace” Poland
Mężczyźni
Karol Kopicz i Marcin Białobłocki UKS Laski
Piotr Kołodziejczuk i Michał Podlaski „Warmia i Mazury” Olsztyn
28 sierpnia w Paryżu rozpoczynają się XVII Letnie Igrzyska Paralimpijskie. Potrwają do 8 września. Weźmie w nich udział 84 polskich zawodniczek i zawodników, którzy rywalizować będą w 15 dyscyplinach.
Do trzech razy sztuka?
– Wiadomo, że celem i marzeniem każdego sportowca jest zdobycie medalu na igrzyskach – mówi Aleksander Kossakowski. – Nie można jednak chcieć za bardzo, bo wtedy popełnia się głupie błędy, jak nowicjusz. Trzeba nabrać do tego trochę dystansu, żeby nie stracić tej przyjemności, którą się czerpie z rywalizacji i biegania. Paryż z całą atmosferą igrzysk musi stać się na chwilę Radomiem czy Warszawą.
Aleksander Kossakowski i Krzysztof Wasilewski. Fot. Bartłomiej Zborowski/Polski Komitet Paralimpijski
Dobrze wie, co mówi. Ma 30 lat i za sobą dość wyboistą drogę. W biegu na 1500 m trzykrotnie zdobył brąz mistrzostw świata – w 2017, 2019 i 2023 r. To także mistrz i medalista mistrzostw Europy. Nie miał jednak na razie szczęścia do igrzysk paralimpijskich. W 2016 r. w Rio chyba właśnie za bardzo chciał, co skończyło się dyskwalifikacją w wyniku dość prostego błędu. Z kolei w Tokio przeszkodziła mu kontuzja ścięgna Achillesa. Igrzyska w Paryżu to doskonała okazja do udowodnienia, że reguła „do trzech razy sztuka” naprawdę działa.
Bo forma jest wysoka. Szlifują ją wspólnie z Krzysztofem Wasilewskim, przewodnikiem, z którym trenują od sześciu lat. Startują w klasie T11, przeznaczonej dla zawodników z największą niepełnosprawnością wzroku (w Paryżu w tej klasie wystąpi także Joanna Mazur z przewodnikiem Michałem Stawickim). Biegną, trzymając między sobą tzw. szarfę, czyli dość krótką linkę zakończoną dwiema pętlami, której nie wolno puścić. Podczas biegu to przewodnik podejmuje decyzje i przekazuje informacje. Krzysztof nie może ciągnąć za sobą Aleksandra – muszą biec obok siebie, dlatego tak istotne jest wytrenowanie odpowiedniej synchronizacji ruchów. I równie ważne: to Aleksander musi jako pierwszy przekroczyć linię mety.
Kiedyś biegał samodzielnie, jednak stale pogarszający się w wyniku choroby wzrok sprawił, że zaczął na bieżni wpadać na rywali, częściej się potykał. Zrozumiał, że musi znaleźć przewodnika, jeśli chce dalej uprawiać sport, który tak uwielbia. Lata wcześniej zaczynał na pływalni, wysłany tam we wczesnej podstawówce w ramach rehabilitacji, ale nie podobało mu się. Jako nastolatek pojechał na obóz lekkoatletyczny i… nie przestraszył się doświadczonej tam na własnej skórze ciężkiej pracy. Lubi ją do dziś.
Aleksander Kossakowski i Krzysztof Wasilewski. Fot. Bartłomiej Zborowski/Polski Komitet Paralimpijski
Pilotka mózgiem operacji
„Dołóż”, „luz”, „full”, „ogień”, „w korbę” – to komendy, które Patrycja Kuter słyszy od swojej pilotki Katarzyny Kornasiewicz. Brzmią tajemniczo, bez nich jednak trudno byłoby o odpowiednią synchronizację i osiąganie wyników. Zwłaszcza gdy czasem pędzi się niemal 100 km/h.
– Nie jestem w stanie zareagować, dopóki moja pilotka mi nie powie, co mam robić – tłumaczy Patrycja, która ufa Katarzynie w stu procentach. – Jest mózgiem operacji. Podczas jazdy nie pytam jej nawet, co się dzieje, bo nie ma na to czasu. O tym, co się wydarzyło na trasie, dowiaduję się zazwyczaj już po wyścigu.
Trenują razem trzeci sezon, a na tandemie Patrycja jeździ od 2019 r. Najpierw traktowała to jeżdżenie turystycznie, pokonywała coraz dłuższe dystanse, potem były ultramaratony, wreszcie przyszedł czas na wyścigi. Choć tak naprawdę tandemami interesowała się już parę lat wcześniej.
– Gdy byłam na studiach, szukałam w Warszawie klubu, w którym mogłabym uprawiać jakiś sport. To był czas, kiedy Ola Tecław z Iwonką Podkościelną zdobywały medal w Rio. Myślałam sobie: „Ale fajnie, tylko że ja to już jestem za stara, żeby zaczynać ze sportem wyczynowym”. Parę lat później okazało się, że to nieprawda. I oto jadę na igrzyska! – śmieje się.
Nasze reprezentantki długo i wytrwale walczyły o tę nominację. Do Paryża jadą też dwa inne tandemy: Otylia Marczuk z pilotką Ewą Bańkowską oraz Karol Kopicz z pilotem Marcinem Białobłockim. Patrycja z Katarzyną powalczą o medale w wyścigu ze startu wspólnego i w jeździe indywidualnej na czas. Zazwyczaj lepiej im idzie w drugiej z konkurencji, są m.in. mistrzyniami Europy z ubiegłego roku.
Patrycja Kuter i Katarzyna Kornasiewicz
Ciężki sport
W pływaniu wśród osób słabowidzących wystąpi Joanna Mendak, sześciokrotna medalistka igrzysk, natomiast kolarstwo tandemowe, bieg i pływanie łączy w jedno Łukasz Wietecki. Te trzy konkurencje w sumie składają się na paratriathlon. Nie jest to jednak pierwszy sport, który Łukasz uprawia – i to na najwyższym poziomie. Niewiele zabrakło, by w 2012 r. przywiózł medal z igrzysk paralimpijskich w Londynie. W finale biegu na 800 m (klasa T13, czyli zawodników słabowidzących) był czwarty. Przyznaje, że gdyby zdobył wtedy medal, prawdopodobnie nie zabrałby się za paratriathlon. To mniej więcej w tym czasie przeczytał, że ta dość nowa dla osób z niepełnosprawnościami dyscyplina ma wkrótce zadebiutować na igrzyskach.
– Znalazłem klub triathlonowy w Poznaniu, dla osób pełnosprawnych, i spytałem, czy mogę trenować. Powiedzieli „ok” – i tak to się zaczęło – opowiada Łukasz. – Jest to ciężki sport. Trzeba być dobrym w każdej konkurencji. Już sama walka o to, żeby wystartować na igrzyskach, to wyzwanie.
Przed igrzyskami w Tokio Łukasz wrócił do lekkiej atletyki, jednak od dwóch lat znów trenuje paratriathlon. Obecnie jego przewodnikiem jest Jacek Krawczyk. Najpierw, połączeni elastyczną linką, płyną 750 m, potem na tandemie pokonują 20 km i na koniec, także połączeni linką, choć już nierozciągliwą, biegną 5 km. Wszystko to najlepiej w niecałą godzinę.
Dwie strony jednego medalu
Reprezentacja Polski na XVII Letnie Igrzyska Paralimpijskie w Paryżu liczy 84 sportowców, którzy powalczą o medale w 15 dyscyplinach. Są to: paralekkoatletyka (26 zawodniczek i zawodników), paratenis stołowy (11), parapływanie (9), paraszermierka (7), parakolarstwo (5), parapodnoszenie ciężarów (4), parastrzelectwo (4), boccia (3), parakajakarstwo (3), parałucznictwo (3), paratriathlon (3), parabadminton (2), parawioślarstwo (2), parataekwondo (1), paraujeżdżenie (1).
– Jesteśmy krajem, który bardzo szeroko prezentuje się na igrzyskach – zaznacza Łukasz Szeliga, prezes Polskiego Komitetu Paralimpijskiego. – Nie wszystkie państwa mają taki komfort, żeby w aż tylu sportach móc w ogóle walczyć o kwalifikacje paralimpijskie.
„Igrzyska szeroko otwarte” – to hasło paryskich igrzysk paralimpijskich i odbywających się wcześniej olimpijskich, które po raz pierwszy w historii mają wspólne logo. To wyraz wizji organizatorów, uznającej jedność sportu ponad podziałami, zgodnie z którą igrzyska olimpijskie i paralimpijskie są jak dwie strony tego samego medalu.
Paryskie medale będą zaś mocno symboliczne. W każdy z krążków wtopiono 18-gramowy żelazny fragment wieży Eiffla, pochodzący z licznych remontów tej wizytówki Paryża. Złote, srebrne i brązowe medale paralimpijskie dodatkowo mają na krawędziach wygrawerowane linie, aby można je było odróżnić dotykiem. Każdy jest także opisany brajlem.
Na poprzednich letnich paraigrzyskach w Tokio nasza kadra wywalczyła łącznie 24 krążki – 7 złotych, 6 srebrnych i 11 brązowych, co dało Polsce 17. miejsce w klasyfikacji medalowej.
– Mistrzostwa świata i starty naszych zawodników, które poprzedzały igrzyska paralimpijskie, w zasadzie w każdym sporcie dają nam nadzieję na wynik lepszy niż w Tokio, ale wiadomo, to jest sport. Do tego mamy coraz więcej państw, które do tej pory nie liczyły się w klasyfikacji medalowej, ale to się zmieniło – zaznacza prezes Szeliga. – Lepszy wynik niż w Tokio biorę dzisiaj w ciemno.
Pierwszy dzień lata zgromadził strzelców pneumatycznych z całego kraju w Starachowicach, bowiem właśnie tutaj została rozegrana druga runda Pucharu Polski w strzelectwie pneumatycznym osób niewidomych i słabowidzących. Udział w tej rywalizacji dawał szansę na zakwalifikowanie się do sierpniowego finału.
ZKF „Olimp” zorganizował zawody w ramach projektu „Sport bez granic 2024”. Ich koordynatorką była Renata Tomaszewska z klubu „Cross Opole”. Zawodnicy i ich asystenci zostali zakwaterowani w hotelu Senator, który dysponuje bardzo dobrą bazą noclegową i doskonałym zapleczem SPA, gdzie po trudach startowych mogliśmy bez ograniczeń regenerować siły. Zawody odbywały się na nowoczesnym obiekcie Klubu Strzeleckiego „Świt”. Frekwencja dopisała, w zawodach wystartowali reprezentanci niemal wszystkich klubów posiadających sekcje strzelectwa pneumatycznego, bowiem start w tej rundzie Pucharu Polski był ostatnią szansą na awans do finału, który odbędzie się w drugiej połowie sierpnia na strzelnicy WKS „Śląsk” we Wrocławiu.
Na stanowisku strzeleckim Stanisław Szczęsny („Pionek” Włocławek)
Pierwszego dnia zmagań wystartowaliśmy w bardziej wymagającej z postaw – postawie stojąc. Wyniki końcowe po raz kolejny nie przyniosły znaczących niespodzianek.
Podobnie jak w pierwszej rundzie Pucharu podium mężczyzn w tej postawie zdominowali młodzi zawodnicy z „Warmii i Mazur” Olsztyn: złoty krążek wystrzelał Bogusław Rutkowski, który osiągnął doskonały wynik 545,9 p., a na drugim miejscu zameldował się Filip Fred z wynikiem 533,7 p. Brązowy krążek przypadł natomiast w udziale Grzegorzowi Kłosowi z „Łuczniczki” Bydgoszcz, tegorocznemu srebrnemu medaliście w postawie leżąc w klasyfikacji zespołowej z zakończonych na początku czerwca w Grenadzie mistrzostw Europy w parastrzelectwie. Wynik Grzegorza to 498,6 p.
W rywalizacji pań w postawie stojąc również było przewidywalnie. Złoty krążek z wynikiem 564,1 p. zdobyła multimedalistka z „Podkarpacia” Przemyśl Barbara Moskal, niepokonana w Grenadzie zdobywczyni dwóch złotych medali w postawach stojąc i leżąc oraz dwóch srebrnych w klasyfikacji zespołowej. W Starachowicach srebrny krążek przypadł w udziale Klaudii Żelazowskiej z klubu „Morena” Iława, która wystrzelała 530,7 p., a brąz zdobyła kolejna zawodniczka „Podkarpacia” Przemyśl Barbara Matyka za wynik 486,1 p.
Kolejny dzień był areną zmagań w najbardziej lubianej przez większość zawodników postawie leżąc. Tutaj również nie było zaskoczeń. Medaliści w rywalizacji kobiet i mężczyzn zamienili się jedynie miejscami na podium.
Krzysztof Ruszkiewicz („Warmia i Mazury” Olsztyn) z asystentką Katarzyną Bartczak
W kategorii kobiet złoty krążek trafił tym razem w ręce Klaudii Żelazowskiej, która uzyskała 617,6 p. Srebrny medal wystrzelała Barbara Moskal za wynik 609,3 p. Brązową medalistką ponownie była Barbara Matyka, a jej rezultat to 603,1 p.
W postawie leżąc w kategorii mężczyzn zwycięzcą został Grzegorz Kłos, który zgromadził 612,4 p., a za nim w tej postawie uplasowali się Bogusław Rutkowski z wynikiem 603,4 p. i Filip Fred z 600,6 p.
Po raz kolejny na zawodach strzeleckich pojawili się nowi, młodzi zawodnicy, co napawa optymizmem, ponieważ dobrze wróży rozwojowi tej wymagającej dyscypliny. Mamy nadzieję, że zawodnicy ci, zachęceni sukcesami i przykładem starszych stażem klubowych kolegów, połkną bakcyla strzeleckiego i wystartują również na kolejnych zawodach, do czego serdecznie ich zachęcamy.
Wszyscy strzelcy, niezależnie od zajętych miejsc, otrzymali od organizatora słodkie upominki, a najlepsi – medale.
We Władysławowie po raz drugi odbyły się ogólnopolskie zawody w strzelectwie pneumatycznym osób niewidomych i słabowidzących. W szranki stanęli zawodnicy sześciu klubów.
W dniach 13-16.06.2024 r. w nadbałtyckim Władysławowie rywalizowali ze sobą strzelcy „Braille’a” Bydgoszcz, „Łuczniczki” Bydgoszcz, „Moreny” Iława, „Warmii i Mazur” Olsztyn, „Podkarpacia” Przemyśl oraz „Sudetów” Kłodzko, którzy startowali w dwóch postawach – stojąc i leżąc. Klasyfikacja prowadzona była oddzielnie dla kobiet i mężczyzn oraz dla juniorów (open). Zawody sędziował Adam Dobosz.
Strzelnica w ośrodku Willa Pomorzanka we Władysławowie. Drugi dzień zawodów, postawa leżąc
Impreza wyróżniała się udziałem dużej liczby młodych zawodników i zawodniczek, a także osób w młodym wieku o niewielkim doświadczeniu, dopiero debiutujących na zawodach rangi ogólnopolskiej. Takim przykładem było czworo reprezentantów klubu „Braille” Bydgoszcz, którego najmłodsza reprezentantka, Zuzanna, miała 12 lat. Klub z Olsztyna wystawił m.in. dwóch juniorów, a także dwie osoby poniżej trzydziestego roku życia. Dla tej grupy trener kadry Adam Dobosz przeprowadził szkolenie strzeleckie obejmujące obsługę broni, działanie celownika, a także ćwiczenia w postawie na podpórce. Następnego dnia juniorzy wystartowali w swojej kategorii open, w której oddawali 20 strzałów z podpórki. Ich rywalizacja odbywała się wspólnie z pozostałymi zawodnikami, aby mogli obyć się z atmosferą zawodów strzeleckich. W tym samym czasie w swoich konkurencjach walczyła tegoroczna podwójna mistrzyni Europy z Grenady Barbara Moskal, co może być dla młodzieży zachętą do dalszej pracy i zaangażowania się w tę dyscyplinę sportu. Ostatecznie zwyciężyła Adrianna Wieczorek („Warmia i Mazury” Olsztyn) przed Szymonem Łyszkiewiczem („Braille” Bydgoszcz) i trzecią na podium Mariką Błaszczak („Braille” Bydgoszcz).
Dekoracja medalistek w postawie stojąc. Na podium od lewej Klaudia Żelazowska, Barbara Moskal i Katarzyna Świątek wraz z asystentami, towarzyszą im Krzysztof Harkowski (po lewej) oraz Adam Dobosz
W kategorii kobiet mieliśmy do czynienia z dominacją dwóch zawodniczek. W postawie stojąc pierwsza była faworytka, wielokrotna medalistka mistrzostw świata i Europy Barbara Moskal („Podkarpacie” Przemyśl) z imponującym wynikiem 554,0 p. Drugi wynik uzyskała Klaudia Żelazowska („Morena” Iława), natomiast w postawie leżąc panie zamieniły się miejscami i wygrała reprezentantka „Moreny”, również ze świetnym wynikiem 615,6 p. Podium uzupełniły: w postawie stojąc Katarzyna Świątek („Warmia i Mazury” Olsztyn), a w postawie leżąc Jolanta Szapańska („Łuczniczka” Bydgoszcz). W rywalizacji kobiet wystartowała także zwyciężczyni kategorii juniorów Adrianna Wieczorek, która w postawie leżąc spróbowała swoich sił w pełnej konkurencji. Nie udało jej się zmieścić w czasie, ale wyniki są obiecujące.
Zwycięzcy w kategorii junior open. Na podium od lewej: Szymon Łyszkiewicz („Braille” Bydgoszcz), Adrianna Wieczorek („Warmia i Mazury” Olsztyn) i Marika Błaszczak („Braille” Bydgoszcz) w towarzystwie organizatora i sędziego.
Rywalizację mężczyzn zdominowali olsztynianie oraz reprezentant Polski wywodzący się z bydgoskiej „Łuczniczki” Grzegorz Kłos. W postawie stojąc ze znakomitym wynikiem 559 p. wygrał Bogusław Rutkowski („Warmia i Mazury” Olsztyn), drugi był jego kolega z klubu Filip Fred z wynikiem 533,9 p., a na trzecim miejscu podium zameldował się Grzegorz Kłos. Młodzi reprezentanci klubu z Olsztyna z takimi wynikami mieliby ogromne szanse na awans do finału na imprezach międzynarodowych rangi mistrzowskiej. W postawie leżąc natomiast zwyciężył Grzegorz Kłos ze świetnym rezultatem 619,3 p., drugi ponownie był Filip Fred, a trzeci powracający po dłuższej przerwie do strzelania były mistrz świata Krzysztof Ruszkiewicz („Warmia i Mazury” Olsztyn).
Wieczorem 15 czerwca odbyła się ceremonia zakończenia zawodów, podczas której najlepszym zawodnikom i ich asystentom wręczono medale, jak również drobne nagrody rzeczowe. Po niej odbyła się impreza integracyjna dla wszystkich uczestników turnieju strzeleckiego we Władysławowie.
Początek lipca kojarzy się bowlingowcom z wyjazdem na ziemię kujawską. W tym roku liczba chętnych do odwiedzenia Włocławka znów była rekordowa. W organizowanym po raz siódmy ogólnopolskim turnieju bowlingowym uczestniczyło aż 88 graczy z 24 klubów.
Gospodarzem imprezy zorganizowanej w dniach 4-7 lipca był klub „Pionek” Włocławek z Grażyną Woźniak w roli koordynatorki na czele. Turniej, tak jak we wszystkich poprzednich latach, odbył się w kręgielni Piwnica. Nad przebiegiem rywalizacji czuwał sędzia główny Adrian Hibner. Zadanie zostało zrealizowane ze środków Stowarzyszenia „Cross” oraz PFRON.
Ze względu na małą liczbę torów zawody rozpoczęły się już w dniu przyjazdu, w czwartek rano, i trwały do sobotniego popołudnia. Jak co roku mieliśmy okazję być świadkami bicia rekordów życiowych. Obserwowaliśmy także poczynania nowych lub dawno niewidzianych zawodników.
Rzuca Jadwiga Szamal („Omega” Łódź)
W kategorii B1 kobiet trzy najlepsze zawodniczki zagrały w przedziale między 709 a 724 p., a więc praktycznie jeden strike lub spare mógł zadecydować o kolejności na podium. Tym razem szczęście dopisało Katarzynie Świątek z „Łuczniczki” Bydgoszcz, która ostatnią, szóstą grę rozpoczęła od zamknięcia po kolei sześciu ramek. Dało jej to rezultat 151 p., a łącznie w turnieju 724 p. Srebrny medal należał się Barbarze Szypule. Zawodniczka „KoMaru” Piekary Śląskie zakończyła swój występ z wynikiem 713 p. i, co ciekawe, to trzeci rok z rzędu, kiedy Basia zajmuje we Włocławku drugie miejsce. Pamiętam, że dwa pierwsze turnieje u nas wygrała właśnie ona, raz miała też trzecią lokatę, pobiła kiedyś rekord życiowy, co świadczy tylko o tym, że Włocławek jest dla niej bardzo szczęśliwy. Kolejną zawodniczką na podium była Karolina Rzepa („Łuczniczka” Bydgoszcz) z 709 p. To do niej należała najwyższa gra – 152 p. W kategorii niewidomych pań zagrało osiem zawodniczek, a wśród nich Agnieszka Smoła, która po kilku latach nieobecności przy torach wróciła do gry i do klubu „Pionek” Włocławek.
Przy torze zwycięzca kategorii B3 mężczyzn Rafał Chaberski („Morena” Iława)
Niespodziankę nam i samemu sobie sprawił zwycięzca kategorii B1 mężczyzn Mirosław Jemielniak. Reprezentant „Ikara” Lublin zagrał 763 p. i pobił swój rekord życiowy, mimo że jeszcze dzień przed startem jego udział w turnieju stał pod znakiem zapytania z powodu kontuzji. Po zakończonej grze powiedział: „Nigdy wcześniej nie czułem się tak swobodnie i tak pewnie, wiedziałem, że każda uwaga trenera jest na pewno trafna. Cieszę się bardzo z osiągniętego wyniku i jeszcze raz serdecznie dziękuję za pomoc mojemu bowlingowemu guru – Krzysztofowi Trójczakowi”. Na podium stanęli również stały uczestnik włocławskich turniejów Mariusz Podpora z SMP Chorzów (724 p.), a także Lesław Domin z „Łuczniczki” Bydgoszcz (668 p.).
W kategorii B2 zarówno pań, jak i panów zwyciężyli ci sami zawodnicy co w roku ubiegłym, czyli Jadwiga Rogacka z „Pionka” Włocławek i Mieczysław Kontrymowicz z „Warmii i Mazur” Olsztyn. Mistrzowie świata zagrali odpowiednio 967 i 1048 p. Drugie i trzecie miejsca także należały do członków kadry narodowej. Danuta Odulińska („Morena” Iława) siedem lat czekała na start we włocławskim turnieju. Wynikiem 908 p. pokonała Renatę Sochę z klubu olsztyńskiego. Renata za to mogła się pochwalić najwyższym rezultatem z pojedynczej gry w swojej kategorii – 188 p., a w sumie zebrała 828 p. Pozostali medaliści z B2 stoczyli bardzo wyrównaną walkę: Mariusz Kozyra („Hetman” Lublin) miał 976 p., a Władysław Szymański („Omega” Łódź) o jeden punkt mniej. Łącznie wystąpiło w tej ekipie aż 24 panów. W rankingu najwyższej pojedynczej gry zwyciężył wspomniany już Mieczysław i jego dwukrotne 191 p.
Od lewej: Joanna Staliś, wiceprezydent Włocławka Jarosław Zdanowski, Grażyna Woźniak oraz zwyciężczynie w kategorii B3 z kręglami: Małgorzata Kowalczyk, Elżbieta Malinowska i Zofia Sarnacka
W kategorii B3 kobiet zaskoczeniem był występ pań z klubów lubelskich, które wyprzedziły na podium utytułowaną kadrowiczkę Zofię Sarnacką z „Warmii i Mazur” Olsztyn. Mowa tu o Elżbiecie Malinowskiej z „Hetmana”, która przepięknie rozpoczęła swój pojedynek od 201 p., a zakończyła walkę jako zwyciężczyni kategorii z wynikiem 954 p., oraz o Małgorzacie Kowalczyk z „Ikara”. Małgorzata ugrała 863 p., czyli dokładnie tyle samo co Zofia, z tym że ostatnia gra była wyższa u Małgorzaty, więc zgodnie z regulaminem to do niej należała druga pozycja na podium, a do Zofii trzecia. Podczas dekoracji B3 mężczyzn dało się słyszeć bardzo głośne brawa, ponieważ zdobywca 1074 p. także pokonał utytułowanych graczy. Oklaskiwanym był Rafał Chaberski („Morena” Iława). Jako jedyny spośród wszystkich mężczyzn przekroczył on 200 p. w jednej grze (łącznie: 1074 p.). Tuż za nim uplasował się Cezary Dybiński z „Warmii i Mazur”, który wykulał 1067 p. W poprzednich latach nasz turniej wygrywał Ireneusz Stankiewicz – zawodnik „Zrywu” Słupsk. Tym razem 978 p. zapewniło mu trzecią lokatę i statuetkę w postaci autentycznego kręgla bowlingowego.
Takie oto pomysłowe i adekwatne do dyscypliny trofea wymyśliła dla wszystkich osiemnaściorga medalistów pani koordynator. W imieniu Stowarzyszenia „Cross” wręczała je Joanna Staliś pełniąca na tych zawodach funkcję sędziego. Jak co roku znalazły się także bony podarunkowe dla najlepszych i upominki dla wszystkich. Podczas uroczystej kolacji prowadzący imprezę Mirosław Jemielniak umilał nam czas konkursami, w których nagrodami były czajniki turystyczne, wagi i mówiące termometry. Było „Sto lat” dla dwójki jubilatów oraz podziękowania dla prezes Grażyny Woźniak i wiceprezes Jolanty Lewandowskiej za dziesięć lat pracy na rzecz klubu „Pionek”. Podziękowania należą się również wszystkim tym, którzy przyczynili się do przemiłej atmosfery podczas naszego lipcowego turnieju.
Tego lata ZKF „Olimp” był organizatorem wyjątkowego ogólnopolskiego obozu sportowego dla osób niewidomych i słabowidzących. Do nadmorskiego Dźwirzyna na wspólne sportowe wakacje przyjechała młodzież z całej Polski, a także mała ekipa osób dorosłych.
Znakomitą większość stanowiły dzieci i młodzież. Czterdzieścioro uczestników podzielono na cztery młodzieżowe grupy sportowe oraz utworzono jedną towarzyszącą im niewielką grupę seniorską. Lipcowy wyjazd był niezwykły poprzez połączenie młodości i energii młodzieży z doświadczeniem i zaangażowaniem seniorów. ZKF „Olimp” coraz bardziej stawia na młodzież i tym razem nabór wykraczał poza ośrodki szkolno-wychowawcze. Wymagało to bardzo dużej wytrwałości w poszukiwaniu beneficjentów rozsianych po szkołach całej Polski, bo koszt wyjazdu dla wielu stanowił znaczącą barierę. W sytuacji, gdy mamy niż demograficzny, a wśród uczniów na topie jest aktywność w przestrzeni cyfrowej, trzeba zrobić wszystko, by przyciągnąć dzieci i młodzież i zaangażować ich w sport. W przyszłości należy zastanowić się nad jedynie symboliczną odpłatnością, by w ten sposób zachęcać młodych ludzi do wyjazdu i aktywności fizycznej. Cieszy natomiast, że ZKF „Olimp” dostrzega znaczenie tej grupy dla przyszłości i dalszego działania organizacji.
Każdy dzień obozu w Dźwirzynie rozpoczynał się poranną zaprawą
Każdy dzień był wypełniony sportem, integracją i współdziałaniem, a wokół panowała przyjacielska aura. Grupa była zakwaterowana w Ośrodku Wczasowym Komandor w Dźwirzynie, którego znakomita lokalizacja pozwala na efektywną realizację zajęć sportowych nad morzem, w lesie lub z wykorzystaniem ścieżki zdrowia. Ośrodek dysponujący zapleczem do organizacji wszelakich zajęć, poczynając od sportowych, a kończąc na tanecznych i integracyjnych, był znakomitym wyborem. Bliskość morza, bardzo dobra kuchnia i życzliwość właścicieli obiektu były gwarancją sukcesu.
Zajęcia strzeleckie pod czujnym okiem trenera Adama Dobosza
Obozowy dzień zaczynał się poranną zaprawą na świeżym powietrzu. Dalszą część planu wypełniały zajęcia sportowe realizowane w grupach na sali, strzelnicy, boisku lub nad morzem. Dużym zainteresowaniem cieszyło się strzelectwo. Zaznajamianie się z karabinem, ćwiczenia w przyjmowaniu postaw strzeleckich i celowaniu bardzo wciągały uczestników. W powietrzu nie czuło się wprawdzie zapachu prochu, ale dawało się za to wyczuć fachowe podejście do dyscypliny.
Mocną stroną treningów nordic walkingu były za to uroki plaży. Szum fal nadawał rytm marszowi, a Bałtyk chłodził powietrze w upalne dni. Dziewczętom szczególnie podobały się zajęcia fitness, bo przy muzyce mogły realizować się sportowo i tanecznie. Fitness uzupełniały ćwiczenia rozciągające, które równie często pojawiały się podczas treningów lekkoatletycznych na świeżym powietrzu lub w sali. Oferta skierowana do młodzieży nie byłaby kompletna bez zajęć sportowych w wodzie. Nad bezpieczeństwem kąpiących się czuwali ratownicy, których wspierali wszyscy trenerzy, instruktorzy i opiekunowie grup, a także obozowa pielęgniarka, pani Ewa. Zawsze, gdy grupa wchodziła do wody, towarzyszył jej ratownik WOPR, a drugi ratownik monitorował kąpiel z brzegu. Woda w Bałtyku była zdecydowanie ciepła, co pozwalało cieszyć się pływaniem i zabawami w morzu. Obozowicze byli też na basenie w hotelu Senator w Dźwirzynie. Bardzo dobrze się bawili, bo obiekt oferuje liczne wodne atrakcje.
Spacer plażą
Uzupełnienie zajęć sportowych stanowiły spotkania integracyjne, dyskoteki i wycieczki realizowane przez zespół opiekunów i kierownika turnusu. Szczególny wymiar miało spotkanie zapoznawcze, na którym seniorzy dzielili się z młodzieżą swoimi przemyśleniami na temat niepełnosprawności, odnajdywania się i radzenia sobie w dorosłym życiu. Była to ważna lekcja samoakceptacji, pozwalająca spojrzeć z nadzieją na dorosłą przyszłość. W połowie turnusu odbyło się spotkanie przy grillu, będące okazją do wspólnego pośpiewania oraz wysłuchania opowieści trenerów i instruktorów o ich drodze zawodniczej i zawodowej. Z ich przekazu wypływała jedna nauka: „chcieć znaczy móc”. Dwa inne wieczorne spotkania spontanicznie przerodziły się w dyskoteki. Bezkonkurencyjną była ostatnia obozowa dyskoteka – na boisku do siatkówki, zaraz po występach przygotowanych przez grupy. Dobra zabawa przyciągnęła innych wczasowiczów z Komandora. Wszyscy potem z zapałem tańczyli i cieszyli się wspólnym wieczorem.
Pamiątkowe zdjęcie obozowiczów na tle statku „Pirat” w Kołobrzegu
Wisienką na torcie była wyprawa do Kołobrzegu i rejs statkiem wycieczkowym „Pirat”. Kołysanie statku, krzyki mew, zapach morza i pamiątkowe zdjęcia z „prawdziwym” piratem będą dla wszystkich miłym wspomnieniem, podobnie jak spacer promenadą i kołobrzeskim molo, a nawet lody i pizza – jakże uzasadnione i potrzebne formy relaksu na każdym obozie sportowym.
Podsumowując, ten obóz był wyjątkowy pod każdym względem. Rozpiętość wiekowa między najstarszym i najmłodszym uczestnikiem wyniosła ponad 75 lat. Prawie przez cały pobyt była piękna, słoneczna pogoda, dająca możliwość realizacji różnorodnych aktywności sportowych. Grupy uczestników były zgrane, występy na spotkaniach integracyjnych znakomite, obóz często rozbrzmiewał śpiewem, któremu towarzyszył akordeon. Każdy znalazł swoje miejsce i przestrzeń, w której czuł się bezpiecznie i mógł się realizować, bo każdy też dawał i znajdował uśmiech i przyjaźń. Dni były wypełnione zajęciami od rana do późnego wieczora, a zmiany w programie ustalano wspólnie. Na kończącym obóz spotkaniu usłyszeliśmy pozytywne opinie i podziękowania uczestników, lecz także przemyślane i trafne uwagi dotyczące tego, co należy w przyszłości poprawić lub zmienić. Powinniśmy wysłuchać głosu tych młodych ludzi, którzy w sporcie szukają radości życia, przyjaciół i swojego miejsca na świecie.
Kontynuujemy nasz poradnik dla początkujących brydżystów. Spotkanie przy zielonym stoliku nabiera rumieńców, pora zatem przystąpić do rozgrywki.
Rozgrywką nazywamy drugą fazę gry, która następuje po zakończeniu licytacji. Pamiętać należy, że licytację kończą trzy kolejne odzywki „pas” zapowiedziane po wylicytowaniu kontraktu ostatecznego. Realizacją zapowiedzianego kontraktu zajmuje się ten zawodnik, który jako pierwszy zgłosił kolor atutowy w przypadku gry kolorowej lub BA w przypadku gry w BA.
Tu jeszcze jedna uwaga w odniesieniu do starszeństwa (hierarchii kart): w zapisie brajlowskim nie posługujemy się pojęciami dama i walet, ale Q i J (od angielskich słów queen i jack). Pierwszą lewę rozpoczyna (wistuje) zawodnik siedzący z lewej strony rozgrywającego (dobrze to robić kartą zakrytą, bo wist z niewłaściwej ręki rodzi poważne konsekwencje karne), a następnie partner rozgrywającego wykłada swoje trzynaście kart (odkrytych). Realizacją kontraktu zajmuje się tylko ten gracz z duetu, który jest rozgrywającym. Po obejrzeniu wistu i kart dziadka (stołu) rozgrywający powinien ocenić szanse realizacji kontraktu, ułożyć plan rozgrywki, a dopiero potem zadysponować jedną z kart leżących na stole. Dołożenie karty dyktujemy bezrobotnemu partnerowi, następną kartę dokłada drugi obrońca i na końcu rozgrywający. Teraz ustala się, kto zdobył pierwszą lewę, a należy ona do zawodnika, który dodał najstarszą kartę w kolorze wistu. Właściciel wziątki staje się wistującym w następnej lewie – i taka jest kolejność poczynań aż do ostatniej, trzynastej lewy. Po rozegranym rozdaniu ustala się, ile lew zdobyła każda z par, a następnie wynik zapisuje się w protokole. W przypadku rozgrywającego, który dysponuje kartami swoimi i dziadka, również obowiązuje zasada zagrywania z tej ręki, z której wzięto ostatnią lewę (potocznie mówi się, że gra się z ręki lub ze stołu).
Przy posiadaniu 6 kart:
4 – 3 62%
5 – 2 30,5%
6 – 1 7%
7 – 0 0,5%
Przy posiadaniu 7 kart:
4 – 2 48%
3 – 3 36%
5 – 1 15%
6 – 0 1%
Przy posiadaniu 8 kart:
3 – 2 68%
4 – 1 28%
5 – 0 4%
Przy posiadaniu 9 kart:
3 – 1 50%
2 – 2 40%
4 – 0 10%
Przy posiadaniu 10 kart:
2 – 1 78%
3 – 0 22%
Przy posiadaniu 11 kart:
1 – 1 52%
2 – 0 48%
Tab. 1 Procentowy podział koloru w rękach przeciwników
Prześledźmy walkę o lewy w następującym rozdaniu. Po licytacji:
S: 1 BA, pas
W: pas, pas
N: 3 BA
E: pas
W wistuje damę (Q) pik.
S: pik – K, 4, 2; kier – A, 7, 5; karo – K, 6, 5, 4, 3; trefl – A, K
W: pik – Q, J, 10, 6, 3; kier – Q, 10, 9, 2; karo – J, 9, 7; trefl – 10
N: pik – A, 5; kier – 8, 6; karo – A, 2; trefl – 8, 7, 6, 5, 4, 3, 2
E: pik – 9, 8, 7; kier – K, J, 4, 3; karo – Q, 9, 8; trefl – Q, J, 9
Mamy do wzięcia na honory 7 lew (4 asy i 3 króle), brakuje nam dwóch lew do zrealizowania kontraktu. Największą szansę daje nam wyrobienie koloru treflowego. Jeżeli kolor ten dzieli się u przeciwników po dwie karty u W i E, to weźmiemy 12 lew. Jeśli zaś trefle dzielą się w układzie 3 – 1, to weźmiemy lew 11 pod warunkiem, że pierwszą lewę weźmiemy królem pik, w ręku zgramy A i K trefl i dojdziemy do stołu asem karo (nie asem pik) i wyrobimy trefle. Gorzej, gdy trefle podzielą się 4 – 0, bo wówczas jedyną szansą jest podział kar u przeciwników 3 – 3 lub przy podziale kar 4 – 2 błąd wistowy przeciwników.
Lewy możemy brać na honory, wyrobione blotki longerów lub w przypadku gry kolorowej – na przebitki. Jedną z podstawowych zasad gry w brydża jest obowiązek dokładania kart do koloru zagranego przez wistującego, a dopiero w przypadku jego braku możemy dołożyć dowolną kartę.
Rozpatrzmy to samo rozdanie, gdyby kontraktem ostatecznym był kontrakt 6 trefl grany z ręki S, ponownie pierwszy wist D pik. Przy podziale trefli u przeciwników 2 – 2 kontrakt jest odgórny, a szlem wychodzi przy podziale kar nie gorszym niż 4 – 2. Przy podziale trefli 4 – 0 szlemik jest nie do wygrania, pozostaje podział trefli 3 – 1. W tym przypadku należy zadbać o komunikację z ręką S i wziąć pierwszą lewę asem pik, zgrać dwa górne trefle (asa i króla), a następnie asa i króla karo i zagrać trzeci raz w karo, przebijając atutem. Następnie dojść do ręki S królem pik i zagrać czwarty raz karo, w razie potrzeby przebić je jeszcze raz i oddać lewę na trzeciego trefla, a dojście asem kier i forta karo zapewnią realizację kontraktu.
W rozgrywce jedną z podstawowych przesłanek do wyboru właściwej linii postępowania jest rachunek prawdopodobieństwa. Przy obliczaniu szans realizacji kontraktu potrzebna jest znajomość procentowego podziału koloru w rękach przeciwników (patrz: Tab. 1 na poprzedniej stronie).
Słowniczek pojęć
Forta – karta pozostająca po zgraniu starszych kart danego koloru, której zagranie daje lewę.
Longer – kolor minimum czterokartowy.
Przebitka – w grze kolorowej: wzięcie lewy innego koloru atutem.
Roman Kierznowski – arcymistrz międzynarodowy w brydżu sportowym, mistrz Europy par w 1997 roku, drużynowy brązowy medalista mistrzostw Europy rozgrywanych w San Remo 2009, członek reprezentacji Polski na igrzyskach brydżowych w Pekinie w 2008 roku, zdobywca kilkunastu medali w mistrzostwach Polski i rozgrywkach międzynarodowych.
Walka tandemów w końcówce. Wieża i goniec przeciwko wieży ze skoczkiem (cz. 1)
Każdy szachista wie, jak wielkie znaczenie w partii ma współdziałanie figur. Harmonijna współpraca bierek zależy przede wszystkim od konkretnej sytuacji na szachownicy, ale praktyka wykazuje, że pewne pary uzupełniają się lepiej, a inne gorzej. Przykładowo: hetman ze skoczkiem lepiej sobie radzi w ataku na króla od hetmana z gońcem, para gońców jest lepsza od gońca ze skoczkiem, wieża z gońcem jest skuteczniejsza w końcówce od wieży ze skoczkiem. Ten ostatni układ sił jest tematem naszego artykułu. Rozpocznę od przypomnienia ważnej klasycznej partii:
R. Fischer – M. Tajmanow Vancouver 1971, 4. partia meczu
Pozycja wydaje się remisowa: układ pionków jest symetryczny, a trochę lepsza aktywność białych figur jest łatwa do zniwelowania… 24.We5 b6? Znak zapytania może wywołać zdziwienie. Przecież zaleca się, aby pionkami uciekać na pola odmiennej barwy od gońca. Ważniejsze w tym przypadku jest jednak ograniczenie manewrowości figur przeciwnika. Po ruchu w partii goniec uzyskuje ogromną aktywność na białych polach. Zasada ustawiania pionków na polach odmiennych od gońca jest jak najbardziej słuszna w pozycjach: goniec na gońca (gońce jednobarwne!) czy goniec na skoczka. Gdyby więc zdjąć z szachownicy wieże, to ruch b7-b6 byłby z wykrzyknikiem. Teraz jednak współpraca gońca z wieżą staje się wzorowa. Komentatorzy partii zalecali tu czarnym 24...Kd6!, bo np. 25.Gxb7? Wb8 26.Gxa6 Wxb2 27.Gc4 Wxc2 z redukcją i odbiciem materiału (28.Gxf7?! c4!) lub 25.b4!? cxb4 26.Gxb7 (teraz goniec też buszuje po białych polach, ale czarne figury stają się również aktywne) 26…Sd7 27.Wf5 Wf8 28.Gxa6?! g6 29.Wb5 Wa8 30.Gb7 Wb8!? 31.Wd5+ Ke6 32.Gc6 Wb6! i remis jest bliski. 25.Gf1 a5 26.Gc4 Wf8 Czarne muszą niezwłocznie zdecydować, co zrobić z pionkiem f7. 27.Kg2 Kd6 28.Kf3 Sd7 29.We3 Sb8 30.Wd3+ Kc7 31.c3 Sc6 32.We3 Kd6 33.a4 Se7 34.h3 Sc6 35.h4 Przedwczesne było 35.g4 g5!. 35...h5 Czarne nie chcą biernie czekać na dalszy marsz nieprzyjacielskiej piechoty, ale teraz zostaną zmuszone do ustawienia na białych polach wszystkich pionków skrzydła królewskiego. Dodać należy, że i po 35...g5 36.We2 gxh4 37.gxh4 Kd7 38.h5 Kd6 39.Wg2 ich sytuacja była krytyczna. 36.Wd3+ Kc7 37.Wd5 f5 W przypadku 37...g6 38.Wd1 groźba f4-f5 i tak ten ruch wymuszała (np.38…Se7 39.Gb5 Sc6 40.f5!). 38.Wd2 Wf6 39.We2 Kd7 40.We3 g6 41.Gb5 Wd6 42.Ke2 Kd8
43.Wd3! Przejście do końcówki lekkofigurowej (lub wieżowej) jest jedną z dróg realizacji przewagi. 43...Kc7 44.Wxd6+- Kxd6 45.Kd3 Se7 Konieczność obrony pionka g6 wyłącza z gry skoczka. 46.Ge8 Kd5 47.Gf7+ Teraz następuje spychanie czarnego króla, a biały monarcha coraz głębiej wkracza do obozu przeciwnika. 47...Kd6 48.Kc4 Kc6 49.Ge8+ Kb7 50.Kb5 Sc8 51.Gc6+ (51.Gxg6?? Sd6x) 51...Kc7 52.Gd5 Se7 53.Gf7 Kb7 54.Gb3 Ka7 55.Gd1 Kb7 56.Gf3+ Kc7 Lub 56...Ka7 57.c4 (zugzwang) 57...Sg8 58.Kc6 itd. 57.Ka6 Sg8 58.Gd5 Se7 59.Gc4 Sc6 60.Gf7 Se7 61.Ge8 Kd8 Jedyne. 62.Gxg6! Sxg6 63.Kxb6 Kd7 64.Kxc5 Se7 65.b4 axb4 66.cxb4 Sc8 67.a5 Sd6 68.b5 Se4+ 69.Kb6 Kc8 (69...Sxg3 70.a6) 70.Kc6 Kb8 71.b6 1–0
J. Szulman – M. Ułybin Wilno 1997
Goniec staje się silniejszy w otwartych pozycjach i wymiany pionków temu sprzyjają:
51.e5! Ta wymiana umożliwi atakowanie czarnych pionków na skrzydle królewskim. 51...fxe5 52.Gxe5 Wc6 Jeśli 52...We7, to 53.Kd5, np. 53...Kf8 54.Wg6; 53...We8 54.Wd7+ We7 55.Kd6 lub 53…Wc7 54.Wxa6 Wxc5+ (54...Se7+ 55.Kd6) 55.Kxc5 bxa6 56.Kb6 Ke6 57.Gc3 Kd5 58.Gd2 z wygraną we wszystkich wariantach. 53.Wd7+ Ke6 54.Wg7 Kxe5 Praktycznie wymuszone: 54...Sh6 55.Gd6 Sf7 56.Wg6+ Kd7 57.Kd5 Wc8 58.Wg7 Ke8 59.Ke6 albo 54...Se7 55.Wxg5. 55.Wxg5+ Kf4 56.Wxg8 Kg3 (56...Wc7 57.Wd8 z dalszym Wd3) 57.Wg7 Kxh3 58.Kd5 Wh6 59.Wxb7 Kxg4 60.c6 Wh5+ 61.Kd4 (61...Wh8 62.c7 Wc8 63.Kc5 h3 64.Kc6 h2 65.Wb1) 1–0
A. Kapetanovic – M. Stock Partia korespondencyjna, 1985
1.g4 Se7 2.Wb5 (2.Wd6+?! Kg5) 2...Wa6 3.f3 Sc8 4.Wc5 Se7 Jeśli 4...Sd6, to 5.Gd3 Wa7 6.Wc6 Wd7 7.Wa6 i pionek ginie. 5.Kd4 a4 Jedyna możliwość wyzwolenia się z nacisków. 6.Wb5! Słabe było 6.Kc4? axb3 7.axb3 Wb6 8.Wb5 Wxb5 9.Kxb5 Ke5 10.Kxb4 h5 11.gxh5 gxh5 z remisem. 6...axb3 7.axb3 Sc6+ 8.Kc5 Se5 9.Kxb4 We6 10.Kc5 Kg5 (10...Sxg4? 11.Gd5) 11.Kd5 We8 Białe zdobyły pionka, ale czarne bierki nabrały aktywności i realizacja przewagi wymaga dużej precyzji. 12.Wb4 Sd7 (12...Kh4 13.Wb6) 13.Kd6! Sf8 (13...Sf6 14.Wb5+) 14.Wc4 Kh4 Lub 14...h5 15.Wc5+ Kh6 16.gxh5 gxh5 17.b4 h4 18.Gf5+-. 15.b4 Kg3 16.b5 Wd8+ Przegrywa 16...h5 17.b6 h4 18.b7 h3 19.Wc8. 17.Ke7 Wb8 18.Wc5 Sh7 19.Gxg6 Sg5 20.Ge4! Sxf3 Również i po 20...Sxe4 21.fxe4 Kxg4 22.e5 h5 23.e6 h4 24.Kf7 h3 25.e7 h2 26.Wc1 wieżówka jest przegrana. 21.Gxf3 Kxf3 22.g5! hxg5 Lub 22...h5 23.g6 h4 24.g7 h3 25.Wh5 Kg4 26.Wh8. 23.Wxg5 Ke3 24.Kd6 1–0
D. Velimirovic – C. Hoi Olimpiada szachowa, Saloniki 1988
59.Ge4 Sc5 60.Wg6+ Kf8 61.Gf5! Mimo bardzo ograniczonego materiału białe dążą do ataku na króla. Błędem było 61.Wxh6? Sxe4 62.Kxe4 Kg7 63.Wa6 Wf7 z remisową wieżówką. Pionek h6 nie zostanie zbity do końca partii! 61...Sb3+ 62.Ke5 Sd2?! Lepsze 62...Kf7 63.Wxh6 Wc5+ 64.Kd6 Wa5 65.Ge6+ Kg7. 63.Ge6 Wh7? Przegrywający błąd – pionek h6 nie miał dużego znaczenia. Po 63...Wc6 64.Wxh6 Kg7 65.Wh5 Sf3+ 66.Kd5 Wc2 były duże szanse na remis. 64.Wf6+ Ke7 65.Gd5! Odcina skoczka od miejsca akcji. 65...Kd7 66.Wa6 We7+ 67.Ge6+ Wxe6+ Smutna konieczność. Po 67...Kc7 68.Wa7+ Kd8 69.Wa8+ Kc7 rozstrzygało 70.Kf6. 68.Wxe6 Sf3+ 69.Kf6 Sxh2 70.We4 Kd6 71.Kf5 Kd5 72.We3 (72...Kd4 73.Wh3) 1–0
R. Chołmow – G. Giorgadze Batumi 1991
Przy symetrycznym układzie pionków i braku możliwości wyrobienia wolniaka strona skoczkowa wcale nie stoi gorzej. W takich warunkach i tandem ze skoczkiem może odnieść sukces. 1.Sb6! Grozi 2.Sc4. Czarne wpadają teraz w kłopoty. Po 1.Se3? Kd7 szanse były wyrównane. 1...fxe4+ 2.fxe4 Wxg2? Do przegranej pionkówki prowadziło 2...Wf6 3.Sc4 Kd7 4.Wxd6+ Wxd6+ 5.Sxd6 Kxd6 6.Kc4 g5 (6...Kc6 7.h4) 7.Kb5 itd., ale szans na ratunek należało szukać w wariancie 2...Ke7 3.Sc8+ Kd7 4.Wxd6+ Kxc8 5.Wxg6 Kd7 6.h4 Wa2. 3.Sc4 g5 4.Wxd6+ Ke7 5.Wd5 (5...Wxh2 6.Wxe5+ Kf6 7.Wf5+ Kg6 8.Se5+ Kh6 9.Sf7+ Kg6 10.Sxg5) 1–0
A. Karpow – W. Kramnik Wiedeń 1996
O wyniku gry zadecydowały słabości pionkowe czarnych. 38.Kf3 Ge5 39.Sd5 Kg7 40.Se7 Skoczek zmierza na f5. 40...Wc3+?! Solidniejsze było 40...We6 41.Sf5+ Kg6 42.Sh4+ Kg7 z dalszym ewentualnym Gb2 i zbijaniem pionków zajmie się goniec, a wieża chronić będzie króla. 41.Kg4 Wxa3 42.f4?! Karpow krytykował ten ruch i zalecał 42.h4 z dalszym Sf5+, h4-h5+ i zabraniem pionka f7. 42...Gc3 43.Kh5 Gxb4 44.Sf5+ Kg8 45.Wa8+ Kh7 46.Wa7 Białe nie spieszą się z zabraniem pionka h6. Po natychmiastowym 46.Sxh6?! Wd3 47.Wxa6 (47.Sxf7? Wd5+ 48.Kg4 a5=) 47...Wd5+ 48.f5 Wd7 z planem Wb7 czarny wolniak stawał się bardzo groźny. 46...Kg8 47.Sxh6+ Kf8 48.Wxf7+ Ke8 Czarny król uciekł z niebezpiecznej strefy i do stworzenia gróźb potrzeba więcej czasu. Teraz w odpowiedzi na 49.Wxf6? nastąpi 49…Gc3 z dalszym b5-b4. 49.Kg6! Do skutecznego ataku potrzebny jest jeszcze król, a ponadto pionek h2 ma otwartą drogę do promocji. 49...Gc3 50.Sf5 b4 51.Wb7 Wa2 Po 51...b3? 52.Sd6+ Kd8 nastąpiłoby 53.Kf7! i z uwagi na groźbę Ke6 i Wd7x czarne traciły pionka b3. Z tego powodu wieża musi mieć możliwość dania szacha z tyłu. 52.h4 Zaczynają się wyścigi skrajnych wolniaków. Białe są tu szybsze. 52...a5 53.h5 a4 54.h6 Wh2 55.h7 Kd8 Po 55...a3 56.Sh6 f5 następowało efektowne 57.Wg7! i pionek stawał się hetmanem. 56.Sh4 f5 57.Wxb4 (57.Wg7!?) 57...Wh3 58.Wxa4 Wxg3+ 59.Kxf5 i czarne skapitulowały z uwagi na wariant 59...Wh3 60.Sg6 Wxh7 61.Wa8+ Kd7 62.Wa7+.
F. Gheorghiu – R. Huebner Olimpiada szachowa, Nowy Sad 1990
Pozycja ma zamknięty charakter, a czarne figury są aktywniejsze. Białe są skazane na pasywną obronę. 1...Sd7 Skoczek zmierza na lepszą placówkę. 2.Kg3 Wb8 3.Gd1 Wh8?! Początek niewłaściwego planu, który na szczęście nie ma negatywnych konsekwencji, bo białe muszą czekać. 4.Wc2 Wh1 5.Wd2 Se5 6.Kg2 Wh4 7.Kg3 Ke6 8.Ge2 Wh8! Na linii „h” czarne nic nie uzyskały. Kierują wieżę na drugie skrzydło, bo tam są lepsze perspektywy. 9.Gd1 Wa8! 10.Gc2 Wa2 11.Wf2 Sd3 12.We2 Po 12.Gxd3? Wxf2 13.Kxf2 exd3 czarne łatwo wygrywały pionkówkę: 14.Ke1 Ke5 15.Kd1 Ke4 16.Kd2 Kf3 17.Kxd3 Kxg4. Niedobre było również 12.Wd2? Sb4. 12...Sb4 13.Gd1 Wa1 Czarna wieża jest bardziej aktywna i wymiana jej nie wchodzi w rachubę. 14.Wd2 Ke5 15.Ge2 Wb1 16.Gd1 Figury białych są coraz bardziej ograniczane w działaniu. 16…Sd3 17.Kg2 Wc1 18.Ge2 Wc3 19.Gd1 Sb4 20.Kf2 d5! Jak uzasadniał am Huebner, po tej wymianie zwiększa się nacisk na pionka e3. 21.cxd5 Sxd5 22.We2 Wc1 23.Wd2 Wc3 24.We2 Wc1 25.Wd2 Wb1 26.Ge2?! Przegrywa od razu, ale pozycja i tak była już nie do uratowania: 26.Ke2 Sc3+ 27.Ke1 Ke6 28.Wd8 Ke7 29.Wd2 Wc1 i białe są w zugzwangu, co jest bardzo rzadkim zjawiskiem dla strony gońcowej. W przypadku 26.Gc2 rozstrzygało 26…Wh1 27.We2 Sb4 z następnym Wc1. 26...Sxe3! Być może białe liczyły na 26...Wxb3? 27.Gc4. 27.Kxe3 Lub 27.Wd8 Wxb3 28.Wg8 Kd4 29.Wxg5 c4 30.Wg8 c3 itd. 27...Wxb3+ 28.Kf2 e3+ 0–1
Przedstawione wyżej partie przykładowe nie wykazują przewagi wieży z gońcem nad wieżą ze skoczkiem. Rezultaty były przede wszystkim efektem aktywniejszych figur bądź słabości pionkowych u jednej ze stron. Były to jednak pozycje statyczne, o symetrycznej strukturze. Ta ocena tandemów ulega dużej zmianie przy asymetrii pionkowej i wolniakach. Ale o tym przekonamy się w następnym odcinku.
Zapraszam na przegląd ciekawych pozycji z turnieju Riga Open 2024. Więcej o tych zawodach, które odbyły się w dniach 30.06-6.07.2024 r., w relacji zamieszczonej na wcześniejszych stronach tego numeru.
Aleksander Szwarcman (Izrael) – Raimonds Vipulis (Łotwa) Riga Open 2024 7. runda
Ozdobą turnieju była przepiękna kombinacja w arcymistrzowskiej partii Szwarc- man – Vipulis. Aż trudno uwierzyć, jak widowiskowe, a jednocześnie trudne warianty potrafi wciąż zaprezentować 57-letni Aleksander. Nagranie z tej partii można też obejrzeć na moim anglojęzycznym kanale YouTube checkersTV: https://youtu.be/F0oPk6Bk39s
34.47-41!! 36x47 35.16-11!! Wykorzystanie większości bicia z oddaniem aż czterech pionów! 35…47x24 36.11x2 29x40 37.49-44! Jedna damka to za mało. Dajmy przeciwnikowi drugą! 37…40x49 38.2-16 49x27 39.16x40 Przeprowadzenie tej kombinacji wymagało też dobrej oceny końcówki, w której białe mają o dwa piony mniej. 39…19-24 40.40-18 22-28 41.18x9 24-29 42.9-25 5-10 43.50-44 29-33 44.25-43 10-14 45.43-49 15-20 46.44-39 33x44 47.49x40 i czarne się poddały. Klasowe zwycięstwo pięciokrotnego mistrza świata! 2-0
Alise Misane (Łotwa) – Jurij Anikiejew (Ukraina) Riga Open 2024 9. runda
Sprawczynią wielkiej niespodzianki (zresztą nie pierwszej w tym roku) została 10-lenia Alise Misane, która zremisowała z aktualnym mistrzem świata w niełatwej klasycznej pozycji. Białe musiały się wykazać nie lada dokładnością w tej zamkniętej pozycji z jednym tempem więcej i obustronnym wyjściem Ghestema.
43...11-16 44.42-37 18-23 45.39-33 4-10 46.33-28 12-18 47.22-17 16-21 48.27x16 18-22 49.17-11 22x31 50.11-7 31-36 51.7-1 36-41 52.43-38 13-18 53.1-6 10-15 54.32-27 23-28 55.6x50 41-46 56.50-6 14-20 57.25x34 46-32 58.30x19 i zawodnicy zgodzili się na remis. Młodziutka warcabistka z Łotwy nie przestaje zadziwiać! 1-1
Bernard mógł kombinacyjnie skarcić Ewę, jednak nie zauważył wygrywającej możliwości.
35.38-32? 35.37-31! 26x37 36.38-32 37x28 37.29-23 28x19 38.33-29 24x33 39.39x6 z wygraną pozycją dla białych. Ostatecznie partia zakończyła się zwycięstwem Ewy.
Thierry le Quang (Francja) – Ewa Wieczorek (Polska) Riga Open 2024 9. runda
O szczęściu może mówić Andrzej, którego przeciwniczka z szóstej rundy nie znalazła wygranej w końcowej fazie partii.
46...48-42? Wygrywała piękna idea poświęcenia! Prowadzi ona do końcówki, która już kiedyś ukazała się w analizowanych przeze mnie partiach. 46...24-29!! 47.33x24 48-34! 48.12-8 9-13 49.8x10 15x4 50.24-19 34-29 i białe pozbawione są dobrego ruchu. 47.12-8 42x29 48.8-2 29-45 48...14-19 49.35-30 24x35 50.2x33 35-40= 49.2x30 1-1
Christophe Bouton (Francja) – Barbara Kacprzak (Polska) Riga Open 2024 5. runda
Barbara bardzo mądrze osłabiła długie skrzydło przeciwnika. Nie zagrała jednak decydującego ciosu. Na szczęście pojedynek ten i tak wygrała w późniejszej fazie partii.
26...14-20? Szybko wynik rozstrzygało: 26...24-29! 27.33x24 23-28 28.32x23 21x41 29.42-37 41x32 30.38x27 19x28 31.24-20 15x24 32.30x10 4x15.
Cenne zwycięstwo Dominik miał szansę zanotować w trzeciej rundzie. Niestety, umknęła mu kombinacyjna możliwość, z której mógł skorzystać w potyczce z Ukrainką.
40… 23-28?? 41.49-43? 41.48-43!! 28x48 42.49-44 48x31 43.36x7 z nietrudną do wygrania pozycją.
Barbara Gołębiowska-Fryga (Polska) – Bogdanovs Ivans (Łotwa) Riga Open 2024 9. Runda
Barbara wpada w zastawione przez przeciwnika sidła. 18...16-21! 19.27x16 18-22 20.28x17 12x21 21.16x27 23-29 22.34x23 25x34 23.39x30 19x50 24.30x19 14x23 Czarne mają damkę, ale dwa piony przewagi wciąż są po stronie białych. Daje to duże szanse uratowania partii. 25.46-41 50-11 26.31-26 11-7 27.27-21 7-1 28.32-28 23x32 29.37x28 6-11 30.43-39?? Ten błąd szybko kończy partię. I to w momencie, kiedy można było złapać damkę przeciwnika. Należało grać: 30.21-17! 11x33 31.38x29 1x34 32.43-39 34x43 33.49x38 z równą liczbą pionów. 30...11-17 31.21x12 1x14 0-2