W dniach 26 sierpnia – 8 września 2025 r. w Belek k. Antalyi na riwierze tureckiej odbyły się zorganizowane po raz trzeci przez Światową Federację Warcabową (FMJD) mistrzostwa świata osób niepełnosprawnych w warcabach stupolowych.
Belek to miasto liczące około 75 tys. mieszkańców. Jego centrum oddalone jest o 7 km od hotelu Belkon, który był miejscem naszego pobytu. Właściwie to hotel znajduje się na peryferiach miejscowości Kadriye, ale co ciekawe, w jego adresie, a także na medalach i dyplomach widnieje Serik, miasto 30-tysięczne, leżące znacznie dalej od hotelu Belkon niż Belek. Gdzie zatem graliśmy? Moich wątpliwości nie rozwiały nawet informacje zawarte w Wikipedii...
Tak czy inaczej nie miało to większego znaczenia dla zawodników walczących o medale MŚ. Wśród nich znalazła się wyjątkowo w tym roku liczna reprezentacja Polski. Stowarzyszenie „Cross” wystawiło 12 warcabistów, startujących w trzech kategoriach. Niewidome kobiety reprezentowała Barbara Kacprzak, panie słabowidzące – Barbara Wójcik, Ewa Wieczorek i Dorota Szela, a słabowidzących mężczyzn 8 najlepszych na ubiegłorocznych MP: Leszek Stefanek, Mikołaj Fiedoruk, Andrzej Jagieła, Józef Tołwiński, Edward Twardy, Tomasz Kuziel, Michał Ciborski i Mieczysław Kaciotys. Kierownikiem całej naszej 18-osobowej ekipy był Wacław Morgiewicz.
Barbara Kacprzak w pojedynku z Galiną Miroszniczenko
W mistrzostwach, w oddzielnych turniejach startowały osoby z dysfunkcją wzroku, a także głusi oraz niepełnosprawni ruchowo. W tych ostatnich kategoriach Polska nie miała swoich przedstawicieli. Oprócz turniejów głównych (na długi czas) w planie rozgrywek przewidziano też rywalizację o medale w grze szybkiej (indywidualnie i drużynowo) oraz, po raz pierwszy, w grze błyskawicznej.
26 sierpnia przylecieliśmy do Antalyi, skąd busem udaliśmy się do celu naszej podróży. W hotelu znaleźliśmy się po północy miejscowego czasu i jeszcze godzinę czekaliśmy na bagaże. Zameldowaliśmy się w dwuosobowych pokojach porozrzucanych po różnych piętrach. Na szczęście sala gry i jadalnia znajdowały się w tym samym budynku. Było to o tyle istotne, że powitały nas niesamowite upały i opuszczanie hotelu dla wielu osób wiązało się z dużym dyskomfortem. Na szczęście klimatyzacja w całym hotelu działała bez zarzutu.
Mecz Polski II z Ukrainą zakończył się remisem
Podczas otwarcia imprezy obecny był m.in. sekretarz generalny FMJD Vladislavs Vesperis z Łotwy. Już 27 sierpnia po południu rozegrano pierwszą rundę turniejów głównych. Nas najbardziej interesowała rywalizacja w trzech z nich. Wśród kobiet niewidomych startowały trzy zawodniczki, w tym jedna Polka, pań słabowidzących rywalizowało pięć, w tym trzy nasze rodaczki, a w turnieju mężczyzn słabowidzących uczestniczyło 12 zawodników, w tym ośmiu Polaków. Kobiety grały systemem kołowym (niewidome – dwa koła, słabowidzące – jedno koło) a mężczyźni słabowidzący systemem szwajcarskim (siedem rund).
W MŚ niepełnosprawnych od początku imprezy rundy gry klasycznej przeplatane są rywalizacją w rapidzie i blitzu.
Już drugiego dnia wyłoniono medalistów w grze szybkiej (rapid). Tempo gry wynosiło 15 minut plus 5 sekund na ruch. Polacy wywalczyli 4 krążki – 1 srebrny i 3 brązowe. Najbliżej złota byli panowie. Leszek Stefanek pokonał faworyta Wołodymyra Peresyczanskiego (Ukraina) i na trzy rundy przed końcem został liderem. W kolejnej potyczce uległ jednak… Józefowi Tołwińskiemu, a w przedostatniej tylko zremisował z Andrzejem Jagiełą i mógł zapomnieć o złocie. O mistrzowski tytuł walczyli w ostatniej rundzie Tołwiński i Peresyczanski. Józek wygrał z Michałem Ciborskim i czekał na potknięcie rywala. Niestety, Edward Twardy nie dał rady Ukraińcowi i to Peresyczanski został mistrzem, uzyskując tyle samo punktów co Tołwiński (13). O kolejności zadecydował wynik bezpośredniego pojedynku. Brąz zdobył Stefanek (12 p.). Dwa brązowe krążki w rapidzie dorzuciły jeszcze dwie Basie, koleżanki z pokoju – Kacprzak i Wójcik.
29 sierpnia rozegrano drugą rundę gry klasycznej, a już następnego dnia walczono o pierwsze, historyczne tytuły MŚ w grze błyskawicznej (blitz). Tempo gry wynosiło 10 minut plus 5 sekund na ruch. W tej konkurencji poszło Polakom jeszcze lepiej, chociaż i tu nie zdołaliśmy sięgnąć po złoto. Wygląda natomiast na to, że zawodnicy „Victorii” Białystok polubili srebro. Do Józka Tołwińskiego dołączyli bowiem Ewa Wieczorek i Mikołaj Fiedoruk, którzy zajęli drugie miejsca w swoich turniejach. Do grona medalistek, obok Ewy, dołączyła także Basia Wójcik (brąz). Polki uległy tylko zawodniczce z Uzbekistanu Charos Balikovej. Mikołajowi towarzyszył na podium Andrzej Jagieła (brąz), a tytuł powędrował znowu do Peresyczanskiego. Piąty medal dla Polski w blitzu padł natomiast łupem Basi Kacprzak.
31 sierpnia odbyła się trzecia runda gry klasycznej, a dzień później walczono o medale w turniejach drużynowych w tempie rapid. Nie mieliśmy drużyny w kategorii niewidomych, liczyliśmy za to na zwycięstwo teamu słabowidzących. Drużyny składały się z dwóch mężczyzn i jednej kobiety. W roku ubiegłym wystawiliśmy jedną przeciwko dwóm ukraińskim i skończyło się na srebrze. Teraz proporcje się zmieniły, my wystawiliśmy aż trzy drużyny, a Ukraina jedną.
Już w pierwszym meczu Polska I spotkała się z głównym rywalem – Ukrainą. Skład Polski I był identyczny jak w roku ubiegłym – Jagieła, Stefanek, Wójcik. Również Ukraińcy zagrali z Peresyczanskim i Ilkivem, zmienili tylko deskę kobiecą. I podobnie jak rok temu na męskich deskach padły remisy, a ponieważ Basia uporała się z Miroszniczenko, wygraliśmy mecz 4:2, co ustawiło nas w świetnej sytuacji przed rewanżami (grano dwa koła). W dodatku Polska II niespodziewanie zremisowała z Ukrainą 3:3 (m.in. wygrana Edka Twardego z Peresyczanskim!) i przed rewanżami Polska I wyprzedzała Ukrainę już o 3 p. meczowe. Rewanż z Ukraińcami nie miał już więc takiej wagi. Przegraliśmy go 2:4 (poległa tym razem Basia), a mogło zakończyć się remisem, gdyby Leszek nie wypuścił wygranej z Ilkivem. Ostatecznie Polska I zdobyła złoty medal (11 p.) przed Ukrainą (10 p.) i Polską II (5 p.). Polska III uplasowała się na 4. miejscu.
Gry w krótkim tempie zakończono i mogliśmy skupić się na najbardziej prestiżowych rozgrywkach − w tempie klasycznym. W nich najmocniej zaskoczyła (in plus) Barbara Kacprzak. Miała, co prawda, tylko dwie rywalki, ale obie pozostawiła w pokonanym polu! W rapidzie i blitzu dała się im wyprzedzić, ale w najważniejszym turnieju stanęła na wysokości zadania i sięgnęła po tytuł mistrzyni świata kobiet niewidomych. Brawo!
Turniej kobiet słabowidzących zdominowała warcabistka z Uzbekistanu Charos Balikova, która zdobyła komplet punktów. Kolejne w tabeli Barbara Wójcik i Irena Karsokaite uzyskały po 4 p. w czterech partiach. Do podium wystarczył zatem 50-procentowy rezultat. Srebrny medal przypadł w udziale Polce. Zadecydowało o tym zwycięstwo nad Litwinką w bezpośrednim pojedynku.
W pierwszych dwóch edycjach MŚ triumfowała Ewa Wieczorek. Tym razem obrończyni tytułu musiała zadowolić się czwartą lokatą. Na piątej pozycji uplasowała się Dorota Szela.
Ciekawy przebieg miała rywalizacja w turnieju słabowidzących mężczyzn. Chociaż liczebnie przeważali Polacy, to za faworytów do zwycięstwa uchodzili mistrzowie świata z poprzednich lat – Ricardas Valuzis (2023) i Wołodymyr Peresyczanski (2024). Ale już po dwóch z siedmiu rund nikt nie miał kompletu punktów. W pierwszej cenny punkt urwał Valuzisowi Mikołaj Fiedoruk, a w kolejnej Andrzej Jagieła nie dał się ograć Peresyczanskiemu. W trzeciej rundzie Ukraińcowi zabrał oczko Stefanek, a Valuzis stracił kolejny punkt, tym razem z Tołwińskim. Jagieła wygrał z Justinasem Kubiliusem i został samodzielnym liderem (5 p.), za nim z 4 p. plasowali się Peresyczanski, Valuzis, Stefanek i Kuziel. Czwartą rundę rozegrano 2 września. Doszło w niej m.in. do pojedynków faworytów: Valuzis – Peresyczanski oraz bratobójczego Stefanek – Jagieła. Zwycięsko z tych potyczek wyszli Peresyczanski i Stefanek, obejmując prowadzenie w tabeli. W piątej rundzie Jagieła poniósł drugą z rzędu porażkę (z Valuzisem) i stracił praktycznie szansę na medal. Kolejne zwycięstwa zanotowali liderzy, powiększając przewagę nad pogonią do 2 p. W przedostatniej kolejce rozstrzygnęły się losy złotego medalu. Stefanek przegrał z Valuzisem (który to już raz!) i szeroko otworzył obrońcy tytułu bramę do kolejnego triumfu.
Przed ostatnimi pojedynkami prowadził Peresyczanski (10 p.), po 8 oczek uzbierali Stefanek i Valuzis, a kolejnych pięciu zgromadziło po 6 p. 5 września lider postawił kropkę nad i, dzieląc się punktami z Mietkiem Kaciotysem. Stefanek po wyrównanym boju zremisował z Kubiliusem i zapewnił sobie medal. Jaki, zależało od wyniku partii Kuziel – Valuzis. Tomek, niestety, przegrał i srebro trafiło w ręce Litwina.
Jako ciekawostkę podaję dla porównania kolejność czołowej czwórki z tegorocznych MŚ oraz pierwszych oficjalnych międzynarodowych zawodów mistrzowskich – mistrzostw Europy niewidomych i słabowidzących sprzed 15 lat:
Podium wśród mężczyzn słabowidzących w grze klasycznej
Reprezentacja Stowarzyszenia „Cross” zdobyła na MŚ w Turcji 14 medali, w tym 2 złote, 4 srebrne i 8 brązowych. Jest to niewątpliwie sukces, chociaż nie należy zapominać, że niektóre medale, ze względu na niską frekwencję, przypadły nam niejako „z urzędu”. Dwukrotnie mieliśmy zaszczyt i przyjemność wysłuchać i odśpiewać Mazurka Dąbrowskiego. W roku ubiegłym wywalczyliśmy 7 medali, w tym tylko 1 złoty. Teraz było więcej szans, bo doszła nowa konkurencja (blitz), ale i tak progres jest zauważalny.
Oceniając mistrzostwa, nie sposób nie wspomnieć choć kilku słów o sędziowaniu. Praca arbitrów, delikatnie mówiąc, pozostawiała wiele do życzenia. Ukraińscy sędziowie (głównym był Iwan Ilnicki) nie zamieszczali na bieżąco wyników na stronie internetowej FMJD i nie informowali zawodników na miejscu o przebiegu rywalizacji. Nie wywieszano żadnych wydruków z wynikami partii. O kojarzeniach dowiadywaliśmy się tuż przed rundą. W trakcie turnieju słabowidzących mężczyzn po 5. rundzie rozważano możliwość grania 9 rund (sic!), mimo że przed rozpoczęciem zawodów na moje pytanie o ich liczbę sędzia wyraźnie powiedział, że będzie 7 rund. Jest oczywiste, że nie zmienia się reguł w trakcie gry, a sprawy tego rodzaju uzgadnia się na odprawie technicznej, przed rozpoczęciem turnieju. Ale, po pierwsze, taka odprawa musiałaby się odbyć... Poza tym przed ostatnią rundą sędzia ogłosił (nie wiem, czy wszyscy usłyszeli i zrozumieli), że o końcowej kolejności w przypadku równej liczby punktów uzyskanej przez dwóch zawodników zdecyduje nie wartościowanie, lecz bezpośredni pojedynek (!), a w przypadku remisu potrzebny będzie… baraż (na jakich zasadach – tego się nie dowiedzieliśmy). Czas ogłoszenia takiej decyzji (pomijając fakt, czy zgodnej z kodeksem) to prawdziwe kuriozum.
Jeśli chodzi o organizację mistrzostw (na zlecenie FMJD zawody organizował Ibrahim Ismailow) zdania uczestników są podzielone. Uważam, że nie było najgorzej. Niektórzy narzekali na lokalizację hotelu (prawie 3 km od plaży Kadriye, ale codziennie kursowały hotelowe busy), inni na warunki w pokojach (nieszczelne krany, niesprawne lodówki itp.). Latające w stołówce muchy i osy nie ułatwiały konsumpcji, podobnie jak częsty brak talerzy czy sztućców, na które trzeba było niekiedy trochę poczekać. Nasza zaprawiona w bojach ekipa starała się jednak szukać plusów, zamiast skupiać się na minusach.
Nasza kadra w Belek
Każdą wolną chwilę wykorzystywaliśmy optymalnie. Tropikalne upały wręcz wymuszały kąpiele w morzu lub hotelowym basenie, chociaż temperatura wody była zbliżona do temperatury powietrza, a po piasku na plaży chodziło się jak po rozżarzonych węglach. Zwiedziliśmy też przepiękny miejscowy Disneyland, urokliwy zwłaszcza po zachodzie słońca. Wybraliśmy się ponadto na wycieczkę do Antalyi oraz do Belek. Zakupy na miejscowym bazarze sprawiły, że nasze bagaże w drodze powrotnej przybrały znacznie na wadze.
W poniedziałek 8 września udaliśmy się w drogę powrotną do Polski, by u schyłku dnia szczęśliwie wylądować na lotnisku Chopina w Warszawie...
III Mistrzostwa Świata Niepełnosprawnych w Warcabach Stupolowych 26.08-8.09.2025 r., Belek, Turcja
Turniej główny − gra klasyczna
Kobiety niewidome
Barbara Kacprzak Polska
Inna Dobrei Ukraina
Galina Miroszniczenko Ukraina
Kobiety słabowidzące
Charos Balikova Uzbekistan
Barbara Wójcik Polska
Irena Karsokaite Litwa
Ewa Wieczorek Polska
Dorota Szela Polska
Mężczyźni słabowidzący
Wołodymyr Peresyczanski Ukraina
Ricardas Valuzis Litwa
Leszek Stefanek Polska
Andrzej Jagieła Polska
Józef Tołwiński Polska
Justinas Kubilius Litwa
Mieczysław Kaciotys Polska
Tomasz Kuziel Polska
Edward Twardy Polska
Michał Ciborski Polska
Mikołaj Fiedoruk Polska
Witalij Ilkiv Ukraina
Medale Polaków w pozostałych konkurencjach
Rapid
Srebro: Józef Tołwiński (słabowidzący mężczyźni)
Brąz: Leszek Stefanek (słabowidzący mężczyźni)
Brąz: Barbara Kacprzak (niewidome kobiety)
Brąz: Barbara Wójcik (słabowidzące kobiety)
Blitz
Srebro: Ewa Wieczorek (słabowidzące kobiety)
Srebro: Mikołaj Fiedoruk (słabowidzący mężczyźni)
Brąz: Barbara Wójcik (słabowidzące kobiety)
Brąz: Andrzej Jagieła (słabowidzący mężczyźni)
Brąz: Barbara Kacprzak (niewidome kobiety)
Rapid drużynowy (słabowidzący)
Złoto: Polska I − Andrzej Jagieła, Leszek Stefanek, Barbara Wójcik
Brąz: Polska II − Józef Tołwiński, Edward Twardy, Ewa Wieczorek
W dniach 22-24 sierpnia 2025 r. ekipa entuzjastów nordic walkingu ze Stowarzyszenia „Cross” uczestniczyła w wyjątkowej sportowej imprezie w Bełchatowie. W piątek 22 sierpnia, gdy tylko odebraliśmy pakiety startowe, poczuliśmy atmosferę wydarzenia i presję rywalizacji w II etapie Pucharu Polski niewidomych i słabowidzących oraz w Pucharze Świata ONWF w Nordic Walkingu 2025 − w tym po raz pierwszy w sztafecie mieszanej.
Zawodnicy z niepełnosprawnościami mogli startować w PŚ tylko na dystansie 5 km, my jednocześnie byliśmy klasyfikowani w PP. Pozostali nordicowcy rywalizowali również na dystansach 10 i 20 km. Udział 20-osobowej reprezentacji Stowarzyszenia „Cross” w tej prestiżowej imprezie był możliwy dzięki koordynatorowi Józefowi Plichcie, który utrzymuje dobre kontakty z Polską Federacją Nordic Walking (PFNW) oraz Światową Federacją Nordic Walking (ONWF) − organizatorami Pucharu Świata.
Nasi zawodnicy mieszkali w hotelu Wodnik w Słoku, oddalonym o ponad 10 km od Bełchatowa. Na stadion bełchatowskiego Powiatowego Centrum Sportu, gdzie odbywało się wydarzenie, byliśmy dowożeni autobusem. Do miejsca zakwaterowania wracaliśmy dopiero wieczorem, po godzinie dwudziestej, na smaczną kolację i chwilę odpoczynku. W pakietach startowych znaleźliśmy piękne okolicznościowe koszulki, bony na posiłki, dwa numery startowe i chip do elektronicznego pomiaru czasu.
Uroczyste otwarcie Pucharu Świata było niezwykle barwne. W paradzie uczestników szło z flagami ponad 500 osób z 14 krajów, odbyło się oficjalne zaprzysiężenie sportowców i sędziów, a widowisko domknęła część artystyczna oraz przejazd motocyklistów. Warto podkreślić, że zawodnicy „Crossu” wykazali ogromne serce do nordic walkingu. Przyjeżdżając z całej Polski, wiedzieli, że celem niekoniecznie jest spektakularny sukces, ale sam udział w tak wyjątkowym biegu.
Tym razem aura była zupełnie inna niż rok temu na MŚ – padał teraz deszcz i było nieco chłodniej. Śliska trasa wymagała większej uwagi oraz odpowiedniej techniki. Jako pierwsi wystartowali zawodnicy idący 20 km − dystans nordicowego półmaratonu, następnie odbywała się rywalizacja na 10 km, a trzecim rozgrywanym dystansem było nasze 5 km. Sportowcy niepełnosprawni maszerowali w ostatniej grupie. Pomimo startu z końca stawki wielu z nas zdołało wyprzedzić zawodników pełnosprawnych, co sprawiało satysfakcję. Wiedzieliśmy, że czeka nas niełatwe zadanie – przede wszystkim bezpieczne pokonanie trudnej i śliskiej trasy.
Krzysztof Janusik, prowadzony przez swoją żonę, Małgosię, mija linię mety na ostatniej zmianie sztafety
Od pierwszych metrów poczułem ogromną adrenalinę. Pomagał mi przewodnik Karol, który mocno mnie dopingował. Niezwykle ważną rolę odegrali również pozostali przewodnicy, którzy prowadząc nas głosem lub z pomocą specjalnych uprzęży (w przypadku osób niewidomych), czuwali nad naszym bezpieczeństwem i ostrzegali przed przeszkodami. Dzięki nim mogliśmy w pełni skupić się na tempie i technice, a przede wszystkim na walce sportowej, ich praca była nieoceniona. Nie brakowało korzeni i wzniesień, które wymagały dodatkowego wysiłku, a w kilku miejscach pojawił się sypki piasek, w którym grzęzły kijki i buty. Trudno było wtedy utrzymać tempo, a każdy krok pochłaniał więcej energii. Moim wyzwaniem był także dramatyczny finisz. Jeszcze około kilometra przed metą byłem na pierwszym miejscu i miałem realne szanse na zwycięstwo. Niestety, dopadł mnie pech – jeden z zawodników niechcący nadepnął mi na kij, który na całe szczęście nie złamał się, wypadł mi jednak z ręki na skutek wypięcia się rękawicy. Musiałem ją poprawić, a to kosztowało mnie trochę czasu, sił i utratę rytmu. Końcówka wyścigu odbywała się już na stadionie, przy licznie zgromadzonych kibicach, którzy gorąco dopingowali i oklaskiwali zawodników. Leszek Mystkowski, z którym konkuruję od kilku już lat, miał nade mną kilkunastosekundową przewagę, więc nie było możliwości, aby z nim rywalizować o zwycięstwo. Skupiłem się więc na walce o drugą pozycję. Niespodziewanie jednak sytuacja się skomplikowała, zza pleców „wyskoczył” przewodnik innego nordicowca, który przypadkowo utrudnił mi finisz na ostatnich metrach. Ostatecznie o setne części sekundy wyprzedził mnie Tadeusz Sypień, a ja ukończyłem wyścig na trzecim miejscu. Strata była minimalna, kilka centymetrów, ale pozostaną ze mną na długo emocje i satysfakcja z walki do samej mety. Należy dodać, że obaj zawodnicy przeprosili mnie za te incydenty, co bardzo doceniam, bo wiem, że w sportowej walce wszystko może się zdarzyć.
Mieczysław Kaciotys ze swoim przewodnikiem Karolem tuż po biegu
Tegoroczny start skłania mnie też do osobistych refleksji. Sportowcy, których w ubiegłym roku na tej samej trasie udało mi się wyprzedzić z przewagą około minuty, tym razem okazali się ode mnie szybsi. To pokazuje, że forma bywa zmienna – czasem trzeba przyjąć z pokorą taki stan rzeczy. Jednocześnie każdy start to nowe doświadczenie i motywacja do dalszego treningu.
Panie miały w tym roku trochę pecha − podczas ich biegu na 5 km rozpadał się deszcz. Mimo niesprzyjającej pogody zawodniczki dzielnie walczyły i pokazały klasę. Więcej miejsca poświęciłem rywalizacji mężczyzn, bo walka w tej kategorii była szczególnie wyrównana, o czym świadczą wyniki. Wśród niewidomych mężczyzn Krzysztof Janusik wyprzedził swojego rywala o około 2 minuty, czym potwierdził znakomitą formę i doskonałą współpracę z przewodniczką – swoją żoną Małgorzatą. Równie imponującą formą błysnęła Ewa Pochwat, która w kategorii słabowidzących kobiet wygrała z dużą przewagą nad rywalkami, podobnie jak Bożena Grusza w kategorii niewidomych kobiet.
Ewa Pochwat z przewodnikiem na trasie sztafety
Do wyścigu sztafet Józef Plichta wyznaczył czworo zawodników tworzących drużynę mieszaną Stowarzyszenia „Cross”. Kolejność zmian wyglądała następująco: Małgorzata Tazbir, Mieczysław Kaciotys, Ewa Pochwat i zmiana ostatnia − Krzysztof Janusik. Pobraliśmy nowe pakiety z numerami drużyny i chipami. Rywalizacja miała rozpocząć się za około dwie godziny, po finiszu ostatniego zawodnika, i zapowiadała się jako jedna z najbardziej widowiskowych części mistrzostw. Cała sztafeta odbywała się na tartanowej bieżni stadionu. Marsz na tej nawierzchni był szybszy i bardziej dynamiczny niż na trasie leśnej, ale wymagał ogromnej koncentracji. Kijki odbijały się inaczej niż na piasku czy trawie, a każdy błąd techniczny był natychmiast widoczny. Sędziowie, licznie rozstawieni wokół bieżni, bacznie obserwowali zawodników, a każde potknięcie mogło skończyć się karą i stratą cennego czasu. Start odbywał się w ustalonej kolejności: kobieta − mężczyzna − kobieta − mężczyzna, a każda zmiana obejmowała pięć okrążeń stadionu, czyli 2 km. W strefie zmian obowiązywały nieco inne zasady – tu nie była oceniana technika marszu, liczyło się tylko poprawne przekazanie zmiany. Trzeba było wypiąć kijek i symbolicznie klepnąć kolejnego zawodnika. Mimo że dystans do pokonania był stosunkowo niewielki, to tempo było ogromne. Odpowiedzialność za wynik grupy powodowała dodatkowy stres, ale także mobilizowała. Dzięki świetnej współpracy i ogromnemu zaangażowaniu nasza drużyna zajęła drugie miejsce w klasyfikacji osób niepełnosprawnych. Nie sposób wyróżnić kogokolwiek indywidualnie − wszyscy spisali się na medal! Ogromne podziękowania należą się także przewodnikom, którzy pomagali nam na stadionie, bo bez ich wsparcia i czujności ten sukces nie byłby możliwy. Dodatkowym wsparciem byli kibice, których brawa niosły nas aż do samej mety.
Polscy niewidomi i słabowidzący zawodnicy na czele parady flag
W rywalizacji sztafet w kategorii osób z niepełnosprawnościami najlepsza okazała się Mieszana Drużyna Reprezentacji Polski (MIX The Polish National Team) − 00:58:20, przed nami, czyli drużyną Stowarzyszenia „Cross” − 00:58:50, a na trzecim miejscu uplasowała się Patchwork − Drużyna Osób z Niepełnosprawnościami (Patchwork Disabled Team) − 00:59:03.
Zakończenie zawodów miało podniosły charakter. Każdy uczestnik po przekroczeniu linii mety otrzymywał piękny pamiątkowy medal, a najlepsi dodatkowo efektowne statuetki i drobne gadżety. Podium ustawione zostało na podwyższeniu, na scenie, dzięki czemu wszyscy zawodnicy byli dobrze widoczni dla kibiców. Rozbrzmiewały hymny i były owacje. Podczas ceremonii medalowej nadciągnęła potężna czarna chmura i zerwał się wiatr. Spodziewano się ulewy, ale na szczęście skończyło się jedynie na strachu, a pogoda pozwoliła uroczyście zakończyć Puchar Świata w Bełchatowie.
Podium sztefet miesznych
Na zakończenie warto podkreślić, że nordic walking to piękny sport, który daje satysfakcję, zdrowie i radość. Może go uprawiać każdy, niezależnie od wieku czy stopnia sprawności. Bohaterem naszej crossowskiej ekipy był Krzysztof Janusik, niewidomy sportowiec, który w swoim biegu na 5 km osiągnął znakomity czas 00:34:13. Był bezkonkurencyjny, nie tylko w swojej kategorii, lecz wśród nas wszystkich. Taki rezultat wprawiłby w dumę niejednego zawodnika pełnosprawnego. Po sztafecie Krzysztof przyznał:
− Bieżnia stadionowa bardzo mi odpowiadała, bo na co dzień ćwiczę na bieżni stacjonarnej i osiągam tam bardzo dobre wyniki. Tempo, które utrzymałem podczas biegu, było już moim maksymalnym, więcej już nie mogłem wykrzesać. Ale przy tej prędkości mógłbym pokonać całą sztafetę samodzielnie.
Reprezentacja Stowarzyszenia „Cross”
Najlepsi niewidomi i słabowidzący w Pucharze Świata ONWF w Nordic Walkingu 2025 oraz w II etapie Pucharu Polski 22-24.08.2025 r., Bełchatów
Historyczny pierwszy Puchar Świata do lat 25 w showdownie był kolejnym sukcesem i pokazem możliwości Biało-Czerwonych. Pierwsze miejsce w rywalizacji kobiet oraz drugie i trzecie wśród mężczyzn należały do polskich showdownistów! Młodzi gracze pokazali, że akurat o przyszłość tej dyscypliny w naszym kraju nie musimy się martwić.
W dniach 31.08-04.09.2025 r. w centrum sportowym w Nymburku w Czechach odbył się turniej międzynarodowy w showdownie dla graczy poniżej 25. roku życia − IBSA Showdown Under 25 World Cup 2025. Brało w nim udział 19 zawodników – 9 kobiet i 10 mężczyzn. Swoich reprezentantów wystawiły Włochy, Bułgaria, Czechy, Słowacja, Belgia, Estonia, Wielka Brytania i Polska, dla której grali: Paulina Krupa, Weronika Szynal, Szymon Budzyńki, Filip Liszewski i Michał Wałecki. Z zawodnikami przyjechali trener kadry Szymon Borkowski oraz instruktor Ariel Kiresztura. Zarówno w rywalizacji kobiet, jak i mężczyzn zwycięzca otrzymywał 200 p.
Przed rozpoczęciem meczów odbyła się obowiązkowa klasyfikacja medyczna wszystkich zawodników. Na szczęście nasi gracze przeszli ją pomyślnie w komplecie. W pozostałych ekipach szczęścia zabrakło reprezentantowi Słowacji Timotejowi Tarkosowi, który jako jedyny został wykluczony z rozgrywek. Po badaniach przyszedł czas na treningi. Niestety, dość długo nikt nie wiedział, kto, kiedy i gdzie ma trenować. Jednak szczęśliwie po nerwowym oczekiwaniu dostaliśmy 45 minut na sprawdzenie jednego z trzech stołów. A później znów czekanie, jak się okazało na nic, bo na rozpoczęcie turnieju, które… się nie odbyło. Organizator stwierdził ostatecznie, że ważniejsze od rozpoczęcia jest zakończenie, więc zaczniemy gry bez otwarcia zawodów. Zatem − czas start!
Trening polskiej kadry przed rozpoczęciem oficjalnych rozgrywek
W pierwszej rundzie panie rozegrały osiem spotkań, a panowie dziewięć. Ten etap jak burza przeszła Weronika Szynal. Wygrała wszystkie swoje mecze poza jednym – po bardzo zaciętym spotkaniu naszą reprezentantkę pokonała 2:1 Tiia Innos z Estonii. Jednakże Estonka też zgubiła punkty w innym starciu i ostatecznie Weronika zajęła pierwsze miejsce w grupie! Bardzo dobre mecze rozegrała także druga z Biało-Czerwonych – Paulina Krupa, która potrafiła urwać seta wspomnianej już Tii czy stawić opór wyżej sklasyfikowanym zawodniczkom gospodarzy – Markecie Trncakovej i Ivie Karaskovej. Ostatecznie Paulina zakończyła pierwszą rundę i jednocześnie cały turniej na bardzo dobrym piątym miejscu. Weronikę czekał półfinałowy pojedynek z czwartą po pierwszym etapie Czeszką Ivą Karaskovą.
Wśród panów niepokonany okazał się 19-letni Belg Nathan Van Driessche, który zaskoczył wszystkich bardzo widowiskową i jednocześnie skuteczną grą. O drugim miejscu zadecydowało liczenie małych punktów, z którego obronną ręką wyszedł reprezentant Bułgarii Hakan Osman. Na trzeciej lokacie uplasował się nasz zawodnik Filip Liszewski. Podobnie rzecz się miała z miejscami 4-5, gdzie również konieczne było szczegółowe liczenie. I tu szczęście uśmiechnęło się do kolejnego Polaka, Szymona Budzyńskiego, który w pokonanym polu pozostawił swojego imiennika z Czech – Simona Rejtara. Jako szósty sklasyfikowany został debiutujący na arenie międzynarodowej Michał Wałecki, który rozegrał fantastyczny turniej i pozostawił po sobie naprawdę doskonałe wrażenie.
Pojedynek najlepszych zawodników czeskiego turnieju – Szymon Budzyński (Polska) kontra Hakan Osman (Bułgaria)
Druga runda rozgrywek to od razu mecze półfinałowe, rozgrywane do trzech wygranych setów. Na początek czekała nas potyczka Weroniki Szynal. I była to potyczka bardzo jednostronna, gładko wygrana przez naszą zawodniczkę 3:0. O ile w drugim i trzecim secie Iva Karaskova postawiła delikatny opór, zdobywając 6 punktów, o tyle w pierwszym przegrała aż 0:11. Dużo bardziej zacięty był drugi z meczów półfinałowych, gdzie naprzeciw siebie stanęły Estonka Tiia Innos oraz reprezentantka gospodarzy Marketa Trncakova. Po pięciosetowym boju mecz padł łupem pierwszej z nich i zakończył się wynikiem 3:2.
Jeśli chodzi o męskie półfinały, to w obu zameldowali się nasi zawodnicy. W pierwszym Filip Liszewski zmierzył się z uważanym za faworyta turnieju Hakanem Osmanem. Mimo bardzo ambitnej postawy i walki o każdą piłkę nasz reprezentant musiał uznać wyższość rywala po przegranej 0:3 (4:12, 9:11, 7:12). W drugim meczu półfinałowym naprzeciw siebie stanęli niepokonany jak dotąd Belg Nathan Van Driessche i Szymon Budzyński. Zaczęło się zgodnie z przewidywaniami, bowiem pierwszego seta wygrał Van Driessche 12:3. Ale wtedy nasz „Bu” włączył nie piąty, a szósty bieg i nie pozwolił rywalowi więcej się pokonać! Trzy kolejne sety padły łupem Polaka, który ostatecznie wygrał cały mecz 3:1 (3:12, 12:9, 11:4, 11:9)! Szymon mógł cieszyć się z historycznego, bo pierwszego w swojej karierze awansu do finału turnieju międzynarodowego!
Do rozegrania pozostały już tylko mecze rozstrzygające kolejność zawodników na podium turnieju U25. Najpierw Filip Liszewski zmierzył się z Nathanem Van Driessche. Pojedynek zawodników uznawanych przez wielu za przyszłość światowego showdowna dostarczył sporej dawki emocji. Ostatecznie podrażniony porażką w półfinale Filip wykazał przewagę nad belgijskim przeciwnikiem, ogrywając go 3:0 (11:7, 11:3, 16:13)! Zwłaszcza trzeci set, decydujący o być albo nie być Nathana, był pokazem siły i ogromnej zawziętości obu zawodników. Nasz reprezentant okazał się lepszy i mógł świętować zdobycie brązowego medalu i swojego pierwszego międzynarodowego podium! Brawa dla Filipa!
Podium mężczyzn: Szymon Budzyński (Polska), Hakan Osman (Bułgaria), Filip Liszewski (Polska)
W pojedynkach finałowych zagrało dwoje reprezentantów Polski.
Najpierw swój mecz rozegrała Weronika Szynal, która znów stanęła naprzeciwko Tii Innos. Mecz w pierwszej rundzie zakończył się wygraną Innos, jednak nie znaczyło to, że tym razem będzie tak samo. I zapewne dokładnie tak pomyślała nasza zawodniczka, bowiem pierwszego seta wygrała bardzo gładko, ze stratą zaledwie dwóch punktów. Chociaż kolejne sety były już bardziej wyrównane, popularna „Szynszyla” zagrała lepiej i to ona wygrała cały mecz 3:1 (12:2, 11:9, 5:11, 12:9). Złoty medal trafił w ręce Weroniki!
Polska reprezentacja z trofeami turnieju w Nymburku
W męskim finale naprzeciw Szymona Budzyńskiego stanął Hakan Osman z Bułgarii. Również nasz gracz rozpoczął mecz fantastycznie, bo po bardzo szybkiej wymianie piłek wygrał pierwszego seta. Drugi set był równie zacięty i równie szybki, ale padł łupem Bułgara, tak jak i dwa kolejne. Mimo bardzo walecznej postawy naszego reprezentanta Osman wygrał mecz 3:1 (8:11, 11:8, 12:1, 11:7) i to on wyjechał z turnieju z tytułem zdobywcy Pucharu Świata. Szymonowi przypadło drugie miejsce, które jest fantastycznym rezultatem. Srebro dla „Bu”!
Polska showdownowa młodzież pokazała, że należy się z nią liczyć. Rewelacyjne wyniki naszych reprezentantów to zapowiedź kolejnych świetnych lat na arenach międzynarodowych dla polskiego showdowna. Doświadczeni gracze muszą zatem uważać, bo najmłodsi depczą im po piętach i za chwilę mogą okazać się lepsi od swoich starszych kolegów. Jest moc!
Zwycięzcy i miejsca Polaków w I Pucharze Świata do Lat 25 w Showdownie 31.08-04.09.2025 r., Nymburk, Czechy
Kobiety 1. Weronika Szynal Polska 2. Tiia Innos Estonia 3. Marketa Trncakova Czechy (…) 5. Paulina Krupa Polska Mężczyźni 1. Hakan Osman Bułgaria 2. Szymon Budzyński Polska 3. Filip Liszewski Polska (…) 6. Michał Wałecki Polska
Sezon szosowy 2025 zakończył się dla naszej kadry parakolarzy imprezą sportową na najwyższym poziomie – mistrzostwami świata. Areną zmagań było belgijskie Ronse. To tu prawdziwie bije serce kolarstwa. Ulice tego miasta są świadkami słynnego wyścigu Tour des Flandres (Ronde van Vlaanderen). Start na trasie pełnej technicznych wyzwań i klasycznych podjazdów stanowił nie lada wyzwanie dla naszych zawodników.
Na miejsce przyjechaliśmy odpowiednio wcześniej, bowiem na dzień przed otwarciem zawodów odbywa się zawsze team meeting, na którym wszyscy trenerzy, mechanicy i kierowcy zapoznają się z kwestiami technicznymi dotyczącymi przebiegu całej imprezy. Omawia się zasady bezpieczeństwa w czasie rywalizacji, ale też takie sprawy, jak położenie punktów technicznych, stref bufetowych czy zasad poruszania się autem za kolarzem w czasie jazdy na czas. Podczas gdy w zatłoczonej auli miejscowego ośrodka kultury odbywało się spotkanie organizacyjne, zawodnicy mogli zapoznawać się z trasą. Ta, jak się później okazało, była wymagająca pod względem techniki jazdy i oczywiście formy samych kolarzy, ale mimo to każdy nasz skład był bardzo zadowolony z takiej właśnie trasy.
Czasówka
Rywalizacja rozpoczęła się w piątek 29 sierpnia od indywidualnej jazdy na czas. Trasa, pomijając trudności wynikające z jej profilu, na niektórych odcinkach była jeszcze mokra po porannych opadach. Dodatkowo zadania nie ułatwiał porywisty wiatr, zmuszając zawodników do dobrego rozłożenia sił przy tak dużej zmienności wysiłku.
Nasze tandemy w większości nie specjalizują się w jeździe na czas, co nie zmienia faktu, że dołożyły wszelkich starań, by wypaść jak najlepiej: Dominika Putyra i Dorota Przęzak na 10. miejscu, Katarzyna Orzechowska i Kamila Wójcikiewicz–Płotkowiak na 11. miejscu, Piotr Kołodziejczuk i Marcin Białobłocki na 12. miejscu, Karol Kopicz i Wojtek Sykała na 14. miejscu, a Maciej Wójcik i Michał Podlaski dojechali na 17. pozycji.
O ile tandemy startowały na względnie suchej nawierzchni, o tyle Zbigniew Maciejewski nie miał już tyle szczęścia i musiał ścigać się podczas silnych opadów deszczu. Jazda w takich warunkach jest trudna dla zawodników z kategorii C z racji różnych dysfunkcji ciała. Nie mogą oni swobodnie wchodzić w zakręty przy tak słabej przyczepności, a co gorsza, po ewentualnym upadku wsiadanie na rower bez asysty może być zwyczajnie niemożliwe. Zbyszek jest jednak doświadczonym kolarzem, dobrze radzącym sobie na zjazdach i w trudnych warunkach. Po zaciętej walce zdobył w swojej kategorii srebrny medal.
Start wspólny. W biało-czerwonych strojach Dominika Putyra z Dorotą Przęzak
Start wspólny
Ta niedzielna konkurencja pokazała, co jest kwintesencją kolarstwa.
Dzień rozpoczął się wcześnie, niektórzy wstali już po 5:00, co było koniecznością (nawet śniadanie mieliśmy wstępnie przygotowane poprzedniego wieczoru), bo start wyznaczono na 8:30. Jako pilot czy zawodnik niespecjalnie lubię takie nietypowe godziny, zwykle wyścigi odbywają się bliżej południa. Na szczęście do punktu rozpoczęcia wyścigu mieliśmy bardzo blisko, więc kolarze pojechali na rozgrzewkę już spod hotelu i z niej dojechali na linię startu. Ja, drugi trener Grzegorz Drejgier i nasz mechanik Sylwester Matusiak udaliśmy się tam bezpośrednio, żeby zadbać o ostatnie sprawdzenie sprzętu, bidony, żele i odebranie ubrań z rozgrzewki.
Odliczanie, wystrzał i ruszyli − najpierw panowie, a minutę po nich panie. Od samego początku tempo było szaleńcze. Niełatwa, wymagająca trasa szybko rozerwała peleton. Chwila nieuwagi mogła kosztować utratę kontaktu z czołówką. Kluczowym odcinkiem był długi i selektywny podjazd po wyjeździe z centrum, ale reszta trasy też nie dawała chwili wytchnienia. My szybko przetransportowaliśmy się do strefy bufetu. Dla każdego tandemu przygotowaliśmy żele i bidony, a mechanik poukładał koła. Wokół nas stała duża grupa ludzi z innych krajów, którzy w zasadzie robili to samo co my. Włączyliśmy relację na telefonach i na krótkim odcinku strefy było słychać przynajmniej dwadzieścia tych samych przekazów z tabletów albo telefonów – wszyscy potrzebowaliśmy informacji. Dodam, że sama impreza była relacjonowana nawet z helikoptera, co świadczy o wysokim poziomie organizacyjnym belgijskich wyścigów.
W pewnym momencie w głowie zapaliła nam się czerwona lampka, gdy w relacji dostrzegliśmy, że tandem Karola i Wojtka ma problem techniczny. Mechanik z wozu neutralnego szybko pomógł im założyć łańcuch, ale ten defekt zaważył na ich dalszej rywalizacji. Szaleńczy pościg i ryzykowna jazda w zakrętach zakończyły się bolesnym upadkiem. Nasze serca zamarły, gdy na ekranach telefonów zobaczyliśmy leżących poza trasą chłopaków, których opatrywał ratownik medyczny. Na szczęście okazało się, że skończyło się na powierzchownych otarciach. Mimo to nie mogli kontynuować wyścigu.
Tandem Maciej Wójcik – Michał Podlaski na trasie czasówki
W tym samym czasie w czołówce rywalizacji panów toczyła się zacięta walka. Skład Maciej Wójcik − Michał Podlaski miał problemy. Niestety, Maciek nie był w pełni zdrowia, co wyraźnie odbiło się na sprawności podczas wyścigu, na który to najbardziej nastawiał się ten duet. Ostatecznie na mecie pierwszy pojawił się tandem włoski, który po rewelacyjnym ataku na podjeździe, odskoczył od peletonu. Z naszych zawodników na 8. miejscu dojechali Piotr Kołodziejczuk z Marcinem Białobłockim, a na 15. zameldowali się Maciek Wójcik z Michałem Podlaskim. Skład Karol Kopicz i Wojtek Sykała niestety dojechał do nas w karetce. Na szczęście obeszło się bez szycia i, co najważniejsze, bez złamań, choć upadli przy prędkości bliskiej 50 km/h.
W grupie kobiet od startu mocno pojechał nasz tandem Dominika Putyra − Dorota Przęzak. Dziewczyny odskoczyły nieco od głównej grupy, później jednak zostały doścignięte i przez chwilę peleton jechał w całości. Dalsze kilometry trasy to już ucieczka dwóch tandemów − Dunlevy z Kelly i Polek Kuter z Kołkowicz. Dalej, nieco „zawieszone”, zostały Brytyjki z Włoszkami. Dominika Putyra z Dorotą Przęzak, uciekając przed główną grupą, też zostały „zawieszone” i musiały pracować same przez resztę wyścigu. Ostatecznie ich wysiłek zaowocował piątym miejscem. Katarzyna Orzechowska i Kamila Wójcikiewicz–Płotkowiak ukończyły wyścig na ósmym miejscu. Srebrny medal zdobyły Patrycja Kuter i Karolina Kołkowicz.
Kadra i trenerzy
Po południu na starcie wyścigu stanął Zbyszek Maciejewski. Początek rywalizacji przebiegał pod jego pełną kontrolą, jednak na trasie doszło do fatalnej w skutkach usterki – łańcuch spadł z dużej tarczy. Mimo świadomości, że medal uciekł, Zbyszek pokazał niezwykły charakter, walcząc do samego końca. Na mecie był czwarty.
Mistrzostwa świata były dla nas trudną, ale cenną lekcją. Pokazały, że czasem detal czy odrobina szczęścia mogą zaważyć na ostatecznym wyniku. Udowodniły po raz kolejny, że wspólna praca na tandemie i godziny, które pilot poświęca zawodnikowi, przynoszą namacalne efekty. Przykładem tego są Karol z Wojtkiem, którzy dali z siebie sto procent, mieszkając, jedząc i trenując wspólnie każdego dnia przez ostatni miesiąc. Jednak przede wszystkim MŚ udowodniły, że w naszych zawodnikach drzemie prawdziwy duch walki i będziemy ich jeszcze oklaskiwać. Bo koniec wyścigu jest początkiem przygotowań do kolejnego.
W dniach 27.08-4.09.2025 w ośrodku Beskidian w Węgierskiej Górce odbyły się drużynowe mistrzostwa Stowarzyszenia „Cross” w szachach. W turnieju wystartowało siedem składów reprezentujących sześć klubów. Na podium zameldowali się faworyci.
Do rywalizacji przystąpiły ekipy „Beskidka” Żywiec, „Jantaru” Gdańsk, ŚKS Kielce, „Podkarpacia” Przemyśl, „Warmii i Mazur” Olsztyn oraz dwa teamy „Tęczy” Poznań. Faworyta do zwycięstwa upatrywano w drużynie z Olsztyna, mającej najbardziej wyrównany i silny skład. Poza tym za silne uchodziły ekipa „Jantaru” i Poznań I.
W pierwszej rundzie doszło do starcia rywali z czołówki − Olsztyna z Gdańskiem. Wiadomo było, że pojedynek rozstrzygnie się na dwóch pierwszych szachownicach, bowiem ostatnie szachownice Gdańska, z powodu braku w składzie Stanisława Niećki oraz Fabiana Spionkowskiego, były znacznie słabsze. Przy dwóch remisach na pierwszych szachownicach pewne było, że Gdańsk tego meczu nie wygra. Rzeczywiście, po porażkach na trzeciej i czwartej szachownicy Gdańsk przegrał 1:3. W pozostałych meczach Kielce pokonały Przemyśl 3,5:2,5, a w derbach Poznania wygrał skład oznaczony jako I − 2,5:1,5.
Mecz „Beskidek” Żywiec − „Warmia i Mazury” Olsztyn. Na pierwszym planie Stanisław Raczek (białe) kontra Tadeusz Żółtek, za nimi w głębi Jan Makuch (czarne) kontra Mirosław Kopiec
W drugiej serii gier obyło się bez emocji – „Jantar” znokautował „Podkarpacie” 4:0, „Tęcza” I pokonała „Beskidek” 2,5:1,5, a jedyny zacięty mecz pomiędzy Kielcami i Poznaniem II zakończył się remisem 2:2. W trzeciej rundzie zdecydowane zwycięstwa odnieśli faworyci: Gdańsk z Poznaniem II wygrał do zera i z takim samym wynikiem wygrał Olsztyn z Przemyślem. W tej także rundzie „Beskidek” Żywiec pokonał ŚKS Kielce 2,5:1,5 i, jak się później okazało, tą wygraną zapewnił sobie czwarte miejsce.
W czwartej rundzie oglądaliśmy triumfy Olsztyna nad Poznaniem II oraz Poznania I nad Kielcami (obydwa po 4:0), a Gdańsk, straciwszy tylko mały punkt, wygrał z Żywcem 3:1. W piątej rundzie nastąpił pojedynek dwóch drużyn ścisłej czołówki − Poznania I z Gdańskiem. Wygrana dawała Poznaniowi szansę walki o mistrzostwo. Na pierwszej desce padł remis, a zwycięstwo 2,5:1,5 zapewnił Poznaniowi I grający na drugiej szachownicy Marek Pociejowski, który po długiej walce pokonał Józefa Żełajtysa. Na trzeciej Tomasz Sokoł przegrał z zawodnikiem młodego pokolenia Jakubem Włodarczykiem, natomiast na czwartej junior Dominik Biskupek nie sprostał doświadczonej zawodniczce Bożenie Chudobie i tym sposobem jednym punktem zwyciężyła ekipa Poznania I. W pozostałych pojedynkach tej kolejki „Warmia i Mazury” pokonała „Beskidka” 4:0, a „Podkarpacie” zremisowało z drugim składem Poznania, grzebiąc swoje szanse na 6. miejsce.
Po prawej Jan Makuch („Beskidek” Żywiec) w pojedynku z Mateuszem Młodzińskim („Podkarpacie” Przemyśl), dalej za nimi od prawej Stanisław Raczek („Beskidek” Żywiec) kontra Tadeusz Bielak („Podkarpacie” Przemyśl)
Ostatnia, szósta runda, przyniosła decydujący pojedynek o mistrzowski tytuł, a przy stolikach spotkały się Olsztyn i Poznań I. W lepszej sytuacji była ekipa „Warmii i Mazur”, która wyprzedzała pierwszy team „Tęczy” małymi punktami i wystarczał jej w tym pojedynku remis. Powyższy wynik padł i faworyt turnieju zwyciężył w ogólnej klasyfikacji. Drużyna Poznania I chyba bała się ostrej walki z doświadczonym przeciwnikiem i efektem tych obaw były cztery remisy, które jednak dały ekipie z Wielkopolski drugie miejsce. Pozostałe rezultaty tej kolejki nie miały już wielkiego znaczenia. „Jantar” Gdańsk pokonał ŚKS Kielce 3,5:0,5 (jedyne pół punktu zapewnił Kielcom dobrze grający na tym turnieju Karol Nowak po remisie z Bartkiem Pawelcem), a w ostatnim pojedynku „Beskidek” Żywiec pokonał „Podkarpacie” Przemyśl 2,5:1,5.
Mistrzowie Polski z „Warmii i Mazur” Olsztyn z koordynatorem. Od lewej: Jerzy Hanus, Mirosław Kopiec, Tadeusz Żółtek, Joanna Malcer i Ryszard Suder
Mistrzem Stowarzyszenia „Cross” w szachach na rok 2025 i obrońcą tytułu została drużyna „Warmii i Mazur” Olsztyn w składzie: Ryszard Suder, Tadeusz Żółtek, Mirosław Kopiec, Joanna Malcer. Była to najmocniejsza i najbardziej wyrównana ekipa. Mimo że drużyna Poznania I w składzie: Marian Kowalczyk, Marek Pociejowski, Tomasz Sokół i Bożena Chudoba uzyskała tyle samo punktów, miała w swym teamie jeden słabszy punkt i nie była takim monolitem jak mistrz. Trzecie, mocne miejsce wywalczyła drużyna Gdańska, którą tworzyli Bartosz Pawelec, Józef Żełajtys, Jakub Włodarczyk oraz Dominik Biskupek (rezerwa: Albin Pietrusiak). Zespół nie mógł włączyć się do walki o mistrzostwo, bo jak już było powiedziane, jego szanse osłabiła nieobecność dwóch silnych szachistów. Pozostałe drużyny stanowiły tło dla pierwszej trójki i nie były w stanie rywalizować o podium.
Najlepsze wyniki na poszczególnych szachownicach uzyskali: I − Ryszard Suder, II − Tadeusz Żółtek, III − Mirosław Kopiec, IV − Joanna Malcer i Bożena Chudoba.
Sędzią głównym turnieju był Leszek Bakalarz. Mistrzostwa przebiegały w przyjaznej atmosferze. Zanotowano jeden protest po incydencie, w którym doszło do osobistego nieporozumienia pomiędzy dwoma zawodnikami. Sprawa będzie rozpatrywana przez odpowiednie organy PZSzach i Stowarzyszenia „Cross”.
Ośrodek Beskidian w Węgierskiej Górce zapewnił uczestnikom doskonałe warunki pobytu, w tym wyśmienite wyżywienie. Malownicza okolica zachęcała do aktywności i długich spacerów.
Drużynowe mistrzostwa Stowarzyszenia „Cross” w szachach 27.08- 4.09.2025 r., Węgierska Górka
1. „Warmia i Mazury” Olsztyn” 12 p. 2. „Tęcza” Poznań I 12 p. 3. „Jantar” Gdańsk 9 p. 4. „Beskidek” Żywiec 7 p. 5. ŚKS Kielce 4 p. 6. „Tęcza” Poznań II 3 p. 7. „Podkarpacie” Przemyśl 2 p.
Jeziorak − najdłuższe jezioro w Polsce − był już świadkiem niejednej naszej żeglarskiej przygody. Tego lata jego fale unosiły uczestników dwóch wyjątkowych i bardzo różnych, jeśli chodzi o program, obozów dla osób niewidomych i słabowidzących, które jednak łączyła ta sama potrzeba − spotkania z ludźmi, naturą i sportem, aby integrować się, uczyć oraz odkrywać własne możliwości.
Wiatr, który niesie coraz dalej
W dniach 11-25 lipca marina w Siemianach tętniła życiem. Na ośmiu jachtach żeglowali uczestnicy niezwykłego obozu osób z dysfunkcją wzroku z całej Polski. To, co wielu wydaje się wyzwaniem przerastającym siły, dla nich stało się początkiem przygody. Każdy dzień przypominał, że granice często istnieją tylko w głowie, a wiatr w żaglach potrafi nieść dalej, niż się przypuszcza.
Załoganci rozpoczynali dzień od porannej gimnastyki, a później uczyli się manewrowania, tajników wiązania węzłów, zasad bezpieczeństwa. W deszczowe dni, które mogłyby zniechęcić do pływania mniej wytrwałych, odkrywali żeglarstwo od innej strony: poznawali jego historię, uczestniczyli w zajęciach teoretycznych, uczyli się szant. W taki sposób budowało się poczucie wspólnoty – niczym w dobrze zgranej załodze, gdzie każdy ruch, choć indywidualny, składa się na siłę całej grupy. Wieczorami cementowali przyjaźnie podczas wspólnych ognisk. Instruktorzy, przewodnicy i wolontariusze tworzyli atmosferę pełną życzliwości, bezpieczeństwa i wsparcia, jakby mówili: „Spróbuj, dasz radę”.
Obozowicze odwiedzili Makowo, Chmielówkę, Matyty, Zatokę Kraga czy Jerzwałd, gdzie czekał na nich dom Zbigniewa Nienackiego – autora „Pana Samochodzika”. Wyprawy piesze do jezior Jasne i Urowiec uzupełniły żeglarską przygodę i przybliżyły piękno Pojezierza Iławskiego. Nie pominięto też obrzędu, bez którego nie można mienić się żeglarzem – chrztu morskiego. Nad brzegiem Jezioraka pojawił się Posejdon wraz z orszakiem: Prozerpiną, kucharzem, lekarzem i diabłami, który dbał, by ceremonia miała odpowiedni charakter – trochę humorystyczny, trochę poważny − i żeby było dużo śmiechu. Każdy, kto zaliczył symboliczne próby, otrzymał na końcu nowe, żeglarskie imię i pamiątkowe zaświadczenie potwierdzające udział w chrzcie.
Załogi ośmiu jachtów miały także wspólne zadanie – zaprezentować się jako prawdziwa jedność. Powstawały więc wiersze, piosenki, krótkie formy sceniczne, a nawet przebrania. Przygotowania stały się lekcją współpracy i kreatywności. Takie chwile najbardziej wzmacniają więzi – niczym lina, która spaja żaglowiec, dając mu siłę, by płynął dalej.
Uczestnicy obozu doskonalą umiejętności żeglarskie na jachcie „Kopalík”
Ten obóz był jak pierwszy rejs – nie tylko po wodzie, lecz także w poszukiwaniu własnych, nieodkrytych jeszcze możliwości. I choć się zakończył, w sercach uczestników dopiero rozpalił marzenie o kolejnych wyprawach, nowych przyjaźniach i przekraczaniu granic.
W rytmie szant, wioseł i kijków
Zaledwie miesiąc później inny zakątek nad Jeziorakiem – Sarnówek koło Iławy – stał się miejscem drugiego, równie barwnego spotkania. Tutaj w ośrodku TVP, w terminie 17-29 sierpnia, odbył się obóz sportowy łączący żeglarstwo, kajakarstwo i nordic walking. Jego uczestnicy byli w nieustannym ruchu. Poranna gimnastyka rozprostowywała kości i budziła energię w całej grupie, a potem każdy wybierał własną trasę: na wodzie − z wiosłem albo pod żaglami, albo na lądzie − do marszu nordic walking.
Ćwiczenia ratunkowe. Zakładanie i testowanie na wodzie kombinezonów bezpieczeństwa
Kajakarze, pod nadzorem przewodniczki i przy asekuracji motorówki, mierzyli się z falami, odkrywając zakątki naszego polskiego Półwyspu Indyjskiego, Żabiego Rogu czy największej zatoki Jezioraka – Widłągów. Żeglarze natomiast poznawali tajemnice jeziornych wiatrów na jachtach „Drewniak”, „Mar.Gre” i „Kopalik”, a grupa ceniąca stały grunt pod nogami wydeptywała ścieżki okolicznych lasów z kijami nordic walking.
Wieczory przypominały obrazy z letnich filmów – ogniska, śpiew, taniec i rozmowy do późnej nocy. Gdy pogoda nie dopisywała, czas wypełniały gry planszowe i wspólne grzybobrania − wspaniały spektakl różnorodności przyrody. Wyjątkowym momentem był pokaz ratowniczy – lekcja pokory wobec natury. Opowieści o białym szkwale uświadamiały, że woda potrafi być zarówno sprzymierzeńcem, jak i groźnym przeciwnikiem. To doświadczenie pozostawiło w uczestnikach coś więcej niż wiedzę – poczucie odpowiedzialności za siebie i innych.
Dwa obozy – wspólna lekcja
Choć obozy lipcowy i sierpniowy się różniły, ich duch był podobny. Pierwszy przypominał rejs w głąb siebie, a zajęcia udowadniały uczestnikom, że ograniczenia można przekraczać, jeśli tylko ma się obok wspierającą załogę. Drugi był jak tygiel różnych aktywności, w którym ruch, przygoda i współdziałanie szły w parze z nauką odpowiedzialności. Oba łączyła siła wspólnoty. Nieważne, czy ktoś uczył się wiązać pierwszy węzeł, czy trzymać mocno wiosło – zawsze obok znalazł się ktoś, kto podał dłoń, dodał słowo otuchy albo po prostu był. Jeziorak latem 2025 stał się miejscem, w którym ludzie o różnych możliwościach i z różnymi doświadczeniami odkrywali, że razem można przepłynąć więcej niż tylko jezioro.
Tak jak wiatr wypełnia żagle i popycha jacht ku nieznanemu, tak te obozy wypełniły serca uczestników odwagą, radością i wspomnieniami. Gdy fale ucichły i ogniska zgasły, zostało najważniejsze – pewność, że przygoda dopiero się zaczęła!
Jeziorak − najdłuższe jezioro w Polsce − był już świadkiem niejednej naszej żeglarskiej przygody. Tego lata jego fale unosiły uczestników dwóch wyjątkowych i bardzo różnych, jeśli chodzi o program, obozów dla osób niewidomych i słabowidzących, które jednak łączyła ta sama potrzeba − spotkania z ludźmi, naturą i sportem, aby integrować się, uczyć oraz odkrywać własne możliwości.
I tak w roku 2011 powstał „KoMar” w Piekarach Śląskich. Władze miasta podeszły do pomysłu ponoć bardzo przychylnie. Dosłownie za grosze udostępniły lokal na jednym z osiedli. Do klubu zaczęli wstępować niewidomi i słabowidzący amatorzy sportu oraz ci, którzy szukali sposobności do wyjścia z domu i spotkania z drugim człowiekiem. Oczywiście, musiały być tańce. Ofertę stopniowo poszerzano o kręgle, bowling, warcaby, strzelectwo pneumatyczne i nordic walking.
Obecnie „KoMar” zrzesza 28 członków. W większości są to ludzie starsi. Młodzi pracują, zakładają rodziny, mają inne priorytety. Trudność w zachęceniu ich do udziału w zajęciach jest bolączką bardzo wielu crossowskich klubów.
− Łatwiej jest w miejscowościach, w których znajdują się szkoły dla niewidomych. Tam nie mają takich problemów – mówi prezeska klubu Elżbieta Koryciorz. – Oprócz tego obserwuje się coraz większe wyobcowanie społeczne współczesnych ludzi, niechęć do nawiązywania nowych kontaktów. Wielu woli siedzieć w swoim domu, a znajomości podtrzymywać przez internet. Ci, którzy do nas przychodzą, doceniają możliwość bezpośredniej rozmowy z drugim człowiekiem, a ruch gwarantuje, że czują się dobrze i na ciele, i na duchu. Niektórzy dojeżdżają do nas z innych miejscowości: Bytomia, Czechowic-Dziedzic, nawet z Dębna Lubuskiego.
Potwierdza to pan Henryk Panka. Do klubu należy od dwóch lat, trenuje jednocześnie kilka dyscyplin − po to, by pobyć w miłym towarzystwie, by się nie nudzić. Też musi tu dojeżdżać spory kawałek. Ale warto!
Jedną z najstarszych uczestniczek zajęć jest pani Hildegarda Krzyżańska. W klubie jest od początku jego istnienia. Mimo 83 lat aktywnie trenuje nordic walking, lubi grać w kręgle, chodzić na basen. Ubolewa, że nie może obecnie uczestniczyć w zawodach. Zdrowie trochę podupadło, lekarz nie zezwolił. Ma nadzieję, że to się jeszcze zmieni. Jak twierdzi, tutaj nawiązała trwałe przyjaźnie, nie czuje się samotna.
Po śmierci Mariana Koryciorza, który był pierwszym prezesem „KoMar-u”, stery klubu przejęła jego żona, Elżbieta. Próbuje ogarniać dokumentację, wdraża się do pisania wniosków o dofinansowania. W przyszłym roku klub będzie obchodził 15-lecie istnienia.
− Przydałby się jakiś większy grant na tę okoliczność. Na pewno będziemy chcieli to uczcić, może zorganizujemy jakąś imprezę integracyjną z lokalną społecznością? − zastanawia się.
Pani Ela pracuje w domu. Tu też przechowuje wszystkie trofea. Własnej świetlicy już, niestety, nie mają.
− Miasto w pewnym momencie wypowiedziało nam lokal – mówi. – Podobnie jak inne organizacje możemy korzystać z pomieszczenia w Centrum Usług Społecznych. Oprócz mnie w zarządzie zasiada jeszcze pięć osób. Czasami się tam spotykamy, większość spraw omawiamy jednak podczas wspólnych wyjazdów.
Trofea zawodników „KoMaru” Piekary Śląskie
Wyjeżdżają chętnie. Nie tylko zarząd. Obecnie mało jest osób rywalizujących w zawodach, ale są różne obozy, szkolenia, na których można nieco intensywniej potrenować, a przy okazji pozwiedzać. Pani Elżbieta, a także dwie inne członkinie zarządu, posiadają uprawnienia instruktorskie, same więc trenują swoich członków. Wszystkie trzy mają też spore sukcesy w swych dziedzinach: Elżbieta Koryciorz w bowlingu, Barbara Szypuła w kręglach klasycznych, a Małgorzata Tazbir w nordic walkingu. Brakuje tylko profesjonalnego instruktora, który mógłby poprowadzić sekcję warcabową. A gdzie na co dzień jeżdżą na treningi? Do Bytomia, Raciborza, Bielska-Białej. Daleko, ale też jest okazja, by iść później na kawę czy lody, skorzystać z aquaparku.
Członkowie sekcji nordic walkingu ruszają na trening. Na pierwszym planie w centrum grupy Elżbieta Koryciorz (po lewej) i Hildegarda Krzyżańska
− Kiedyś nasz klub był organizatorem zawodów w nordic walkingu. Mieliśmy jednak duży problem z zakwaterowaniem uczestników. Niedawno przy tutejszym sanktuarium otwarto duże centrum pielgrzymkowe. Będziemy mogli więc znów o takich zawodach pomyśleć. Może w przyszłym roku, przy okazji 15-lecia? Naszym marzeniem jest też pozyskanie broni laserowej. Wcześniej mieliśmy broń pneumatyczną. Mój mąż się nią zajmował, po jego śmierci nie miał kto przejąć pałeczki − opowiada prezeska. − Plany na najbliższą przyszłość? Jeszcze jesienią w naszym mieście odbędzie się dzień organizacji pozarządowych. Wraz z kołem Polskiego Związku Niewidomych będziemy chcieli wystawić tam swoje stoisko.
Promocja się przyda. Na razie mają piękne klubowe koszulki. Robię jeszcze zdjęcia i musimy kończyć rozmowę. Niedaleko kamienicy, w której mieszka pani Ela, zebrała się już grupka osób z kijami w rękach. Czekają na trening nordic walkingu.
10 sierpnia 2025 r. w Sulechowie zmarł Tadeusz Traczyk − wybitny polski niewidomy szachista. Miał 84 lata. Właśnie we wrześniu obchodziłby swoje 85 urodziny...
Szachy stanowiły Jego wielką pasję, której oddał dużą część swego życia. Posiadał pierwszą kategorię szachową i szczycił się wysokim rankingiem FIDE, który w rozkwicie Jego kariery, w młodości, wynosił 2047 punktów. W ostatnich latach należał do klubu „Atut” Nysa, wcześniej reprezentował „Tęczę” Poznań.
Urodził się w Jamielnem koło Stoczka Łukowskiego na Lubelszczyźnie – małej wiosce, w której żywe były tradycje patriotyczne nawiązujące do powstania listopadowego i słynnej bitwy upamiętnionej pieśnią „Grzmią pod Stoczkiem armaty”. Często, po zwycięskiej partii szachowej, Tadeusz tę pieśń nucił, bo właśnie na polach Jego rodzinnej wioski kosynierzy pobili dywizję Moskali. Wydarzenia te kształtowały Jego duchowość, były bowiem kanwą i treścią wielu uroczystości regionalnych i szkolnych. Naukę w miejscowej podstawówce przerwał tragiczny wypadek. Na skutek eksplozji wojennego niewybuchu stracił wzrok i prawą rękę. W Laskach koło Warszawy ukończył szkołę podstawową, liceum i zdał maturę. W 1962 r. skończył z wyróżnieniem studia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim i uzyskał tytuł magistra prawa. O Jego zdolnościach i ambitnej postawie w dążeniu do doskonalenia się mówi historia, jaką opowiadał mi kiedyś znajomy profesor prawa rzymskiego, którego wykładów słuchał na KUL-u Tadeusz. Zdawszy u niego egzamin na czwórkę, poprosił o termin poprawkowy, bo chciał... zdać na piątkę − i dopiął swego! Po studiach rozpoczął pracę w spółdzielni niewidomych w Lublinie jako radca prawny, a po kilku latach objął stanowisko prezesa zarządu. Pod Jego kierownictwem spółdzielnia kwitła, także na polu sportu i kultury. Zatrudnił trenera i założył dla pracowników spółdzielni klub szachowo-warcabowy, a także zespół muzyczny, jak mówiło się wtedy − bigbitowy.
Tadeusz Traczyk
Po okresie kariery w spółdzielni Tadeusz objął stanowisko prezesa Lubelskiego Okręgu Polskiego Związku Niewidomych. Pod koniec lat siedemdziesiątych przeniósł się w obecne Lubuskie, najpierw do Zielonej Góry, a następnie do leżącego nieopodal Sulechowa, gdzie został prezesem Spółdzielni Niewidomych „Piast”. Jednocześnie czynnie angażował się w prace Okręgu Zielonogórskiego PZN i nadal aktywnie rozwijał się sportowo na niwie szachowej.
Grał w ogromnej liczbie turniejów, odnosił liczne sukcesy, stoczył i wygrał wiele znakomitych partii, więc wymienię tylko te bardziej znaczące. Reprezentował Polskę w IV Drużynowej Olimpiadzie Szachowej IBCA w Puli (Jugosławia 1972), gdzie wypadł bardzo dobrze, grając na pierwszej szachownicy − zdobył 6 p. z 11 partii. W indywidualnych mistrzostwach świata niewidomych i słabowidzących w Ermelo (Holandia 1970) zajął 11. miejsce. Startował wielokrotnie w indywidualnych mistrzostwach Polski niewidomych i słabowidzących, a w ostatnich latach w szachowych mistrzostwach Stowarzyszenia „Cross”. W 1968 r. w Wiśle zdobył srebrny medal IMP, a w 1977 r. w Paszkówce medal brązowy. Natomiast w Drużynowych Mistrzostwach Polski Niewidomych i Słabowidzących Wągrowiec 2006 wywalczył srebrny medal w ekipie „Atutu” Nysa. W indywidualnych mistrzostwach Polski głuchoniewidomych (Warszawa 2017) został złotym medalistą. W organizowanych odrębnie mistrzostwach Polski całkowicie niewidomych zdobył tytuł dwukrotnie, w dwóch pierwszych edycjach − w 2022 i 2023 roku, później, ze względu na stan zdrowia, nie uczestniczył już w tych zawodach. Do ostatnich chwil życia starał się jednak być na bieżąco z tym, co dzieje się w naszym środowisku.
Tadeusz grał bardzo solidne szachy, oparte na dobrej znajomości teorii debiutów. Główną ideą, którą kierował się w rozgrywce, było dążenie do uzyskania inicjatywy i zdominowania przeciwnika. Dlatego był bardzo trudnym i niebezpiecznym przeciwnikiem, gdy mowa o stylu. A jeśli do tego dołożyć jeszcze siłę Jego gry i nieprzepartą ambicję nieuznającą remisów, to można sobie wyobrazić, jakim był rywalem. Jako kolega był spokojnym i kulturalnym kompanem, umiał rozmawiać na prawie wszystkie tematy i zawsze miał swoje oryginalne oraz odkrywcze zdanie. Niesłychanie inteligentny, oczytany jak mało kto, w każdym calu erudyta.
Bardzo Go nam brakuje w tej naszej konfraterni szachowej. Cześć Jego pamięci!
Stanisław Niećko
Wybrane fragmenty partii Tadeusza Traczyka T. Traczyk – L. Kniebihli (Francja) Mistrzostwa świata niewidomych, Ermelo 1970
Cechą charakterystyczną stylu gry Tadeusza Traczyka była energiczna walka o inicjatywę i dążenie do ataku na króla: 13.h3 Se5 14.Gb3 Sbc6 15.f4 Sf7 16.f5 Mniej przekonujące było 16.Gh4 Sd4 17.Gf2 Sxb3 18.axb3 Hc6 z niewielką przewagą białych. 16...Sxg5? Przegrywający błąd. Niewiele lepsze było 16…Sd4 17.fxe6 Sxe6 18.Ge3 z bardzo pasywną pozycją czarnych. Należało jednak grać 16...exf5 17.exf5 gxf5 18.Wae1 Sce5 19.Sd5 Wae8 20.c3 i choć białe mają wystarczającą rekompensatę za pionka, to przełamać obronę nie jest łatwo, np.: 20...Kh8 21.Gxe7 Wxe7 22.Sxe7 Hxe7 23.Wxf5 Sd8 24.Wxf8+ Gxf8 25.Wf1 Sdc6 26.Hd5 Hg7 27.He6 Ge7. 17.Hxg5 Gf6 18.Hd2 He8 Nie ratowało 18...Sd4 19.fxg6 Sxb3 (19…hxg6 20.Wxf6) 20.Hh6!. 19.Gxe6+ Kg7 20.Se2 Wd8 21.c3 h6 22.Sf4 Gg5 23.Hf2 Gxf4 24.Hxf4 Wf6 25.He3 g5 26.Wf3 Hh8 27.Wg3 Se5 28.Hxa7 i białe wygrały.
T. Traczyk – H. Cohen (Irlandia) Olimpiada szachowa IBCA, Pula 1972
Partia ta była ilustracją dobrze rozwiniętego zmysłu kombinacyjnego polskiego reprezentanta: 22.h5 g5? Pozwala białym przeprowadzić małą kombinację z zyskiem materiału. Należało zagrać 22...Gb7, na co białe odpowiedziałyby 23.Hd2 z groźbą Hh6. 23.h6! Słabsze było natychmiastowe 23.Gxf5 h6. 23…Wg6 24.Gxf5! exf5 Czarne oddają jakość, licząc na kontratak. Po 24...Wxh6 25.Wxg5+ Kh8 26.Ge4 Wb8 27.Hf3 wynik partii był też przesądzony. 25.Hd5+ Kf8 26.Hxa8 Hc7 27.Hd5 Gb7 28.Hd2 f4?! 29.Wxg5! Hc6 30.Hxf4+ Ke7 31.Wxg6 Hxg6 32.Hf6+ Hxf6 33.exf6+ Kxf6 34.We1 i białe wygrały.
T. Traczyk – P. Hagner DMP niewidomych, Wągrowiec 2017
Od pierwszej cytowanej partii minęło prawie pół wieku, ale styl gry pozostał bez zmian. Białe atakują z młodzieńczą werwą: 16.f5 Sb4 17.fxg6 fxg6 18.Sg5 Wf8 19.Hh4 h6 Po 19...Sf6 atak białych też był bardzo silny. Oto przykładowy wariant: 20.Wdf1 h6 21.Se6 g5 22.Gxg5! Sxe4 (22...hxg5 23.Hxg5 Wf7 24.Wxf6!) 23.Gxe4 Gxe4 24.Gd8! Gxc2+ 25.Kc1 Waxd8 26.He7!. 20.Se6 g5 21.Hg3 Wf6 22.Sxg7 Kxg7 23.h4! gxh4 24.Hxh4 Wh8 25.g5! We6 26.gxh6+ Kh7 27.Hg4 We7 28.Hf5+ 1-0
Jazda na rowerze dla większości ludzi to po prostu przyjemność i forma spędzania czasu na świeżym powietrzu. Jest to również bezpieczny sposób na podnoszenie sprawności fizycznej, rehabilitację czy odchudzanie. Kolarstwo można oczywiście traktować rekreacyjnie, ale można także nastawić się na podnoszenie formy sportowej i w dalszej perspektywie − na rywalizację.
Kolarstwo jest dyscypliną wytrzymałościową, w której fundamentem formy jest zdolność do długotrwałej jazdy bez wyraźnych oznak zmęczenia, czyli dobra wydolność tlenowa. Budowanie formy zawsze będzie więc związane z treningami o dużej objętości, szczególnie na początku sezonu, gdy nie ma jeszcze wyścigów. W tym okresie można pozwolić sobie na dłuższe i spokojniejsze jazdy, które stanowią solidną bazę. Gdy zbliża się okres startowy, objętość treningów nieco spada, a wzrasta ich intensywność, co pozwala na osiągnięcie szczytowej formy.
Zanim przejdziemy do szczegółów treningowych, poznajmy podstawy fizjologii wysiłku. Warto zapamiętać kilka kluczowych pojęć, bo będą one pomocne w dalszej części. Musimy pamiętać, że nie jesteśmy maszynami – każdy organizm i psychika są inne, co wymaga indywidualnego podejścia. Organizm adaptuje się do rosnących obciążeń w różnym tempie i nie jest to liniowy wzrost sprawności.
Wykres zapisu tętna (linia czerwona) i poziomu laktatu (kwasu mlekowego, linia niebieska) w trakcie testu progresywnego
Wyróżniamy trzy główne typy wysiłku: tlenowy, beztlenowy kwasomlekowy i beztlenowy niekwasomlekowy. Granice między nimi wyznacza test wydolnościowy, który określa dwa progi metaboliczne: próg tlenowy (AeT) i próg beztlenowy (AnT). Wysiłek do progu tlenowego jest lekki, bez wyraźnych oznak zmęczenia i nazywamy go treningiem wytrzymałościowym. W miarę wzrostu tempa sprawność przemian tlenowych przestaje wystarczać na stale rosnące zapotrzebowanie, więc uruchamiają się przemiany beztlenowe. W pewnym momencie zbliżymy się do progu beztlenowego, a intensywność wysiłku staje się wyraźnie nieprzyjemna – czujemy pieczenie w płucach lub ból w nogach. Po zwolnieniu tempa organizm wraca powoli do przemian tlenowych. Wysiłek beztlenowy niekwasomlekowy, nazywany również fosfagenowym, jest zasilany przez ATP i fosfokreatynę.
Żeby lepiej zobrazować temat, wyobraźmy sobie, że ciało sportowca jest samochodem wyścigowym z trzema źródłami paliwa. Pierwszym jest LPG, czyli wolne kwasy tłuszczowe (WKT). Drugim jest benzyna 95, czyli glikogen – złożona struktura glukozy (polisacharyd). Trzecie to butla z podtlenkiem azotu, czyli nasz „nitro” na krótki, bardzo intensywny wysiłek – ATP i fosfokreatyna.
Tłuszcze są dobrym paliwem, które daje dużo energii, ale tylko przy niskiej intensywności. Glikogen zasila mięśnie znacznie szybciej, ale łatwiej go „wypalić”. Ostatnią formą są ATP i fosfokreatyna, czyli nasz „nitro” na krótkie i bardzo intensywne wysiłki, zwykle do 12 sekund, takie jak sprint czy podnoszenie ciężarów.
W ciągu dnia, podczas codziennych czynności, większość czasu spędzamy na wysiłkach o charakterze tlenowym. Źródłem energii są zarówno wolne kwasy tłuszczowe, jak i glikogen. Oba te podziały – ze względu na przemiany metaboliczne i rodzaj paliwa – są ze sobą w pewnym stopniu powiązane. Upraszczając, wysiłek tlenowy to zasilanie z WKT i glikogenu, a w miarę wzrostu intensywności, zapotrzebowanie na glikogen rośnie, a udział WKT maleje. Wysiłek o dużej intensywności, ponad progiem beztlenowym, jest zasilany wyłącznie glikogenem, a produktem ubocznym jest duże nagromadzenie kwasu mlekowego. Krótkie i bardzo intensywne wysiłki są zasilane przez system fosfagenowy.
Wiedza o fizjologii wysiłku pozwala na precyzyjne określenie progów metabolicznych, które są wartościami indywidualnymi i podlegają zmianom adaptacyjnym. Często popełnianym błędem u początkujących jest jazda zbyt mocna, gdy powinna być „tlenowa”, a zbyt lekka, gdy należy wykonywać ciężkie zadania. Wbrew pozorom zbyt intensywne treningi nie przyspieszają budowania formy, ponieważ w treningu ważniejszy od samego bodźca treningowego jest czas na regenerację i precyzyjne zaplanowanie kolejnej jednostki. Monitorowanie pracy odbywa się za pomocą pulsometrów i mierników mocy, a dane są pobierane do wirtualnych kalendarzy, gdzie można analizować każdy trening co do sekundy.
Mając wiedzę na temat własnej wydolności, można przystąpić do budowania makrocyklu. Jest to cykl, zwykle roczny, w którym zawierają się mniejsze − mezocykle − nastawione na poprawę określonych cech. Najmniejszą jednostką są mikrocykle, czyli kilkudniowe zestawy treningowe, przeplatane dniami na regenerację.
Zapis danych treningowych w portalu Polar Flow. Widoczne dane tętna, mocy, oraz szacowane zużycie energii z podziałem na węglowodany i tłuszcze
Planując sezon, należy myśleć długoterminowo, zaznaczyć w kalendarzu ważne starty i zgrupowania. W sezonie kluczowe są jeden lub dwa starty, na które trzeba zbudować szczyt formy, reszta to imprezy uzupełniające. Dobrze ilustruje to budowa domu: jeśli chcemy, aby był on wysoki, musi mieć solidne fundamenty. Podobnie w kolarstwie − o formie w sezonie startowym decyduje to, co działo się w okresie przygotowawczym.
Przygoda z planowanym treningiem powinna zacząć się pod okiem trenera i od wykonania testu wydolnościowego, który określi progi AeT i AnT. Żaden pomiar „drogowy” nie zastąpi testu, bo tego rodzaju pomiary to jedynie szacunki. Takie podejście pozwoli zaoszczędzić czas i pieniądze, a często i zdrowie.
Kolejna rzecz, do której mogę zachęcić, to bikefitting. Jest to usługa mająca na celu odpowiednie ustawienie roweru pod daną osobę. Najważniejszym zyskiem będzie komfort i uniknięcie kontuzji, a także większa efektywność jazdy. Często jestem pytany, czy początkująca osoba nie powinna wcześniej potrenować, a dopiero później zabrać się za testy i fitting. Tutaj dobrą analogią jest strzelectwo: można na samym wstępie nabyć dużo złych nawyków, które później bardzo trudno wyeliminować. W przypadku kolarstwa będą to problemy z biomechaniką, które kończą się kontuzjami przeciążeniowymi.
Trzeba w końcu wspomnieć o najważniejszej rzeczy, czyli badaniach zdrowotnych. Wizyta w przychodni sportowej to pierwszy krok przed rozpoczęciem poważnego treningu, bo zdrowie jest najważniejsze. Układ krwionośny i oddechowy są pod dużym obciążeniem, dlatego wizyta u lekarza powinna być etapem pierwszym. Myślę, że dobry trener i tak poprosi o opinię lekarza, zanim zacznie współpracę z zawodnikiem.
Mamy zatem wizytę u lekarza, współpracę z trenerem i ustawiony rower — można zacząć sezon. W kolejnych artykułach rozwinę część praktyczną treningu kolarskiego, psychologię, kwestie sprzętu, żywienia i innych zagadnień.
Na koniec dodam, że tytuł nawiązuje do mojej ulubionej książki o kolarstwie, autorstwa D.A. Poliszczuka. To bardzo mądra i ceniona publikacja, która opisuje proces treningu profesjonalnych zawodników. Książka ma już prawie 20 lat. Od tamtej pory, za sprawą badań i sprzętu pomiarowego, makrocykle straciły na ogromnych objętościach treningowych, ale podniosła się intensywność treningów. Stało się tak dzięki wiedzy na temat dawkowania obciążeń oraz skracania po nich czasu regeneracji. Dużym skokiem było upowszechnienie się mierników mocy.
Mimo wielu usprawnień sprzętowych wciąż należy przejść cierpliwą i ciężką pracę. Nie da się przeskoczyć pewnych etapów, a magiczne nowe metody szybko się dezaktualizują w zderzeniu z rzeczywistością.
Czynny narząd ruchu, czyli mięśnie, nauka klasyfikuje według różnych kryteriów. Zaprezentowany w poprzednich artykułach najpopularniejszy podział, uwzględniający rodzaj tkanki mięśniowej, wyróżnia mięśnie poprzecznie prążkowane, zwane szkieletowymi, mięśnie gładkie, które tworzą głównie mięśniówkę przewodów (pokarmowego, moczowego, naczyniowego) oraz mięsień sercowy. Przedmiotem naszych dzisiejszych rozważań będzie klasyfikacja mięśni ze względu na rodzaj tworzących je włókien i komórek.
Jest to zagadnienie godne uwagi sportowca, ponieważ budowa i fizjologia poszczególnych włókien determinuje rodzaj mięśni, a przez to ich predyspozycje do określonego typu wysiłku i obciążeń. Ale to, co jest najistotniejsze: mimo uwarunkowań genetycznych istnieje przestrzeń, by poprzez odpowiedni trening samemu decydować o „kolorze” naszych mięśni i wpływać na osiągnięcia sportowe. O co chodzi z tym kolorem, zaraz się wyjaśni.
Mówiąc o włóknach mięśniowych, należy wymienić dwie ich cechy, które wpływają na charakter pracy mięśni. Są to prędkość i siła kurczenia się oraz sposób pozyskiwania energii do skurczu.
Wyróżniamy dwa rodzaje włókien. Pierwsze z nich to włókna mięśniowe wolno kurczące się, ze względu na swoją barwę nazywane też czerwonymi. Drugie to włókna mięśniowe szybkokurczliwe, nazywane włóknami białymi. W zależności od przewagi jednych lub drugich mięśnie poprzecznie prążkowane możemy podzielić na trzy grupy: czerwone, białe i mieszane.
Mięśnie czerwonezbudowane są głównie z włókien wolnokurczliwych. Mają one zdolność do utrzymywania napięcia (tonusu) mięśnia przez długi czas, nie wykazując oznak zmęczenia, bo szybko się regenerują. Odgrywają ważną rolę w stabilizacji i utrzymaniu postawy, dlatego nazywamy je mięśniami posturalnymi lub tonicznymi. Należą do nich np.: prostownik grzbietu rozpięty od pośladków po czaszkę, mięsień dźwigacz łopatki łączący ją z kręgosłupem szyjnym, mięsień prosty uda (jedna z głów m. czworogłowego) oraz mięśnie kulszowo-goleniowe.
Długotrwałej „walce” tych mięśni z grawitacją sprzyja fizjologia włókien czerwonych. Duża ilość zawartej w nich mioglobiny, czyli białka magazynującego tlen, oraz wysoka obecność mitochondriów określanych mianem elektrowni komórkowych, sprzyja pozyskiwaniu energii w procesach tzw. tlenowych (aerobowych). To właśnie w mitochondriach, w obecności tlenu, składniki odżywcze (głównie kwasy tłuszczowe) przekształcane są w energię niezbędną do skurczu mięśnia. (Marzenie wszystkich amatorów odchudzania: zgubić oponkę, spalić tłuszcz!).
Mięśnie czerwone cechują przede wszystkim sportowców długodystansowych, takich jak maratończycy czy kolarze.
Mięśnie białecharakteryzują się przewagą włókien szybkokurczliwych, które biorą udział w dynamicznych ruchach oraz generują duże siły. Należą do nich np.: mięśnie trójgłowy ramienia, prosty brzucha, pośladkowy wielki i pośladkowy średni. Są to mięśnie charakterystyczne dla sportów siłowych. W przeciwieństwie do poprzednich posiadają mało mioglobiny i mitochondriów, a energię czerpią głównie z zasobów energetycznych komórki w procesach beztlenowych, podczas których uwalniany jest kwas mlekowy jako produkt uboczny, czyli powstają tzw. zakwasy. Nie są tak wytrzymałe jak czerwone, szybciej się męczą oraz wolniej się regenerują i dłużej wypoczywają. Ich inne nazwy to mięśnie fazowe lub dynamiczne.
Fot. 1
Mięśnie mieszane)posiadają w zbliżonej ilości oba rodzaje włókien.
W czystej postaci mięśnie czerwone i białe nie występują. Określone grupy mięśniowe wykazują jedynie bardziej toniczny lub bardziej fazowy charakter działania. Istnieją predyspozycje genetyczne, zmienne osobniczo, do przewagi określonego typu mięśni. Z drugiej strony odpowiedni trening może prowadzić do przekształcenia jednego typu włókien w drugie. Tak np. trening, w którym dominują ćwiczenia o umiarkowanej intensywności, trwające około jednej godziny, spowoduje, że z czasem włókna białe przekształcą się w czerwone i staną bardziej wytrzymałe. A jeśli zastosuje się trening siłowy polegający na wyciskaniu dużych ciężarów przy małej liczbie powtórzeń, będzie to sprzyjać zwiększeniu masy mięśniowej i siły oraz przyrostowi włókien białych.
„Kolor” mięśni przekłada się zatem bezpośrednio, poprzez rodzaj przemian energetycznych, na predyspozycje do uprawiania sportów albo wytrzymałościowych − aerobowych, albo siłowych − anaerobowych.
Trening wytrzymałościowy z przewagą przemian tlenowych nie tylko wpływa na przyrost włókien czerwonych, lecz poprawia również kondycję sercowo-naczyniową. Ponadto przy wysiłku na odpowiednim poziomie tętna, który trwa powyżej 15-20 minut, organizm zaczyna czerpać energię z tkanki tłuszczowej, co sprzyja jej redukcji. Jeśli np. ktoś w wieku 50 lat chce zrzucić zbędne kilogramy, to najkorzystniejsze efekty uzyska, gdy tętno podczas wysiłku będzie utrzymywane na poziomie 110 uderzeń na minutę (65 proc. x 200 - wiek), przez minimum 20 minut. Ważnym warunkiem jest oczywiście dieta. Preferowane w walce z nadwagą będą więc takie dyscypliny sportu, jak np. nordic walking (NW), bieganie, narciarstwo biegowe, taniec, kolarstwo.
Sporty siłowe z dominacją krótkotrwałych i intensywnych wysiłków, charakterystycznych dla mięśni białych, będą sprzyjać rozbudowie masy mięśniowej i przyrostowi siły, ale również modelowaniu sylwetki. Podczas tych obciążeń organizm czerpie energię w warunkach niedoboru tlenu, co sprzyja powstawaniu zakwasów i uczuciu zmęczenia mięśni.
Warto wspomnieć o zmianach zachodzących w tych mięśniach w przypadku zaburzeń narządu ruchu. Mięśnie czerwone (posturalne) w przypadku dysfunkcji mają tendencję do skracania się (przykurczu), natomiast mięśnie białe (fazowe) wykazują skłonność do rozciągnięcia, osłabienia, a nawet ulegają zanikowi. Układając trening, należy zatem pamiętać o rozciąganiu mięśni tonicznych.
W celu zobrazowania zależności pomiędzy tymi dwoma grupami mięśni, gdzie jedne stabilizują postawę i walczą z grawitacją, a drugie generują ruch i siłę, posłużę się przykładem tzw. skrzyżowania dolnego, obejmującego odcinek biodrowo-lędźwiowy.
Na Fot. 1 na czerwono zaznaczone są mięśnie prostownik grzbietu w odcinku lędźwiowym oraz zginacze biodra (biodrowo-lędźwiowy i prosty uda) mające tendencję do skracania, na biało zaś mięśnie prosty brzucha i pośladkowy wielki − z predyspozycją do osłabiania się. Konsekwencją przykurczu mięśni czerwonych z naszego schematu jest ustawienie biodra w zgięciu oraz pogłębienie lordozy lędźwiowej. W celu przywrócenia równowagi w tym obszarze w pierwszej kolejności, poprzez odpowiednie ćwiczenia, pozycje ułożeniowe czy masaż, należy rozciągnąć mięśnie przykurczone, tj.: prostownik grzbietu (ćwiczenia z wcześniejszych numerów „Crossa”: „pies z głową do dołu” − Fot. 1 A, nr 5/2025) i zginacze biodra (Fot. 2, nr 5/2025, Fot. 2, nr 6/2025).
W następnej kolejności możemy dopiero przystąpić do wzmacniania mięśni pośladkowych oraz mięśni brzucha.
Fot.2
Ćwiczenia wzmacniające mięsień pośladkowy wielki
Mięsień pośladkowy wielki odpowiada za wyprost w biodrze, czyli uniesienie nogi do tyłu, a najpopularniejsze ćwiczenie to unoszenie bioder w leżeniu na plecach przy zgiętych nogach (Fot.4, nr 6/2025).
Fot. 2 przedstawia inny wariant ćwiczeń wzmacniających mięśnie pośladkowe, z wykorzystaniem dużej piłki.
Pozycja wyjściowa: w leżeniu na plecach oprzyj łydki na piłce (nogi zgięte w kolanach). Ruch: unieś biodra w górę, policz do pięciu i opuść biodra na podłoże. Powtórz ćwiczenie 8 do 10 razy, pamiętaj o oddechu.
Sporty sprzyjające wzmacnianiu tych mięśni to m.in. bieganie, NW, narciarstwo biegowe, trekking górski.
Fot. 3
Ćwiczenia wzmacniające mięsień prosty brzucha
To ćwiczenia na tzw. sześciopak. Można go uzyskać, wykonując popularne brzuszki.
Przykład ćwiczeń mięśni brzucha w pozycji leżącej z wykorzystaniem niestabilnego podłoża (dużej piłki) oraz małej piłki. Fot. 3 A: pozycja wyjściowa, Fot. 3 B: ruch toczenia małej piłki po udach w kierunku kolan.
Jeszcze niedawno posunięcie h2-h4 w debiucie było akceptowane tylko w przypadku logicznego powiązania z dalszym planem gry białych. Przykładowo po 1.e4 c5 2.Sf3 d6 3.d4 cxd4 4.Sxd4 Sf6 5.Sc3 g6 6.Ge3 Gg7 7.f3 0–0 8.Hd2 Sc6 9.0–0–0 Sxd4 10.Gxd4 Ge6 11.Kb1 Hc7 ruch 12.h4 jest jak najbardziej zgodny z duchem pozycji: białe planują h4-h5 i otwarcie linii „h”, co umożliwi szybki atak na czarnego króla. Ma on sens i w mniej oczywistych przypadkach, np. po 1.e4 e6 2.d4 d5 3.Sc3 Gb4 4.e5 c5 5.a3 Gxc3+ 6.bxc3 Se7 posunięcie 7.h4!? nie wywołuje krytyki, bo daje przewagę przestrzeni (po dalszym h4-h5), nie pozwala ustawić skoczka na g6, a ponadto w przyszłości można będzie włączyć wieżę do gry poprzez Wh1-h3-g3.
We współczesnych partiach światowej czołówki marsz skrajnym pionkiem we wczesnym stadium gry cieszy się dużą popularnością, chociaż wcale nie jest przesądzone, czy w przyszłości się on przyda. Ma w zasadzie tylko dwa małe plusy: rozpoczyna walkę o przewagę w przestrzeni na skrzydle królewskim i… schodzi z głównych ścieżek teoretycznych. Wydaje się, że to mało, bo przecież na początku walki rozwijamy figury, walczymy o centrum i chronimy króla. Chciałbym na przykładzie kilku partii pokazać, jak arcymistrzowie starają się jednak udowodnić, że h2-h4 nie jest stratą tempa i można ten ruch połączyć z dalszym planem gry.
Obrona Nimzowitscha I. Niepomniaszczij (2767) – A. Giri (2746) Grand Chess Tour, St. Louis 2024
1.d4 Sf6 2.c4 e6 3.Sc3 Gb4 4.e3 0–0 5.a3 Gxc3+ 6.bxc3 d6 7.f3 Sc6 8.e4 Białe niepotrzebnie straciły tempo, wykonując ruch e2-e4 na raty. Uzyskały silne centrum, ale pionek c4 spisany jest na straty. 8...He8 Wstęp do ataku na pionka c4: Sa5, Hc6 i ewentualnie b7-b6 i Ga6. 9.h4?! Wątpliwa decyzja. Białe chcą szturmować pionkami pozycję nieprzyjacielskiego króla, pozostawiając własnego monarchę w centrum. Bardziej naturalnie wyglądał wariant 9.Gd3 Sa5 10.Se2 Hc6 11.c5!? dxc5 12.0–0 z rekompensatą za pionka. 9...b6?! Niedokładność białych można było szybko wykorzystać po 9...Sh5! 10.Se2 (lub 10.Gd3 f5 11.Se2 f4) 10...f5! 11.exf5 exf5 12.Kf2 f4 i biały król ma większe problemy niż czarny. 10.h5 Siódme z kolei posunięcie pionkami... 10...Ga6 11.Wa2 Oryginalny sposób przerzucenia wieży do ataku na drugim skrzydle. Alternatywą było 11.h6!? g6 12.Gg5 (lub dziewiąte posunięcie pionkiem 12.g4…) 12…Sd7 13.Ge2 Sa5 14.c5!?. 11...Sa5 12.g4 Hc6 13.Wg2 Gxc4 14.Gxc4 Hxc4 15.Se2 Sd7 16.g5 e5 Zasługiwało na uwagę 16...Sb3 17.Ge3 f5!? 17.g6 Obiektywnie czarne mają przewagę. Pozycja nabrała jednak forsownego charakteru i wymyka się ze strategicznej oceny. Białe zdołały stworzyć pewne groźby. Losy pojedynku zależą więc od dokładnego policzenia wariantów i prawidłowego osądu powstających pozycji.
17…fxg6? Błąd, po którym sytuacja robi się niejasna. Prawidłowe było 17...h6!, np. 18.gxf7+ Kh8 19.0-0 Wxf7 lub 18.Gxh6 gxh6 19.Hd2 Kg7 20.Sg3 (jeśli 20.gxf7+ Kxf7 21.Hxh6, to 21…Ke8 22.Hg5 exd4 23.cxd4 Sb3) 20...f5!? z inicjatywą w obu przypadkach. Czarne nie zauważyły lub nie doceniły 21. posunięcia przeciwnika. 18.hxg6 Wxf3 19.gxh7+ Kh8 20.Whg1 Wf7
21.Gh6! gxh6 22.Wg8+ Kxh7 23.Wxa8 Sf6? Przegrywa prawie forsownie. Ostatnią szansę dawało 23...Hc6! 24.Wgg8 (24.Wxa7 Sf6) 24...Hxe4 25.Wh8+ Kg6 z trudną do oceny pozycją. 24.dxe5 Sxe4 Po 24...Hxe4 atak białych był też rozstrzygający: 25.exf6 Hxa8 26.Ha4 Kh8 27.Hh4 Hf8 28.Wg6 Kh7 29.He4 Kh8 30.Sf4 Wxf6 31.Hd4 itd. 25.Hc1! Grozi 26…Wh8+. 25...Sg526.Wxg5! Hh4+ Lub 26...hxg5 27.Hxg5 dxe5 28.Hh5+ Kg7 29.Wh8 z wygraną. 27.Wg3 Hh1+ 28.Wg1 Hxa8 29.Hc2+! Kh8 30.Hg6 Hf8 31.e6! We7 32.Wh1 Wh7 33.Wf1 Hd8 34.Wf7! Wxf7 35.exf7 Hf8 36.Hf6+ Kh7 37.Sf4 1-0
Partia hiszpańska H. Nakamura (2802) – F. Caruana (2797) Grand Chess Tour, St. Louis 2024 (rapid)
1.e4 e5 2.Sf3 Sc6 3.Gb5 Sge7 4.Sc3 Częściej grywa się tu 4.c3 i 5.d4. 4...Sg6 Solidniej wyglądało 4...g6 z dalszym Gg7. 5.h4!? Zasługiwało na uwagę 5.d4. Białe chcą walczyć z pozycją skoczka na g6. Trudno tu mówić jednak o planach, gdyż gra szybko schodzi na tory szachowej wymiany ciosów i o losie partii decyduje taktyka. 5...Sd4 6.Gc4 Jeśli 6.h5, to 6…Sf4 7.g3 Sxf3+ 8.Hxf3 Se6 9.Gc4 c6 ze złożoną pozycją. 6...h5 7.Sg5 d5!?
8.Gxd5? Błąd, po którym powstają korzystne dla czarnych komplikacje. Prawidłowe było 8.Sxd5! Sxh4 (lub 8...f6 9.Sf3 b5!? 10.Gf1) 9.d3!. 8...Gg4! 9.f3 Po 9.Gxf7+ Kd7 10.f3 Sxh4 11.d3 Sxg2+ 12.Kf1 Sf4 13.fxg4 Hxg5 czarne stały bardzo obiecująco. 9...Sxh4! 10.d3 Ge7! Przedwczesne było 10...Sxg2+? 11.Kf2 Sf4 12.Gxf4 exf4 13.Sxf7. Teraz pozycja stała się bardzo trudna dla białych. 11.Gxf7+ Po 11.Sxf7 Shxf3+ 12.gxf3 Gh4+ 13.Kd2 Hf6 czarne zachowywały silne groźby. 11...Kd7 Niedokładność. Przewagę zachowywało 11...Kf8!, np. 12.fxg4 Gxg5 13.0–0 Gxc1 14.Hxc1 hxg4 15.Gh5+ Sdf3+ 16.gxf3 g3 17.He3 (17.Gg4? Hd4+ 18.Kh1 Sf5+ z matem) 17...Wxh5 18.f4 Kg8 19.Hxg3 Hd4+ 20.Wf2 Wf8. 12.fxg4 Gxg5 13.gxh5! Losy partii zależą teraz od tego, czy białe zdążą wyskoczyć hetmanem na g4 z kontratakiem. 13...Sxg2+ 14.Kf2? Prawidłowe było 14.Kf1! Sf4 15.Gxf4 Gxf4 16.Hg4+ Kc6 17.Gb3 Wf8 18.Kg2 i pozycja białych stawała się nawet trochę lepsza.
14...Sf4? Ostatni błąd popełniają jednak czarne. Wygrywało trudne do znalezienia w niedoczasie 14...Se3! (mniej przekonujące jest 14...Ge3+ 15.Kxg2 Hg5+ 16.Kh3) 15.Gxe3 Gxe3+ 16.Kxe3 Hg5+ 17.Kf2 Waf8 z rozstrzygającym atakiem. 15.Hg4+! Kd6 16.Gxf4 Gxf4 17.Hxg7 c6 18.Wag1 Pozycja się uspokoiła. Białe zostały z przewagą materialną i pozycyjną. 18...Wh6 Nie ratowało 18...Sxc2 19.Wg6+ Kc5 20.Gd5! Kb6 (20...cxd5 21.Hxb7) 21.Sa4+ itd. 19.Gb3 b5 20.Se2 Sxe2 21.Kxe2 Kc5 22.c3 Kb6 23.Wg6 Wxg6 24.Hxg6 Hd7 25.h6 Wd8 26.Gd5 Kc7 27.h7 Wh8 28.Ge6 He7 29.Hf7 i czarne się poddały.
Obrona sycylijska P. Swidler (2688) – J. Van Foreest (2693) Puchar Świata FIDE, Baku 2023
1.e4 c5 2.Sf3 d6 3.d4 cxd4 4.Sxd4 Sf6 5.Sc3 a6 6.Gg5 e6 7.He2!? Boczna odnoga wariantu. Z reguły grywa się tu 7.f4. 7...Ge7 8.h4!? W obronie sycylijskiej ten ruch pojawia się bardzo często, ale przeważnie później − przy różnostronnych roszadach jako element pionowego szturmu. W tym przypadku jest to również profilaktyka, gdyż po szablonowym 8.0-0-0?! nastąpiłoby 8…Sxe4! 9.Gxe7 Sxc3 10.Gxd8 Sxe2+ 11.Sxe2 Kxd8 12.Wxd6+ Kc7 z przyjemną dla czarnych końcówką. 8...h6 9.Gd2 Naturalniej wygląda 9.Ge3, ale wówczas po 9…b5 trzeba tracić tempo na obronę pionka e4. 9...Hb6 Hetman odrzuca skoczka z centrum, ale przeszkadza pionkowi b7 ruszyć do kontrataku. Elastyczniejsze było 9…e5 10.Sb3 0-0 11.0-0-0 b5. 10.Sb3 h5 Ta blokada jest częstą reakcją na h2-h4. Utrudnia białym prowadzenie ataku (g2-g4-g5), ale osłabia pozycję króla. 11.0-0-0 Hc7 12.Wh3!? Tą oryginalną drogą wieża szybko włącza się do gry. 12...Sbd7 Alternatywą było 12...b5 13.a3 Sc6 14.Wg3 g6 (14…0-0!?) 13.Wg3 g6 14.Gg5 b5 15.a3 Gb7 16.He1 Umożliwia białopolakowi wejście do akcji. 16...Wc8 17.Gd3 Sc5?! Am Swidler w swoich komentarzach zalecał tu 17...0-0!? i podawał taki ostry wariant: 18.f4 Wfe8 19.f5 Sxe4! 20.fxg6 (20.Gxe4? exf5!) 20...Gxg5+ 21.hxg5 Sxg3 22.gxf7+ Kxf7 23.Hxg3 Kg7 z pozycją trudną do oceny. 18.Kb1
18…0-0?! Bezpieczniej było pozostawić króla w centrum: 18...Wd8!, np.: 19.Sxc5 dxc5 20.e5 Sg4 21.Gxe7 Kxe7!? 22.f4 c4 z uproszczeniami i wyrównanymi szansami. 19.Sxc5 dxc5 Alternatywą było 19...Hxc5 20.f4 Wc7 (obrona gońca e7) 21.f5 He5 22.fxg6 fxg6 23.Wf3 Sg4 24.Gxe7 Wxe7 25.Hd2 Wf6 z minimalną przewagą białych. 20.e5 Sd5? Przegrywający błąd. Po 20...Sg4! komputer podaje taki wariant: 21.Gxe7 Hxe7 22.f3 Sh6 23.Se2! Wcd8 (23…c4 24.Gxg6!) 24.Sf4 Sf5 25.Wg5 Sg7 26.Wc1 c4 27.Gxg6 fxg6 28.Sxg6 Hc7 i liczy szanse czarnych na równi z białymi. 21.Sxd5 Gxd5 22.He3 c4 Lub 22...Kh7 23.Gxe7 Hxe7 24.Wg5 Kg7 25.g4 hxg4 26.h5. 23.Gxg6! fxg6 24.Gxe7 Hxe7 25.Wxg6+ Kh8 Jeśli 25...Kf7 26.Hh6 Ke8, to 27.Wxd5 exd5 28.We6 z wygraną. 26.Wh6+ Kg7 (26...Kg8 27.Hg3+ Hg7 28.Wg6) 27.Wxh5 (27…Wg8 28.Wxd5! exd5 29.Hh6+ Kf7 30.Hh7+ Wg7 31.Hf5+) i czarne się poddały.
M. Bluebaum (2658) – N. Georgiadis (2547) Apolda 2024
1.d4 Sf6 2.c4 e6 3.Sf3 d5 4.g3 Gb4+ 5.Gd2 Ge7 6.Gg2 0–0 7.Hc2 c6 8.h4 Sens tego posunięcia wydaje się wątpliwy, ale białe zdołały połączyć go z dalszym planem gry. 8…Sbd7 9.Sc3 Białe nie spieszą się z krótką roszadą, bo mają nadzieję na otwarcie linii „h”. 9...dxc4 10.Wd1 Sd5?! Pozwala białym przerzucić skoczka c3 do ataku na króla. Lepsze 10...b5 11.Sg5 Hb6. 11.Se4 c5?! Teraz atak białych rozwija się błyskawicznie. Należało zagrać 11...f5!? 12.Seg5 S7b6 13.Se5 Sb4 lub 11...h6!?, aby wkroczenie skoczka na g5 nie odbyło się bez kosztów. 12.Seg5! S5f6 (12...S7f6 13.e4) 13.Gc3 Hc7 14.dxc5 Grozi 15.Wxd7 z następnym Gxf6. 14...We8 (14...g6 15.h5)
15.Sxf7! Białe wykorzystały osłabienie punktu f7. Nie przechodziło 15.Wxd7 Gxd7 16.Gxf6 Gxf6 17.Hxh7+ Kf8 i król uciekał. 15...Kxf7 16.Sg5+ Kg8 17.Sxe6 Hb8 18.Sg5 Można było przejść do końcówki z przewagą materialną: 18.Wxd7 Gxd7 19.Sg5 g6 20.Gxf6 Gxf6 21.Hxc4+ Kh8 22.Hf7 Wxe2+! (22…Gxg5 23.hxg5; 22…Gg7 23.Gd5 z groźbą Hg8+!) 23.Kxe2 He8+ 24.Hxe8+ Wxe8+ 25.Kd2, ale aktywność czarnych gońców utrudniała wygraną. 18...Sf8 19.Gd4 (19.Gxf6 Gxf6 20.Hxc4+ Se6) 19...Ge6 20.Sxe6 Sxe6 21.Hxc4 Hc8 22.Gh3 Gf8 23.Gxf6 gxf6 24.0-0 Kh8 25.b4 Białe zostały z trzema pionkami za figurę i silną inicjatywą. Po obustronnych niedoczasowych błędach czarne skapitulowały w 55. posunięciu.
Partie wykazują, że wczesne h2-h4 nie musi być stratą tempa, nawet jeśli jest ono trochę sprzeczne z zasadami gry w debiucie. Prowadzi do oryginalnych pozycji i szybko zmusza przeciwnika do samodzielnego myślenia. Może dlatego stało się tak modne?
Na co dzień, poza pracą z kadrą Stowarzyszenia „Cross”, prowadzę również indywidualne treningi z dziećmi. To często kilka, a nawet kilkanaście godzin tygodniowo spędzonych na zajęciach jeden na jeden. Nierzadko zdarza się, że już z dziesięciolatkami analizujemy bardzo złożone, niejednoznaczne pozycje − takie, które potrafią sprawić trudność nawet doświadczonym seniorom. To najlepszy dowód na to, jak dynamicznie rośnie poziom gry w warcaby i jak wysokie umiejętności trzeba dziś prezentować, aby sięgać po medale w młodzieżowych kategoriach.
W tym numerze chciałbym podzielić się fragmentami właśnie z takich treningów i analiz partii moich najmłodszych podopiecznych. To zestaw starannie dobranych pozycji, które mogą stać się doskonałym materiałem do ćwiczenia zarówno gry pozycyjnej, jak i kombinacyjnej − niezależnie od wieku i doświadczenia.
Ciekawy motyw kombinacyjny z wykorzystaniem idei uderzenia Napoleona pojawił się w jednej z partii mojego 10-letniego podopiecznego. 1.32-27! 21x43? Czarne mają szansę na uratowanie remisu w trudnym do obliczenia wariancie: 1...23x43 2.27x9 43-49 3.9-4 (3.9-3 24-29 4.34x14 20x9 5.3x14 25-30 6.35x24 49x10=). 2.39x48 23x32 3.34-29 24x33 4.22-17 11x22 5.35-30 25x34 6.40x7
Tę pozycję należy obliczyć do samego końca partii! 1.33-29! 24x33 2.39x8 30x50 3.27-22 18x38 4.8-2 50x11 5.26-21 16x27 6.2x43 6-11 7.43-39 11-16 8.39-43 i widełki przesądzają o wygranej białych.
Uderzenie obcasem, które przeprowadziłem podczas jednej ze sparingowych gier. 1.23-19! 14x23 2.32-28 23x32 3.38x7 12x1 4.33-28 22x33 5.29x38 20x29 6.34x21
Niesamowita idea kombinacyjna z jednej towarzyskiej partii treningowej z moim podopiecznym: 1...18-22! 2.27x18 36x27 3.32x21 12x25 z najprawdopodobniej wygraną pozycją pomimo równej liczby pionów.
Turniejowa partia mojej podopiecznej. Białe wygrywają dzięki rzadko spotykanemu w partiach uderzeniu. Wykorzystuje ono ideę uderzenia Philippe’a, ale końcowa idea nazywa się inaczej. Kto już wie jak? 1.33-29! 24x22 2.35-30 25x34 3.40x20 15x24 4.32-28 22x33 5.38x20
W tym układzie kamieni wyglądającym na standardową pozycję klasyczną dość niespodziewanie białe mogą zdobyć inicjatywę. Wykorzystują w tym celu motywy kombinacyjne, które łatwo przeoczyć! 1.27-22! 18x27 2.32x21 23x32 (2...16x27? 3.34-29! 24x22 4.35-30 25x34 5.40x16 i pion 27 ginie) 3.37x28 16x27 4.28-23 19x28 5.34-30 25x34 6.39x10 9-14 7.10x19 13x24 8.41-37 12-17 9.37-32 28x37 10.42x22 17x28 11.40-34 i czarnym niełatwo będzie obronić punkty 24 i 28.
Kolejny przykład pokazujący, jak skomplikowane mogą być pozycje klasyczne. Słabością czarnych jest pozycja zbudowana nierównomiernie, w której ich długie skrzydło jest wyraźnie słabsze od krótkiego. Okazuje się, że białe mogą to wykorzystać już teraz! 1.27-22! 12-18 1...1-7 2.22-18! 13x22 3.33-29 22x33 4.29x18 12x23 5.38x20 z przerywem na skrzydle i wygraną pozycją. 2.47-41! 18x27 3.32x12 8x17 4.34-30! 23x32 5.37x28 i nie ma obrony przed 28-23! Piękna i niełatwa idea, którą warto zapamiętać.
Ten przykład prezentuje bardzo ważną ideę w pozycjach klina Roozenburga. Ustawienie czarnych w niewidoczny sposób wykorzystuje błąd białych z ostatniego ruchu, którym był atak 33-28. 1...25-30! 2.34x14 23x45 3.14-10 i czas na nietrudną, ale bardzo ukrytą kombinację: 3...18-23! 4.28x19 17-22 5.27x18 12x5
Kolejny manewr, który znać po prostu należy, grając przeciwko klinowi. W ostatnich ruchach białe kontynuowały atakowanie klina, osłabiając krótkie skrzydło czarnych. Teraz czas na finał z wykorzystaniem braku czarnego kamienia na polu 11. 1.38-33! 27-322.34-29! 25x23 3.33-29 23x34 4.43-39 34x43 5.49x7