Naszym Czytelnikom – Sportowcom, Trenerom, Działaczom i Sympatykom sportu osób z niepełnosprawnościami – życzymy na te podniosłe dni świąt Wielkiej Nocy wytchnienia od codziennych obowiązków i dobrego czasu w gronie najbliższych, aby zebrane wraz z budzącą się wiosną świeże siły pomagały w pokonywaniu trudności życia i pozwoliły zrealizować wszystkie ważne plany.
Marzec był dla szachistów „Crossu” pełen emocji. W Ośrodku Rehabilitacyjno- -Wypoczynkowym Wielspin w Wągrowcu odbyły się bowiem szachowe mistrzostwa miłośników tej dyscypliny rozwijanej w Stowarzyszeniu od początków działania organizacji.
Poza wyłonieniem najlepszych szachistów Stowarzyszenia i sportowym rozwijaniem zawodników celem tego ważnego turnieju jest również integracja środowiska osób z dysfunkcją wzroku. Zadanie to jest z powodzeniem realizowane od lat. Szachy są obecne w Stowarzyszeniu „Cross” od zawsze i wielu uczestników tegorocznych rozgrywek pamięta na pewno swoje występy na organizowanych przez Stowarzyszenie pierwszych mistrzostwach Polski.
Tym razem zawody rozgrywane były od 14 do 24 marca 2023 r., a ich realizację wsparły finansowo Ministerstwo Sportu i Turystyki oraz PFRON. Obowiązki koordynatora pełniła Józefa Spychała. Do batalii przy szachowych deskach zasiadło 44 zawodników, w tym 13 kobiet. Aż 41 spośród obecnych w Wągrowcu graczy figuruje w międzynarodowym rankingu ELO. Turniej został zgłoszony do oceny rankingowej FIDE. Przebieg meczów nadzorowali: Małgorzata Napierała, sędzia główna, oraz Krzysztof Derecki. W zawodach obowiązywały przepisy „Kodeksu szachowego” PZSzach oraz przepisy FIDE. Mistrzostwa przeprowadzono w systemie szwajcarskim, na dystansie dziewięciu rund. Każdy z zawodników dysponował czasem 90 minut, a za wykonane posunięcie otrzymywał dodatkowe 30 sekund bonifikaty.
Zawody obfitowały w ciekawe partie. Jeden z przykładów obrazuje poniższy diagram. Jest to jednocześnie zadanie dla czytelników „Crossa”.
Zadanie: białe zaczynają i zdobywają przewagę materialną. W jaki sposób? (Rozwiązanie znajduje się na końcu artykułu).
Turniej przebiegał pod dyktando Marka Pociejowskiego z klubu „Tęcza” Poznań. Od trzeciej rundy zajmował on pozycję lidera i do końca już jej nie oddał. Po dziewięciu rundach miał zebranych 7,5 p. i z przewagą 1 p. nad kolejnymi czterema rywalami zdobył złoty medal.
Na sali gry w Wągrowcu
Dopiero w ostatniej rundzie zdecydowała się obsada pozostałych miejsc na podium. Zawody były bardzo wyrównane. Spośród 44 zawodników aż ośmiu miało przed ostatnią grą szanse na medal. Ich losy ważyły się niemal do ostatniego zatrzymania zegara. Ostatecznie dzięki punktacji pomocniczej drugie miejsce zajął Marian Kowalczyk, również z klubu „Tęcza” Poznań, a trzecie Józef Żełajtys reprezentujący klub „Jantar” Gdańsk.
Trud włożony w pracę nad szachami czworgu zawodnikom przyniósł bonus w postaci podwyższenia kategorii szachowej. W tym gronie znaleźli się: Marek Pociejowski – norma kandydata na mistrza, Jan Kamrat – II kategoria szachowa, Eugenia Wewersowicz – II kategoria szachowa, Andrzej Gałuszka – III kategoria szachowa. Uczynili oni kolejny krok w drodze ku szachowej wirtuozerii.
Każdy z uczestników mistrzostw Stowarzyszenia „Cross” w szachach otrzymał upominek i dyplom. Zwycięzcy zostali uhonorowani medalami, pucharami i nagrodami, a pozostali zawodnicy otrzymali pamiątkowe statuetki szachowego skoczka.
Sala gry była bardzo obszerna i jasna, więc zapewniała zawodnikom należyty komfort. W czasie trwania rund dostępny był bufet z kawą i herbatą. Posiłki były bardzo smaczne, urozmaicone, zgodnie z zasadą „dla każdego coś dobrego”, nie wykluczając osób stosujących specjalną dietę. W ośrodku do dyspozycji uczestników było wiele atrakcji, m.in. basen, tor do gry w kręgle czy fotele z masażem.
Ceremonia medalowa mistrzostw. Od lewej: Małgorzata Napierała, Józef Żełajtys, Marek Pociejowski, Marian Kowalczyk i Józefa Spychała
Na stronie www.chessarbiter.com na bieżąco były publikowane wyniki każdej z rozegranych rund. Z ich rezultatami oraz ostateczną klasyfikacją wszystkich zawodników można zapoznać się po zeskanowaniu zamieszczonego kodu QR.
Rozwiązanie zadania: 1.Gd3-h7+ (białe ofiarują gońca, dając szacha na polu h7, jednocześnie atakują swoim hetmanem niebronionego hetmana przeciwnika) 1…Kg8:h7 (czarny monarcha przyjmuje ofiarę gońca) 2.Hd1:d5 (białe, dzięki kombinacji, biją czarnego niebronionego hetmana i zdobywają przewagę materialną).
Mistrzostwa Stowarzyszenia „Cross” w szachach 14-23.03.2023 r., Wągrowiec (20 najlepszych)
W dniach 13-16 kwietnia 2023 r. w Tarnowie odbyła się pierwsza runda Pucharu Polski osób niewidomych i słabowidzących w strzelectwie pneumatycznym. Zawody rozpoczynające nowy rok rywalizacji zgromadziły rekordową liczbę 39 uczestników.
To najwyższa frekwencja od czasu ogłoszenia pandemii COVID-19, co jest z pewnością efektem promocji dyscypliny, o którą zadbano w Tarnowie w zeszłym roku podczas odbywającego się na tym samym obiekcie otwartego turnieju strzeleckiego. Przeprowadzono wówczas szkolenie dla początkujących, dzięki któremu wielu nowicjuszy miało pierwszą w życiu okazję, aby zaznajomić się z karabinem i zasadami sportu strzeleckiego. Na tegorocznych zawodach wszyscy rywalizowali już w ustalonych konkurencjach, realizowanych zgodnie z wytycznymi międzynarodowych federacji strzeleckich WSPS i ISSF oraz regulacji krajowych. Strzelcy mierzyli się w postawie leżąc i stojąc z podziałem na mężczyzn i kobiety (w opaskach na oczach) oraz w kategorii open (łącznie kobiety i mężczyźni, bez wymogu zakładania opasek).
Barbara Matyka („Podkarpacie” Przemyśl) podczas konkurencji karabin pneumatyczny leżąc
Pierwszego dnia zawodów uczestnicy rywalizowali w postawie stojąc, gdzie na oddanie 60 ocenianych strzałów każdy zawodnik miał maksymalnie 75 minut. Zgodnie z dotychczasowym trendem także i tym razem wyniki pań znacząco przewyższały rezultaty uzyskiwane przez panów. Przyjęło się jednak, że w krajowej rywalizacji główne konkurencje zawodników i zawodniczek przeprowadzamy osobno, zatem szansna zdobycie trofeów było dużo. O poziomie sportowym wydarzenia świadczy nowy rekord Polski w postawie stojąc, ustanowiony przez naszą aktualną dwukrotną mistrzynię świata w tej konkurencji Barbarę Moskal z „Podkarpacia” Przemyśl.
Rywalizacja podczas pierwszej rundy tegorocznego Pucharu Polski
Drugi dzień zawodów to rywalizacja w postawie leżąc, gdzie na oddanie 60 strzałów ocenianych zawodnicy mieli maksymalnie 50 minut. Liderzy tylko potwierdzili swoją formę i we wszystkich grupach startowych oglądaliśmy na pierwszych miejscach tych samych zawodników co dnia poprzedniego.
Każdy z uczestników pierwszego etapu Pucharu Polski zapewnił sobie prawo startu w mistrzostwach naszego kraju, które na początku września odbywać się będą we Wrocławiu. Dla nieobecnych kolejną szansą będzie druga runda Pucharu Polski, planowana w terminie 25-28 maja 2023 r. w Starachowicach. Zanim to jednak nastąpi, kadrowicze wezmą udział w międzynarodowych zawodach strzeleckich w Hanowerze (28.04-2.05), gdzie pojadą również po cenne doświadczenia przed tegorocznymi mistrzostwami Europy, a potem świata.
Jeżeli czytelników i czytelniczki „Crossa” interesuje tematyka strzelectwa pneumatycznego osób z dysfunkcją wzroku, zapraszam już teraz do śledzenia kolejnych numerów miesięcznika, w których u progu lata rozpocznę cykl artykułów związanych z tą dyscypliną sportu. Będę w nich prezentował tajniki strzelectwa pneumatycznego oraz dzielił się wskazówkami trenerskimi z początkującymi i zaawansowanymi strzelcami.
Nie było ci jeszcze dane zetknąć się z tym sportem? Tym bardziej zapraszam do lektury! Bo kto wie, może w tobie albo w kimś spośród twoich znajomych lub bliskich skrywa się talent, który warto przekuć na medale mistrzostw świata i Europy.
Puchar Polski Niewidomych i Słabowidzących w Strzelectwie Pneumatycznym 2023 – etap I 13-16.04.2023 r., Tarnów
Tabela wyników
Karabin pneumatyczny 60 strzałów stojąc
Kobiety
1.
Barbara Moskal (nowy rekord Polski! „Podkarpacie” Przemyśl
W Pradze zakończyły się najliczniej od kilku lat obsadzone zawody showdowna. W BSC Prague Showdown Cup 2023 wystartowało ponad stu zawodników! Bardzo duża liczba graczy oznaczała równie dużą liczbę meczów, z czym nie do końca poradzili sobie organizatorzy turnieju. Nie przeszkodziło to jednak naszej drużynie w zdobyciu brązowego medalu.
Czeski BSC Prague Showdown Cup 2023 był trzecim z rozegranych w tym sezonie międzynarodowych turniejów rankingowych. W zawodach uczestniczyło czterdzieści kobiet i sześćdziesięciu jeden mężczyzn. Swoje reprezentacje wystawiło trzynaście państw: Belgia, Finlandia, Francja, Holandia, Korea Południowa, Niemcy, Polska, Słowacja, Słowenia, Szwajcaria, Wielka Brytania, Włochy oraz gospodarze. W obu kategoriach został spełniony wymóg IBSA dotyczący udziału w rozgrywkach minimum dziesięciu graczy z topowej dwudziestki, co pozwoliło przyznać zwycięzcom maksymalną liczbę 400 punktów.
Polskę na turnieju reprezentowało ośmioro graczy: Elżbieta Mielczarek, Monika Szwałek, Agnieszka Bardzik, Dominika Czuj, Weronika Szynal, Adrian Słoninka, Krystian Kisiel i Krzysztof Sobiło. Zawodnikom towarzyszyli: trener kadry polskich showdownistów Szymon Borkowski oraz instruktor Sebastian Michailidis. Rozgrywki były okazją do przetestowania pewnych rozwiązań, zarówno sportowych, jak i taktycznych. Monika oraz Agnieszka, nasze praworęczne reprezentantki, rozgrywały swoje mecze lewą ręką, natomiast w rywalizacji drużynowej mieliśmy do czynienia z wieloma zmianami składu.
Zwycięski mecz Weroniki Szynal z Włoszką Vanessą Cascio
– Zależało nam nie na osiągnięciu jakiegoś superwyniku, ale na możliwości przetrenowania różnych pomysłów na grę. Turniej w Pradze był do tego świetną okazją. Sporo się dowiedzieliśmy o naszym potencjale i na pewno wyciągniemy odpowiednie wnioski przed nadchodzącymi mistrzostwami świata. Oczywiście, bardzo cieszymy się z trzeciego miejsca w klasyfikacji drużynowej – skomentował rezultaty zawodów Szymon Borkowski.
Polska reprezentacja podczas meczu drużynowego z teamem Waasland
Rekordowa liczba graczy, a co za tym idzie także rozgrywanych meczów, niosła ze sobą sporo komplikacji. System rozgrywek nie do końca zadziałał i pojawiało się w nim sporo błędów. Jednocześnie zbyt krótki czas przewidziany przez organizatora na przeprowadzenie każdego z meczów powodował bardzo duże opóźnienia, sięgające nawet dwóch godzin. Z uwagi na te okoliczności wielkie słowa uznania należą się arbitrom, którzy mimo wielogodzinnego gwizdania spotkań stanęli na wysokości zadania i cały czas pracowali na najwyższym poziomie.
Przed naszą kadrą krótka przerwa w startach poza granicami Polski. Powrót do rozgrywek przewidziano na początek czerwca, kiedy to reprezentacja uda się na Litwę, by wziąć udział w turnieju International Showdown Tournament 2023.
Dumna kadra showdownistów z pucharem za trzecie miejsce dla drużyny
BSC Prague Showdown Cup 2023 28.03.-2.04.2023 r., Praga
Kobiety
1. Hanna Vilmi Finlandia 2. Elvina Vidot Francja 3. Sara Fappani Włochy (…) 8. Monika Szwałek Polska 9. Elżbieta Mielczarek Polska 10. Dominika Czuj Polska 13. Weronika Szynal Polska 24. Agnieszka Bardzik Polska
Mężczyźni
Thade Rosenfeldt Niemcy
Ladislav Brada Słowacja
Andrea Lazzarini Włochy
(…)
7. Krystian Kisiel Polska 17. Adrian Słoninka Polska 22. Krzysztof Sobiło Polska
Klasyfikacja drużynowa
Finlandia
Waasland (Belgia/ Holandia/ Francja)
Polska (Agnieszka Bardzik, Dominika Czuj, Elżbieta Mielczarek, Weronika Szynal, Adrian Słoninka, Krzysztof Sobiło; trener: Szymon Borkowski)
Doczekaliśmy się pierwszego w tym roku turnieju showdowna w wydaniu krajowym. W dniach 13-17 kwietnia 2023 r. w Sękocinie Starym pod Warszawą odbyły się ósme z kolei drużynowe mistrzostwa Polski w tej dyscyplinie sportu.
W imprezie wzięło udział dziesięć drużyn, w tym debiutująca ekipa z Krakowa. Odprawa techniczna, podczas której otwarto mistrzostwa, miała w tym roku wyjątkowy charakter. Minutą ciszy uczczono bowiem pamięć zmarłego niedawno Łukasza Byczkowskiego, znakomitego zawodnika klubu „Sprint” Wrocław, reprezentanta polskiej kadry showdowna. Uczestnicy wydarzenia obejrzeli również prezentację przedstawiającą w pigułce historię kariery Łukasza, który oprócz showdowna uprawiał też z dużymi sukcesami goalball oraz blind football. „Byku” był wyjątkową osobą, pomocną, koleżeńską i zawsze grającą fair. Dlatego też trener kadry Szymon Borkowski oraz koordynatorzy imprez wyszli z pomysłem ustanowienia Nagrody Fair Play imienia Łukasza „Byka” Byczkowskiego, która będzie wręczana regularnie podczas finału indywidualnych mistrzostw Polski w showdownie. Pierwszą statuetkę przyznano już w tym roku, a otrzymała ją wyjątkowo nie osoba, a drużyna „Sprintu” Wrocław – za wsparcie udzielone Łukaszowi w czasie choroby i trwanie przy Nim do końca.
Krzysztof Sobiło w pojedynku z Agnieszką Bardzik
Turniej rozegrano na trzech stołach, systemem „każdy z każdym”. Zmagania trzymały w napięciu, a losy części spotkań ważyły się do ostatnich uderzeń piłeczki. Zacięte pojedynki toczyły się zarówno między drużynami walczącymi o medale, jak i tymi z dołu tabeli.
Najwięcej emocji dostarczył kibicom mecz Przemyśl – Bydgoszcz, którego stan zmieniał się jak w kalejdoskopie. Piękne zagrania, czasem błędy i niepewność po obu stronach towarzyszyły ich grze do samego końca. Ostatecznie zwyciężyła drużyna „Podkarpacia” Przemyśl.
Na słowa uznania zasługuje postawa zespołu z Wałbrzycha, widać było spory wzrost umiejętności względem lat ubiegłych, dzięki czemu team „DoSAN-u” zakończył turniej na bardzo dobrym piątym miejscu.
Warto docenić też występ debiutujących w drużynówce showdownistów z Krakowa. Mieli oni zaledwie drobne doświadczenia z występów indywidualnych lub szkoleń, a w tej formule był to ich pierwszy start. Reprezentacje klubów z Krakowa, Chorzowa i Częstochowy podzieliły się między sobą po równo zwycięstwami i porażkami, więc o ostatecznej kolejności ich miejsc zadecydował bilans małych punktów.
Julia Szwałek walczy o złoto dla drużyny z Wrocławia
Za mocny dla rywali znów okazał się „Sprint” Wrocław, który tym samym obronił tytuł mistrza Polski. Tu bardzo dobrze zaprezentowali się uczniowie wrocławskiego ośrodka szkolno-wychowawczego: Julia Szwałek, Filip Liszewski i Eryk Wachowiak. Wspierani przez reprezentantów Polski – Elżbietę Mielczarek, Weronikę Szynal i Krytiana Kisiela – udźwignęli ciężar imprezy tej rangi.
Srebro, podobie jak przed rokiem, obronili showdowniści „Podkarpacia” Przemyśl. Reprezentanci Polski Przemysław Knaź i Krzysztof Sobiło mogli liczyć na współpracę trzech niezwykle walecznych zawodniczek z zespołu: Ewy Ćwiek, Renaty Stankiewicz i Anny Topy. Brąz z kolei obroniła drużyna „Ikara” Lublin pod wodzą kadrowiczów: Dominiki Czuj, Katarzyny Stenki i Szymona Budzyńskiego, a do jej sukcesu przyczynił się również bardzo dobry występ Dawida Wasilewskiego.
Pamiątkowe zdjęcie drużyn showdownowej braci, wszystkich uczestników i organizatorów mistrzostw
Znakomity zespół sędziowski tworzyli: Lubomir Prask – sędzia główny, Aneta Parobczak, Zbigniew Berczyński, Szymon Borkowski, Wacław Karczewski, Sebastian Michailidis, Mariusz Walasek i Marcin Załucki. Koordynatorem tegorocznych drużynowych mistrzostw Polski w showdownie był Mirosław Mirynowski. Finansowanie imprezy zorganizowanej przez Stowarzyszenie „Cross” zapewniły Ministerstwo Sportu i Turystyki oraz Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.
Turniej przebiegał w znakomitej atmosferze, co potwierdza jedność showdownowej rodziny.
VIII Drużynowe Mistrzostwa Polski w Showdownie 13-17.04.2023 r., Sękocin Stary
„Sprint” Wrocław (Elżbieta Mielczarek, Julia Szwałek, Weronika Szynal, Krystian Kisiel, Filip Liszewski, Eryk Wachowiak)
„Podkarpacie” Przemyśl (Ewa Ćwiek, Renata Stankiewicz, Anna Topa, Przemysław Knaź, Krzysztof Sobiło)
„Ikar” Lublin (Dominika Czuj, Katarzyna Stenka, Szymon Budzyński, Dawid Wasilewski)
Kule do kręgli klasycznych poszły w ruch. Nowy sezon dla niewidomych i słabowidzących kręglarzy rozpoczął się 30 marca w Gostyniu eliminacjami do mistrzostw Polski. Przy torach oglądaliśmy blisko stu zawodników reprezentujących 20 klubów z całego kraju.
Celem zawodów było wyłonienie finalistów mistrzostw Polski w kategoriach B1, B2 i B3 kobiet i mężczyzn. Odbędą się one w drugiej połowie kwietnia w Tarnowie Podgórnym. Organizację obu etapów sportowych zmagań powierzono koordynatorce Joannie Staliś.
Zawodnicy z kategorii B2 po oddaniu ostatnich rzutów wysłuchują komunikatu o wynikach
Gry eliminacyjne zostały podzielone na szesnaście bloków startowych rozgrywanych w piątek 31 marca i w sobotę 1 kwietnia na wszystkich sześciu torach kręgielni. Najczęściej równolegle rywalizowały różne kategorie startowe, a do rozgrywek finałowych z każdej z nich awansowało zgodnie z regulaminem pięćdziesiąt procent startujących w eliminacjach plus jeden zawodnik. Każdy ze startujących losował na wstępie tor, z którego rozpoczynał rywalizację, po czym oddawał łącznie sto dwadzieścia rzutów, po trzydzieści w każdej z czterech gier. Walka o prawo startu w kwietniowych mistrzostwach trwała praktycznie do ostatnich minut. Nad prawidłowym przebiegiem turnieju czuwali sędziowie oraz obsługa kręgielni, której należą się, jak zwykle zresztą, duże podziękowania za wzorowe przygotowanie obiektu. Uczestnicy eliminacji przestrzegali zasad fair play i sędziowie nie byli zmuszeni udzielać nikomu upomnień, a tym bardziej nakładać kar.
Panie z kategorii B3 walczą o awans. Po lewej Ewelina Woszuk, po prawej Irena Curyło
W kilku kategoriach byliśmy świadkami sportowych niespodzianek. Oczywiście, jedni kończyli turniej szczęśliwi, czasami ze swoim najlepszym wynikiem w życiu, inni natomiast musieli przełknąć gorzką pigułkę przegranej. Byli też tacy, którzy mieli świadomość, że aby myśleć o dobrym wyniku w finale, muszą zagrać zdecydowanie lepiej niż w Gostyniu.
W kategorii B1 mężczyzn dobry, wysoki wynik uzyskali Jan Zięba z klubu „Debiut” Stąporków oraz Zdzisław Koziej z „Hetmana” Lublin. Wart uwagi jest również ponad 500-punktowy rezultat zawodnika klubu „Morena” Iława Szczepana Polkowskiego. Walka o czwarte miejsce, rozgrywająca się za plecami liderów, też była emocjonująca i trwała do ostatniego rzutu. Sylwester Dołasiński z „Łuczniczki” Bydgoszcz musiał tym razem uznać wyższość Tadeusza Kolbusza z „Atutu” Nysa. Z tej kategorii do finałów awansowało dziewięciu zawodników.
Najlepsze półfinalistki wśród pań w kategorii B1
Kręglarze z grupy startowej B2 zafundowali sobie i kibicom dużo emocji, ponieważ na czołowych miejscach znalazło się kilku graczy, na których mało kto stawiał. Eliminacje z wynikiem prawie siedmiuset punktów wygrał Mieczysław Kontrymowicz z „Warmii i Mazur” Olsztyn. Na drugim stopniu podium stanął po raz pierwszy Krzysztof Paszyna z „Podkarpacia” Przemyśl, wskutek czego dla Wojciecha Puchacza z „Atutu” Nysa zostało najniższe miejsce na pudle. Za tą trójką uplasowali się kolejno: Mieczysław Sabaj, Mariusz Kozyra, Stanisław Stopierzyński, Grzegorz Nowak, Teodor Radzimierski oraz Ryszard Lewandowski. W przypadku dwóch ostatnich zawodników o ostatecznej lokacie zdecydowała liczba strąconych dziewiątek. Wszyscy oni pokazali naprawdę dobrą grę, która zaowocowała wynikiem ponad sześciuset punktów. Taki skład zawodników gwarantuje spore emocje w finale.
W kategorii B3 mężczyzn z bardzo dobrej strony pokazał się reprezentant bydgoskiego klubu Władysław Wakuliński, który o 2 p. wyprzedził Grzegorza Kanikułę z „Hetmana” Lublin. Skład podium dopełnił Tomasz Ćwikła z „Moreny” Iława z 6 p. przewagi nad Albertem Sordylem z „Pogórza” Tarnów. Spośród startujących w tej kategorii do finału awansowało jedenastu zawodników.
W szóstce finalistek kategorii B1 kobiet znalazły się aż cztery reprezentantki „Łuczniczki”. Z wynikiem blisko pięciuset punktów wygrała Karolina Rzepa, a tuż za nią uplasowała się jej klubowa koleżanka Renata Domin. Na trzecim stopniu podium stanęła reprezentantka klubu z Iławy Regina Szczypiorska. Najbardziej z finału cieszyła się kolejna zawodniczka z Bydgoszczy – Katarzyna Świątek.
W kategorii kobiet B2 do najczęściej aspirujących do czołowych miejsc zawodniczek „Pionka” Włocławek w finale dołączą m.in. Jolanta Sabaj z Przemyśla oraz Aleksandra Jarząb z Poznania (wszystkie panie uzyskały wynik przekraczający 600 p.). Rywalizację tym razem wygrała Jolanta Lewandowska. Awans do dalszej gry uzyskało w tej grupie dziewięć zawodniczek. Takiego szczęścia nie miała Irena Ziębie z „Debiutu” Stąporków, której zabrakło zaledwie 6 p.
W ostatniej z kategorii kobiet, B3, pojawiło się również kilka zaskakujących rozstrzygnięć. Na uznanie zasługuje gra zawodniczki włocławskiego „Pionka” Eweliny Woszuk, która, choć musiała uznać wyższość Ireny Curyło z Tarnowa, to jednak podczas rywalizacji umiała opanować emocje, grała bardzo równo i spokojnie, dzięki czemu zbierała punkt za punktem i ostatecznie w walce o drugą lokatę pokonała Elżbietę Ćwikłę z „Warmii i Mazur” Olsztyn. Do startu w finale mistrzostw Polski awansowało w tej kategorii siedem zawodniczek
Zadowoleni z awansu zwycięzcy w kategorii B2 mężczyzn
Dwa dni rywalizacji minęły bardzo szybko i już w sobotnie popołudnie poznaliśmy pełną listę finalistów. Jak jest przyjęte, bezpośrednio po rozegraniu ostatniego bloku wszyscy zgromadzili się w kręgielni, gdzie podczas ceremonii medalowej Joanna Staliś wręczyła zwycięzcom puchary oraz nagrody finansowe.
Rezultat punktowy miał w Gostyniu znaczenie, ale najważniejsze było, aby znaleźć się w awansującej grupie. Mimo sporej liczby miejsc, jakie były do obsadzenia, kilkoro graczy, na których można było stawiać, nie podołało wyzwaniu.
Wszystkim uczestnikom eliminacji dziękujemy za walkę, gratulujemy finalistom i życzymy im wysokich wyników już niebawem, w Tarnowie Podgórnym!
Nagrodzeni pucharami zdobywcy i zdobywczynie pierwszych trzech miejsc w kategoriach startowych wraz z koordynatorką zawodów Joanną Staliś.
Zwycięzcy eliminacji do mistrzostw Polski niewidomych i słabowidzących w kręglach klasycznych 30.03-2.04.2023 r., Gostyń
Kolejny raz w Beskidzie Sądeckim odbył się półfinał mistrzostw Polski niewidomych i słabowidzących w warcabach stupolowych. Na przełomie marca i kwietnia w pensjonacie Gaborek w Krynicy-Zdroju mieszkało i rozgrywało swoje partie 36 zawodników z siedemnastu klubów, w tym dwie medalistki ubiegłorocznych mistrzostw Polski kobiet.
Turniej zapowiadał się na bardzo wyrównany, zwłaszcza w grupie zawodników najwyżej rozstawionych. Już w pierwszej rundzie doszło do niespodziewanych rozstrzygnięć. Jerzy Dzióbek stracił punkt z Dariuszem Cholewczyńskim, zawodnikiem z niższą kategorią startową, a Robert Sobczyk pokonał notowanego dużo wyżej od siebie Jerzego Hołdernego. W drugiej turze zaskoczeniem była porażka Ewy Wieczorek z Andrzejem Sargalskim oraz strata kolejnego punktu przez Jerzego Dzióbka, tym razem na rzecz Roberta Sobczyka. Z trzech następnych rund godne odnotowania są: bardzo dobra postawa Dariusza Cholewczyńskiego, który urywał punkty wyżej rozstawionym rywalom, słabsza gra Wacława Morgiewicza, nieoczekiwana wygrana Wojciecha Woźniaka z Ewą Wieczorek oraz porażka Antoniego Ignatowskiego z niżej od niego notowanym Woźniakiem.
Barbara Wójcik („Hetman” Lublin) w pojedynku z Mieczysławem Kaciotysem („Jantar” Gdańsk)
Szóste spotkanie zakończyło się zaskakującą porażką Wacława Morgiewicza, tymczasem Jan Biskupski uratował remis po błędzie Roberta Sobczyka w końcówce gry. Na tym etapie półfinału liderem był Józef Tołwiński przed Barbarą Wójcik i Wojciechem Woźniakiem, jednak już w siódmej rundzie Woźniak pokonał Wójcik i objął prowadzenie, które utrzymał do końca rozgrywek. Następna tura przyniosła Stanisławowi Sroce porażkę z Dariuszem Cholewczyńskim. Ostatnie, dziewiąte starcie zawodników nie przyniosło już dużych sensacji, warto wspomnieć jedynie, że Michał Ciborski, mający praktycznie wygraną i awans w kieszeni, zaprzepaścił szansę przez prosty błąd w końcówce i nie zobaczymy go w finale.
Zwycięzcy eliminacji do MP 2023 w warcabach wraz z organizatorami. Z pucharami od lewej: Józef Tołwiński („Victoria” Białystok), Wojciech Woźniak („Jutrzenka” Częstochowa) i Mikolaj Fiedoruk („Victoria” Białystok)
Zwycięzcą turnieju został Wojciech Woźniak z „Jutrzenki” Częstochowa, którego wygranej nikt przed zawodami nie obstawiał. Za nim uplasowali się Józef Tołwiński i Mikołaj Fiedoruk. Bardzo dobrze wypadły obie startujące zawodniczki, nawet mimo odczuwanego jeszcze zmęczenia po wyczerpującym starcie w międzynarodowym turnieju warcabowym w Julinku pod Warszawą, w którym grały kilka dni wcześniej. Należy wspomnieć, że podczas tamtych rozgrywek Ewa Wieczorek zdobyła srebrny medal, a Barbara Wójcik medal brązowy w jednej z kategorii startowych kobiet. Ogromne gratulacje!
Awans do finału uzyskali w tym roku: Wojciech Woźniak, Józef Tołwiński, Mikołaj Fiedoruk, Barbara Wójcik, Ryszard Pawłowski, Ewa Wieczorek, Jerzy Dzióbek, Andrzej Sargalski i Mieczysław Kaciotys. Do nich dołączą w finale medaliści poprzednich mistrzostw Polski: Leszek Stefanek, Andrzej Jagieła i Tomasz Kuziel. Na liście zawodników rezerwowych znaleźli się: Ryszard Biegasik, Bernard Olejnik, Ryszard Szachniewicz i Michał Ciborski.
Warcabiści wyjeżdżali z Krynicy-Zdroju zadowoleni, mimo że aura nie zawsze była łaskawa. Zawody przebiegły sprawnie i w sportowej atmosferze, a pieczę nad nimi sprawowali sędziowie Jan Chrząszcz i Edward Karpiński. Finansowanie zapewnił Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.
Treningi w górzystym terenie kształtują siłę oraz wytrzymałość, a w efekcie przygotowują zawodników do sezonu wyścigowego. W terminie 7-16.04.2023 r. kolarze ZKF „Olimp” przebywali na zgrupowaniu w Lądku-Zdroju. Była to pierwsza tegoroczna akcja szkoleniowa w ramach nowej edycji projektu „Strefa Sportu 2023”, współfinansowanego przez PFRON.
Kwietniowe zgrupowania w Lądku-Zdroju są już tradycją i stałym elementem kalendarza imprez kolarskich ZKF „Olimp”. W dzisiejszych czasach, gdy modne jest odkrywanie nieznanych zakątków i szukanie nowych wrażeń, takie trzymanie się jednego miejsca może budzić zdziwienie. Jednak argumentów przemawiających za naszym wyborem jest wiele i są one racjonalne. Lądek-Zdrój to miejscowość uzdrowiskowa o dużych walorach klimatycznych i krajobrazowych, które sprzyjają uprawianiu sportu. Zróżnicowane ukształtowanie terenu w Kotlinie Kłodzkiej daje szerokie pole wyboru i umożliwia realizację treningów kolarskich o różnorodnej charakterystyce. Hotel Mir-Jan to sprawdzona baza noclegowa (wygodne pokoje, smaczne i obfite posiłki), jest tu również w strefie spa. Podsumowując, warunki do prowadzenia zgrupowań są tutaj bardzo dobre i umożliwiają kolarzom wykonanie dużej i efektywnej pracy.
Kiedy warunki pogodowe nie sprzyjały jeździe w terenie, kolarze wykorzystywali trenażery. Adrian Nogal i Paweł Grodzki w trakcie treningu
Zawodnicy w pełni wykorzystali tę szansę i ambitnie realizowali plany treningowe. Dominowały treningi o charakterze siłowo-wytrzymałościowym, budujące fundament pod formę wyścigową, która będzie potrzebna w całym okresie startowym. Kapryśna wiosna nie ułatwiała zadania i często zaskakiwała nas stosunkowo niskimi temperaturami albo chłostała deszczem. Kiedy warunki atmosferyczne były wyjątkowo złe, zamiast jazdy w terenie odbywały się zajęcia stacjonarne z wykorzystaniem trenażerów. Uzupełnieniem treningów kolarskich były ćwiczenia ogólnorozwojowe w siłowni i pływanie oraz równie ważny składnik procesu szkolenia – zabiegi odnowy biologicznej. W Lądku-Zdroju zawodnicy korzystali z fizjoterapii, komory normobarycznej, sauny, jacuzzi i basenu z solanką. Regeneracja organizmu jest niezbędnym warunkiem efektywności treningu, a co za tym idzie – postępów w budowaniu formy.Gotowi na wyzwania tras rowerowych
Uczestnicy zgrupowania różnili się pod względem wieku i stażu treningowego, lecz prezentowali zbliżony poziom sportowy. W polskim kolarstwie tandemowym stopniowo następuje zmiana pokoleniowa. Pojawiło się kilkoro młodych zawodników, szybko nadrabiających dystans do najlepszych. Na drugim biegunie jest grupka rutyniarzy, którzy jeszcze nie zamierzają iść na sportową emeryturę i z powodzeniem kontynuują kariery kolarskie. Pomimo sporych różnic wiekowych wszyscy dobrze się dogadują, a spoiwem międzypokoleniowym jest pasja do kolarstwa. W tej dyscyplinie sportu nie ma przypadkowych osób, a jeśli się takie pojawiają, to szybko rezygnują. Kolarstwo wymaga ciężkiej pracy, cierpliwości, systematyczności, zdyscyplinowania, odwagi, odporności psychicznej i fizycznej. To sport wymagający ekstremalnych obciążeń fizycznych, uprawiany w zmiennych warunkach klimatycznych i terenowych, które potrafią wystawić zawodników na najcięższą próbę. Do uprawiania tej dyscypliny trzeba więc mieć odpowiedni charakter, chociaż do osiągania sukcesów to nie wystarczy. Ogromną rolę odgrywa wydolność organizmu, która w dużym stopniu uwarunkowana jest genetycznie – to rodzaj talentu, który człowiek posiada lub nie. Na tym tle dochodzi często do nieporozumień i napięć. Zawodnicy bywają rozczarowani brakiem postępów treningowych oraz sukcesów sportowych i doszukują się rozmaitych powodów tego stanu rzeczy. Najłatwiej zrzucić winę na niedostatek pieniędzy na szkolenie, kiepski sprzęt, niekompetentnego trenera, zbyt niski standard hotelu i słabe jedzenie na wyścigu lub zgrupowaniu, uciążliwe i męczące podróże. To ważne elementy mające wpływ na efekty szkolenia sportowego, ale podstawą sukcesu w kolarstwie są indywidualne możliwości zawodnika i jego potencjał fizyczny.
W kadrze kolarskiej ZKF „Olimp” są obecnie zawodnicy spełniający wysokie wymogi pod tym względem, co pozwala mieć nadzieję na dobre wyniki w nadchodzącym sezonie, który będzie bardzo ważny ze względu na kwalifikacje do igrzysk paralimpijskich Paryż 2024. W tym roku imprezami punktowanymi do rankingu paralimpijskiego będą trzy edycje szosowego Pucharu Świata (20-24.04.2023 Maniago, 4-7.05.2023 Ostenda, 26-29.05.2023 Hunts-ville) oraz torowe i szosowe mistrzostwa świata (2-13.08.2023 Glasgow). Osiągnięcie dobrych wyników w tych zawodach jest głównym celem kadry kolarskiej ZKF „Olimp” w 2023 roku.
W swojej karierze warcabistki zdobyła już trzydzieści pięć medali mistrzostw Polski niewidomych i słabowidzących, w tym aż dwadzieścia trzy z najcenniejszego kruszcu. Trzynaście razy sięgała po tytuł w konkurencji indywidualnej, dziewięciokrotnie była w składzie zwycięskiej ekipy drużynowych MP niewidomych i słabowidzących i raz – co było chyba największą niespodzianką – triumfowała wraz z koleżankami z „Victorii” Białystok w drużynowych MP niewidomych i słabowidzących kobiet.
Jako jedyna jak dotąd kobieta stanęła na podium turnieju open IMP niewidomych i słabowidzących (finał tzw. męski). Było to w roku 2012. Od dwudziestu lat jest nieprzerwanie członkinią kadry warcabowej Stowarzyszenia „Cross”. Reprezentując Polskę w turniejach najwyższej rangi, zdobywała dla naszego kraju medale, w tym ten najcenniejszy – złoto mistrzostw świata kobiet słabowidzących (Augustów 2013). W mistrzostwach Europy kobiet słabowidzących zdobyła medal srebrny (Ignatki 2015) oraz dwa medale brązowe (Jarnołtówek 2010 i Firlej 2019). W turniejach open osób pełnosprawnych wywalczyła w kategorii kobiet dwa srebrne medale na warcabowych mistrzostwach Europy weteranów, tzn. zawodników powyżej 50. roku życia (niemieckie Korbach 2019 i włoskie Osio Sotto 2022).
W pojedynku ze Stanisławem Jędrzyckim. Finał IMP niewidomych i słabowidzących, Tuchola 2015 r.
Od 2016 roku posiada tytuł arcymistrzyni krajowej.
Poznajmy bliżej zawodniczkę „Victorii” Białystok Ewę Wieczorek, od wielu lat dominatorkę kobiecych warcabów w naszym środowisku.
Leszek Stefanek: – Jak i kiedy zaczęła się Twoja przygoda z warcabami stupolowymi?
Ewa Wieczorek: – W roku 2002 do naszego klubu „Sudety” Kłodzko przyjechali przedstawiciele klubu z Nysy, m.in. Józef Malinowski, wysłannicy Jerzego Gorczyńskiego uważanego, nie bez racji, za ojca warcabów stupolowych w Stowarzyszeniu „Cross”. Ich celem było promowanie warcabów w środowisku osób niewidomych i słabowidzących. Przywieźli ze sobą sprzęt brajlowski, wyjaśnili zasady gry, opowiedzieli o możliwościach uczestnictwa w rozgrywanych w Polsce turniejach. Wcześniej miałam kontakt jedynie z warcabami klasycznymi (64-polowymi), a teraz poznałam nową dla mnie odmianę tej gry. Zasady nie były skomplikowane. Spodobało mi się. Pierwsze towarzyskie partie utwierdziły mnie w przekonaniu, że może to być szansa na ciekawe wyjazdy połączone ze sportową rywalizacją. Do tej pory w klubie istniała tylko sekcja turystyczna, teraz pojawiły się nowe możliwości.
Ewa Wieczorek w remisowej partii z Alią Aminową. Puchar Świata, Turcja 2018 r.
Już wkrótce zaproponowano mi udział w turnieju w Olsztynie. Byłam jeszcze zupełnie surowa, ale w swym debiucie udało mi się uplasować w połowie stawki. Dało mi to motywację do doskonalenia się w tej grze. W Olsztynie poznałam też Stanisława Urbanka, mistrza Polski z 1994 roku, który był tam opiekunem ekipy z Opola. Szkolił też w tym czasie kadrę „Crossu”. Podsunęłam prezesowi Józefowi Plichcie myśl, aby skorzystał z usług doświadczonego trenera i już wkrótce pan Urbanek szkolił również warcabistów „Sudetów” Kłodzko. Efekty przyszły nadspodziewanie szybko. W następnym roku, 2003, w swoim drugim turnieju w życiu, a były to mistrzostwa Polski kobiet niewidomych i słabowidzących odbywające się w Wągrowcu, sięgnęłam po brązowy medal. Grałam tam z ostatnim numerem startowym, a zostałam, jak wszyscy to określali, czarnym koniem turnieju. Wyprzedziły mnie tylko Iwona Flak i Renata Radecka. Ten sukces sprawił, że warcabami postanowiłam zająć się odtąd na poważnie.
– W tym czasie reprezentowałaś „Sudety” Kłodzko, jeden z klubów sportowo-turystycznych zrzeszających osoby niewidome i słabowidzące. Trafiłaś tam ze względu na swoje problemy ze wzrokiem.
– Mam wrodzoną krótkowzroczność, bardzo szybko postępującą. Zdiagnozowano ją, gdy byłam w pierwszej klasie szkoły podstawowej. Miałam wtedy minus trzy i pół dioptrii, a gdy miałam czternaście lat, wada pogłębiła się aż do minus dziewiętnastu dioptrii. Wtedy lekarze zaproponowali operację, na którą mama nie wyraziła zgody. W dzieciństwie używałam silnych okularów, które często, z racji mojej żywotności, niszczyłam i musiałam wymieniać na nowe. Wraz z wiekiem okulary psułam rzadziej, ale wzrok stale się pogarszał. Przy minus dwudziestu pięciu dioptriach nie zmieniałam już okularów. W roku 2006 zdecydowałam się wreszcie na operację, która pomogła, ale... bardziej na uszy niż na oczy. Wcześniej uszy miałam poranione od noszenia coraz cięższych okularów, bez których po zabiegu mogłam się obyć, ale widzenie niewiele się poprawiło. W roku 1990 byłam już na rencie, wstąpiłam do Polskiego Związku Niewidomych, a później trafiłam do klubu w Kłodzku, do którego miałam niedaleko, bo mieszkałam w pobliskiej wsi Podtynie. Do końca 2006 roku reprezentowałam „Sudety” Kłodzko, a potem przeprowadziłam się do Białegostoku i wstąpiłam do miejscowej „Victorii”, której członkinią jestem do dziś.
W remisowym pojedynku z Włochem Francesco Militello na turnieju w Korbach, Niemcy 2016 r.
– W swej długiej, bogatej w sukcesy karierze wystąpiłaś w wielu zawodach, rozegrałaś setki partii. Które z osiągnięć cenisz sobie najbardziej?
– Na pewno każdy tytuł zdobyty w zawodach rangi MP niewidomych i słabowidzących cieszy niezmiernie, ale gdybym miała wybrać te najcenniejsze, to byłyby to turnieje, w których nie tylko osiągnęłam sukces, ale też zaprezentowałam wysoki poziom gry w pojedynkach z silnymi rywalami. Do takich turniejów zaliczam przede wszystkim mistrzostwa Europy weteranów w Korbach w 2019 roku, gdzie byłam bardzo blisko zdobycia tytułu mistrzyni Europy kobiet. Przez długi czas prowadziłam w tabeli, ale na finiszu wyprzedziła mnie utytułowana Holenderka Barbara Graas (przed laty kilkukrotna medalistka mistrzostw świata kobiet!). W ostatniej rundzie trafiła na swego rodaka, znacznie wyżej notowanego od niej warcabistę, i nieoczekiwanie (?) pokonała go, a mnie zepchnęła na drugi stopień podium.
W turnieju tym rozegrałam też jedną ze swych najlepszych partii. Grałam z Holendrem Janem Terpstrą – zawodnikiem z dużo wyższym rankingiem – i odniosłam zwycięstwo po przeprowadzeniu efektownej kombinacji. Mnie ona nie wydawała się trudna, toteż bardzo się zdziwiłam, gdy następnego dnia wszyscy podchodzili do mnie z gratulacjami. Było to zaskakujące, ale niezwykle miłe.
– A ja dopowiem, że interesowałem się przebiegiem tych mistrzostw i mimo że nie było bezpośredniej relacji na Facebooku, znalazłem tę kombinację, okraszoną pochlebnymi komentarzami wyrażającymi uznanie zagranicznych ekspertów dla polskiej warcabistki. Prawdę mówiąc, wcale nie była to kombinacja taka łatwa do znalezienia w czasie gry (uważni czytelnicy być może ją pamiętają, bo cała partia była publikowana w miesięczniku „Cross” z analizą mistrzyni świata Natalii Sadowskiej).
– Mile wspominam również finał MP niewidomych i słabowidzących z 2012 roku, gdzie grałam z całą naszą męską czołówką i wywalczyłam brązowy medal. Do najlepszych swoich zawodów zaliczam też turniej w Ignatkach o Puchar Podlasia, gdzie w bardzo silnej obsadzie zajęłam trzecie miejsce za Janem Sekułą i Wiktorem Czyżem z Białorusi. Z tym ostatnim byłam bardzo bliska remisu. Chciałabym też wspomnieć o turnieju, który organizował Mirek Grabski w okolicach Grudziądza. Nie pamiętam, w którym to było roku, ale nie mogę zapomnieć wyjątkowej, wspaniałej atmosfery, jaka towarzyszyła tym zawodom. W czasie wolnym od gry wszyscy, ale to dosłownie wszyscy uczestnicy wspólnie spędzali czas na zabawie, biesiadowaniu, spacerach. Nigdy wcześniej ani później nie doświadczyłam na warcabowych turniejach takiej integracji i pełnego wzajemnej życzliwości klimatu.
Na crossowskim zgrupowaniu w Ignatkach, 2020 r. Ewa Wieczorek rozwiązuje zadanie warcabowe pod czujnym okiem mistrzyni świata kobiet Natalii Sadowskiej, ówczesnej trenerki kadry Polski niewidomych i słabowidzących warcabistów
– Życie sportowca to nie tylko sukcesy, lecz także porażki. Mimo wielu osiągnięć zapewne i w Twojej karierze nie brakowało też gorszych momentów?
– W 2012 roku, tuż po wspomnianym już finale IMP w Tucholi, w którym wywalczyłam brąz, wystąpiłam w finale kobiecym w Krynicy-Zdroju Byłam zdecydowaną faworytką, ale zagrałam fatalnie, popełniałam proste błędy, przy dużej dozie szczęścia ledwie zmieściłam się na podium. Byłam bardzo załamana i rozczarowana swoją grą.
Ktoś mógłby powiedzieć, że to efekt zmęczenia, ale przecież wprost z Krynicy pojechałam na trzeci z kolei turniej – rozgrywany w formule open Puchar Ziemi Lubelskiej w Firleju, gdzie znów wypadłam dobrze. Zmieniłam nastawienie, grałam bardziej agresywnie. Nieobciążona presją, zdołałam nawet urwać punkty solidnym graczom pełnosprawnym – Marcinowi Wocialowi czy Natalii Zaborniak. Ten turniej mnie podbudował. Uwierzyłam we własne możliwości. Przekonałam się, że jestem w stanie toczyć wyrównane boje ze zdrowymi, w pełni sprawnymi warcabistami. Rok później w tymże Firleju byłam już druga (na siedemdziesięcioro dwoje startujących) za Józefem Bajdakiem, byłym wicemistrzem Polski, którego zresztą pokonałam wtedy w bezpośrednim pojedynku.
– Pamiętam, bo byłem wtedy trzeci, tuż za Tobą... Jako członkini kadry narodowej miałaś zaszczyt i przyjemność reprezentować nasz kraj w wielu turniejach rozgrywanych za granicą. Który z tych wyjazdów był dla Ciebie najciekawszy, nie tylko ze względów sportowych?
– Każde zagraniczne rozgrywki to okazja do poznania nowych krajów, ich kultury, obyczajów, a także oczywiście zabytków czy ciekawych zakątków. Ze szczególnym sentymentem wspominam wyjazd do Bułgarii w 2017 roku (MŚ NiS) czy rok później, do Turcji (Puchar Świata). Nie sposób pominąć też pobytu w Pradze na zawodach z cyklu Pucharu Świata w 2017 roku. Byłam w tym pięknym mieście już wcześniej, ale właśnie podczas tego turnieju miałam okazję poznać jego uroki najpełniej, a most Karola znam chyba lepiej niż pola na warcabnicy. Z ostatniego, ubiegłorocznego wyjazdu, do włoskiej Lombardii, miło wspominam wycieczkę do Bergamo. Bardzo spodobało mi się to miasto, zwłaszcza jego górna, starożytna część.
Przed partią z czołową zawodniczką świata Olgą Fiedorowicz. Puchar Świata, Budapeszt 2018 r
– Czy masz jakieś zainteresowania pozasportowe, jakieś ulubione hobby?
– Kiedyś, jak mieszkałam na wsi, bardzo lubiłam uprawiać kwiaty, miałam przepiękne klomby kwiatowe. Na początku były to rośliny z lasu, bo nie było mnie stać na kupno w sklepach ogrodniczych jakichś tam okazów, a także te podarowane przez babcię z jej ogrodu. Ale były to kwiaty i krzewy chyba najładniejsze we wsi. Później, już w Białymstoku, bardzo mi tego brakowało. Teraz jednak, odkąd mamy nowe mieszkanie z dużym balkonem, wspólnie z mężem trzymamy na nim przeróżne okazy roślin i zajmujemy się ich pielęgnacją.
Na drugim miejscu turnieju o Puchar Ziemi Lubelskiej, Firlej, 2013 r.
– Jako warcabistka osiągnęłaś praktycznie wszystko, ale nie znam sportowca, który nie chciałby więcej. Czy masz jeszcze jakieś sportowe marzenia?
– Nie mam większych nadziei, że osiągnę coś więcej, bo nie jestem w stanie więcej ćwiczyć. Trzeba czytać zwykły druk, a ja go nie widzę, jestem zdana na kogoś. Mamy treningi w „Victorii”, grywam z kolegami klubowymi – Józkiem Tołwińskim, Mikołajem Fiedorukiem, Darkiem Sienkiewiczem, ale spotkania nie są częste. A poza tym, żeby czynić postępy, nie wystarczy sama gra. W tej chwili mam nawet zaległości w analizie partii zamieszczanych w miesięczniku „Cross”. Mój wzrok stale się pogarsza, ale dopóki jeszcze cokolwiek widzę, nie poddaję się i walczyć będę do końca. Żyłkę sportowca mam od zawsze. W dzieciństwie moim żywiołem był ruch. Grałam i w piłkę, i w ping ponga, i w dwa ognie, biegałam, skakałam wzwyż, startowałam w różnych konkursach sportowych w szkole. Potem, ze względu na problemy ze wzrokiem, musiałam ograniczyć aktywność fizyczną. Na szczęście dostałam szansę rywalizacji w umysłowej dyscyplinie sportu, jaką są warcaby stupolowe. Od czasu do czasu uczestniczę też w zawodach szachowych i brydżowych.
W reprezentacji Stowarzyszenia „Cross” na turnieju w Korbach, Niemcy 2016 r.
– Czy chciałabyś coś jeszcze na koniec naszej rozmowy przekazać czytelnikom miesięcznika „Cross”?
– Chciałabym zaapelować do wszystkich: uprawiajcie sport! Warto aktywnie spędzać czas, grać w warcaby lub cokolwiek innego, szczególnie w naszym środowisku, bo dzięki temu przełamujemy bariery, wychodzimy do ludzi, rozwijamy się, zwiedzamy. Ileż ja miast i krajów odwiedziłam dzięki warcabom. Sama nie byłabym w stanie tego wszystkiego zobaczyć, co najwyżej jakieś wczasy raz na rok...
– Dziękuję Ci, Ewo, serdecznie za rozmowę i do zobaczenia na warcabowych arenach.
Dotarła do nas bardzo smutna wiadomość. Dnia 1 marca, po walce z chorobą, odszedł Łukasz Byczkowski – utytułowany sportowiec w dyscyplinach takich jak showdown, blind football i goalball, ale przede wszystkim fantastyczny człowiek, kolega i przyjaciel…
Nie tak miało być. Przed Łukaszem było jeszcze całe życie, miał 29 lat i wiele planów, których już nie zrealizuje. Fantastycznie spełniał się w sporcie, był czołową postacią we wszystkich trzech uprawianych przez siebie dyscyplinach. Dopiero niedawno na Jego szyi zawisł złoty medal mistrzostw Europy…
Dziś mówią o Nim ci, z którymi dzielił sportowe pasje.
Blind football
(kolegę wspomina Adrian Słoninka)
Przygoda Łukasza z blind footballem zaczęła się w 2010 roku we wrocławskim ośrodku szkolno-wychowawczym dla uczniów niewidomych i słabowidzących. Jeden z ówczesnych wychowawców z internatu ośrodka, Lubomir Prask, podjął się wprowadzenia dyscypliny do Polski i jej rozwijania w miejscu, w którym liczba potencjalnych zawodników z problemami ze wzrokiem jest największa. Początki były trudne, amatorskie. Nie mieliśmy niczego: sprzętu, band, strojów... Zaczynaliśmy od kopania piłki owiniętej w foliowy szeleszczący worek. Już wtedy Łukasz wykazywał bardzo duży talent i śmiało można powiedzieć, że z goglami na oczach czuł się jak ryba w wodzie. Pierwsze udane bramki, dryblingi, zawody były tym, co napędzało Go do działania.
Łukasz w barwach WKS „Śląsk” Wroclaw
„Byku” pochodził z Długopola Górnego, małej wsi na Dolnym Śląsku. Do ośrodka we Wrocławiu trafił w 2006 roku. Zamieszkał w przyszkolnym internacie, żeby rozpocząć naukę w pierwszej klasie gimnazjum. Wtedy zakochał się w klubie „Śląsk” Wrocław i został jego zagorzałym kibicem. Grywał w szachy i warcaby, w których nie był wcale przeciętniakiem. Po gimnazjum wybrał technikum masażu. Pod koniec tej szkoły mocno poszerzył sportowe zainteresowania, bo aż o trzy dyscypliny: blind football, goalball oraz showdown. Każdej z nich dawał wiele, w każdą angażował całego siebie i w każdej bardzo nam Go teraz brakuje. Z uśmiechem wspominamy sytuacje, gdy pokrywały się terminy różnych zawodów. Trudno Mu było wybrać, na które pojedzie, zawsze miał z tym duży problem. Ostatecznie decydowała ranga wydarzenia oraz to, jak bardzo w danej chwili był potrzebny dyscyplinie. Chociaż Łukasz realizował się w wielu sportach, jednak z perspektywy czasu wszyscy odnosimy wrażenie, że piłka była dla Niego najważniejsza.
Kolejny strzał obroniony przez „Byka”
Jego wszechstronność jako piłkarza była zdumiewająca. Na boisku potrafił zagrać dobry mecz na każdej pozycji. Waleczność do ostatniej sekundy i nieustępliwość wprost z Niego emanowały. Liczba zdobytych przy Jego udziale medali i innych trofeów jest ogromna, więc wspomnę tylko o tej najbardziej drogocennej zdobyczy.
Początkowo zawodnicy występowali jako UKS „Sprint” Wrocław, ale dzięki zabiegom trenera Mikołaja Nowackiego oraz kapitana Roberta Mkrtchyana w 2019 roku udało się wstąpić w szeregi „Śląska” Wrocław i zyskać miano klubowej sekcji blind footballu. Jako świeżo upieczeni trójkolorowi w tym samym roku zostaliśmy zaproszeni na klubowe mistrzostwa świata do Bułgarii. Tu kolejny szok: między słupkami naszej bramki zameldował się nie kto inny jak reprezentant Polski Radosław Majdan. Wyjeżdżaliśmy na te mistrzostwa z przeświadczeniem o swojej niedoskonałości i brakach na wielu płaszczyznach, a wracaliśmy silni, zgrani i niepokonani – jako klubowi mistrzowie świata!
Każdy z zawodników grał wtedy na dwieście procent, a nasz bramkarz przeszedł samego siebie, wybronił wiele trudnych piłek i w serii rzutów karnych pokazał światową klasę. To był miód na serce Łukasza, tak bardzo zakochanego w piłce nożnej. Nasz skromny i diabelnie dobry „Byczek” rozbestwił się na dobre i został królem strzelców. Nie mogliśmy marzyć o czymś wspanialszym niż tamte mistrzostwa.
Od 2020 roku „Byku” był kapitanem blind footballowej drużyny WKS „Śląsk” Wrocław. Na krajowym podwórku od zawsze największym naszym rywalem jest drużyna „Wisły” Kraków. Mamy obecnie taką samą liczbę zdobytych Pucharów Polski – po dwa. Teraz, gdy nie ma z nami naszego wybitnego „Byka”, będzie nam bardzo trudno na boisku dotrzymać przeciwnikom kroku. A tak zwyczajnie – bardzo nam Go brakuje.
Strzał na wagę zwycięstwa polskiej reprezentacji
Łukasz zawsze był radosny, energiczny, a przede wszystkim skromny. To ta ostatnia cecha wyróżniała go na tle innych. Czasem wydawało się nawet, że jest za skromny, wręcz zamknięty w sobie. Nigdy nie miał z nikim żadnych większych spięć. Każdy, kto Go znał, z przekonaniem stwierdzał, że lubi tego gościa.
Goalball
(kolegę wspomina Marcin Lubczyk)
Goalball – wyjątkowy sport, którego rozgrywki odbywają się w absolutnej ciszy, o co zawsze prosi sędzia spotkania. Teraz cisza ma inną przyczynę – to brak Łukasza. A poza ciszą jest jeszcze pustka, jaką pozostawił.
„Byku” zawsze na posterunku
Jego osobowość idealnie pasowała do specyfiki dyscypliny – był cichym, skromnym człowiekiem, którego wyróżniała niezwykle ważna dla sportowca cecha – pokora. Goalball jest niezwykle wymagający, najlepsi zawodnicy rzucają piłkę z ogromną siłą, a trzeba wiedzieć, że dostępu do bramki broni się całym swoim ciałem. Zawodnicy, aby zatrzymać mocne uderzenie rywali, muszą wykazywać się zarówno bardzo dobrym refleksem, słuchem, jak i odwagą.
Łukasz grał na pozycji środkowej, był szefem defensywy. Wyróżniał się szybkością i często zaskakiwał rywali swoimi kontrami. Jego kariera w tej dyscyplinie rozpoczęła się niespodziewanie, był wówczas uczniem gimnazjum we wrocławskim ośrodku. Szkolną drużynę goalballistów prowadziła pani Magda Kurek, nauczycielka WF-u. Pewnego razu, kilka godzin przed wyjazdem na turniej, okazało się, że dwóch zawodników nie może pojechać. Łukasz był wysportowany, więc poproszono Go, aby wspomógł kolegów. Po godzinnym instruktażu na korytarzu szkoły był już gotów. Z zawodów wrócili z tarczą.
„Byku” – jak zwracali się do niego znajomi – od razu po tym wydarzeniu postanowił dołączyć do ekipy Goalball Wrocław. W 2016 roku świętował z kolegami zdobycie dubletu – mistrzostwa Polski i Pucharu Polski. Na przestrzeni lat dochodziło do sporych rotacji w składzie zespołu, większość zawodników po ukończeniu szkoły wracała do swoich miejscowości i nie była w stanie kontynuować treningów. Łukasz mieszkał we Wrocławiu i trwał w drużynie cały czas. Przez ostatnie lata był jej kapitanem. W zeszłym roku wywalczyli trzecie miejsce na mistrzostwach Polski. Bez wątpienia można powiedzieć, że stał się legendą Goalball Wrocław. Trener Wacław Falkowski, aby uczcić Jego pamięć, na czas obecnego sezonu nadał drużynie nazwę „Wrocław BYKI”.
Showdown
(zawodnika wspomina trener Szymon Borkowski)
Łukasz w showdownie był właściwie od samych początków pojawienia się dyscypliny w Polsce. Starał się nie opuszczać żadnych zawodów, a jak już w nich uczestniczył, to zawsze zajmował czołowe lokaty. Aż do tego roku…
Od 2020 roku był kapitanem blind footballowejdrużyny WKS „Śląsk” Wrocław
Mieliśmy lecieć do Finlandii na pierwszy turniej międzynarodowy w tym sezonie – Pajulahti Games. Na kilka dni przed odlotem zadzwonił i powiedział mi, że nie jest w stanie jechać, że źle się czuje i przeprasza. Odpowiedziałem, że rozumiem, niech się kuruje, a odbijemy sobie za miesiąc, na Słowacji. Niestety, tam również nie poleciał, zdrowie mu na to nie pozwoliło. Cały czas żyliśmy nadzieją, że to tylko stan przejściowy, że lekarze postawią go na nogi i wróci do nas w pełni sił. Przecież ledwie kilka tygodni wcześniej, w grudniu 2022 roku, zdobył z innymi kadrowiczami drużynowe mistrzostwo Europy…
Łukasz był pewniakiem. Mógł długo nie trenować, ale gdy przychodziły zawody, to zawsze stawał na wysokości zadania. Nigdy nie zawiódł. Dla trenera – świetny zawodnik w prowadzeniu, zawsze słuchał, co się do niego mówiło, sam też potrafił zapytać w przerwie meczu o konkrety. Zawsze chłodna głowa, spokój i opanowanie. I tym spokojem był w stanie niejednokrotnie przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Kiedy w jednym z meczów przegrywał 1:9, potrafił wziąć czas, wyciszyć się, odwrócić losy spotkania i wygrać 11:9. Dla niego nic szczególnego, ot, mecz jak każdy inny. Ale jak trzeba być silnym, żeby w tak trudnym położeniu już w głowie nie przegrać?
Drużynowi Mistrzowie Europy w Showdownie 2022. Łukasz – w rzędzie z tyłu, pierwszy od lewej
Poza tym, że był świetnym zawodnikiem, umiał też odnaleźć się w roli trenera. Wielokrotnie pomagał podczas rozgrywek kadry, kiedy trzeba było wesprzeć kolegów jako coach. Robił to doskonale, nie trzeba było nawet Go prosić, wielokrotnie podkreślał, że zawsze jest do dyspozycji i chętnie pomoże. Nie jest łatwo być i świetnym zawodnikiem, i równie dobrym trenerem. A Łukasz te dwie zdolności w sobie łączył.
Dwukrotny indywidualny mistrz Polski, trzykrotny indywidualny wicemistrz Polski, czterokrotny indywidualny drugi wicemistrz Polski, drużynowy mistrz świata, drużynowy mistrz Europy… Można by jeszcze długo wymieniać, bo to tylko kilka tytułów Łukasza z jego ogromnej showdownowej kolekcji. Kolekcji, która nie powinna być już zamknięta, powinna dalej się powiększać…
Nikt nie jest w stanie opisać, jak wielką stratą jest dla wszystkich odejście Łukasza. Brakuje Go na każdych zawodach, na wszystkich spotkaniach czy przy zwykłych rozmowach. Bez Niego nasz sportowy świat już nigdy nie będzie taki sam.
„Byku”, do zobaczenia na niebiańskich boiskach i przy niebiańskich stołach!
Technika wiosłowania na ergometrze wioślarskim (cz. 1)
Jak było już powiedziane, poradnik wioślarstwa halowego jest przeznaczony głównie dla osób nieco zorientowanych w temacie, jednak skorzystają z niego również ci, którzy podejmą trud nauki poprawnego wiosłowania na podstawie opisu oraz zdjęć pomagających w jego opanowaniu.
W tym odcinku porad zaczniemy omawiać szczegóły obejmujące: właściwe przygotowanie sprzętu, ustawienie wyjściowej pozycji do wiosłowania, pracę kończyn dolnych, tułowia i rąk oraz ich prawidłowego połączenia, co znacząco wpływa na efektywne wykorzystanie wkładanej siły. Należy dodać, że artykuł dotyczy ergometru z oporem powietrznym lub wodnym, ponieważ tylko te oddają prawdziwie charakterystykę stawianego oporu. Ergometry z oporem mechanicznym lub elektrycznym tego warunku nie spełniają.
Polecana metodyka nauki
Przed przystąpieniem do wykonywania zaleceń sprawdź, czy podłoże (podłoga), na którym stoi ergometr, jest poziome! Jeśli stawiasz ergometr na jakichś podkładkach – np. gumie przeciwpoślizgowej – to ich wysokość z przodu i z tyłu musi być identyczna.
1.Ruch wózka
Ustaw wózek ergometru w skrajnym, tylnym położeniu i zaobserwuj, jak samoczynnie przemieszcza się w kierunku podnóżka (warunek – podłoże bez spadku!). Jest to prawidłowość konstrukcyjna ergometru i łodzi wioślarskiej, która umożliwia podjazd do przodu, bez konieczności podciągania się nogami.
2. Wykorzystanie samoczynnego ruchu wózka
Ustaw powtórnie wózek w skrajnym położeniu. Usiądź na nim i swobodnie oprzyj stopy o podłoże. Następnie chwyć go oburącz od spodu i unieś do góry stopy. Wózek rusza i przemieszcza się w kierunku podnóżka. Przed uderzeniem wózka w ogranicznik opuść stopy na podłoże. Powtarzaj ćwiczenie wielokrotnie, bo niebawem w podobny sposób będziesz podjeżdżać, wiosłując.
3. Ustawienie wysokości podnóżka
To pierwsza ważna czynność. Po umieszczeniu stóp na podnóżku i podjechaniu wózkiem w skrajne, przednie położenie, sprawdź, w jakiej pozycji znalazły się kolana. (Fot. 1)
Kolana powinny być lekko cofnięte w stosunku do kostki kości goleniowej. Ich wysunięcie do przodu obniża siłę kończyn dolnych, które stanowią podstawę napędu wioślarskiego, oraz może powodować nadmierne wychylenie tułowia do przodu. Właściwy kąt zgięcia w stawie kolanowym osiągniesz przez regulację wysokości podnóżka. W przypadku małych dzieci konstrukcja ergometru zmusza do wysokiego ustawienia podnóżka. Na tym etapie szkolenia nie wolno ci przypiąć stóp do podnóżka paskami. Pamiętaj również o konieczności sprawdzenia, czy piętka twojego obuwia mieści się w podnóżku.
Fot. 1. Wysokość podnóżka
4. Nauka podjazdu
Usiądź na ergometrze. Nogi wyprostowane. Wykonaj podjazd, zwracając szczególną uwagę na bardzo delikatny start wózka. Staraj się, aby ruszał on w wyniku „unoszenia” kolan, a nie naciskania i ciągnięcia piętami za podpiętek podnóżka. Bardzo tego pilnuj. Powtarzaj ćwiczenie wielokrotnie.
Staraj się wykonywać lekkie i płynne ruchy, zwracając szczególną uwagę na samoczynne, jak w poprzednim ćwiczeniu, poruszanie się wózka w kierunku podnóżka. Zawsze pamiętaj, że zapoczątkowanie podjazdu powinno być związane raczej z uczuciem unoszenia się kolan, nie zaś z naciskaniem piętami na podnóżek w celu rozpędzenia wózka. Jest jeszcze jeden bardzo ważny szczegół: przyleganie obu stóp do podnóżka w momencie, gdy nogi są wyprostowane – czyli na końcu pociągnięcia. Zdecydowana większość uczących się zginania i prostowania nóg, ale i zawodników, wykonuje pracę jedynie w stawach kolanowym i biodrowym, przez co wyłączają oni wymaganą obszerną pracę w stawie skokowym. Będzie tak się działo, kiedy przypięty do ergometru zaczniesz naciskać na podnóżek samymi piętami. Niestety, potrafi to wejść w nawyk. Przypięty, możesz tego nawet nie zauważyć, bo nie stracisz równowagi, ale kiedy będziesz wiosłować nieprzypięty do podnóżka, przekonasz się o tym od razu, gdy w momencie kończenia wyprostu nóg „wypadniesz” z ergometru w kierunku pleców.
Do prawidłowej pracy nóg konieczne jest więc wykonywanie obszernego ruchu w stawie skokowym, podobnego do występującego w czasie chodzenia, wyskoków – niemożliwych do wykonania po wyeliminowaniu odpychającej funkcji stopy. I jeszcze jedna bardzo ważna rzecz: praca stopy uruchamia automatycznie prostowniki stawu kolanowego, bowiem nie dasz rady mocno nacisnąć podnóżka palcami stopy bez wyprostu kończyny dolnej.
Prawidłowe przyswojenie tych elementów da ci podstawy do opanowania w krótkim czasie poprawnego wiosłowania.
5. Wyciąganie łańcucha (napędzanie ergometru)
Kiedy utrwalisz poprawne zginanie i prostowanie nóg, możesz przejść do następnego elementu, który kształtuje prawidłowy wzorzec techniki.
Dla początkującego, który widzi, wyobrażenie wiosłowania opiera się na odbieranych wcześniej obrazach wiosłujących osób. Niewidomy takich doświadczeń nie ma. Ruchy rąk, tułowia, nóg, do tego jeszcze doręczna, która wymaga odpowiedniego sposobu trzymania – mogą stwarzać u ciebie poczucie zagubienia. Aby to wszystko zdecydowanie uprościć i skonkretyzować, powinieneś uświadomić sobie główny cel pracy, którym na tym etapie szkolenia jest wyciąganie łańcucha ergometru nogami. Wszystko inne – praca tułowia i rąk, skoordynowanie z pracą nóg, jak i sposób wykonania poszczególnych elementów – jest w tym momencie jedynie dodatkiem, z którym nie wiesz jeszcze co począć. W sytuacji początkującego zawodnika informacja o konieczności wyciągania łańcucha jest fundamentalna, ponieważ pozwala skoncentrować się na podstawowym elemencie sztuki efektywnego wiosłowania.
6. Podjazd i zmiana kierunku
Szczególną uwagę zwracać należy na trzy elementy wykonywanego ćwiczenia.
Pierwszym z nich jest delikatne, prawie niezauważalne dla oka ruszanie wózkiem do przodu. Drugim – przeprowadzanie podjazdu z rozluźnionymi nogami (jest to przecież faza wypoczynkowa cyklu wiosłowania, trwająca minimum dwa razy dłużej niż sama praca). W obu przypadkach nie jesteś przypięty do ergometru i nie możesz przyspieszać podjazdu, podciągając się stopami do przodu. Dzięki temu nie masz możliwości systematycznego powtarzania tysiące razy i utrwalania błędu podciągania się palcami stóp. Trzecim elementem jest nauczenie się prawidłowego wykonania zmiany kierunku przemieszczania się wózka na końcu podjazdu.
Swoją uwagę powinieneś skupić nie tylko na wózku, na którym przemieszczasz się do przodu i czujesz jego ruch, lecz również na zachowaniu się twoich kolan. Nadmienię, że to doświadczenie wyniosłem z pracy z osobami niewidomymi, dla których naśladowanie ruchu czy obserwacja są pojęciami abstrakcyjnymi, a wykonanie czegoś na podstawie opisu bywa dalekie od prawidłowego. Jak więc poprawnie zmienić kierunek przemieszczania się wózka?
W czasie ruchu zwracaj uwagę na punkty zwrotne wyznaczane przez pozycję kończyn dolnych – nogi wyprostowane lub maksymalnie zgięte. Zginaj nogi wolno i płynnie (podjazd), a następnie – w momencie spodziewanego zakończenia podjazdu – błyskawicznie je prostuj. Wózek nie może się zatrzymać! Po kilku powtórzeniach zmień płynne odepchnięcie na zatrzymanie wózka na około pół do jednej sekundy w momencie maksymalnego zgięcia w stawie kolanowym, a następnie prostuj nogi. Powinieneś sobie wyobrazić (wyczuć?) różnicę w ruchu, jaki odbywał się w stawie kolanowym. Za każdym razem po podjechaniu do przodu twoja pierś leciutko dotknie ud i wspólnie z prostującymi się nogami dokona zwrotu. Nie możesz mieć wrażenia chwilowego „sklejenia się” piersi i ud.
Teraz przejdź do prostego ćwiczenia z użyciem krzesła. Twoim zadaniem jest zamarkowanie siadania na krześle, ale w taki sposób, abyś musnął jedynie siedzisko pośladkami i natychmiast płynnie wyprostował nogi. Zwróć szczególną uwagę, aby ruch zbliżania się pośladków do siedziska był przesadnie wolny, natomiast prostowanie nóg stosunkowo dynamiczne, prowadzące do pełnego wyprostu w stawach kolanowych i biodrowych oraz zakończone pozycją pionowo ustawionego tułowia. Wysokość siedziska krzesła powinna umożliwiać uzyskanie poziomego ustawienia ud w stosunku do podłoża. Następnie staraj się powtórzyć ruch na ergometrze. Ponieważ jest to podstawa prawidłowego wiosłowania, ćwicz do momentu osiągnięcia poprawnego wykonania, ale nie dwa, trzy razy i „już umiem”, lecz piętnaście, a nawet trzydzieści razy. Co więcej, to ćwiczenie powinieneś powtarzać wielokrotnie na najbliższych kilku treningach.
7. Pozycja tułowia na wózku
Od samego początku musisz kontrolować sposób siedzenia na wózku. Powinien on być zgodny z zaleceniami dotyczącymi prawidłowo wykonanego przysiadu, co zostało obszernie opisane w poprzednim numerze naszego miesięcznika. Na ergometr należy siadać w przedniej części wózka, z tendencją do utrzymywania miednicy wypchniętej do przodu. Zmierzaj do tego, aby okolica lędźwiowo-krzyżowa miała zachowaną naturalną lordozę. Osiągnięcie tego stanu może okazać się czasami niemożliwe ze względu na dotychczasowe zaniedbania w zakresie prawidłowej ruchomości stawu tej okolicy i nieprawidłowy sposób siedzenia na co dzień. Naganne jest nadmierne garbienie się – okrągłe plecy mogą ulec bolesnej kontuzji.
8. Doręczna
Zapewne nawet przez moment nie zastanawiałeś się nad tym, czy konstruktor przewidział, że na ergometr usiądą dzieci lub niskie kobiety – przyszli wioślarze – dla których jego budowa może nie zawsze być ergonomiczna.
Doręczną należy trzymać tak, aby kciuki obejmowały ją od spodu oraz by szerokość trzymania odpowiadała szerokości barków, co pozwala na odciągnięcie łokci poza linię pleców bez ich rozchylania na boki. Dłoń jest tak zbudowana, że w momencie, gdy nie podejmuje żadnych działań, palce są luźne, a kciuk z palcem wskazującym tworzą wolną przestrzeń, do której powinna pasować… doręczna. Musi ona spoczywać na kciukach i być w naturalny sposób obejmowana czterema palcami od góry. Jednocześnie wierzchnia część dłoni musi tworzyć z przedramieniem linię prostą. (Fot. 2)
Fot.2. Trzymanie doręcznej
A jeśli tak nie jest i doręczna jest zbyt gruba? Odpowiedź jest jedna: dochodzi do powstania najczęściej obserwowanego błędu technicznego, polegającego na ciągnięciu doręcznej przy haczykowato zgiętych nadgarstkach, co uniemożliwia efektywną i prawidłową pracę rąk, a niesie to ze sobą daleko idące konsekwencje.
W kolejnym odcinku – dokończenie tematu techniki wiosłowania na ergometrze.
Ryszard Koch – magister wychowania fizycznego, trener klasy mistrzowskiej. Były szef szkolenia Polskiego Związku Towarzystw Wioślarskich, wieloletni trener kadr narodowych kobiet i mężczyzn w różnych kategoriach wiekowych, których osiągnięciami były medale igrzysk olimpijskich i mistrzostw świata. Założyciel pierwszego klubu wioślarskiego zawodników niepełnosprawnych. Jeden z prekursorów krajowego wioślarstwa paraolimpijskiego. Założyciel i właściciel Szkoły Wioślarstwa „Galera”. W latach 2012-2022 wyszkolił ponad 130 instruktorów i trenerów wioślarstwa.
W artykułach szkoleniowych z cyklu „Metoda lidera” prezentowałem przykłady z dorobku tych szachistów, którzy wywarli wpływ na moją grę. Chciałem jednocześnie wykazać, że studiowanie twórczości mistrzów może poprawić zrozumienie szachów, wzbogacić naszą grę, jak i wpłynąć pozytywnie na rezultaty sportowe.
W najbliższych artykułach opowiem o wybranych znakomitych zawodnikach, którzy zachwycili mnie swoim podejściem do gry w szachy, choć akurat w moim przypadku ich spuściznę przyswoiłem sobie dopiero po zakończeniu praktyki zawodniczej. Znajomość ich dorobku może być użyteczna, o czym przekonują mnie doświadczenia z pracy trenerskiej.
Do takich postaci należy niewątpliwie łotewski szachista Alvis Vitolinš. Ostra, kombinacyjna gra to mało powiedziane. Nie będę nawet próbował opisać tego stylu, lepiej prześledzić kilka jego partii.
12...f6! Najlepsze! Czarne natychmiast podrywają centrum i starają się otworzyć pozycję, aby wykorzystać położenie króla na f1. Słabsze było 12...0–0 13.Sc2 Ge7 13.ef6 Po 13.Sc2 fe5 14.Sb4 Hb4 15.de5 Sde5 16.Se5 Se5 17.Gd2 Hh4 18.Gc3 0–0 za cenę pionka białe uzyskiwały pewną aktywność, choć pełnej rekompensaty by nie miały. 13...Sf6 14.Sc2 Gd6 15.g3 e5
16.de5? Pewną szansą dla białych było 16.Se5 Gh3+ 17.Kg1 Se5 18.de5 Gc5 19.Ge3 Ge3 20.Se3 Se4 21.Hd3 (21.Hd5 Sc3) 21...Wa5 Powstawała bardzo ostra pozycja, ale była to jedna z ostatnich możliwości nawiązania przez nie walki.
16...Gh3+ 17.Kg1 Sg4 18.Sfd4
Tym razem konieczne było 18.Se3 Gc5 (18...Se3 19.Ge3 d4 20.Gf4 Ge7 21.Gc4 Wf8) 19.Sg4 Gg4 20.b4. 18...Sf2! 19.Kf2 Sd4 Silne było również 19...0–0+ 20.Ke1 (20.Kg1 Gc5 21.Ge3 Se5) 20...Sd4 21.Hd4 Gc5. 20.Sd4 0–0+ 21.Kg1 Ge5 Możliwe także 21...Gc5. 22.Ge3 Wae8 23.Gf3 Hg6 24.Gd5+ Kh8 25.Gg2
10...Gf8?! Czarne postawiły na system Zajcewa, którego niuanse były jeszcze wówczas nieznane. Wybrana przez nie kolejność posunięć jest niedokładna. 11.Gg5! Gb7 12.Sbd2 Sb8? A to wydaje się decydującym błędem. Lepsze jest 12...h6! 13.Gh4 Sb8. 13.de5 de5
14.Gf7+! Kf7 15.Hb3+ We6 Po 15...Kg6 16.Sh4+ Kg5 17.Sdf3+ Kh6 18.Sf5+ Kg6 19.S3h4+ Kg5 20.Hf7! czarne dostają mata lub tracą wiele materiału. 16.Se5+ Dobre rozwiązanie to także 16.Ge3!. 16...Ke7 17.Sg4 Jeszcze dokładniejsze było 17.Sef3! Kf7 (17...Sc6 18.e5 Se5 19.Se5 Hd5 20.Sdf3) 18.Ge3. 17...Kf7 18.Sf3 Błędem byłoby 18.e5? Hd5!. 18...Hc8 Po 18...He8 19.Gh4 h6 20.Sf6 gf6 21.Sd4 Sc6 białym niełatwo wykazać siłę ataku, ale i zadanie czarnych nie było proste. Autorzy książki o Vitolinšu przytaczają zawiłe warianty, które dowodzą, jak trudna była sytuacja obu stron. 19.Gh4! h6 20.Sf6 gf6 21.Sd4 Sc6
Po 21...c5 Vitolinš pokazuje 22.Se6 He6 23.Hd1, z dalszym f4, f5 i Hh5. 22.f4! Sd4 23.cd4 Kg7 23...He8 24.f5 24.f5 Wc6 Lub 24...We4 25.We4 Ge4 26.Hg3+ 25.We3 Ge7 26.Wg3+ Kh8 27.Hf7 Bardzo efektowne było inne rozwiązanie: 27.He3 Hf8 28.Wg6 Kh7 29.Ge1!!, z dalszym Gd2. 27...Hf8 28.Hh5 Wd8 29.Wg6 Kh7 30.Gf2! – i podobnie jak w poprzednio pokazanym wariancie goniec przechodzi poprzez e3 do ataku na pionka h6. Czarne się poddały.1–0
Według mnie idealnym sprawdzianem takiego stylu gry jest obrona sycylijska, ale to już temat kolejnego odcinka.
Raz jeszcze wróćmy pamięcią do międzynarodowego turnieju warcabowego Polish Open 2022. Za nami analiza partii Leszka Stefanka, Andrzeja Jagieły, Józefa Tołwińskiego i Jerzego Dzióbka. Stowarzyszenie „Cross” w zawodach reprezentowała również trójka całkowicie niewidomych zawodników: Jan Hetnar, Wojciech Woźniak i Elżbieta Jagieła. Poczynania Wojciecha wielokrotnie już na łamach miesięcznika przytaczałem, stąd przedmiotem dzisiejszej analizy będą partie Jana i Elżbiety.
Tempo gry w obydwu partiach: 90 minut na pierwszych 45 posunięć plus 30 minut plus 30 sekund za wykonane posunięcie na dokończenie partii.
Ivan Rasputin (Ukraina) – Jan Hetnar Polish Open 2022, Julinek
1.32-28 18-23 2.34-29 23x32 3.37x28 12-18 4.41-37 7-12 5.37-32 1-7 6.46-41 20-24 7.29x20 15x24 8.41-37 18-23 9.39-34 10-15 10.44-39 5-10 11.34-29 23x34 12.40x20 15x24 13.45-40 17-21 14.31-27 21-26? Faza debiutowa przebiegła poprawnie z obu stron. Wyprowadzanie i centralizacja pionów zostały przez zawodników zrealizowane prawidłowo. W ostatnim posunięciu czarne pospieszyły się z zejściem na bandowe pole 26. Jak wiemy z wielu przykładów, pion ten aktywniej stoi na polu 21. 15.50-45 10-15 16.40-34 4-10? Dokładniejsze jest wyprowadzenie pionów z linii dwójnika: 12-18 i 7-12. Kamień 4 to bardzo ważny punkt, którego przeznaczenie często poznajemy dopiero w późniejszej fazie partii, kiedy używamy go w konkretnym planie gry. 17.34-29 12-18 18.29x20 15x24 19.37-31 26x37 20.42x31 7-12 21.47-42 18-23 22. 49-44 12-18 23.44-40 2-7 24.39-34 24-29 Nie trzeba było obawiać się wymiany białych 34-29, gdyż ta mocno osłabiłaby ich krótkie skrzydło. Uproszczenie 24-29 jest jednak zrozumiałe i nie należy uznawać go za błąd. 25.33x24 19x39 26.28x19 14x23 27.43x34 7-12 28.35-30 10-15 29.31-26 9-14 30.48-43 12-17 31.27-21? Wymianą 27-21 białe pozwalają tylko czarnym umocnić się w centrum. W jej wyniku giną z planszy centralne punkty 32 i 27 (co prawda drogę do wyjścia znajduje 36, ale to niewystarczająca rekompensata), a tempa zyskuje bijący do przodu czarny kamień 8. 31...16x27 32.32x12 8x17! 33.38-32 17-22 34.32-27 22x31 35.36x27 3-9 36.42-38
Najwięcej działo się w tej rozgrywce dopiero około czterdziestego posunięcia, co potwierdza, że wynik partii warcabowej najczęściej rozstrzyga się pomiędzy 35. a 40. ruchem. W tej na pozór spokojnej pozycji osiem na osiem czarne dostają możliwość przejęcia inicjatywy w centrum, z czego korzystają. 36...23-28! Pion 28 rozrywa siły przeciwnika na dwie strony. Bardzo trudno znaleźć kontrgrę przeciwko tak silnemu punktowi. Przeciwnik Jana szybko gubi się i schodzi do bandy warcabnicy: 37.27-21? Lepiej zlikwidować kamień 28 planem: 37.43-39 11-17 38.39-33 28x39 39.34x43. 37...11-16! 38.21-17
38...14-19? W tej pozycji czarne mogły przeprowadzić decydujący atak i wygrać partię. Biały kamień 17 mocno ogranicza czarne, ale można posłużyć się nim do swoich celów. Jan nie wykorzystał jednak swojej szansy. Najlepszy wariant wyglądał następująco: 38...18-22! 39.17-12 6-11! 40.43-39 11-17! 41.12x21 16x27 42.39-33 28x39 43.34x43 15-20 44.43-39 22-28 45.40-34 28-32 46.45-40 32x43 47.39x48 13-19 48.48-42 (48.34-29?? 20-24! 49.29x20 14x45) 48...20-24 49.40-35 9-13 50.42-38 13-18 51.38-33 18-23 i białe pozbawione są dobrego ruchu. 39.43-39 19-23 40.39-33 28x39 41.34x43 16-21? Takie zagranie i następująca po nim wymiana tylko umacniają punkt 17. Nie trzeba było się z tym wejściem spieszyć, zostawiając niegrający kamień na polu 26. 42.17-12 18x7 43.26x17 23-28? Tym razem to wyjście jest przegrywające. Przy sile białego piona na 17 czarnym prędko mogą skończyć się posunięcia na długim skrzydle. Lepsze było: 43...15-20. 44.43-39? Szybko wygrywało pozycyjnie: 44.30-24!! 9-14 45.43-39 i czarne nie mają czego grać. 44...9-14? 45.39-34 Znów: 45.30-24!!. 45...14-19 46.38-33 28x39 47.34x43
Po serii błędów w ostatnich posunięciach powstała remisowa pozycja. Grający czarnymi Jan w dalszym ciągu nie doceniał możliwości zajęcia pola 24 przez białe. 47...19-23?? (Wystarczyło wymienić piona 17, skoro było to możliwe, i po kilku posunięciach podpisać remis: 47...7-12 48.17x8 13x2 49.40-34 6-11 50.34-29 11-17 51.43-38 17-22 52.38-32 2-7 53.45-40 7-11 54.40-35 11-16 55.29-24 22-27 56.32x21 16x27 57.24x13 27-32). 48.30-24!! Do trzech razy sztuka! 48...23-28 49.43-38 i wobec braku dobrych ruchów czarne się poddały. 2-0
Ewa Jagieła – Didier Basset (Francja) Polish Open 2022, Julinek
Partia Ewy z Didierem nie jest wolna od błędów pozycyjnych. Oboje zawodników pozwoliło sobie na wiele niedokładności, więc w analizie całkowicie pominę stronę gry pozycyjnej, a skupię się jedynie na motywach taktycznych, czyli kombinacyjnych.
Białe mają piona mniej, ale nie takie straty zdarzało się odrabiać w warcabowej partii. Zagranie pionem 49 wygląda jednak bardzo ryzykownie. Na pierwszy rzut oka usunięcie kamienia 29 daje czarnym bicie trzech pionów na damkę. Jest to możliwe, ale należy to zrobić we właściwy sposób. 36...18-22?? Narzucającym się posunięciem czarne wypuszczają wygraną! Najpierw należało oddać piona 17: 36...17-21 37.26x17 18-22 38.29x27 20x49 z wygraną pozycją. 37.29x9?? Ewa nie wykorzystuje szansy na uratowanie partii! (A wystarczyło zbić w drugim kierunku: 37.29x27 20x49 38.27-21 25x34 39.21x3 34-39 40.43x34 19-23 41.3x25 16-21 42.26x17 23-28 43.32x23 49x45 44.25-30 13-18 45.30-19 i powstała końcówka jest remisowa). 37...20x49 38.9x20 25x14 39.37-31 22-28 40.32x23 19x28 41.38-33 28x37 0-2